Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Jack vs Will - opozycja postaw i charakterów

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:42, 27 Lut 2008 Temat postu: Jack vs Will - opozycja postaw i charakterów

WYDZIELONE Z "OSOBOWOŚĆ JACKA S."

Aletheia napisał:
Taa... A jakby Elizabeth nie obiecała wcześniej Norringtonowi, to... "Miłego dyndania, stary. Fajnie się pływało, ale cóż, life is brutal." Nie macie takiego wrażenia? Że juz po prostu nie miał lepszego pomysłu co dalej? Ukochana stracona, więc niech przynajmniej mnie zapamięta, żegnaj okrutny świecie, niech mnie odstrzelą na jej oczach.


Zastanawiałam się kiedyś nad tym czemu Will chciał go uratować od tego stryczka. Wydaje mi się, że bardzo ujęła go (Willa) wypowiedź "They've done what's right by them. Can't expect more than that" - no normalnie aż się obejrzał. Bo to takie nie w stylu Jacka - żadnego "Cooo?! wiosłuj szybciej! łapać Perłę!" - zero jakiejś złości czy fochów. Jakby oba cele - Perła i ratowanie Elizabeth były równorzędne od początku kiedy wyruszyli razem na tę wyprawę. Akurat Jackowi się nie udało, ale nie ma żadnych pretensji. Will też mógł przecież odpaść, ale tak wyszło, że akurat kapitan miał pecha. Bo przyznam szczerze, że rzeczywiście pomyślałam kiedyś, że Will to w tej scenie taki desperat, co nie ma pomysłu na życie Laughing - ale mi coś takiego jednak do niego nie pasowało. Musiałam więc wymóżdżyć coś innego LaughingRazz. Zasadniczo William chciał ratować Elizabeth - jasne, że ją kochał i pewnie jego marzeniem było, żeby ona z wdzięczności rzuciła mu się na szyję i powiedziała Wiiiiill, też cię kocham, ożeńmy się - ale myślę, że tak naprawdę nawet na to nie liczył - bo był kowalem, a ona córką gubernatora. Tak więc myślę, że jego decyzja wynikała bardziej jednak z tego, że wzruszyła go postawa Jacka. Laughing

Jeszcze a propos Willa i tego, że ciągle wykorzystuje Jacka do realizacji własnych planów. To oczywiście prawda - ale spójrzcie jaki on jest szlachetny! i przystojny! - o! i to to jest dopiero heroizm Laughing. Nie no, powaga, bo przecież on się zawsze poświęca - jak nie dla Elizabeth, to dla ojca. Jest bardzo dobry - piratuje w jakiejś takiej "słusznej sprawie" - a więc jest usprawiedliwiony Very Happy. Nawet jeśli podprowadza Jackowi Perłę Laughing. Chociaż tak właściwie to tam przecież było "captain issue in doubt" - a więc żadne straszne "mutiny" z jego strony Laughing - pospolita kradzież - tyle Laughing.

Aletheia napisał:
Co do superhirołów, to owszem, PotC ma takowego, ale jest nim według mnie... Will. Wink (Tu się przypadkiem od iluś już postów nie kroi wypączkowująca z tego tematu "Osobowość Williama T."?). On jest piękna męścizna na etacie Księcia z Bajki, a zarazem zbawiciela świata. Kto, jak nie ten chodzącv Honor i Prawość, Harcerz (z aspiracjami do Rycerza) William herbu Czystego Serca i Drewnianej Szpady, w opozycji do Jacka, herbu (kradzionego) Giętkiego Sumienia i Wyszczerbionego Kordelasa? Tak właściwie, niezależnie od tego jak mu wyszło z Elizabeth, jak go tak porwała solidarna szlachetność, co szkodziło, żeby w nocy tajemnicza ręka pomajstrowała przy zamku, a rano się okazało, że pirat wyparował? Skutecznie i bezpiecznie, dla obu. To nie, ten musiał mieć swoją Wielka Chwilę, on inaczej nie potrafi jak tylko z przyłbicą podniesioną i spojrzeniem jasnym, och ach, jakże romantycznie. Jest w tym coś... egoistycznego.
Niezłe wnioski się tu kleją - wychodzi, że Jack chłop poczciwy z kościami, a Will nie taki kryształowy jak by chciał się widzieć. Sami by się pewnie zdziwili. Mr. Green Bo o ile Jack nie oszukuje sam siebie, o tyle Will owszem. Zaczynając od zaprzeczania pirackości tatusia. A Jackowi się to nie podoba - wydaje się, że w tym wypadku dewizą Jacka byłoby "Innych oszukuj, ale sobie wal prawdę w oczy i nie unikaj jej." I tego Jack wydaje się przestrzegać.


Aletheia napisał:
Że Jack odpuścił załodze wiejącej z Perłą? Mam wrażenie, że on nawet nie musi fizycznie mieć Perły pod nogami, żeby czuć że ją odzyskał. Zresztą Perła już wtedy była "odklęta", może i to miało dla niego znaczenie. Powiem wiecej, on już się chyba wtedy pogodził i ze stryczkiem. Już osiagnął swój cel, załatwił porachunki i może odejść, niech sie dzieje co chce. Nadzieja i chęć do życia błyskają mu dopiero, gdy ze swoim Wielkim Występem startuje Will, a dostrzega realne szanse i zaczyna kombinować, gdy widzi papugę.


Ależ ja się z tym wszystkim zgadzam - że Jack osiągnął swój cel, bo załatwił Barbossę, odbił mu Perłę i ją odklął i że był pogodzony z tym, że z rana zawiśnie. Ale motywy działania Willa wolę tłumaczyć jego własną (Willa) perspektywą. Turner odkąd się dowiedział, że Jack był kiedyś kapitanem Perły, to mu przykleił taką etykietkę, że ten nic tylko będzie teraz ścigał ten okręt do upadłego. A tu nagle coś takiego - coś, czego się kompletnie po nim nie spodziewał. Więc to co tam wtedy napisałam, to jest to, co wydaje mi się, że Will w tym momencie pomyślał na temat Jacka i że się tym wzruszył. Czyli Jack z perspektywy Willa, a nie Jack jako Jack ze wszystkimi swoimi własnymi uwarunkowaniami. Ale zapętoliłam Mr. Green. Ale myślę, że ta zasada którą sformułowałaś - o tym, że jest milion Jacków - w zależności od interpretującego - działa również wewnątrz akcji PotC Very Happy. Ja wiem - że przesadzam i takie myślenie która postać co w danym momencie myśli prowadzi głównie do teorii szpiegowskich - ale ja tak muszę Razz. Naprawdę wydaje mi się, że bohaterowie filmu też mają swoje własne subiektywne spojrzenia na różne sprawy - niekoniecznie pozostające w zgodności z obiektywną rzeczywistością przedstawianą na ekranie. Znaczy się - PotC to tak naprawdę mój pierwszy film w życiu który lubię oglądać - więc ja się kompletnie na filmach nie znam i nie wiem, czy to jest prawidłowe - takie rozbijanie perspektywy na milion części - chyba nie - bo wtedy generalnie gubi się główny wątek i następuje ogólna skucha Laughing. Ale przynajmniej dyskusja Very Happy.

A teraz dalej - myślę, że William nie miał możliwości uwolnienia Jacka w inny sposób. Norrington mówi coś takiego - "I thought we might have to endure some manner of ill-conceived escape attempt" - czyli na pewno Jack był szczególnie starannie pilnowanym więźniem - pewnie dlatego, że miał (James) na Sparrowa alergię, no i tym bardziej że już raz mu (Jamesowi) się wywinął (Jack). Więc to nie było takie proste - egzekucja była chyba najbardziej stosownym momentem.

Och, Aletheia, a poza tym podważasz szlachetność Willa! Very Happy Ja się nie mogę na to zgodzić - jest zbyt przystojny Laughing. On nie zaprzecza pirackości tatusia - tylko po prostu nie wie, co się z ojcem dzieje i kiedy Jack strzela mu z tego bloody pajrata, scallywaga to nie chce tego przyjąć do wiadomości bo co mu się będzie taki Sparrow wymądrzał. Ale zauważ, że kiedy w DMC spotyka ojca na Holendrze to przysięga mu, że go uratuje - ach, jak przystojnie Very HappyVery Happy - bo to przecież jego ojciec - nieważne pirat czy nie-pirat, nieważne, że go jako dzieciaka zostawił... Q.E.D. William jest bardzo przystojny Mr. Green.

Natomiast w kwestii tego czy za tym kryje się jakiś egoizm - w ujęciu takim jak tu napisałaś. Ja myślę, że nie - bo przecież jednak ucieka się do piractwa i myślę, że jednak nie oszukuje się, że sposoby do których się ucieka ratując Elizabeth czy potem Jacka Sparrowa, a jeszcze później ojca są same w sobie szlachetne. Cele ma szlachetne - ale nie ma takiego rysu - że wszystko muszę rozegrać z podniesioną przyłbicą. Znaczy się - jakby się dało to pewnie by tak rozgrywał, bo w końcu jest przystojny - ale jeśli trzeba sobie ubrudzić ręce - to jednak zarzuca ten swój codzienny heroizm.

Aletheia napisał:
Eddie, już mówiłam, że uwielbiam to co piszesz? Dawno tak nie chichotałam do monitora. Już dobrze, jest przystojny! Nawet z zachowania przystojny! Dotarło! Przyswoiłam! Twisted Evil Moja czasem przyswajać prawie od razu... Ale doskonale rozumiem, że to się chce pisać wciąż od nowa, ja mam tą samą fazę przy Jacku. Very Happy Więc pisz, mnie Will trochę działa na nerwy, ale i tak się fajnie czyta to buchające uwielbienie. Very Happy Może nawet dam się do niego przekonać...


Aletheia napisał:
Co do Wielkiego Momentu Willa, owszem, Norrington pewnie osobiście sprawdził zamki. Nie zdziwiłabym się, gdyby też zadbał o przypilnowanie pewnego kowala, któremu już raz zdarzyło sie narozrabiać w tej samej sprawie. Twisted Evil No i przede wszystkim, nie mielibyśmy jednej z najlepszych scen całej trylogii. Very Happy Co jednak nie zmienia mojego przekonania, że Will zrobił z tego prywatną pokazówkę. Płaszcz, pióro... i ukłon przed Elizabeth. "Pewnie sie nie uda, ale przynajmniej z hukiem". Twisted Evil Choć bynajmniej nie chciałabym twierdzić, ze Jack nie ma dla niego żadnego znaczenia. Wygląda przecież na to, że zamierza dołączyć do niego i dlatego chce go uwolnić. Dopiero Elizabeth znowu wszystko wywraca.


Will po prostu chciał się pożegnać Razz - więc się kłania i w końcu mówi Elizabeth to, co już powinien był powiedzieć dawno... Co do stroju - odpowiedni do okazji Very Happy. Moment, w którym Will pokazuje, że akceptuje piractwo - rzecz jasna - piractwo w takim bardzo idealistycznym ujęciu - więc płaszcz i kapelusz są jak najbardziej na miejscu - dodatkowo ma tam jakieś paski poprzepinane - ogólnie - dużo dzieje się w tym jego ubranku - myślę, że to miało być nawiązanie do tej fantazyjnej pirackiej mody. A że Will był kowalem i pewnie nie miał za bardzo rzeczy w tym stylu - to wyszło jak wyszło Razz. Mnie się w każdym razie ta stylizacja podoba Very HappyVery Happy. Kolory się ładnie zgrywają Very Happy. Później - po CBP - Will zrobił sobie w szafie rewolucję - w DMC już zupełnie inaczej się nosi. I bardzo dobrze, bo w pirackich klimatach bardzo mu do twarzy Very HappyVery Happy.

I jednak musi mieć Jacka bardzo głęboko na względzie - ponieważ to z jego winy (bardziej jednak z winy Elizabeth, ale nieważne) on teraz zostanie powieszony - bo trzeba było nie piratować i zaufać kapitanowi - wtedy by przeprowadził (Jack) swój plan bez przeszkód - miałby Perłę, a Will wracałby do Port Royal jako bohater - albo by nie wracał - wedle uznania. A tak to - ogólna lipa wyszła... ale przynjamniej film dłużej potrwał Laughing.

Aletheia napisał:
Co do samooszukiwania Willa, widzę to tak, że z początku mamy niewinnego chłopczynę, który pielęgnuje pamięć po straconym ojczulku i dlatego nie dopuszcza prawdy, którą mu bez ogródek wywala Jack. Jasne, że nie uwierzył, bo co mu będzie taki łazęga pamięć po drogim zmarłym szargał. Wink On chce bezpiecznie hodować to swoje złudzenie. A Jack widzi to wyraźnie i to jest kolejny moment, kiedy mamy Jacka poważnego, bez błazenady. Po pierwsze, nie podoba mu sie taka postawa - to jest zakłamanie, zatykanie uszu na prawdę. Po drugie, w tej sytuacji Will jest dla niego niepewny, nigdy nie wiadomo kiedy wyskoczy z buntem. A buntów Jack już ma z pewnością dosyć. Po trzecie wreszcie, irytuje go, że Will jest taki strasznie praworządny i antypiracki, z czarno-białą wizją świata. A w końcu Jack, nie dość że sam pirat, to jeszcze najwyraźniej ufał piratowi Billowi. Jack wie najlepiej, że to nie jest tak proste, jak by chciał Will. Dlatego kiedy Will zaczyna się stawiać i wymachiwać mu bronią przed nosem, traci w końcu cierpliwość i strzela mu pogadankę światopoglądową, umieściwszy go sobie wygodnie za burtą, żeby zmiękł i nie wierzgał. I dlatego kończy ironicznym pytaniem, czy Will popłynie pod rozkazami pirata. I zauważcie, że oddaje Willowi broń, zanim ten obieca, że będzie grzeczny (właściwie to nie obiecał Wink ). Nie ufa Willowi w kwestii "głupiej uczciwości", ale wie, że może zaufac przynajmniej jego honorowi, że on go nie zaatakuje podstępem. Ale to był początek przemiany Willa. Z czasem przyjmie do wiadomości to co niewygodne, ale prawdziwe. Pogodzi się też ze skomplikowaniem świata. Zacznie sam używać metod, które wcześniej uznałby za niehonorowe. Czegoś sie od Jacka nauczy i to właśnie widać w zakonczeniu CBP - wręcz demonstracyjnie przechodzi na stronę pirata. Jak coś przejmuje od Jacka, to od razu przystojnieje. Mr. Green


W ostatniej scenie rzeczywiście przystojnieje - chociaż niewiadomo jakim cudem to w ogóle możliwe Laughing - oczywiście to, że stał się bardziej przystojny od najprzystojniejszego z najprzystojniejszych - czyli że w kategoriach przystojności pobił na głowę samego siebie Laughing. Very HappyVery Happy

Ale tą scenę na Interceptorze widzę trochę inaczej. Nie sądzę, żeby Jacka wkurzała antypirackość Willa i żeby ta gadka, którą mu zaserwował nosiła znamiona pogadanki światopoglądowej. Chodziło raczej tylko o to, że Will jest - jak napisałaś - niepewny. Jacka irytuje raczej to, że Turner się stawia i nie współpracuje w sytuacji kiedy są na współpracę skazani.

I tak - postawa Willa i jego pogarda dla piratów jest jak najbardziej uzasadniona i nie sądzę, żeby Sparrow chciał go w jakikolwiek sposób nawracać - ponieważ to generalnie Will ma rację. Przecież piraci to złodzieje, którzy nie mają ochoty kalać się uczciwą pracą tylko wolą rabować i generalnie w ten sposób są w filmie ukazani - Barbossa oprócz tego, że ugania się za ostatnią monetą ze skarbu Azteków i poszukuje dzieciaka Bootstrapa, to jednak głównie zajmuje się napadaniem na statki i nadmorskie miasta i gromadzi te wszystkie swoje łupy w jaskiniach na Isla de Muerta. I tak robili wszyscy piraci - to Jack jest taką trochę anomalią - on sobie ukuł własną definicję piractwa - i chociaż wpisuje się ona w to takie ogólne pirackie łotrostwo - to jednak w wielu punktach mocno odstaje od "prawowitej" ideologii (pirackiej, of course). Ale Jack bynajmniej nie zamierza się wykłócać - już chce to skończyć i mówi trochę zmęczony "Put it away son. It's not worth you getting beat again". On w ogóle jest w tej scenie w podłym humorze i nie ma ochoty na pogaduszki - "Is that so?" - no i co, i teraz ja mam ci opowiadać swoje życie? - ale Will drąży temat ojca - więc coś mu tam odpowiada no i dość nieszczęśliwie używa słowa pirat - prawdopodobnie gdyby wiedział jak to podziała na Willa nie zrobiłby tego. W każdym razie wykłócanie się o definicję pirata uważa za bezsensowne - bo co - powyrzynają się teraz na tym statku? - chce więc uciąć temat. Ale w tym momencie otwiera się nowy wątek - kto kogo pobił? Laughing Zasadniczo - Will ma znowu rację - myślę, że Jack nie ma tutaj ambicji udowadniać mu, że jest inaczej (chociaż niewątpliwie wkurzyło go też, że Will w ogóle, tak generalnie twierdzi, że jest w stanie go zdmuchnąć z powierzchni ziemi, więc jednak trochę ma ambicję Laughing) bo wie, że w uczciwej walce ma z nim małe szanse - tylko właśnie to co napisałaś - denerwuje go, że Will się stawia. Faktycznie - jest bardzo niepewny - nie ufa mu, jest na niego cięty - w związku z czym istnieje realne niebezpieczeństwo, że w nieodpowiednim momencie wyskoczy mu z jakimś niespodziewanym numerem. Więc chce sobie szczeniaka wychować - trochę radykalnej metody użył, ale chciał wyłożyć mu to dobitnie Laughing - jednak trochę się zagalopował i generalnie źle to rozegrał - a wszystko przez to, że nie docenił Willa i już na początku przykleił mu etykietkę "głupi", co jednak okazało się ogromną skuchą Mr. Green - naprawdę tak uważam. Ach, bo przecież Will jest bardzo bystrym i bardzo mądrym chłopakiem Very HappyVery HappyVery Happy no i oczywiście bardzo przystojnym Very HappyVery HappyVery Happy - zawsze trzeba to podkreślić (cieszę się Aletheia, że już to przyswoiłaś Very Happy, ale do niektórych jeszcze pewnie nie dotarło - więc powtarzam to z uporem maniaka z dedykacją dla tych niektórych właśnie Laughing). Nieważne - w każdym razie - daje go za burtę i mówi tyle, że jakby naprawdę chciał go zabić - to by go już dawno sprzątnął, ale nie jest to w jego interesie - obaj są skazani na współpracę - bo ani Jack bez Willa nie osiągnie swojego celu, ani też Will bez niego nie odszuka i nie uratuje Elizabeth. A więc - prosi o współpracę i o to, żeby mu zaufał - dlatego przerzuca tą szpadą i mu ją oddaje - bardzo ładny gest - strasznie mi się to podobało Very Happy. Nooo - mi się wydaje tak RazzVery Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 22:44, 27 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Co do stroju - odpowiedni do okazji. (...) A że Will był kowalem i pewnie nie miał za bardzo rzeczy w tym stylu - to wyszło jak wyszło. Mnie się w każdym razie ta stylizacja podoba .

No, teraz to juz muszę zacytować coś, co kiedyś napisałam na innym forum. Laughing
"Orlandowi raz jeden, jedyny udało się przebić Deppa (no, z daleka, po ciemku, we mgle...). Wink W jedynce, scena egzekucji. Ten płaszcz, ten kapelusz... to PIÓRO! Shocked Very Happy Chłopak jak lalka. Na półce postawić i ostrożnie odkurzać. Laughing Cóż, kiedy nie sam wygląd składa się na JAKOŚĆ. Pięknemu Orlandowi w tej konkurencji nie pomogą wszelkie wysiłki charakteryzatorów."
No, teraz to oberwę... przewala oczami

Eddie napisał:
Nie sądzę, (...) żeby ta gadka, którą mu zaserwował nosiła znamiona pogadanki światopoglądowej.

Eddie napisał:
chce sobie szczeniaka wychować

Ekhem... To drugie aby nie przeczy pierwszemu? Gwizdze..
Niewiele jest takich sytuacji, gdy Jack wygłasza coś tonem motta życiowego. Raz, wykład zaburtowy. Laughing Dwa, Tortuga, uroki miasta. Wink Trzy, "what The Black Pearl really is...". Cztery, "dishonest". Coś przeoczyłam? Pewnie tak, nawet jeśli liczyć tylko CBP. No to wyszło jednak sporo... Zakładamy temat "Jacka S. mądrości życiowe"? Laughing Ciekawe, że połowa z przytoczonych jest pod adresem Willa. Jack praktycznie od razu (poczatek jest już w kuźni) ustawia się na pozycji tego starszego wróbla, Wink co nieopierzonemu pokazuje jak fruwać, "Słuchaj się mnie, smarkaczu, to może będą z ciebie ludzie". Rozum Willa przejawił się głównie w tym, że potrafił się uczyć.
A co do pirackości Jacka i antypirackości Willa, to nie sądzę, żeby Jack się cackał z czyjąkolwiek wrażliwością. Jak zwał, tak zwał, stary Bill był piratem i wyszłoby na to samo, choćby owijać rzecz w tony bawełny, obchodzić kilometrami ogródków i honorować go eufemizmami w rodzaju "romantycznie pozostającego w nieporozumieniu z prawem". A Jack, mimo, że zimnym łotrem nie jest, to jednak też trudno go zwać aniołkiem. A Will w tamtym momencie jeszcze był "czarno-biały" i w jego oczach pirat to pirat i cześć. Widzi to tak, że dla Elizabeth zaszargał ten swój nieskazitelny honor już przez sam fakt umowy z typkiem zza krat. To już dla niego poświęcenie, ale żadnej przyjaźni sobie nie życzy, to za dużo. Dopiero później obejrzał sobie Barbossę et consortes, porównał, przemyślał...

Eddie napisał:
kto kogo pobił?

A kto ma czyją broń? Wink 1:0 dla Jacka, bezapelacyjnie. Twisted Evil Will dostał solidną lekcję. Nigdy później Jack go w ten sposób nie sprowadza do parteru (przede wszystkim psychicznego), ale też nigdy już nie musi. W tej scenie, Jack błysnął, uważam, doskonałym wyczuciem ludzkiej natury. Zależnie od tego jak to przeprowadzi, może Willa "kupić", albo zrobić sobie zaciętego wroga. Po pierwsze, to już był początek buntu - Jack zatem pokazuje buntownikowi, gdzie są i kto tu jest "pierwszy po Bogu". A ma to znaczenie także dla całego planu - Will nie może za dużo kombinować na własną rękę, bo zawali wszystko. Co później było widać... Zatem Jack musi ustawić hierarchię, dla dobra ich obu. I ustawia. Ale oddaje Willowi broń, natychmiast i bez żadnych warunków! Tym samym, Will dostaje przekaz - "Mam nad tobą przewagę i mogę zmusić cię do posłuchu. Zrobię to, jeśli będziesz się dalej zachowywał jak porywczy dzieciak. Ale nie chcę trzymać władzy siłą. Jedziemy na tym samym wózku, potrzebujemy się nawzajem, więc chcę traktować cię jak partnera. Pójdziesz na ten układ, czy dalej wolisz zadzierać nosa?". Trochę wiec sponiewierał Willowi męska ambicję, ale nie bardziej niż naprawdę musiał. Will, choć obrażony, jednak przyjmuje broń - a razem z nią zaoferowane, jeśli nie przyjaźń (za wcześnie na to jeszcze), to przynajmniej porozumienie. Zatem...
Eddie napisał:
przerzuca tą szpadą i mu ją oddaje - bardzo ładny gest - strasznie mi się to podobało

W tym się zgadzamy. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 3:15, 28 Lut 2008 Temat postu:

Aletheia napisał:
No, teraz to oberwę...


Nooo Very Happy i to czymś ciężkim Exclamation Wysiłki charakteryzatorów nie muszą Orlandiemu w niczym pomagać - i tak jest przystojny Razz. Mi się wydaje, że ten jego strój miał taki być - taki właśnie niedorzeczny trochę - po prostu kowal przystrojony na pirata - bo jakby od razu wyskoczył z taką iście piracką garderobą (ach, jakże stylową Very Happy) jak w DMC - to by to wyszło dziwnie z leszka - bo skąd by ją miał... Pióro jest bardzo pirackie Very Happy. Barbossa miał pióro Very Happy. A tak na marginesie - wysiłki charakteryzatorów za to bardzo przydały się Deppowi - bo Jack Sparrow jest po prostu świetny - pomimo tego, iż Johnny jako Johnny jest beznadziejny. Chyba ten młot, którym rzuciłam w Twoim kierunku zaraz do mnie wróci Laughing.

Aletheia napisał:
Ekhem... To drugie aby nie przeczy pierwszemu?


Ale mi chodziło o to, że ten wykład zaburtowy Very Happy nie ma na celu prostowania poglądów Willa na kwestię piractwa - czyli w tym sensie nie jest to pogadanka światopoglądowa. Jack nigdy nie miał zamiaru edukować Willa w tym względzie - po prostu chciał jak najszybciej doprowadzić do zakończenia sprawy - mógłby nawet z nim w ogóle nie rozmawiać po drodze Laughing - taki trochę buc Laughing - ożywia się właściwie tylko na Tortudze - no i tu na tym statku, bo się zadra wykłóca czyje będzie na wierzchu Laughing. A poza tym - totalnie ignoruje Willa - jest bardzo niesympatyczny - nie chce go bliżej poznać i sprawia czasem wrażenie, że robi łachę, że mu w ogóle cokolwiek odpowiada Laughing. Will chce rozmawiać z Jackiem, a ten go chamsko olewa. A więc - z takim podejściem - nie wygląda mi na to, żeby zamierzał dzielić się z Willem swoimi mądrościami życiowymi - nie nadaje się na starszego wróbla Laughing (czad określenie, tak btw Very Happy). W kuźni ustawia się (czy raczej stara się ustawić) zasadniczo na pozycji wyjściowej - poza tym jeszcze w ogóle nie zamierza zadać się z Willem (nawet w celu wykorzystania go) - więc tym bardziej nie udziela mu tam żadnej lekcji. Jeżeli Jack kiedykolwiek miał ambicję być dla Willa kimś w rodzaju nauczyciela - to moim zdaniem poniósł klęskę totalną. Pożal się Boże pedagog - Will musiał się sam wszystkiego uczyć - całe szczęście, że chłopak jest bystry i uważnie słucha i obserwuje to co się wokół niego dzieje Very Happy. Chociaż trzeba przyznać, że generalnie wyprzystojniał po tych przygodach - czyli w sumie znajomość ze Sparrowem wyszła mu na dobre Very Happy.

Oczywiście, że Jack się nie cackał - było mu to dokumentnie obojętne, czy Will pogodzi się z tym, że jego ojciec był piratem, czy się nie pogodzi - dlatego chciał uciąć tę rozmowę. Nie chciał się o to wykłócać, ale oczywiście jego musiało zostać na wierzchu. Moim zdaniem mógł się pohamować i darować sobie uwagę "but pirate is in your blood, boy, so you'll have to square with that someday" - to zdanie zabrzmiało cokolwiek dziwnie i generalnie jak się wygaduje takie rzeczy i do tego zachowuje się w ten sposób, to nic dziwnego, że się później obrywa wiosłem. Chciał sobie ustawić Willa - troszeczkę nie wyszło Laughing.

A William - ja sądzę, że on nigdy nie miał problemu z szarganiem własnego honoru czy z czarno-białą wizją świata. Bez wahania decyduje się na układ ze Sparrowem gdy tylko dowiaduje się, że tamten coś gadał o Czarnej Perle - i nie towarzyszy temu jakiś straszny konflikt wewnętrzny. Will oczywiście nie robił na co dzień takich rzeczy - więc cała sytuacja jest dla niego nowa i całe to piratowanie też - nie miał o tym zielonego pojęcia, nie interesował się tym i nie zaczytywał w książkach na ten temat - tak jak Lizzie. To wszystko zupełnie inny świat - dlatego jest taki niezorientowany. Ale naprawdę, uczy się bardzo szybko i generalnie wnioski wyciąga sam. Wbrew temu co myśli o nim Jack - głupi nie jest. A jego podejście do piratów jest jak najbardziej uzasadnione - przecież taka była prawda - że to łotrowie i oprychowie. No bo ilu takich dobrych piratów? Cały jeden - Jack Sparrow? Czy dwóch? Bootstrapa też wliczamy? A więc spojrzenie na tą kwestię miał bardzo realistyczne. Jednak, mimo wszystko, William w stosunku do Jacka jest bardzo otwarty - to raczej Jack nie życzy sobie przyjaźni. Ale on jest po prostu specyficzny - ciężki człowiek Laughing.

Aletheia napisał:
A kto ma czyją broń?


Ale mi chodziło o pojedynek w kuźni - do kłótni o ojca-pirata doszedł wątek kto kogo pobił (wtedy). Oczywiście Jack i tu musiał mieć swoje na wierzchu i przywalić mu z tego czegoś z żaglem i posłać za burtę - czyli udowodnić, że jednak potrafi go pobić. No i bardzo fajnie - bo Jack rzeczywiście jest nieziemsko sprytny - tylko... że... - dość niefortunnie - pokazał w ten sposób Willowi że on nie grywa fair. W efekcie - zamiast go sobie ustawić, dał mu po prostu kolejny powód, aby ten mu nie ufał i kombinował na własną rękę. Czyli, zasadniczo - osiągnął coś przeciwnego niż zamierzał. Ja się wcale nie dziwię Willowi, że mu walnął z tego wiosła - szczególnie po tym jak Jack poinformował go na czym polega kodeks piratów Laughing. Will jest naprawdę bardzo bystry - nie robi tam nic głupiego Laughing, a przynajmniej w tym momencie mi się nie przypomina Laughing. To wszystko wina Jacka, że on (Will) jest tak odbierany. Znalzał się najmędrszy i będzie mi teraz Willa od głupich wyzywał!!! Wsciekly Jutro zostanie zdjęty ze ściany Laughing.

No i oczywiście - nie uważam, żeby Turner był obrażony - jest po prostu zdezorientowany, bo Jack wysyła mu sprzeczne sygnały i on nie bardzo wie jak go interpretować. Nie pojechał mu też po ambicji - raczej nie zrobiło na nim wrażenia to, że Jack mu udowodnił, że potrafi go pokonać walcząc nieuczciwie - już doskonale wiedział o tym wcześniej. W pojedynkach na zasadach Jacka - nawet 2:0 dla kapitana! Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 22:22, 28 Lut 2008 Temat postu:

Młot nie wróci, bo mi ręce opadły. O gustach się nie dyskutuje. Wink (Jasne, jakbyśmy tutaj coś innego robiły... Rolling Eyes ) Obiektywnie zwycięzcy nie będzie, jeśli to my przyznajemy punkty i to za wyględność.

Co do "niedorzeczności" stroju Willa, to mnie się już dawno zdaje, że to miało być dodatkowe podkreślenie jego osobowości. On tam wygląda jakby się urwał od muszkieterów, tak przynajmniej z pół wieku wcześniej. Jakby chcieli zasugerować, że chłopina choć biedny, ale swoją godność ma, więc wyciągnął na tą okazję co miał najlepszego. Po dziadku... Rolling Eyes Wyszła zgodność staroświeckiego (bo wtedy już niemodnego, choć jak pięknego dzisiaj Wink ) przyodziewku, ze staroświeckim (bo honorowym) charakterem.

No pewnie, że Jack ignoruje Willa! Very Happy Przecież to Will go dusi pytaniami, a Jack się wykręca z początku. Trudno sie dziwić, Jack nigdy nie wyrywny do zdradzania planów, a w tej sytuacji i temu rozmówcy, to już szczególnie. Potrzebny mu był jako narzędzie, a do nawiązywania przyjaźni Jack też się nigdy specjalnie nie pcha. No ale narzędzie okazało się przesadnie myślące (a przynajmniej podejrzliwe...), więc musiał coś z tym zrobić. Pewnie, że nie zamierzał Willa edukować, bo właściwie co on go obchodził? Ale są sytuacje, kiedy uważa, ze trzeba młodym trochę potrząsnąć, żeby się wziął w garść. Po prostu żeby jakoś w miarę bezkonfliktowo mogli popłynąć dalej i się nie pozagryzać. Po co inaczej by gadał o tym co człowiek może i czego nie może? Jak to nie jest w stylu "Słuchaj mały i przyswajaj", to ja już nie wiem co zwać wykładem.
Eddie napisał:
W kuźni ustawia się (czy raczej stara się ustawić) zasadniczo na pozycji wyjściowej - poza tym jeszcze w ogóle nie zamierza zadać się z Willem (nawet w celu wykorzystania go) - więc tym bardziej nie udziela mu tam żadnej lekcji.

Pewnie, nie spodziewał sie w końcu, że jeszcze się kiedykolwiek spotkają. (Na marginesie, to co tu piszę, to już zaczyna wyglądać jak moje przypisy do moich przypisów do Podróży Filozoficznej... Nie żebym Cię tam koniecznie goniła, ale proszę, nie każ mi tego wszystkiego tutaj przepisywać. Wink ) Ale większość tego co Jack mówi na początku pojedynku, brzmi już trochę w tonie "Uważaj smarkaczu, bo za chudy jesteś". Oczywiście, że to głównie blef obliczony na zastraszenie, ale jednak już traktuje Willa z lekka protekcjonalnie. Pisałam, mocną stroną Jacka w ich starciach jest wiek i doświadczenie. Słabą Willa - porywczość. Co, myślisz, że Jack tego nie wie? Taki wytrawny manipulant? On to wszystko wykorzystuje, drażni przeciwnika tak, żeby w walce pośliznął się na własnym charakterze (no teraz to już muszę odesłać do Podróży...).

Eddie napisał:
A William - ja sądzę, że on nigdy nie miał problemu z szarganiem własnego honoru czy z czarno-białą wizją świata. Bez wahania decyduje się na układ ze Sparrowem gdy tylko dowiaduje się, że tamten coś gadał o Czarnej Perle - i nie towarzyszy temu jakiś straszny konflikt wewnętrzny.

A ktoś mi tu, o ile pamiętam, pisał niedawno, jaki to on szlachetny. Wink A jaki przystojny! Normalnie taki przystojny, że aż szlachetny. Q.E.D. Laughing
Uważasz, że tak sobie na totalnym luziku wskoczył w układ z oprychem, za którym gonił cały garnizon i którego (prawie) sam wsadził za kratki? Co niewątpliwie zapisał sobie jako Dobry Uczynek Dnia, mimo że to stary opój zgarnął laury? I że nim nie trzęsie obrzydzenie na myśl o współpracy z przestępcą? Że tak sobie to po nim bez śladu spływa? Po praworządnym, Szlachetnym, PRZYSTOJNYM Williamie Turnerze?!?! Twisted Evil Pewnie, że się nie waha. Przecież on by dla Panienki Swann wszystko. W poprzek kałuży by się własną niegodną osobą rozścielił gdyby jej powóz nawalił. To jak trzeba, ubrudzi się nawet konszachtem z Nieczystym Półświatkiem Przestępczym. Ach, milcz serce, milcz nieskalana pamięci po Tatusiu, to dla Panienki...! Very Happy

Eddie napisał:
Ale mi chodziło o pojedynek w kuźni - do kłótni o ojca-pirata doszedł wątek kto kogo pobił (wtedy). Oczywiście Jack i tu musiał mieć swoje na wierzchu i przywalić mu z tego czegoś z żaglem i posłać za burtę - czyli udowodnić, że jednak potrafi go pobić. No i bardzo fajnie - bo Jack rzeczywiście jest nieziemsko sprytny - tylko... że... - dość niefortunnie - pokazał w ten sposób Willowi że on nie grywa fair. W efekcie - zamiast go sobie ustawić, dał mu po prostu kolejny powód, aby ten mu nie ufał i kombinował na własną rękę. Czyli, zasadniczo - osiągnął coś przeciwnego niż zamierzał.

Pisałam też, że dla Willa pojedynki dzielą sie na uczciwe i oszukane. A dla Jacka nie ma pojedynków, tylko walki. I dzielą się na wygrane i przegrane. Z czego pierwsza z tych ostatnich, będzie zarazem jego ostatnią w ogóle, life is brutal. I owszem, uprę sie jak koza w kapuście, że UDZIELIŁ Willowi cennej lekcji - takiej mianowicie, że od wypłynięcia z Port Royal wchodzą w świat, w którym obowiazuje Jackowe pojęcie walki. A jak Willowi coś nie pasuje, to równie dobrze może łazić po Tortudze z transparentem "Frajer Do Odstrzału". Albo raczej wykrzykiwać to, bo na Tortudze raczej mało kto gramotny...
A że osiagnął coś przeciwnego... Uczeń okazał się pojętny, skoro nauczycielowi wiosłem podziękował. Wink Ale poza tym podtrzymuję moje zdanie, że Jack to rozegrał dobrze, bo nie zrobił sobie z Willa prawdziwego wroga.
Eddie napisał:
nie uważam, żeby Turner był obrażony

Znaczy, to spojrzenie z byka, jak ląduje na deskach i widzi przed nosem własną klingę to mi się przyśniło? Wink A Jack mu oddaje broń, zamiast powiedzieć "Zatrzymam sobie tą zabawkę, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. A pokładowi przyda sie szorowanie, na co czekasz?". Tu już by przegiął. A Jack głupi nie jest, więc nie przegina. Oferta współpracy zamiast dobicia pokonanego. I co, może nie pograł zręcznie? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:49, 29 Lut 2008 Temat postu:

No to żeśmy się teraz zamknęły w epickiej dyskusji do końca świata Laughing. Chyba nigdy nie dojdziemy z tym do ładu Very Happy. Niech ktoś jeszcze się włączy... Very Happy Albo może się poddam... i przejdę do paczki Jacka... Ale kto wtedy będzie kochał najprzystojniejszego... Sad
Laughing
Do Podróży Filozoficznej zajrzę w środę lub w czwartek, mam nadzieję, bo na razie nie za bardzo mam czas. Teraz odpiszę tylko tutaj Mr. Green.

Nieeee...! Very Happy Na tego muszkietera to się absolutnie nie zgadzam! Very Happy To by było okropne - oznaczałoby, że w ogóle nie ewoluował. Will jest zasadniczo typem pirata - i o to chyba chodziło przy malowaniu jego postaci - żeby podkreślić, że ma w sobie piracką krew i że ta część jego natury dochodzi do głosu pod wpływem całej tej przygody z CBP i znajomości z Jackiem Sparrowem. To takie uwolnienie w Willu pirata - prawie jak uwolnienie Calypso Laughing. Przynajmniej tak mi się wydaje Very Happy.

Zgadzam się na określenie wykład zaburtowy - jest bardzo fajne Very Happy. Tylko, że... właśnie - celem tego wykładu było przytemperowanie Turnera. Jack chce, żeby William przestał wierzgać i zaczął współpracować, która to współpraca w wyobrażeniu Jacka ma polegać na tym, żeby po prostu Will stał tam gdzie on mu każe i nie kombinował na własną rękę. Dlatego uważam, że efekty osiągnął marne - bo ostatecznie nie wychował sobie szczeniaka - zapewne dlatego, że potraktował go tak jakby należało potraktować muszkietera - ale nie spodziewał się, że Will ma naturalny instynkt do piratowania. Wierzga mu do samego końca - przestaje dopiero w jaskini w scenie ceremonii zdjęcia klątwy - podejście drugie. Żeby dobrze kimś manipulować, trzeba prześwietlić jego naturę, a Jack się na Willu nie do końca poznał - nie docenił krwi pirata. Dlatego tyle kłopotów miał z nim po drodze.

W kuźni Jack nie traktuje Willa protekcjonalnie - po co miałby tak robić. To co napisałaś dalej - chce go po prostu zastraszyć - ale nie udaje mu się.

Porywczość Willa w ostatecznym rozrachunku nie okazała się taka zła. Elizabeth by pewnie została zarżnięta, gdyby tak szybko nie zdecydował się na układ ze Sparrowem. Bo jakby Norrington miał prowadzić akcję ratowniczą, to obawiam się, że by po prostu nie zdążył - tak samo jak nie zdążył jej uratować kiedy spadła do morza Laughing.

Will przystojny jest. Kropka Very HappyVery HappyVery Happy. Bo piratuje w słusznej sprawie i ma szlachetne cele Very Happy. I uważam, że rzeczywiście wskoczył w to na luzaku - stresował się tym, że Elizabeth jest w niebezpieczeństwie, a nie tym, że sobie w tym momencie plami honor czy coś tam. Spłynęło to po nim jak po kwa. Nie zawieranie bliższych znajomości z piratami miał na względzie zanim Elizabeth została porwana. Później bardzo chętnie zakumplowuje się z Jackiem - mimo, że to przecież pirat. I jest dla niego bardzo miły, rozmawia z nim i w ogóle. Will się nim nie brzydzi - tak jak na przykład Norrington. O, ten to jest chory kiedy musi współpracować ze Sparrowem Laughing (w celu uratowania Willa). Alergia na wróble. U Willa objawów nie stwierdzono. Nie przeżywa w związku z tym wewnętrznego rozdarcia.

Aletheia napisał:
Pisałam też, że dla Willa pojedynki dzielą sie na uczciwe i oszukane. A dla Jacka nie ma pojedynków, tylko walki. I dzielą się na wygrane i przegrane. Z czego pierwsza z tych ostatnich, będzie zarazem jego ostatnią w ogóle, life is brutal. I owszem, uprę sie jak koza w kapuście, że UDZIELIŁ Willowi cennej lekcji - takiej mianowicie, że od wypłynięcia z Port Royal wchodzą w świat, w którym obowiazuje Jackowe pojęcie walki. A jak Willowi coś nie pasuje, to równie dobrze może łazić po Tortudze z transparentem "Frajer Do Odstrzału". Albo raczej wykrzykiwać to, bo na Tortudze raczej mało kto gramotny...
A że osiagnął coś przeciwnego... Uczeń okazał się pojętny, skoro nauczycielowi wiosłem podziękował. Ale poza tym podtrzymuję moje zdanie, że Jack to rozegrał dobrze, bo nie zrobił sobie z Willa prawdziwego wroga.


Jestem pewna, że również Jack Sparrow byłby skłonny uznać zasadność podziału na walki czy też pojedynki oszukane i uczciwe - tyle tylko, że w te uczciwe to on się po prostu nie angażuje Laughing. Ale pewnie nie zaprzeczyłby, że co do zasady takowe faktycznie istnieją Laughing. Sorki - ale nie za bardzo nadążam za tym podziałem RazzVery Happy. W każdym razie - nie zgadzam się z tym, że Sparrow wszystko wygrywa - wiele walk też przegrał - nie szukając daleko - choćby tą w kuźni - ostatecznie nie udało mu się zbiec Laughing.

Tylko, że Jack nie chciał udzielać Willowi akurat takiej lekcji. Chciał go sobie ustawić. To były wnioski, które młody sobie sam wyciągnął z tego zaburtowego wykładu. I obróciło się to przeciw Jackowi Laughing. Will zasadniczo nie był wrogiem Jacka od momentu gdy zawarł z nim układ. Także nie musiał się tutaj Jack specjalnie starać. Powinien raczej skupić swoje wysiłki na skuteczniejszym przekonaniu Willa, że naprawdę nie jest takim strasznym piratem i że nie zamierza mu robić krzywdy - wtedy by nie oberwał tym wiosłem. A tak to się doigrał Laughing. Jack i Will to jest w ogóle dość specyficzny układ - przedziwna energia Laughing. Jakoś nie mogą się zgrać, a przecież nie mają sprzecznych interesów - naprawdę mogli ładnie współpracować Very Happy. O! Tak jak na końcu w scenie egzekucji - tam bardzo ładnie pojechali Very Happy. Dopóki nie zostali otoczeni Laughing.

Aletheia napisał:
Znaczy, to spojrzenie z byka, jak ląduje na deskach i widzi przed nosem własną klingę to mi się przyśniło? A Jack mu oddaje broń, zamiast powiedzieć "Zatrzymam sobie tą zabawkę, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. A pokładowi przyda sie szorowanie, na co czekasz?". Tu już by przegiął. A Jack głupi nie jest, więc nie przegina. Oferta współpracy zamiast dobicia pokonanego. I co, może nie pograł zręcznie?


Nie pamiętam jak konkretnie wygląda tam to jego spojrzenie - ale nigdy nie odniosłam wrażenia, że jest obrażony - to raczej taki trochę dezorient plus zainteresowanie następnym punktem planu. Samo zagranie rzeczywiście było ładne... Very Happy i zręczne też, bo to pewnie nie tak łatwo przerzucić szpadą Laughing. Ale na dłuższą metę nie przyniosło zamierzonego efektu - Will nadal będzie mu wierzgał...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 23:47, 29 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Nieeee...! Na tego muszkietera to się absolutnie nie zgadzam! To by było okropne - oznaczałoby, że w ogóle nie ewoluował. Will jest zasadniczo typem pirata - i o to chyba chodziło przy malowaniu jego postaci - żeby podkreślić, że ma w sobie piracką krew i że ta część jego natury dochodzi do głosu pod wpływem całej tej przygody z CBP i znajomości z Jackiem Sparrowem.

Jak się nie zgadzasz, jak cały czas obrywam od Ciebie po głowie tą jego szlachetnością, aż wreszcie nawet coś dotarło do środka. Laughing Zresztą trudno nie było, bo od początku uważałam, że Will jest ten honorowy, szlachetny i och ach, co tutaj wciąż od nowa powtarzam. W opozycji do Jacka, też powtarzam!!! A Ty mi mówisz, że Will zmienia się w drugiego Jacka? Szlachetność do kieszeni schował? Jasne, nauczył się tego i owego, ale przecież tak całkiem swojej natury nie wywróci na lewą stronę. Zresztą po co? Nie za dużo tych piratów? To kto w końcu zostanie uczciwy? Tak honorowo i jawnie uczciwy, czyli inaczej niż Jack, u którego za uczciwoscią trzeba głęboko kopać, bo on sam się woli do niej nie przyznawać. Odwrotnie niż Will, który z uczciwością się obnosi, poczytuje ją sobie za chlubę. I dobrze, bo w końcu od tego tam jest, żeby w PotC był choć jeden przyzwoity, szlachetny, honorowy, uczciwy, praworządny... mam szukać słownika synonimów, czy dalej podstawisz sobie sama? A prawda, zapomniałam o przystojnym... Cool
A czemu Ci nie pasuje muszkieter? To dopiero synonim szlachetnego przystojniaka. A czy to co w tym stroju robi, nie jest manifestacją poczucia honoru? Staje w obronie kogoś, kogo uważał za rynsztokowego śmiecia, ale poznał go lepiej i wobec tego co przeżył, uważa, że cały ten wymiar sprawiedliwosci jest parodią, bo wieszają uczciwego. A że sam wciąż pozostaje uczciwy (co najważniejsze, uważa się nadal za uczciwego), uznaje, że nie moze spokojnie patrzeć na to co się dzieje. Do tego w Port Royal i starym życiu nic go juz nie trzyma (1. Lizzie zaręczona 2. Tatuś okazał się być kiedyś po stronie tego właśnie wieszanego), więc do straty został mu juz tylko ten jego honor. Dlatego załatwia to tak demonstracyjnie - wręcz pali za sobą mosty.
Zdaje mi sie, że to napisałam trochę mętnie, wiec streszczę sedno.
1. Will nie piracieje. Dociera do niego tylko, że krzyczenie "Uwaga, atakuję!", to nie jest uczciwość, tylko głupota, bo życie nie jest rycerskim turniejem.
2. Nie tyle upodabnia się do Jacka (pominąwszy powyższe), co raczej zmienia o Jacku zdanie. Will we własnych oczach nie tyle przechodzi na ciemną stronę, co raczej zaczyna widzieć Jacka po jasnej. Szczególnie, że przestaje w piratach widzieć jedną zbrodniczą masę, tylko zaczyna łapać, że pirat piratowi nierówny.
Z powyższych dwóch wynika:
3. Jak uczciwy człowiek widzi, że innego uczciwego chcą w majestacie prawa powiesić, to może wyciągnąć tylko jeden wniosek - prawo się myli i jest bezduszne. Jeśli w tej sytuacji nie kiwnie palcem, to we własnych oczach moze sobie ten swój honor o kant tyłka potłuc.
Ergo:
4. Ubiera się jak na własny pogrzeb i manifestacyjnie rusza bronić beznadziejnej sprawy. Honorowo.
I Ty mi będziesz gadać, że spiraciał? Jakby naprawdę tak było, to by sobie stanął w pierwszym rzędzie i obejrzał egzekucję, najpopularniejszą obok tawern i zamtuzów rozrywkę tamtych czasów. Pirat, jak kogoś wieszają, to się cieszy że nie jego, a nie wyrywa z ratowaniem.
Skoro mówisz, że szlachetny, to czemu to ja wypisuję mu argumenty za tą szlachetnością, a Ty przeciwnie? Wink

Eddie napisał:
Tylko, że... właśnie - celem tego wykładu było przytemperowanie Turnera. Jack chce, żeby William przestał wierzgać i zaczął współpracować, która to współpraca w wyobrażeniu Jacka ma polegać na tym, żeby po prostu Will stał tam gdzie on mu każe i nie kombinował na własną rękę.

Zaraz, bo mam wrażenie, że trochę za daleko odeszłyśmy od tego co się tam dzieje. Ogólnie poszło o Billa, no nie? Will dostał kawałek niestrawnej prawdy i przełknąć nie może. Wściekły, wyciaga broń, na co Jack mówi mu, żeby nie podskakiwał po przegra znowu. To Willa wkurza dodatkowo i wyjeżdża z pretensjami o nieuczciwość Jacka. Wtedy właśnie Jack robi to co nazywam lekcją - pokazuje Willowi, że to jest prawdziwe życie, a nie sala do ćwiczeń szermierczych. Nie uważam, żeby Jack "byłby skłonny uznać zasadność podziału na walki czy też pojedynki oszukane i uczciwe". Zauważ, że tych określeń nie traktuję wymiennie. Dla Jacka są walki, dla Willa pojedynki. Pojedynek to coś co jest grą, ma zasady, jest oceniane z boku, przez sędziów, regulamin, widownię. Dla Willa całe życie jest czymś takim, on zakłada, że przeciwnik też będzie honorowy, więc jak przegrywa to się dziwi, czemu tamten oszukiwał. Fajnie, tylko że tam gdzie płyną nie będzie honorowych przeciwników. To jest świat Jacka i prawdziwe walki z tylko jedną zasadą - że nie ma żadnych zasad. A celem nie jest honorowa wygrana tylko przeżycie. Czy Jack chciał czegoś Willa nauczyć? Wszystko jedno jak to nazywać, pokazał mu po prostu, jak to działa w jego świecie.
Natomiast wykład zaburtowy dotyczył już obu tych rzeczy - pirackości Billa i brudnej rzeczywistości świata bez zasad. Jack mówi Willowi, że człowiek musi sobie zdawać sprawę z własnych możliwości. A Will próbuje właśnie dokonać niemożliwego - zmienić prawdę przez swoja niezgodę na nią (Tuwim mówił "Kobieta uważa,ze dwa i dwa da pięć, jeśli tylko będzie wystarczajaco długo płakać i dąsać sie") i ustawić świat według swojego podejścia - narzucić mu honorowe pojedynki. Jack stwierdza, że mądry człowiek potrafi zdać sobie sprawę, że wyżej tyłka nie podskoczy i kijem rzeki nie zawróci. Prawda się nie zmieni, choćby Will do uśmiechniętej śmierci powtarzał, że Tatuś nie był piratem. A jak się nie nauczy spodziewać podstępnych ataków, to Jack tylko przewiezie go za burtą, ale inni ukradną mu buty zanim się zorientuje, ze już nie ma głowy.

Eddie napisał:
W kuźni Jack nie traktuje Willa protekcjonalnie - po co miałby tak robić.

Żeby go wkurzyć. Przeciwnik wyprowadzony z równowagi zaczyna mieć czerwono przed oczami i przestaje myśleć. "Eunuch" miał służyć temu samemu. To właśnie napisałam w Podróży.

Eddie napisał:
Później bardzo chętnie zakumplowuje się z Jackiem - mimo, że to przecież pirat. I jest dla niego bardzo miły, rozmawia z nim i w ogóle. Will się nim nie brzydzi...

Rzuca mu się na szyję i pyta o adres dobrej knajpy... Rolling Eyes Jack traktuje Willa z góry, z pozycji starszego (wróbla Wink ), ale Will też traktuje z góry Jacka - z pozycji uczciwego obywatela. Już kiedy wpada do aresztu, od progu wali w stylu "E, ty...!". A Jack, owszem, wykorzystuje sytuację i prawie każe się prosić. Wink Generalnie obaj się nie kochają specjalnie, z tym że Jack nie robi wokół tego ceregieli, z jego strony jest raczej lekceważenie. A Will owszem. Tak, upieram się, Willa gryzie sam kontakt z przestępcą. Jak muszą działać razem i nie ma czasu na demonstrację niechęci (jak przy przejęciu Interceptora) to się bierze w garść. Ale potem się ścierają na tle Billa i w Willu ta niechęć wybucha. A Jack widzi, że tak się dalej nie da. Uwielbiać się nie muszą, ale bunty trzeba uciąć. Stąd zaburtowy wykład (pogódź się, że jesteś synem pirata i płyniesz z piratem), oferta porozumienia (potrzbujemy się nawzajem) i pytanie co dalej (przyjmujesz rzeczywistość? zgodzisz się słuchać pirata?).

Choć nawiasem mówiąc "alergia na wróble" mnie zachwyciła. Very Happy Z tym, że objawy alergii na konkretnego wróbla ma rzeczywiście raczej Norrington. Will zdradza poważne objawy alergii ogólnopirackiej. Wink

Eddie napisał:
Jack i Will to jest w ogóle dość specyficzny układ - przedziwna energia

Napięcie przeciwnych potencjałów, aż iskrzy. Wink Owszem, ślicznie się zgrali w tamtej scenie. Skąd im się to wzięło...

Eddie napisał:
Samo zagranie rzeczywiście było ładne... i zręczne też, bo to pewnie nie tak łatwo przerzucić szpadą

Z wpadkowego montażu wynika, że Orlando powtarzał kilka razy trik ze szpadą Norringtona, zanim wreszcie wyszło. Naprawdę jestem ciekawa ile było dubli z Deppem. Very Happy Inna sprawa, że warto by się przyjrzeć jak ta scena jest sklejona - może tam był jakiś macher ze zbliżeniem i montażem, nie pamiętam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:26, 03 Mar 2008 Temat postu:

Och piratów nigdy za dużo! Very Happy Bo to bajka o piratach Very Happy. Jak dla mnie Will jest piratem... Tylko takim trochę innym Laughing - jak napisałaś - pirat piratowi nierówny. Nigdy nie mówiłam, że stał się drugim Jackiem. Zresztą - jak dla mnie - już nawet Jack jest trochę naciąganym piratem. Barbossa i cała reszta - o! - oni to są rasowi, arrrr! Mr. Green

Nieważne - w każdym razie - William to taki pirat, tylko, że całe życie wychowywany na muszkietera w praworządnym społeczeństwie. Jest w sumie dość specyficznym bohaterem, zawieszonym gdzieś pomiędzy - są w nim oba pierwiastki. Do zidentyfikowania w nim pirata posłużyłam się definicją by Jack (w sumie również dość specyficzną Laughing). Pirat musi mieć obsesję na punkcie skarbów i chwytać się wszelkich możliwych środków, aby ten swój skarb zdobyć. A Will właściwie od razu zaczyna piratować - jak widzi, że Norrington nie chce nic zrobić, to sam zawiera układ z Jackiem, słusznie zakładając, że takie posuniecie okaże się skuteczne. Wchodzi w to wszystko bardzo gładko, wręcz bezrefleksyjnie, bym rzekła - sam nawet nie zauważa, że jest na najlepszej drodze do zostania piratem. Cały czas tylko gada, że piraci są be, a tak naprawdę siedzi już w tym po pas i wcale źle się z tym nie czuje. Bo ma klapki na oczach i tylko ten swój skarb widzi. No i fajnie - tylko, że na końcu spaprał trochę strawę - bo mu zabrakło odwagi czy śmiałości, żeby po ten skarb sięgnąć. "If you were waiting for the opportune moment... that was it". Czyli super - tyle się napiratował i w sumie na marne (no może nie na marne - bo jednak uratowana została i jest już bezpieczna Razz), bo ostatecznie nie przekroczył granicy. Żarło żarło i zdechło Laughing. Ale przekracza ją w ostatniej scenie i staje się piratem - w końcu postanawia wykolegować Norringtona i zawalczyć o Elizabeth. Wiem, że to trudno udowodnić, że to była jego inicjatywa - bo można równie dobrze uznać, że wszystko wyszło przypadkiem. Ale zależy od tego, co uzna się, że on tam tak naprawdę zamierzał zrobić. Ja na przykład nie uważam, żeby palił za sobą mosty i uciekał z Jackiem. Jacka chciał uratować od stryczka, ale nie sądzę żeby skakał za nim do morza. To chyba miał być taki łańcuszek - że on staje w obronie Jacka - jak jego chcecie powiesić to najpierw mnie musicie, a potem Elizabeth opowiada się po ich stronie. Bo przecież Will wiedział, że to jego tak naprawdę kocha i że narzeczoną Norringtona została tylko po to, żeby go ratować z rąk Barbossy (wszyscy o tym wiedzieli) - więc teraz, żeby uchronić go od stryczka nie ma innego wyjścia jak tylko zerwać te zaręczyny. Ostateczny wyrok zależy rzecz jasna od gubernatora i Norringtona. Ale Lizzie ma bardzo mocne karty - bo przecież im (ojcu i Żejmsowi) chodzi o jej życie i szczęście - więc z pewnością nagną troszeczkę prawo. Taki jeden wielki szantaż emocjonalny Laughing. Ale to chyba jedyny sposób w jaki Will mógł ją odbić Norringtonowi - bo przecież był kowalem i jak równy z równym to nie miał co startować. Oczywiście ryzyko było - bo przecież ostateczna decyzja mogła być taka, że Turner jednak zawiśnie - więc może ta uwaga, że ubrał się jak na pogrzeb jest trochę słuszna Laughing. Nie no - ja nadal upieram się przy tym, ze strój miał nawiązywać do piractwa Very Happy. I na końcu Lizzie taka uradowana - "He's a pirate" - co jak co, ale ona to się na piracie umie poznać Very Happy. A więc - uważam, że Will piracieje Very Happy. Zawsze tak uważałam, aż mnie dziwi, że można tak nie uważać Razz. Tylko podkreślam - nie mam na myśli tego, że staje się łotrem pokroju Barbossy - nie. Tylko właśnie takim przystojnym Very HappyVery Happy piratem w bardzo romantycznym, idealistycznym ujęciu. Taka droga - od muszkietera do pirata Very Happy. Wyruszał jako kowal-muszkieter, który chciał ratować damę, którą wielbił z ukrycia przez 8 lat, a skończył jako pirat, który porywa sobie pannę - córkę gubernatora - za nic mając różnice w statusie społecznym Very Happy. Och - jakie to romantyczne Very HappyVery HappyVery Happy. I jeszcze na dodatek - Lizzie też uważam za piratkę Razz - w filmie o piratach, a już zwłaszcza o piratach z Karaibów piratów nigdy za wiele Laughing. Very HappyVery Happy

Taki rasowy muszkieter to raczej Norrington... Żejms Mr. Green On jest straszny Laughing.

Aletheia napisał:
Zaraz, bo mam wrażenie, że trochę za daleko odeszłyśmy od tego co się tam dzieje. Ogólnie poszło o Billa, no nie?


Tutaj to się chyba nigdy nie dogadamy, bo ja uważam, że poszło o to kto kogo pobił Laughing. Jacka poniosło nie dlatego, że Will nie chciał przyjąć do wiadomości, że jego ojciec był piratem - zwisało mu to. Tylko dlatego, że Turner nie chciał schować szpady i jeszcze na dodatek stwierdził, że byłby w stanie go zabić. W tym momencie się doigrał i poleciał za burtę. Jacka nie wkurza to, że Will próbuje zmieniać prawdę (niech sobie muszkieter myśli co tam sobie uważa za stosowne - to czy Will zaakceptuje ten fakt [że ojciec był piratem] czy nie, nie ma najmniejszego znaczenia dla tego co oni tutaj teraz robią), wkurza go to, że młody wierzga i nie chce mu się podporządkować na czas tej wycieczki. Niepotrzebne mu są takie bunty. Dlatego posyła go za burtę. Udowodnia, tym samym, że Will nie byłby go w stanie zabić, bo by po prostu nie zdążył plus jeszcze wraca do kwestii pirata - żeby również tutaj jego było na wierzchu - zadra jedna Laughing. Ale celem całego wykładu jest wymuszenie współpracy. Mówi, że człowiek musi zdawać sobie sprawę z wymogów czy ograniczeń, jakie nakłada na niego określona sytuacja i że trzeba mieć na względzie konsekwencje swoich działań. Trzeba pomyśleć jak daleko można się posunąć - żeby nie zrobić czegoś głupiego (czym można by było samemu sobie zaszkodzić). No bo fajnie - Jack może przecież go teraz spokojnie utopić - ale jednak nie bardzo mu się to opłaca, bo utknie w martwym punkcie - a więc nie może go utopić, bo są skazani na współpracę jeszcze przez jakiś czas. I pytanie do Willa - czy może żeglować pod rozkazami pirata - pytanie na które w sytuacji Willa jest tylko jedna poprawna odpowiedź. Bo przecież to Jack prowadzi go do Elizabeth - lepiej więc, żeby przestał wierzgać.

Myślę, że nie było zamiarem Jacka ukazywanie młodemu prawdziwego świata, w którym nie obowiązują żadne zasady - jeszcze by mu tego brakowało... żeby William wszędzie zaczął wietrzyć podstępy - a już szczególnie żeby szykował się na jakiś atak z jego (Jacka) strony... Ale generalnie - taki efekt osiągnął - wbrew zamierzeniom, jak sądzę - bo pewnie chciał jak najszybciej i bez żadnych dodatkowych atrakcji załatwić sprawę i odstawić szczeniaka z panienką do domu.

Co do tych pojedynków - Will jako muszkieter rzeczywiście mógł sobie wyznawać pojedynki - z takim podejściem niewątpliwie wystąpił w kuźni. Ale bez przesady - nie traktuje w ten sposób całego życia - przecież zawierając układ z Jackiem albo kradnąc statek łamie reguły - łamie prawo. To chyba nie było pojedynkowanie się - już raczej walka - chce osiągnąć cel odkładając na bok zasady. Nie ogłaszał Norringtonowi - uwaga, zaraz zaatakuję, tylko wziął sprawy w swoje ręce za plecami władz Port Royal.

Aletheia napisał:
Żeby go wkurzyć. Przeciwnik wyprowadzony z równowagi zaczyna mieć czerwono przed oczami i przestaje myśleć. "Eunuch" miał służyć temu samemu. To właśnie napisałam w Podróży.


Ale to już jest w tej drugiej fazie pojedynku, kiedy Jack jest w tarapatach i chwyta się wszystkiego - młotków i tego typu tekstów - już tak rozpaczliwie próbuje się bronić, bo wie, że inaczej nie wygra. Gadałyśmy o tym chyba też w tym temacie, bo coś mi się tak teraz kojarzy Very Happy.

Aletheia napisał:
Rzuca mu się na szyję i pyta o adres dobrej knajpy... Jack traktuje Willa z góry, z pozycji starszego (wróbla ), ale Will też traktuje z góry Jacka - z pozycji uczciwego obywatela. Już kiedy wpada do aresztu, od progu wali w stylu "E, ty...!". A Jack, owszem, wykorzystuje sytuację i prawie każe się prosić. Generalnie obaj się nie kochają specjalnie, z tym że Jack nie robi wokół tego ceregieli, z jego strony jest raczej lekceważenie. A Will owszem. Tak, upieram się, Willa gryzie sam kontakt z przestępcą. Jak muszą działać razem i nie ma czasu na demonstrację niechęci (jak przy przejęciu Interceptora) to się bierze w garść. Ale potem się ścierają na tle Billa i w Willu ta niechęć wybucha. A Jack widzi, że tak się dalej nie da. Uwielbiać się nie muszą, ale bunty trzeba uciąć. Stąd zaburtowy wykład (pogódź się, że jesteś synem pirata i płyniesz z piratem), oferta porozumienia (potrzbujemy się nawzajem) i pytanie co dalej (przyjmujesz rzeczywistość? zgodzisz się słuchać pirata?).


Absolutnie nie! Very Happy Will nie ma nic do Jacka (oprócz na początku w kuźni - bo po mieście chodziły słuchy, że groził pannie Swann). Wyskoczył z takim tekstem - bo to była kontynuacja jego pośpiechu i ogólnej paniki, bo zabrali Elizabeth - odkąd obudził się rano na dworze jest bardzo zestresowany i zdenerwowany. Wpada do więzienia, po tym jak pokłócił się z Norringtonem i tak krzyczy bo mu się spieszy Very Happy. A Jack - co za wredota Very Happy - tak strasznie spowalnia Laughing. Leży sobie... on ma czas... pogada... Laughing. Co za złośliwiec Laughing. Nienawidzę go Laughing. Will, odkąd zawierają układ odnosi się do Jacka bardzo przyjaźnie - nie życzy sobie po prostu, żeby nazywał jego czy jego ojca piratem - to są przebłyski tej jego muszkieterskiej natury - tylko wtedy włącza mu się furia - bo mu się piraci kojarzą po prostu z łotrostwem i złodziejstwem - nie bezpodstawnie zresztą, pragnę zaznaczyć. Ale Jacka nie traktuje z góry - odnosi się do niego normalnie, jest miły. Za to Jack trzyma go bardzo na dystans - to jest dziad. Jak on mnie tym wkurza! Laughing Za to Norrington mu bardzo pasuje - normalnie friends forever Laughing - a już najgorsze jest jak się na nim wiesza Rolling Eyes - i bardzo opornie przyswaja, że to jest niepożądane Laughing. Co za typ Rolling Eyes. Jakiś krok w kierunku Willa wykonuje dopiero jak już jest po wszystkim - rzucił mu swoją uwagę - jakże cenną "If you were waiting for the opportune moment - that was it" (ekspert od spraw damsko-męskich się znalazł Laughing, ale nie - dobrze, że to powiedział, myślę, że w ten sposób dodał Willowi odwagi), później nawet jeszcze komplement - "nice hat". Więc ostatecznie, powiedzmy, że się jakoś rehabilituje Laughing.

Aletheia napisał:
Napięcie przeciwnych potencjałów, aż iskrzy. Owszem, ślicznie się zgrali w tamtej scenie. Skąd im się to wzięło...


Chyba stąd, że wreszcie jest między nimi jasność. Znaczy się - Will wcześniej nie współpracował z Jackiem dlatego, bo Sparrow był dla niego nieczytelny. Tutaj się bardzo różnią - Jack ze wszystkiego urządza konspirę, a Willa tak nie może - on musi wiedzieć na czym stoi. Bardzo go to denerwuje, że Jack nigdy nie ujawnia swoich zamiarów - dlatego np. strzela w AWE tym "I hate him" - znów to samo - dał mu kompas i bez słowa wyjaśnienia wyrzucił za burtę. A wystarczyło powiedzieć, że w ten sposób zyskują na czasie... Rolling Eyes. Ale nie - bo to przecież Jack Laughing.

Aletheia napisał:
Z wpadkowego montażu wynika, że Orlando powtarzał kilka razy trik ze szpadą Norringtona, zanim wreszcie wyszło. Naprawdę jestem ciekawa ile było dubli z Deppem. Inna sprawa, że warto by się przyjrzeć jak ta scena jest sklejona - może tam był jakiś macher ze zbliżeniem i montażem, nie pamiętam.


Ja się nie znam na montażach ani takich rzeczach, ale jak dla mnie nie ma tam żadnego podstępu Very Happy. Sztuczka Orlanda była dużo trudniejsza, więc Depp mógł mieć mniej dubli Very Happy. Chociaż... też niekoniecznie - może jest łamagą i musiał to powtarzać milion razy Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 23:34, 03 Mar 2008 Temat postu:

Chyba wreszcie zaczynam kumać (szybka jestem, co? Rolling Eyes ). Nie mamy szans się zgodzic, bo startujemy z różnych stanowisk. Dla mnie podstawową cechą definiującą pirata jest zadzieranie z prawem, dla Ciebie - romantyczne dążenie do "skarbu", niekoniecznie świecącego i brzęczącego, ale czegoś cennego dla serca, bez oglądania się na przeszkody, tak? Powiedziałabym, że te definicje jednak gdzieś tam się zejdą, jeśli nieogladanie się na przeszkody poprowadzi pod prąd obowiązującego prawa. Tak jest w przypadku Jacka - on raczej nie dlatego jest piratem, że faktycznie chciał "plądrować, rabować, łupić i kraść", tylko, hmm... zbyt ma bujną osobowość, żeby prawo było go w stanie tolerować. On jest tak niezależny, że się nie mieści w szufladce "praworządności", wiec musi być piratem, chce czy nie. I wyraźnie dobrze mu z tym. Wink Ale to przecież nie znaczy, że dążenie do swojego celu automatycznie musi wiązać się z łamaniem prawa. W przypadku Willa, myślę, nie musiałoby. Uważam, że on jest w głębi duszy takim właśnie typem przyzwoitego obywatela i nie łamałby prawa ot tak, z fantazji, dla zabawy, z przekory, jak Jack. Willa w konflikt z prawem wpędził splot okoliczności, nie jego natura. Jack świetnie się bawi robiąc z gwardzistów głupków (nie to, żeby się bardzo musiał starać... Mr. Green ), grając na nerwach Norringtonowi (jako przedstawicielowi prawa), chyba nawet bawiąc w berka z całym garnizonem. Wink Dla Willa takie wybryki to raczej niemiła konieczność. Jak musi, to rozwali kratę, którą osobiście wstawiał i porwie rządowy statek, ale nie sądzę, żeby go to cieszyło.
Podsumowując, bo znów naplątałam, wedle mojej definicji (pirat - łamiacy prawo) Jack jest piratem z samej duszy i natury, Will - nie. Wedle Twojej definicji (pirat - romantyczna dusza, walcząca o swoje z całym światem) obaj są piratami. Co Ty na to? Smile

Eddie napisał:
Ja na przykład nie uważam, żeby palił za sobą mosty i uciekał z Jackiem. Jacka chciał uratować od stryczka, ale nie sądzę żeby skakał za nim do morza. To chyba miał być taki łańcuszek - że on staje w obronie Jacka - jak jego chcecie powiesić to najpierw mnie musicie, a potem Elizabeth opowiada się po ich stronie. Bo przecież Will wiedział, że to jego tak naprawdę kocha i że narzeczoną Norringtona została tylko po to, żeby go ratować z rąk Barbossy (wszyscy o tym wiedzieli) - więc teraz, żeby uchronić go od stryczka nie ma innego wyjścia jak tylko zerwać te zaręczyny. Ostateczny wyrok zależy rzecz jasna od gubernatora i Norringtona. Ale Lizzie ma bardzo mocne karty - bo przecież im (ojcu i Żejmsowi) chodzi o jej życie i szczęście - więc z pewnością nagną troszeczkę prawo. Taki jeden wielki szantaż emocjonalny

Hę?! Że jak? Shocked To już mi do Willa zupełnie nie pasuje. Ani jakikolwiek szantaż, ani takie kombinatorstwo. On jest na to zbyt prostolinijny, zbyt uczciwy. Zbyt przystojny. Twisted Evil Kocha Elizabeth, tak? No, przynajmniej co do tego trudno mieć wątpliwości. Skoro tak, to poświęci się dla niej, tak jak robi to od początku filmu. Wybrała Norringtona to będzie z Norringtonem, bez dyskusji. On się jeszcze z horyzontu usunie, żeby nie bruździć swoją marną osobą i nie cierpieć milcząco na jej ślubie. Tak, oczywiście, my wiemy ile on dla niej znaczy, ale czy on wie? Przecież nigdy sobie niczego tak naprawdę nie powiedzieli, nawet Jack to stwierdza, chwila minęła. Wink Dla nas decyzja Elizabeth jest oczywista, ale dla niego już niekoniecznie. On jest przytomny facet w kwestii wprania wrogowi (szczególnie po paru rundach z Jackiem Twisted Evil ), a już żelazo z pewnością nie ma dla niego tajemnic, ale raczej bym go nie podejrzewała o nadzwyczajną przenikliwość w sprawach zawiłej babskiej duszy. Może się mylę, może źle pamiętam, ale deklaracją Elizabeth wydawał mi się tak samo zaskoczony jak reszta (chyba tylko z wyjatkiem Jacka Wink ).

Eddie napisał:
skończył jako pirat, który porywa sobie pannę - córkę gubernatora - za nic mając różnice w statusie społecznym

Dużo by se naporywał, jakby się nie dała. Prędzej ona porywa jego. Oj, coś mi się widzi, że w tym związku to Miss Swann portki nosi. Wink Jasne, ona JEST piratką. Tu sie zgadzam w 100%. Zawsze przecież chciała być. Very Happy

Eddie napisał:
Taki rasowy muszkieter to raczej Norrington...

Nie! W muszkieterze też jest jakaś fantazja, zadziorność! Norrington to Prawdziwy Angielski Gentleman! Very Happy

Eddie napisał:
Tutaj to się chyba nigdy nie dogadamy, bo ja uważam, że poszło o to kto kogo pobił

No tak, w tym konkretnym momencie, oczywiście. Wykrzykuje Jackowi, że pokonałby go (w uczciwej walce!), a Jack mu na to pokazuje, że by go NIE pokonał (w walce na Jackowych warunkach). A że Will zawsze (wskazuje na to jego zdziwienie w kuźni, gdy mówi "You cheated!") przystępował do walki zakładajac, że będzie miała jakieś zasady i że przeciwnik będzie ich przestrzegał, natomiast Jack przystępuje do walki z tylko jednym założeniem - wygrać, jakimkolwiek sposobem, więc Jack automatycznie ma przewagę. Jack mówi to wprost "Więc będę oszukiwał" (Pardon, nie pamiętam, która to wersja tłumaczenia, ale generalnie chyba zgodna?) i sekundę później Will ma tego demonstrację. A ogólnie chodziło o całą postawę Willa - jego idealizm, który go zaślepia. Oczywiscie, że szło o współpracę. Tylko myślę, że raczej nie "wymuszenie" (skoro Jack natychmiast oddaje odebraną broń) ale ofertę pokojowego porozumienia.

A co do pojedynku w kuźni... Tak właściwie, to rozpalony pogrzebacz trudno uznać za "czystą" i "honorową" broń. Tym "cheated" to trochę przyganiał kocioł garnkowi. Może Will uważał, że w walce z takim mętem jak Jack żaden pojedynkowy Wersal nie obowiązuje? W takim razie czego sie czepiał potem Jacka?

Eddie napisał:
Gadałyśmy o tym chyba też w tym temacie, bo coś mi się tak teraz kojarzy.

A ja Cię odesłałam do Podróży, a potem skojarzyłam, że o pojedynku pisałam chyba nawet więcej tutaj, wcześniej. Wybacz sklerozę... Rolling Eyes

Eddie napisał:
Wpada do więzienia, po tym jak pokłócił się z Norringtonem i tak krzyczy bo mu się spieszy . A Jack - co za wredota - tak strasznie spowalnia . Leży sobie... on ma czas... pogada... . Co za złośliwiec . Nienawidzę go

Uwielbiam go!!! Mr. Green Chwilę wcześniej gorączkowo dłubie w zamku kością... "O, cześć Will, czy jak ci tam. Co, twoją lady porwali? Patrz, to łajzy, normalnie jakbym ich znał... Całkiem wygodnie w tym mamrze, ja się nigdzie nie wybieram. Dziura w murze? Jaka dziura...? A, ta dziura! A weź kogoś przyślij z cementem, bo trochę wieje..." Rozwalony jakby w życiu lepszej słomy nie widział. Mr. Green Mr. Green Mr. Green

Eddie napisał:
Za to Norrington mu bardzo pasuje - normalnie friends forever - a już najgorsze jest jak się na nim wiesza - i bardzo opornie przyswaja, że to jest niepożądane

"Uwielbiam śluby! Drinki dla wszystkich! Wiem, skuć go..." Kocham ten moment!!! Laughing Za to Norrington jest jednym z baaardzo nielicznych, którzy potrafią sobie radzić z Jackiem, przynajmniej na krótką metę - "...wszystkie znaczenia terminu milczeć jak grób". Nie wiem, czy nie najlepsza kwestia Norringtona, przynajmniej w CBP. Very Happy
EDIT PARĘ DNI PÓŹNIEJ: A co do Jacka, to Ty się nie bój, on doskonale przyswaja, że Norrington na niego patrzy jak na coś co z kałuży wylazło i najchętniej by wycierał z siebie nawet Jackowe spojrzenie. Właśnie DLATEGO Jack tak się z nim drażni. Już w Port Royal, gdy obejmuje Elizabeth - połowę uciechy ma właśnie z tego, że Norrington patrzy. I jeszcze go dobija słodkim uśmiechem. Wink

Eddie napisał:
później nawet jeszcze komplement - "nice hat"

Ale się szarpnał... Rolling Eyes NIKT mnie nie przekona, że to nie było w tonie "Coś ci miłego powiem bo pasuje, ale najlepsze co w tobie widzę to kapelusz". Twisted Evil Żartobliwie oczywiście, ale... Wink

Eddie napisał:
Chyba stąd, że wreszcie jest między nimi jasność. Znaczy się - Will wcześniej nie współpracował z Jackiem dlatego, bo Sparrow był dla niego nieczytelny. Tutaj się bardzo różnią - Jack ze wszystkiego urządza konspirę, a Willa tak nie może - on musi wiedzieć na czym stoi. Bardzo go to denerwuje, że Jack nigdy nie ujawnia swoich zamiarów - dlatego np. strzela w AWE tym "I hate him" - znów to samo - dał mu kompas i bez słowa wyjaśnienia wyrzucił za burtę. A wystarczyło powiedzieć, że w ten sposób zyskują na czasie... . Ale nie - bo to przecież Jack

No raz wreszcie się w czymś z Tobą zgodzę całkowicie. Dobrze powiedziane. Very Happy

Eddie napisał:
może jest łamagą i musiał to powtarzać milion razy

Chciałabyś!!! Laughing Wink


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Pią 21:13, 07 Mar 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:17, 10 Mar 2008 Temat postu:

Aletheia napisał:
Podsumowując, bo znów naplątałam, wedle mojej definicji (pirat - łamiacy prawo) Jack jest piratem z samej duszy i natury, Will - nie. Wedle Twojej definicji (pirat - romantyczna dusza, walcząca o swoje z całym światem) obaj są piratami. Co Ty na to?


No w przypadku Willa rzeczywiście nie musiało (dążenie do celu Very Happy wiązać się Very Happy z łamaniem prawa Very Happy automatycznie Very Happy) - z tym się zgadzam - mógł przecież czekać na efekty działań przedstawicieli prawa... ale jednak postanowił mieć ich gdzieś... Laughing Więc nawet jeśli oceniać jego pirackość według Twojej definicji, to uważam, że i tak należy mu się trochę punktów. W konflikt z prawem wszedł, choć nie musiał - to nie było konieczne jeśli wziąć pod uwagę obiektywne uwarunkowania - ale jednak zadarł z władzami. Bo wytworzyła się sytuacja, w której w szufladce "praworządność" Willowi zrobiło się już za ciasno - i tylko tyle wystarczyło. Jak dla mnie to już jest naturalna skłonność do piratowania - potrzebny jest tylko bodziec, który ją wyzwoli. On sam pewnie nigdy nie przypuszczał, że coś takiego mu się przydarzy - ale jak już się przydarzyło, to się okazało, że praworządny jest tylko do momentu, w którym to prawo go nie ogranicza... Co tą jego praworządność czyni nieco wątpliwą - jest więc w nim też coś z pirata - nawet według Twoich kryteriów Very Happy. Ale ja jestem czepliwa Kwadratowy.

Przyznaj Willowi chociaż 3 punkciki na pirata i zgoda Mr. Green.

Aletheia napisał:
Hę?! Że jak?


Ej! Racja, że Will to prosty chłopak, ale to nie znaczy, że jest opóźniony emocjonalnie! Oczywiście, że wiedział, że Elizabeth go kocha, nie musieli sobie tego mówić. Nie trzeba być żadnym strasznym kombinatorem, żeby się zorientować. Rzeczywiście ma taką rysę - coś w stylu "jestem niegodny", ale to dlatego, że przytłaczała go presja społeczna, a nie dlatego, że uważał, że jego uczucie było nic nie warte czy, że on sam jest jakiś gorszy czy coś tam. Po prostu - jest kowalem i musi znać swoje miejsce (a więc może jest trochę gorszy niż Norri Laughing bleee Laughing) - nie może startować do gubernatorówny. Ale generalnie w ostatniej scenie to olewa i daje jej bardzo dobry powód do zerwania zaręczyn z Norringtonem, chociaż sam też nie ma pewności jak to wszystko się skończy, ale widocznie uznał, że warto zaryzykować. Mi się nie wydaje, żeby tam w ogóle ktokolwiek był jakoś strasznie zdziwiony deklaracją Elizabeth - co prawda Jamesowi łyso no i ogólnie dość niezręczna sytuacja i poza tym wszystko stało się tak nagle, ale przecież wszyscy wiedzieli, dlaczego Liz przyjęła te oświadczyny.

Aletheia napisał:
Dużo by se naporywał, jakby się nie dała. Prędzej ona porywa jego. Oj, coś mi się widzi, że w tym związku to Miss Swann portki nosi. Jasne, ona JEST piratką. Tu sie zgadzam w 100%. Zawsze przecież chciała być.


A łamie prawo? Twisted Evil Nie no - jest, jest Very Happy. Łamie konwenanse Very Happy, a poza tym robi wszystko, żeby ocalić swój skarb Very Happy. Ale i tak sądzę, że to jednak Will zrobił pierwszy krok, bo tak sama z siebie już by raczej tych zaręczyn nie zerwała. Sądzę, że nawet tego nie rozważała - znaczy się pewnie myślała o tym Laughing, ale była już jednak zdecydowana się z nim (z Jamesem) hajtnąć. Chociaż rzeczywiście może się wydawać, że to ona nosi portki, bo ma dużo bardziej wyrazistą osobowość Very Happy. William nie ma takiego temperamentu Very Happy.

Aletheia napisał:
Nie! W muszkieterze też jest jakaś fantazja, zadziorność! Norrington to Prawdziwy Angielski Gentleman!


W porząsiu, jak chcesz niech będzie PAG Very Happy. W takim razie jest jeszcze straszniejszy Laughing.

Aletheia napisał:
No tak, w tym konkretnym momencie, oczywiście. Wykrzykuje Jackowi, że pokonałby go (w uczciwej walce!), a Jack mu na to pokazuje, że by go NIE pokonał (w walce na Jackowych warunkach). A że Will zawsze (wskazuje na to jego zdziwienie w kuźni, gdy mówi "You cheated!") przystępował do walki zakładajac, że będzie miała jakieś zasady i że przeciwnik będzie ich przestrzegał, natomiast Jack przystępuje do walki z tylko jednym założeniem - wygrać, jakimkolwiek sposobem, więc Jack automatycznie ma przewagę. Jack mówi to wprost "Więc będę oszukiwał" (Pardon, nie pamiętam, która to wersja tłumaczenia, ale generalnie chyba zgodna?) i sekundę później Will ma tego demonstrację. A ogólnie chodziło o całą postawę Willa - jego idealizm, który go zaślepia. Oczywiscie, że szło o współpracę. Tylko myślę, że raczej nie "wymuszenie" (skoro Jack natychmiast oddaje odebraną broń) ale ofertę pokojowego porozumienia.


Ja tego ogólnie to tam nie widzę Razz. Zwisał mu idealizm Willa - jego postawa interesowała go jedynie w tym zakresie, czy młody jest nastawiony na współpracę z nim czy zamierza mu wierzgać.

A Will nie zawsze tylko w kuźni Laughing. Razz

Napisałam wymuszenie - bo jak to się zaczyna!!! przywalił mu żaglem!!! Laughing to dość drastyczne Laughing. Nieważne - w każdym razie zakończenie jest bardzo ładne - nawet nie umiem tego określić słowami - może być, że oferta, i to taka nie do odrzucenia Very Happy.

Aletheia napisał:
A co do pojedynku w kuźni... Tak właściwie, to rozpalony pogrzebacz trudno uznać za "czystą" i "honorową" broń. Tym "cheated" to trochę przyganiał kocioł garnkowi. Może Will uważał, że w walce z takim mętem jak Jack żaden pojedynkowy Wersal nie obowiązuje? W takim razie czego sie czepiał potem Jacka?


To nie był pogrzebacz - tylko szabla Very Happy. Wersal to tak naprawdę jest tam tylko w tej pierwszej części - bardzo ładnie i czysto - o! i tak to powinno wyglądać! Very Happy Potem w drugiej fazie, od momentu kiedy Jack musi zawrócić od przyblokowanych drzwi, to już mniej Laughing. Jack rzuca młotkami, William ma w pewnym momencie dwie szpady. A o oszukiwanie czepił się dlatego, że Jack chamsko zakończył tę walkę kiedy jeszcze nie była rozstrzygnięta. Rozwalił wszystko bo mu nie szło... bo przegrywał Rolling Eyes. Jackie boy nie umie się ładnie bawić Laughing.

Aletheia napisał:
"Uwielbiam śluby! Drinki dla wszystkich! Wiem, skuć go..." Kocham ten moment!!! Za to Norrington jest jednym z baaardzo nielicznych, którzy potrafią sobie radzić z Jackiem, przynajmniej na krótką metę - "...wszystkie znaczenia terminu milczeć jak grób". Nie wiem, czy nie najlepsza kwestia Norringtona, przynajmniej w CBP.
EDIT PARĘ DNI PÓŹNIEJ: A co do Jacka, to Ty się nie bój, on doskonale przyswaja, że Norrington na niego patrzy jak na coś co z kałuży wylazło i najchętniej by wycierał z siebie nawet Jackowe spojrzenie. Właśnie DLATEGO Jack tak się z nim drażni. Już w Port Royal, gdy obejmuje Elizabeth - połowę uciechy ma właśnie z tego, że Norrington patrzy. I jeszcze go dobija słodkim uśmiechem.


Ja wiem o tym, że Jack wie Very Happy. Napisałam, że mnie to wkurza, bo nie lubię Norringtona Razz. Znaczy się z Jackiem i Norringtonem to jest w ogóle bardzo ciekawie. James jest straszny Very Happy. No właśnie - jakiego on ma tam focha w Port Royal jak musi oddać Jackowi jego rzeczy i jak się gapi Laughing. Jack rzeczywiście się tam z nim drażni. Ale później już raczej nie. Dżentelmeństwo dżentelmeństwem, ale Norri to tak naprawdę straszny wariat i zawzięty pirate-chaser i Jack wie, że takiemu typowi lepiej nie podskakiwać - szczególnie po tym jak go potraktował w Port Royal - mam na myśli - jeszcze na etapie, kiedy to on (James) miał przewagę (czyli zanim Jack zagroził Elizabeth). Tutaj James też ma przewagę, więc Jack postanawia być słodki, albo - potem w łódce - postanawia być kumplem, żeby nie oberwać, ale to już raczej nie jest drażnienie się. Odbieram to w drugą stronę - że to Jack musi sobie poradzić z cinżkim charakterem Jamesa.

A już w ogóle - dla mnie największa masakra jest w DMC - kiedy to Jack jest na górze, a Norri prosto z błota ładuje się za nim na Perłę Rolling Eyes. Jackie rozmawia z Lizzie, a ten swoje komentarze Rolling Eyes i co najgorsze Jack daje mu się nakręcać i tak naprawdę nie ma mu zbyt wiele do powiedzenia - "you smell funny" Laughing - no co to w ogóle jest za odzywka?! Laughing W każdym razie - z lekkim opóźnieniem załapuje, że to on jest tu szefem i że tak naprawdę nie musi odpowiadać na te durne zaczepki. To mnie zadziwia za każdym razem Very Happy. Nawet jak James jest kompletnie zdegradowany, to Jack i tak ma na jego punkcie jakąś schizę. Ale wcale mu się nie dziwię, bo James jest naprawdę straszny Rolling Eyes.

Aletheia napisał:
Ale się szarpnał... NIKT mnie nie przekona, że to nie było w tonie "Coś ci miłego powiem bo pasuje, ale najlepsze co w tobie widzę to kapelusz". Żartobliwie oczywiście, ale...


W rzeczy samej Laughing, się szarpnął Laughing. Jednak ja myślę, że to było coś w stylu "nie mam ci za bardzo czego powiedzieć (bo sorry, ale moja myśl rzadko spoczywała na twojej osobie Laughing poza pojęcie dźwigni nie wychodziłem Laughing)". Ale już bez przesady z tym "najlepsze co w tobie widzę" - myślę, że naprawdę chciał mu powiedzieć coś miłego - przecież przed momentem ocalił mu życie. I zaczepił się o ten kapelusz, bo się rzucał w oczy Laughing. Czemu aż tak nie lubisz Williamka? Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 0:20, 12 Mar 2008 Temat postu:

Kobito, przestań! Laughing W domu się już na mnie dziwnie gapią - prycha w monitor, dusi się... Co jest? Mr. Green (Nie, nie !!! Nie przestawaj!!! Laughing )

Eddie napisał:
mógł przecież czekać na efekty działań przedstawicieli prawa... ale jednak postanowił mieć ich gdzieś...

No racja. Nie mówiłam że nie. Jednak najpierw zamierzał to załatwić "obywatelsko" - pierwsza myśl, zwrócić się do władz. Władze go olały, więc "wziął prawo w swoje ręce". O, choćby w tym momencie jednak go lubię. Wink Myślę, że tu bardziej znaczące jest podejście do łamania prawa, nie sam fakt. Jacka to bawi, Willa nie. Ale jak musi, to się nie patyczkuje, tylko działa.
Eddie napisał:
Przyznaj Willowi chociaż 3 punkciki na pirata i zgoda

Ależ nie mam nic przeciwko, przyznam mu choćby tytuł Honorowego (nomen omen Wink ) Obywatela Tortugi, ale nie za Nielegalne Ratowanie Panienki. Nawet nie za Interceptora. Nawet nie za Akcję na Egzekucji. Za... wiosło. Wink To BYŁO pirackie. Prawie Jackowe. Laughing
Choć i tak zaczynam podejrzewać, że Ty po prostu chcesz Jacka z wyglądem Willa. Wink
Eddie napisał:
Rzeczywiście ma taką rysę - coś w stylu "jestem niegodny", ale to dlatego, że przytłaczała go presja społeczna, a nie dlatego, że uważał, że jego uczucie było nic nie warte czy, że on sam jest jakiś gorszy czy coś tam. Po prostu - jest kowalem i musi znać swoje miejsce

O to to, właśnie. Tak to widzę. Jest taki szczególnie na początku (cała scena u gubernatora, rano), bo jednak wszystkie przejścia z przeklętymi piratami dobrze mu zrobiły na dowartościowanie. Natomiast co do tego jak widzi swoje szanse u Elizabeth...
Eddie napisał:
Ale i tak sądzę, że to jednak Will zrobił pierwszy krok, bo tak sama z siebie już by raczej tych zaręczyn nie zerwała.

Mimo całego swojego charakterku, Miss Elizabeth jest jednak damą z dobrego domu, z zasadami. Ona też zna swoje miejsce. I wagę swojego słowa. Przyrzekła to przyrzekła. Okoliczności były jakie były, ale jednak podjęła decyzję z własnej woli. Nie zrozum mnie źle, ale próba nakłonienia jej do zmiany tej decyzji (takim emocjonalnym szantażem) byłaby wobec niej pewnym rodzajem obrazy. Kto jak kto, ale Will pewnością jej słowo uważa za święte, choćby grzebało jego nadzieje. Ona by nie zmieniła decyzji, gdyby Will po prostu odszedł w siną dal. Ale zgodziła się "sprzedać" Norringtonowi za życie Willa, więc kolejnego zwrotu dokonuje, gdy Will znowu jest zagrożony. Nie sądzę jednak, żeby którekolwiek z nich to zaplanowało i starało się stworzyć okazję. Elizabeth z pewnością marzyła o jakimś cudzie ratującym ją z tego zobowiązania, ale raczej na niego nie liczyła i pogodziła się z losem. Wiesz, godność angielskiej lady. Wink To sytuacja kiedy lady przeważa nad piratką. Ale w końcu piratka jednak wygrała z lady, sięgnęła po swój cel. Tak jak piszesz...
Eddie napisał:
tak sama z siebie już by raczej tych zaręczyn nie zerwała. Sądzę, że nawet tego nie rozważała - znaczy się pewnie myślała o tym , ale była już jednak zdecydowana się z nim (z Jamesem) hajtnąć.

To właśnie chciałam powiedzieć. Smile Także i dalej, właśnie, on jest zdecydowanie grzeczniejszy. Wink To właśnie miałam na myśli pisząc "piratka".
Eddie napisał:
W porząsiu, jak chcesz niech będzie PAG . W takim razie jest jeszcze straszniejszy

PAG to rdzeń jego osobowości. Cool Nawet w DMC coś tam mu jeszcze zostało. Uwielbiam go także i za to. Choć nie wiem czy lubiłabym tak bardzo, gdyby nie DMC. Wink
Eddie napisał:
Zwisał mu idealizm Willa - jego postawa interesowała go jedynie w tym zakresie, czy młody jest nastawiony na współpracę z nim czy zamierza mu wierzgać.

No dobra, ale jedno z drugiego wynika. Wierzgał bo go uwierał idealizm. Nie wierzga Jackowi jako takiemu (choć Jack daje mu liczne powody... Mr. Green ) tylko Jackowi-piratowi, który w dodatku próbuje przykleić coś brzydkiego Drogiemu Ojczulkowi.
Eddie napisał:
A Will nie zawsze tylko w kuźni

A bo tak napisałam, że na to wyszło... Miałam na myśli - zawsze w dotychczasowym życiu, nieskalanym kontaktem ze Światem Przestępczym. Jak się skalał to zaraz zyskał na rozumie. Odkrył niekonwencjonalne zastosowania sprzętu wodnego... I wcale nie myślę tylko o żaglu. Wink
Eddie napisał:
To nie był pogrzebacz - tylko szabla

Do tego stopnia mam sklerozę? Zdziwiony Głowę bym dała, że było kwadratowe w przekroju, stożkowate na końcu, cięższe od normalnej broni (uderzenia są wyraźnie mocniejsze, Jack ledwo daje radę parować). I rozpalone! (Osiołek rusza na jego widok Laughing ) No owszem, może miał "w robocie" jakąś niewykończoną klingę w palenisku, ale w takim razie nie miałby za co chwycić, rękojeść osadza się na ostatku, jak klinga juz dawno zimna. Póki nie zobaczę screena z wyraźnym dowodem, stoję na stanowisku, że to pogrzebacz.
Eddie napisał:
Rozwalił wszystko bo mu nie szło... bo przegrywał . Jackie boy nie umie się ładnie bawić

Jackie z zasady nie ma zwyczaju ładnie sie bawić. Wink Poza tym chciałabym wreszcie wyraźnie podkreślić jedno - ich różne punkty wyjścia w tym pojedynku. Dla Willa to Bohaterska Walka ze Złoczyńcą. To on tu jest, kurczę blade, Pozytywnym Bohaterem o Czystym Sercu i Niezłomnych Zasadach. Złoczyńca powinien grzecznie przegrać w tym POJEDYNKU Dobra ze Złem, bo Pozytywni wygrywają ze Złymi i Nieuczciwymi. Aż tu... Cheated...?! No jasne, że cheated, a coś myślał? Scenka jest śliczna, zabawna i filmowa jak diabli, ale pamiętajmy o jednym - o ile Will toczy pojedynek ze Złem o chwałę, to Jack prozaicznie walczy o życie. Co w tym dziwnego, że chwyta się wszelkich sposobów?
Eddie napisał:
Odbieram to w drugą stronę - że to Jack musi sobie poradzić z cinżkim charakterem Jamesa.

To czemu robi co może, żeby go wkurzyć? Very Happy Oni sobie nawzajem nadepnęli na odciski od pierwszego spotkania. Jack Norringtonowi, wiadomo - że śmiał dotknąć jego damy (tu już jednak muszę odesłać do Podróży). Norrington Jackowi - "najgorszy pirat o jakim słyszałem..." Za TAKIE słowa pod adresem Kapitana Jacka Sparrowa się płaci. Laughing Norrington zapłacił już Interceptorem. Wink
Eddie napisał:
Jednak ja myślę, że to było coś w stylu "nie mam ci za bardzo czego powiedzieć (bo sorry, ale moja myśl rzadko spoczywała na twojej osobie poza pojęcie dźwigni nie wychodziłem )". Ale już bez przesady z tym "najlepsze co w tobie widzę" - myślę, że naprawdę chciał mu powiedzieć coś miłego - przecież przed momentem ocalił mu życie. I zaczepił się o ten kapelusz, bo się rzucał w oczy

Ujęłaś to o wiele lepiej niz ja. Very Happy Kapelusz to faktycznie było pierwsze co mu się nasunęło i już dalej nie szukał. Laughing
Eddie napisał:
Czemu aż tak nie lubisz Williamka?

Miewa momenty, że go lubię. A czepiam się tylko, gdy stawiasz go wyżej od Jacka. Wink W tym momencie mój obiektywizm bierze w łeb (ściślej biorąc to ja mu daję w łeb...) i ruszam do boju. Laughing


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Śro 0:28, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:30, 16 Mar 2008 Temat postu:

Aletheia napisał:
No racja. Nie mówiłam że nie. Jednak najpierw zamierzał to załatwić "obywatelsko" - pierwsza myśl, zwrócić się do władz. Władze go olały, więc "wziął prawo w swoje ręce". O, choćby w tym momencie jednak go lubię. Myślę, że tu bardziej znaczące jest podejście do łamania prawa, nie sam fakt. Jacka to bawi, Willa nie. Ale jak musi, to się nie patyczkuje, tylko działa.


No pewnie, że najpierw do władz - w końcu to przystojniak Laughing... no właśnie Very Happy. Na razie nie ma jeszcze powodu, żeby piratować - ale za chwilę Norrington, angielska flegma, mu go da - to się zacznie Very Happy. Chociaż oczywiście przystojność nadal będzie iluminować Very Happy, aż do końca. No i pięknie Very Happy. Och.

Kwestia podejścia do łamania prawa, mówisz... No podejścia - na pewno - ale moim zdaniem wystarczy, jak ktoś uznaje łamanie prawa za uprawniony środek Very Happy na drodze do osiągnięcia celu, of course Very Happy. Nie ujmowałabym tego w kategoriach urządzania sobie tutaj zabawy, bo to mi się kojarzy głównie z czymś takim, że ktoś musi wyrobić jakąś tam normę, bo go kręci sam fakt łamania prawa i nie może bez tego żyć Laughing. Wydaje mi się, że tak robią dzieciaki, albo jakieś niezrównoważone osoby - taka rozrywka, sztuka dla sztuki. To prawda, że Jack sprawia wrażenie jakby się dobrze bawił - ale sądzę, że to po prostu jego sposób bycia - on się dość dobrze bawi również na własnej egzekucji Laughing. Echh... nie wiem - całe to łamanie prawa jest dla mnie zbyt... poważne Very Happy. Znaczy się - ta kategoria jest zaznaczona w filmie, ale nie wydaje mi się, żeby akurat na pierwszym planie Very Happy.

Aletheia napisał:
Ależ nie mam nic przeciwko, przyznam mu choćby tytuł Honorowego (nomen omen ) Obywatela Tortugi, ale nie za Nielegalne Ratowanie Panienki. Nawet nie za Interceptora. Nawet nie za Akcję na Egzekucji. Za... wiosło. To BYŁO pirackie. Prawie Jackowe.
Choć i tak zaczynam podejrzewać, że Ty po prostu chcesz Jacka z wyglądem Willa.


Nooo Very Happy, wiosło było bardzo pirackie Very HappyVery Happy. Ale widzisz - zakręciłaś mną i cały czas odwoływałam się do przykładów łamania prawa Very Happy. Btw - ciekawa diagnoza Razz.

Aletheia napisał:
Mimo całego swojego charakterku, Miss Elizabeth jest jednak damą z dobrego domu, z zasadami. Ona też zna swoje miejsce. I wagę swojego słowa. Przyrzekła to przyrzekła. Okoliczności były jakie były, ale jednak podjęła decyzję z własnej woli. Nie zrozum mnie źle, ale próba nakłonienia jej do zmiany tej decyzji (takim emocjonalnym szantażem) byłaby wobec niej pewnym rodzajem obrazy. Kto jak kto, ale Will pewnością jej słowo uważa za święte, choćby grzebało jego nadzieje. Ona by nie zmieniła decyzji, gdyby Will po prostu odszedł w siną dal. Ale zgodziła się "sprzedać" Norringtonowi za życie Willa, więc kolejnego zwrotu dokonuje, gdy Will znowu jest zagrożony. Nie sądzę jednak, żeby którekolwiek z nich to zaplanowało i starało się stworzyć okazję. Elizabeth z pewnością marzyła o jakimś cudzie ratującym ją z tego zobowiązania, ale raczej na niego nie liczyła i pogodziła się z losem. Wiesz, godność angielskiej lady.


Och - Elizabeth Very Happy. Ja bym jej dała z 3 punkty na lady angielską Laughing - rozwydrzone dziewuszysko - wiecznie z nią jakieś problemy... i w ogóle - gorset jej nie pasuje Laughing. Moim zdaniem lady z niej mocno średnia... i na swoim miejscu też za bardzo ustać nie może Very Happy. Okoliczności były takie, że przed chwilą Will oddał swoje życie za to, żeby nic jej się nie stało więc tym bardziej była zdeterminowana żeby go ratować i uznała, że w tym celu spoko może się sprzedać Very Happy. To było bardzo lady - James, hajtnę się z tobą, ale najpierw uratuj mi chłopaka Laughing. Ja się wolę nie domyślać, jakiego na tym etapie ona by sobie życzyła zakończenia - ale najprawdopodobniej takiego, żeby undead pirates uwolnili ją od zobowiązań Laughing. To, że niezbyt miała ochotę dotrzymywać słowa widać chociażby po tym jej "We should return to the Dauntless" - no z wielkim przekonaniem wygłosiła tę kwestię Laughing. Tylko Will wszystko spaprał - ciapa jedna Laughing - dał jej sygnał, że on tego związku nie widzi - oczywiście dlatego, że uważa ją za lady, siebie za gorszego i jej słowo za święte - co trochę ją to przygasiło, więc już pogodziła się z tym, choć zapewne z ciężkim sercem, że żoną to zostanie Norringtona. Inna sprawa, że niekoniecznie wierną Laughing. Sorry Laughing. Nieważne - w każdym razie - ja sądzę, że Will to jednak zaplanował. To znaczy - za wiele to tam do planowania nie było - jedyne co musiał zrobić to uwolnić Jacka ale z nim nie uciekać. W tym momencie ląduje na szubienicy zamiast niego (czy tam razem z nim - obojętne tak naprawdę). I tutaj chwila niepewności - co zrobi Elizabeth... Nie obrażał jej - wiedział, że Lizzie jest po jego stronie i że pewnie czeka na cud - bo zdawał sobie sprawę, że swoją odpowiedzią "Your fiance will be wanting to know you're safe" trochę ją rozczarował - prawie się popłakała Laughing. Naprawia więc to co spaprał - daje sobie i jej jeszcze jedną szansę i ratuje Jacka, który przez jego wierzganie ma niesłusznie zawisnąć. Skończyć się mogło źle - bo oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że komodor i gubernator nie dadzą się zaszantażować - no cóż - ale przynajmniej będzie miał czyste sumienie - jej nie narażał - Jacka też nie Laughing. Tylko siebie tak naprawdę - ale to takie pirackie i takie przystojne zarazem Very HappyVery Happy. Była szansa na happy end - grzechem byłoby nie skorzystać Very Happy. Acha! I Will nie jest głupi Laughing. Very HappyVery HappyVery Happy No, a ten szantaż jest w mojej koncepcji dwuetapowy Twisted Evil. Niezłe szpiegostwo Very Happy. Nie wiem czy to widać dokładnie - pierwszy etap jest kiedy Will szantażuje Liz - generalnie to nie jest aż takie ewidentne - zależy od indywidualnej interpretacji Willa i jego zamiarów - ale u mnie to wygląda właśnie tak Very Happy. Plus Lizzie! bardzo ucieszyła się z tego, że została zaszantażowana Very Happy. Drugi etap jest wtedy kiedy ona szantażuje ojca i Norringtona - to widać na kilometr, że nie po to opowiada się po stronie piratów, żeby razem z nimi zawisnąć. Na ojca podziałało, ale o mało zawału nie dostał. Na Jamesa też - chociaż piractwa z całego serca nienawidzi - to przecież przed Elizabeth klęczy na kolanach - niech więc będzie tak jak ona chce - jej szczęście jest ważniejsze. Skończył jako frajer w sumie - ale ktoś musi przegrać, żeby ktoś wygrać mógł Laughing. Zawsze wygrywa Jack - pamiętajcie! Laughing

Aletheia napisał:
No dobra, ale jedno z drugiego wynika. Wierzgał bo go uwierał idealizm. Nie wierzga Jackowi jako takiemu (choć Jack daje mu liczne powody... ) tylko Jackowi-piratowi, który w dodatku próbuje przykleić coś brzydkiego Drogiemu Ojczulkowi.


Jak dla mnie nie wynika. Jack jako taki to w percepcji Willa jednak Jack-pirat, a więc byłabym ostrożna z tym rozróżnieniem. Will go akceptuje - już w momencie kiedy zawiera z nim układ przestaje go uwierać idealizm - uwalnia go z więzienia, kradną statek. Ale oczywiście nadal jest sobą - czyli jest przystojny Twisted Evil. A więc, gdy Jacques włazi mu z buciorami na jego świętości - wyjmuje szablę - żeby odszczekał te oszczerstwa. Szabla miała być mocnym argumentem - ponieważ Will sądził (słusznie Kwadratowy), że jest lepszym szermierzem i że na Jacku to zrobi wrażenie - tutaj się jednak pomylił Laughing. Jack to kompletnie olał - "Put it away son. It's not worth you gettin' beat again". Ale słowa "you... gettin' beat... again..." aaa!!! again!!! - to był dla Willa strzał prosto w serce - już nawet o starym zapomniał Laughing. Żaden idealizm - dwóch dziadów się wykłóca który wygrał Laughing.

Aletheia napisał:
Do tego stopnia mam sklerozę? Głowę bym dała, że było kwadratowe w przekroju, stożkowate na końcu, cięższe od normalnej broni (uderzenia są wyraźnie mocniejsze, Jack ledwo daje radę parować). I rozpalone! (Osiołek rusza na jego widok ) No owszem, może miał "w robocie" jakąś niewykończoną klingę w palenisku, ale w takim razie nie miałby za co chwycić, rękojeść osadza się na ostatku, jak klinga juz dawno zimna. Póki nie zobaczę screena z wyraźnym dowodem, stoję na stanowisku, że to pogrzebacz.


Wiesz - ja nie wiem Razz. Raczej nie mam pamięci wzrokowej - ale całe życie byłam przekonana, że to szabla. Jak dla mnie wyznacznikiem pogrzebacza jest hak czy zakrzywienie na końcu, a to się prawie na pewno jarzyło prosto. Ale może są też proste pogrzebacze - ale osobiście z takim nigdy nie miałam do czynienia - wszystkie były hakowate i do tego dość krótkie, a to czym macha Will jest jak dla mnie długości regularnej szpady Very Happy. Mogłabym zajrzeć, ale wiesz - jestem stronnicza i i tak zinterpretuję to na swoją korzyść - więc nie ma sensu Laughing. Screena nie umiem zrobić Razz. Niech się jeszcze ktoś inny wypowie Very Happy.

Aletheia napisał:
Jackie z zasady nie ma zwyczaju ładnie sie bawić. Poza tym chciałabym wreszcie wyraźnie podkreślić jedno - ich różne punkty wyjścia w tym pojedynku. Dla Willa to Bohaterska Walka ze Złoczyńcą. To on tu jest, kurczę blade, Pozytywnym Bohaterem o Czystym Sercu i Niezłomnych Zasadach. Złoczyńca powinien grzecznie przegrać w tym POJEDYNKU Dobra ze Złem, bo Pozytywni wygrywają ze Złymi i Nieuczciwymi. Aż tu... Cheated...?! No jasne, że cheated, a coś myślał? Scenka jest śliczna, zabawna i filmowa jak diabli, ale pamiętajmy o jednym - o ile Will toczy pojedynek ze Złem o chwałę, to Jack prozaicznie walczy o życie. Co w tym dziwnego, że chwyta się wszelkich sposobów?


Mnie to nie dziwi Razz. Will się dziwi Laughing. Ale myślę, że jednak tak naprawdę bardziej tym, że ten pojedynek w ogóle miał miejsce - bo przecież Jack mógł mu z marszu pogrozić pistoletem czy nawet go zastrzelić i wiać, a nie bawić się z nim w Wersal. Ale z jakichś powodów tego nie zrobił - sytuacja naprawdę kuriozalna - dlatego nie zareagował na "move away" ani na "please (Laughing) move" - zrobiło się jeszcze dziwniej Laughing. Will był tam w lekkim szoku, nie wiedział co jest grane - ale czuł, że może to pociągnąć i przetrzymać Jacka - bo naprawdę coś tu było nie tak Very Happy. No i wkracza PAG Rolling Eyes. To było bardzo dżentelmeńskie - olał Willa i podziękował tylko Brownowi Laughing. Rolling Eyes

Aletheia napisał:
To czemu robi co może, żeby go wkurzyć? Oni sobie nawzajem nadepnęli na odciski od pierwszego spotkania. Jack Norringtonowi, wiadomo - że śmiał dotknąć jego damy (tu już jednak muszę odesłać do Podróży). Norrington Jackowi - "najgorszy pirat o jakim słyszałem..." Za TAKIE słowa pod adresem Kapitana Jacka Sparrowa się płaci. Norrington zapłacił już Interceptorem.


No ja myślę, że to "I know. Clap him in irons, right?" jest właśnie po to, żeby go nie wkurzać jeszcze bardziej (bo wkurzył go już tym weselem - co tak naprawdę w ogóle nie było wymierzone w Jamesa, sądzę), żeby ten nie podszedł do niego i mu nie przywalił osobiście Very Happy. Dobrze, zajrzę do Podróży jutro, ale już teraz widzę, że moje teorie są inne - bardziej spiskowe Laughing. Poza tym, lepiej nie budować w temacie konkretnie o Jacku kolejnego off-topa Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 0:14, 18 Mar 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Nie ujmowałabym tego w kategoriach urządzania sobie tutaj zabawy, bo to mi się kojarzy głównie z czymś takim, że ktoś musi wyrobić jakąś tam normę, bo go kręci sam fakt łamania prawa i nie może bez tego żyć . Wydaje mi się, że tak robią dzieciaki, albo jakieś niezrównoważone osoby - taka rozrywka, sztuka dla sztuki. To prawda, że Jack sprawia wrażenie jakby się dobrze bawił - ale sądzę, że to po prostu jego sposób bycia - on się dość dobrze bawi również na własnej egzekucji . Echh... nie wiem - całe to łamanie prawa jest dla mnie zbyt... poważne

Owszem, o to właśnie mi chodzi. Elementem stylu bycia Jacka jest łamanie prawa. Niekoniecznie "wyrabia normę", bo to już kłóciłoby się z nonszalancją, zaczęłoby być tak jakby mu na tym zależało. Łamie prawo raczej mimochodem niz celowo, natomiast na pewno ten fakt mu sumienia nie zaprząta. A że rozrywka... Tak. Przecież on tego bynajmniej nie traktuje poważnie. A "dorosłe" zrównoważenie raczej jest daleko na końcu listy jego cech, o ile w ogóle jest. Laughing
A egzekucja... Toż on tego wyroku słucha jak muzyki, z błogim rozmarzeniem. Odbiera to jak listę zasług, nie zarzutów. Cud, że nie uzupełniał przeoczeń. Laughing


Eddie napisał:
Moim zdaniem lady z niej mocno średnia...

A widziałaś wycięte sceny na wyspie? Widziałaś jak usadza Jacka, gdy ten do niej startuje po imieniu? "Jak dla ciebie, Miss Swann" Twisted Evil Co za ton! Rasowa Angielka z wyższej sfery! Very Happy

Eddie napisał:
jej nie narażał - Jacka też nie . Tylko siebie tak naprawdę - ale to takie pirackie i takie przystojne zarazem

Nie bardzo pirackie, właśnie dlatego, że przeraźliwie honorowe. Wink No właśnie, jak nie wyjdzie - Jackowi i tak wszystko jedno, dwa razy go nie powieszą, Elizabeth w ogóle niezagrożona (ale w mojej interpretacji, zaczynajac już od tego, że nie spodziewał się po niej niczego, nie "dawał jej szansy"), więc Will zostanie jedyną, ach jakże przystojną i bohaterską, ofiarą. Niewinna krew zawoła o pomstę do niebios! Very Happy

Eddie napisał:
to widać na kilometr, że nie po to opowiada się po stronie piratów, żeby razem z nimi zawisnąć

No pewnie, że nie! Very Happy Kiedy ktoś deklaruje "jak ich, to i mnie musicie", to przeważnie dlatego że liczy na wstrząśnięcie tymi zagrażającymi, powstrzymanie ich. Po raz drugi w CBP staje jako tarcza, ale tym razem z własnej woli. Wink

Eddie napisał:
Żaden idealizm - dwóch dziadów się wykłóca który wygrał .

Noż do stu tysięcy fur beczek zgniłych śledzi zalanych chrzczonym rumem... <rozgląda się za czym ciężkim i chwilowo nie znajduje, co poważnie wzmaga ilość dymu walącego z uszu...> Ile razy ja mam powtarzać, że w tych kilku sekundach od wyciągnięcia broni TAK!!!, na tapecie zostaje TYLKO kwestia który lepszy, i co który któremu może?!? Ale kiedy Will już jest za burtą, Jack wraca do ogólniejszych spraw, TAKŻE do Bootstrapa! Nawet jeśli Willowi pojedynkowa ambicja przesłania szerszą wizję problemu, to Jackowi NIE! I pogadanka dotyczy współpracy z piratem, w świetle pogodzenia się (bądź nie, do wyboru Willa) z pirackościa ojca! I faktem, że tenże ojciec pływał kiedyś z konkretnym piratem, którego omawiany idealista ma aktualnie przed nosem. Gorzej, pływał pod jego rozkazami! A jego synek powinien pójść w ślady swojego starego. Albo se bohatersko utonąć, wolna droga. Tylko że to już by nie pasowało temuż piratowi, bo jak sam mówi, dwiema rękami tej łajby nie poprowadzi.
A jak piszę o Jacku jako takim i Jacku-piracie, to mam na myśli, że na przykład Will ani razu nie startuje do niego z rozżaleniem w stylu "Nienawidzę cię! Zrobiłeś ze mnie głupka w oczach szefa i Norringtona! Drwisz ze mnie! Eunuchem nazywasz! Masz wiosłem za to!" tylko wyłącznie z pretensjami "Jesteś piratem! A mój ojciec nie był! On był porządnym człowiekiem, w przeciwieństwie do ciebie!". Jak go idealizm nie uwiera, to czego się tak rzuca na tle tatusia? Jak już wcześniej zaakceptował pirackość Jacka, to czemu nie dopuszcza myśli że Bill mógłby być dobrym człowiekiem, a jednocześnie piratem?

Eddie napisał:
całe życie byłam przekonana, że to szabla

Mówisz, życie przed PotC to nie życie? Laughing Gdzieżbym się sprzeciwiała...! Wink

Eddie napisał:
Jak dla mnie wyznacznikiem pogrzebacza jest hak czy zakrzywienie na końcu, a to się prawie na pewno jarzyło prosto.

Tak, to było proste. Ale "przyborów kominkowych" kiedyś było wiele rodzajów, aż dobierało się komplety jak stołowe sztućce, więc może byłby i jakiś niekrzywy...? Jak pisałam, to mógłby być też pręt odłożony celem przygotowania do roboty, półprodukt, ale jeszcze nie klinga, bo pociąłby sobie rękę.
EDIT NASTĘPNEGO DNIA: Dzięki Anajulii miałam okazję sprawdzić. Smile Zwracam honor, to jednak normalna broń, klinga z rękojeścią. Zatem moja aktualna interpretacja - to musiało być coś oddanego do naprawy, z drobnym uszkodzeniem, uszczerbiony sztych czy coś, skoro nie rozmontował do przekucia całej klingi, tylko w całości czekało w palenisku na swoja kolejkę do kowadła.

Eddie napisał:
To było bardzo dżentelmeńskie - olał Willa i podziękował tylko Brownowi

A komu miał dziękować, sierocie ledwo patrzącej na oczy spod tego syfu? Laughing Z punktu widzenia Norringtona (pamiętajmy, że wpada kiedy Jack już na parterze Wink ) to Will powinien dziękować. Swojemu Aniołkowi Ochroniarzowi, że jeszcze żyje.

Eddie napisał:
żeby ten nie podszedł do niego i mu nie przywalił osobiście

Ooo, to nie byłoby w stylu Dowódcy Akcji Ratowniczej. Ani w stylu Wielkiego Czyściciela Karaibów. Prędzej by zadysponował dwadzieścia plag pod głównym masztem, na przytemperowanie pyskatemu piratowi bezczelnego jęzora. Ale to z kolei nie byłoby w stylu PAG. Wink To byłoby poniżej godności Norringtona. Powiesi Jacka w majestacie prawa, z obstawą gwardii, werblami i spędzoną publiką, ale nie tknie go przed podpisaniem wyroku.


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Wto 20:58, 18 Mar 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 12:33, 04 Paź 2009 Temat postu:

Eddie napisał:
Zastanawiałam się kiedyś nad tym czemu Will chciał go uratować od tego stryczka. Wydaje mi się, że bardzo ujęła go (Willa) wypowiedź "They've done what's right by them. Can't expect more than that" - no normalnie aż się obejrzał. Bo to takie nie w stylu Jacka - żadnego "Cooo?! wiosłuj szybciej! łapać Perłę!" - zero jakiejś złości czy fochów. Jakby oba cele - Perła i ratowanie Elizabeth były równorzędne od początku kiedy wyruszyli razem na tę wyprawę. Akurat Jackowi się nie udało, ale nie ma żadnych pretensji. Will też mógł przecież odpaść, ale tak wyszło, że akurat kapitan miał pecha.

A ja to wczoraj nagle zobaczyłam trochę inaczej i nie wiem czemu tak późno, bo teraz mi się zdaje, że to aż bije po oczach. Mianowicie uderzyło mnie zestawienie dwóch scen / momentów:
1. Will wraca na Interceptora z Elizabeth, a Gibbsowi pytającemu o Jacka odpowiada "He fell behind." A za czyją to sprawą, hę? Nie tylko zaprawił Jacka wiosłem, ale zabierając Elizabeth nawet nie pomyślał, żeby sprawdzić co z Jackiem - zostawił go z pełną świadomością. Także ze świadomością konsekwencji, skoro Jack mu wcześniej wyłożył The Code. Na Interceptorze widać, że wolałby, żeby Gibbs nie drążył tematu...
2. ...a w łódce nagle do niego dociera, że sam nie był wtedy lepszy, jeśli nie gorszy od tamtych co się ulotnili z Perłą.

I jeszcze druga rzecz. Widać, że Will tak naprawdę zaczyna wierzyć w pirackość Bootstrapa dopiero po rozmowie z Elizabeth o medalionie. Tym samym musi się pogodzić z własną "piracką krwią".

Jeśli dodać to wszystko do siebie, wychodzi mi, że w łódce Will reaguje w ten sposób, bo nagle trafia go świadomość, że wcześniej uważał się za przyzwoitego obywatela z nieskalanym pochodzeniem, a mimo to wyciął Jackowi wybitnie wredny numer. Postąpił tak, jak wedle przyzwoitych obywateli postępują piraci! Stąd mogłaby wypłynąć jego decyzja o występie na egzekucji: skoro uważając się za uczciwego człowieka, postąpiłem jak zdrajca, to przekonawszy się o prawdzie, najwyższa pora, żebym zrobił coś naprawdę uczciwego. Jestem synem pirata, OK. Ale określa mnie to co rzeczywiście decyduję i robię, a nie to jak mnie nazywają. A zatem Jacka też.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin