Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
megg19
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 31 Gru 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 21:55, 01 Sty 2011 Temat postu: Will i Elizabeth -miłość oraz losy zakochanych |
|
Postanowiłam założyć ten wątek ponieważ uważam, że William i Elizabeth to jedne z najważniejszych postaci naszej trylogii, które nadały jej odpowiedniej barwy i właściwie bez nich ta opowieść nie byłaby taka wspaniała." Will i Elizabeth jako para zakochanych" przez te słowa miałam na myśli skupienie się na łączącej ich miłości,relacjach oraz na tym jak potoczyły się losy tej dwójki. Chciałabym podzielić się z wami moimi przemyśleniami i odczuciami oraz chciałabym poznać wasze zdanie na ten temat. Will i Elizabeth byli w sobie zakochani od samego początku , połączyło ich niesamowite uczucie, walczyli cały czas o swoją miłość o to by być razem. Na ich drodze stanęło wiele przeszkód. Kiedy wydawało się, że wszystko będzie dobrze nagle los rozdzielił kochanków. Czy nie sądzicie, że zostali okrutnie potraktowani przez życie? Will stał się kapitanem "Latającego Holendra" co za tym idzie? obowiązek przewożenia dusz na tamten świat a co najgorsze musi żeglować przez całą wieczność i wolno mu tylko spędzić 1 dzień na lądzie raz na 10 lat. Czy to nie jest okropne? Musiał zostawić swoją ukochaną na brzegu i popłynąć statkiem w nieznany świat.Zostawił przy niej swoje serce i to był przepiękny dowód jego miłości, oddania i zaufania. Tak naprawdę swoje życie złożył w jej rękach.Elizabeth która kocha Willa nad życie musiała pogodzić się z tak okrutnym przeznaczeniem. Patrzyła jak jej ukochany znika za horyzontem.Teraz musi czekać na niego 10 lat po to żeby zobaczyć się z nim tylko na 1 dzień. To przecież tak mało...za mało...Moim zdaniem to strasznie niesprawiedliwe. Mogliby spędzić ze sobą wiele pięknych lat, mieć się na co dzień, trzymać się w objęciach, cieszyć się swoją miłością. Myślicie, że Elizabeth będzie czekać na swojego ukochanego?Myślicie, że taki szmat czasu nie będzie w stanie zniszczyć ich uczucia?Czy nauczą się z tym żyć?Czy mimo wszystko skończyło się dla nich happy endem?? co o tym sądzicie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 23:50, 01 Sty 2011 Temat postu: |
|
Na mojej osobistej liście Will i Elizabeth plączą się gdzieś przy końcu, ale obiektywnie rzecz biorąc - świetne postacie. Do licha, PotC ma same świetne postacie...
Will.
Stawiałam gdzieś tu chyba tezę, że tak właściwie jest głównym bohaterem PotC, leading hero. Przy zastrzeżeniu, że PotC konstrukcyjnie wygląda jak np. LotR, ma grupę postaci, nie jedną główną. I zatrzeżenie drugie - na razie mówimy o CBP. Scenariuszowo rzecz biorąc, fabuła jest oparta na Willu - to jest jego historia (od wprowadzenia "młodego bohatera"), jego księżniczka do ratowania, jego większość kluczowych decyzji, jego rywal do tej księżniczki (Norrington), jego przemiana pod wpływem doświadczeń itede. To, że Jack Sparrow, dzisiaj, jest niezaprzeczenie głównym (nadal przy zastrzeżeniu ogólnej poza tym "grupowości" PotC) jest, z mojego punktu widzenia, zasługą Johnny'ego Deppa, a obiektywnie rzecz biorąc - wypadkiem przy pracy. Film się wyrwał i poniósł w nieco nieoczekiwanym kierunku, mam wrażenie. To, ze mnie się prywatnie ten kierunek bardzo podoba, nie zmienia faktu, że w CBP Will był, jako element konstrukcyjny filmu, co najmniej ćwierć koncepcyjnego szczebelka wyżej nad Jackiem. Jeśli to jeszcze zrozumiałe co tu mącę...
Elizabeth.
Czyli ta archetypowa księżniczka... Prywatnie bardzo się cieszę, że w tej roli nie ogranicza się do szlochania w wieży, tylko bierze sprawy (i rum, ajaj...) we własne ręce. I dlatego też ma wierny fandom, czemu się nie dziwię. Mam nadzieję, że Angelica nie wypadnie przy niej blado i jednowymiarowo. I jaki to komplement dla Lizzie, wynika już z tego, że mówię to będąc niezbyt-fanką Elizabeth a w-nadziejach-fanką Angeliki.
Ich relacja w CBP to, znowu, konstrukcyjna oś fabuły. Przeznaczeni-sobie i tak dalej. To co po CBP, jak wiadomo, było wynikiem trochę zaskoczonego-bezładnego "o rany, coś trzeba dopisać, co tu wymyślić". Zdecydowano się na sequel zamiast "jednoprzygodówki" a la Bond, stąd rozwój postaci i ich relacji. Szczęśliwa para po szczęśliwym ślubie jest bardzo fanfikowa, ale nie bardzo filmowa, więc scenarzyści przyczynili im dodatkowych kłopotów... Ciągnięcie tego jednak nawet poza AWE (tzn. jako jedną z głównych osi/wątków fabuły) byłoby już przegięciem, co do czego zgodni są naprawdę WSZYSCY. Serio, nie widziałam przeciwnego zdania nawet w najzaprzysięglejszych obozach fanów. Nie żebym bardzo szukała, więc jeśli jednak się mylę, to proszę wołać. Dodatkowo tu się nałożyła reakcja publiczności, fandomu... Jack zdecydowanie wypłynął na front, autorzy byliby ślepi, gdyby to zignorowali. Dlatego CBP-DMC-AWE zostaje na brzegu razem z Elizabeth, PotC płynie dalej.
megg19 napisał: | Will stał się kapitanem "Latającego Holendra" co za tym idzie? obowiązek przewożenia dusz na tamten świat a co najgorsze musi żeglować przez całą wieczność i wolno mu tylko spędzić 1 dzień na lądzie raz na 10 lat. Czy to nie jest okropne? |
Pozostawiając na boku wciąż nierozstrzygniętą kwestię, czy to była jedna dziesiątka (uzależniona od wierności Elizabeth) i Will w ostatniej scenie wraca jednak, żeby zostać, to spotykałam już pytanie, które właściwie należałoby zadać od razu: dlaczego dziewczyna kapitana Holendra nie może popłynąć z nim? Można by kombinować nad wyjaśnieniami w stylu "bo jest żywa", ale tak naprawdę chodzi po prostu o kolejną baśniowo archetypową próbę kochanków... No i właśnie:
megg19 napisał: | Musiał zostawić swoją ukochaną na brzegu i popłynąć statkiem w nieznany świat.Zostawił przy niej swoje serce i to był przepiękny dowód jego miłości, oddania i zaufania. Tak naprawdę swoje życie złożył w jej rękach.Elizabeth która kocha Willa nad życie musiała pogodzić się z tak okrutnym przeznaczeniem. |
Postrzegamy powierzenie serca jako ostateczny symbol oddania, ale dla kogo to jest naprawdę trudniejsze? On odpływa w siną dal, ale ona zostaje niejako przykuta do tej ziemi i do tego serca. Zachwycamy się, jaka ona wierna, jak oni się kochają - ale czy taki układ jest nadal fair? Mówimy, och, okropne, nie mogą ze sobą być! Zauważcie jednak coś jeszcze - oni już nie mogą przestać ze sobą być. Są jednocześnie przymusowo rozdzieleni i przymusowo związani. No bo w sumie, jaki mają teraz wybór...? Ja wiem, fajnie się nad tym roni łezkę, ale ja bym jednak chętnie pokazała gdzie rekiny zimują pierwszemu, który to umyślił jako wzór wiernej miłości.
Fandom, jak długi i szeroki, we wszystkich znanych mi przypadkach, próbuje to jakoś przeinterpretować / przepisać, żeby znowu miało jakieś strawne, ludzkie ręce i nogi, żeby było po ludzku AKCEPTOWALNE, i na ogół rozwiązują to jakoś, że Lizzie jest w stanie wejść na Holendra, choćby na jakiś czas (albo na stałe, nawet za cenę porzucenia żywego świata), albo że Will jednak wraca (po tych dziesięciu latach, albo że wcześniej znalazł się zmiennik, cokolwiek). I trudno się dziwić, bo po chwili zastanowienia, gdyby to miało rzeczywiście na stałe tak wyglądać jak AWE-przed-napisami, to ja dziękuję uprzejmie za taką miłość-niemiłość. Bardzo łzawa. Bardzo legendarna. Bardzo heroiczna. Bardzo romantyczna. Oraz bardzo papierowa, niestety. (Proszę nie mylić "papierowa" z "nie-wzruszająca", nie o to mi chodzi.)
Ogólnie, zakończenie AWE jest bardzo interesujące jako... punkt wyjścia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
megg19
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 31 Gru 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 23:02, 02 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: |
Pozostawiając na boku wciąż nierozstrzygniętą kwestię, czy to była jedna dziesiątka (uzależniona od wierności Elizabeth) i Will w ostatniej scenie wraca jednak, żeby zostać |
Właśnie ta kwestia moim zdaniem jest troszeczkę nierozstrzygnięta. Niby wszędzie jest otwarcie powiedziane, że kapitanowi Holendra wolno wyjść raz na 10 lat na ląd ale wiele osób twierdzi, że jednak Will wraca po 10 latach na stałe. Również rozmowa między Davy'em a Kalypso daje troszeczkę do myślenia.Kiedy po 10 latach mogli być wreszcie razem - ona się nie zjawiła.Można to interpretować na dwa sposoby, że mogli być razem przez ten jeden dzień albo być ze sobą już zawsze.
Cytat: | to spotykałam już pytanie, które właściwie należałoby zadać od razu: dlaczego dziewczyna kapitana Holendra nie może popłynąć z nim? Można by kombinować nad wyjaśnieniami w stylu "bo jest żywa", ale tak naprawdę chodzi po prostu o kolejną baśniowo archetypową próbę kochanków... |
W momencie kiedy Will przebił serce Davy'ego Jonesa (z pomocą Jacka) wiedziałam już że to on teraz zostanie kapitanem Holendra i pomyślałam dokładnie o tym samym, że mógłby wziąć swoją ukochaną Elizabeth na statek przynajmniej na jakiś czas bo ojciec Willa powiedział ze tam gdzie płyną ona nie będzie miała wstępu.Przecież mogliby się widywać...może nie cały czas, ale zawsze to coś...właściwie to ich pożegnanie było okrutne..aż za moim zdaniem
Cytat: | Postrzegamy powierzenie serca jako ostateczny symbol oddania, ale dla kogo to jest naprawdę trudniejsze? On odpływa w siną dal, ale ona zostaje niejako przykuta do tej ziemi i do tego serca. Zachwycamy się, jaka ona wierna, jak oni się kochają - ale czy taki układ jest nadal fair? |
Oczywiście, że jest nie fair. Wiele razy się nad tym zastanawiałam dla kogo ta sytuacja jest trudniejsza..i stwierdzam, że dla Elizabeth. Willowi też nie jest łatwo, ale on płynie sobie w siną dal, ma się czym zająć bo ciążą na nim obowiązki, ma kochanego ojca przy sobie..rozstanie na pewno jest dla niego trudne..ale nie oszukujmy się...jest w lepszej sytuacji. Za to Elizabeth ma przekichane, tak jak zostało powiedziane wyżej jest przykuta do tego brzegu..zostawiona sama na pastwę losu...w samotności i w tęsknocie...szczerze mówiąc jak ja wczuwam się w jej sytuacje to zaczyna mi krwawić serce...nie ma na kogo liczyć..przecież jej ojciec nie żyje...ta tęsknota mogłaby ją zabić...Elizabeth jest młodziutką kobietą..dla niej to straszna tragedia, że najpiękniejsza lata młodości przeżyje sama...te 10 lat to dla niej zapewne wieczność...no ale cóż prawdziwa miłość jest w stanie przetrwać wszystko..nawet tak wielką próbę czasu.....cieszę się, że ona czeka na niego...i że on dalej ją kocha i przypływa po tych 10 latach....ale jak dla mnie to zbyt wysoka cena....
Cytat: | I trudno się dziwić, bo po chwili zastanowienia, gdyby to miało rzeczywiście na stałe tak wyglądać jak AWE-przed-napisami, to ja dziękuję uprzejmie za taką miłość-niemiłość. |
Szczerze mówiąc ja do tej pory nie mogę się pogodzić z takim końcem, że Will może być tylko 1 dzień na lądzie co 10 lat...nie mogę i nie potrafię...to zakończenie przed napisami było z jednej strony piękne i romantyczne, ale z drugiej strony bardzo smutne i nawet to że zobacza sie za 10 lat nie sprawilo, że się uśmiechnę wręcz odwrotnie wprawiło mnie w depresyjny nastrój
Cytat: | Bardzo łzawa. Bardzo legendarna. Bardzo heroiczna. Bardzo romantyczna. Oraz bardzo papierowa, niestety. (Proszę nie mylić "papierowa" z "nie-wzruszająca", nie o to mi chodzi.) |
Zgadzam się z tymi określeniami co do joty. Ta miłość kojarzy mi się nie raz z takimi legendami o zakochanych....
Aletheia po czym stwierdzasz, że sprawa odnośnie powrotu Willa stawiana jest pod znakiem zapytania? jestem strasznie ciekawa;-) to pytanie również kieruję do wszystkich którzy też mają co do tego wątpliwości;-)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 0:01, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Will.
Stawiałam gdzieś tu chyba tezę, że tak właściwie jest głównym bohaterem PotC, leading hero. |
W CBP - zgadzam się. Ale jeśli brać pod uwagę całą trylogię i zostawić na chwilę Jacka, to z dwójki pozostałych bohaterów na pierwszy plan wysuwa się Elizabeth. W DMC i AWE jej postać się rozwija, podczas gdy Will jak wcześniej siecze nieśmiertelnych i jak wcześniej pozwala Jackowi sobą manipulować
Aletheia napisał: | To, że Jack Sparrow, dzisiaj, jest niezaprzeczenie głównym (nadal przy zastrzeżeniu ogólnej poza tym "grupowości" PotC) jest, z mojego punktu widzenia, zasługą Johnny'ego Deppa, a obiektywnie rzecz biorąc - wypadkiem przy pracy. Film się wyrwał i poniósł w nieco nieoczekiwanym kierunku, mam wrażenie. |
Wszystko to potwierdzają sami twórcy. W CBP początkowo Jack miał mniej czasu ekranowego, a Johnny wspominał, że jego wizja postaci tak różniła się od tej producentów, że prawie mu podziękowano. Wyszło, jak wyszło i bardzo dobrze
megg19 napisał: | Właśnie ta kwestia moim zdaniem jest troszeczkę nierozstrzygnięta. Niby wszędzie jest otwarcie powiedziane, że kapitanowi Holendra wolno wyjść raz na 10 lat na ląd ale wiele osób twierdzi, że jednak Will wraca po 10 latach na stałe. |
Chodziły słuchy o istnieniu sceny, w której miałoby to być powiedziane wprost - jakiejś rozmowy Jonesa i Calipso właśnie. Nie ma jej ani w dodatkach do AWE, ani w jednej z wersji scenariusza, którą czytałam, więc zostaję przy pierwszej opcji. Okrutne i niesprawiedliwe, i chyba nieoczekiwane, jeśli chodzi o POTC. Ale czerpali inspiracje z baśni, a nie wszystkie baśnie kończą się happy-endem.
Aletheia napisał: | Zauważcie jednak coś jeszcze - oni już nie mogą przestać ze sobą być. Są jednocześnie przymusowo rozdzieleni i przymusowo związani. No bo w sumie, jaki mają teraz wybór...? |
Dobre spostrzeżenie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 0:23, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
megg19 napisał: | prawdziwa miłość jest w stanie przetrwać wszystko..nawet tak wielką próbę czasu.....cieszę się, że ona czeka na niego... |
Mnie w tym punkcie gryzie się zamiłowanie do łzawych opowieści z irytująco trzeźwym spojrzeniem na nie... Dlatego nazywam tą "miłość" papierową, bo właśnie jest czymś legendarno-baśniowym i trudno zaprzeczyć - bierze nas to, ale z drugiej strony rośnie wkurzona chęć, żeby tak złapać co ciężkiego i pogadać od serca z tym kto ją (nas!) wrobił w taką scenariuszową sytuację.
"Prawdziwa miłość". Hmtak, nie no, kto byłby takim draniem, żeby się nie zgodzić itede... Tylko teraz się zastanówmy, kogo ona kocha? Will jest daleko. Jedyne co jej zostaje, to kochać wspomnienie i wyobrażenie. I vice versa, oczywiście. I rzecz w tym, że po dziesięciu latach po prostu nie jest technicznie możliwe, aby spotkali się znowu CI SAMI ludzie. Jeśli będą mieli mnóstwo szczęścia, naprawdę potężny fart, to zdołają się zakochać w sobie na nowo, w tych nowych ich.
megg19 napisał: | Willowi też nie jest łatwo, ale on płynie sobie w siną dal, ma się czym zająć bo ciążą na nim obowiązki, ma kochanego ojca przy sobie..rozstanie na pewno jest dla niego trudne..ale nie oszukujmy się...jest w lepszej sytuacji. Za to Elizabeth ma przekichane, tak jak zostało powiedziane wyżej jest przykuta do tego brzegu..zostawiona sama na pastwę losu...w samotności i w tęsknocie... |
Tak... i być może niekoniecznie. Możemy też spojrzeć w ten sposób: Will zostawia za sobą świat żywych, przez dziesięć lat będzie widział tylko ojca i te przewożone umrzyki, pewnie mało zajmujące towarzystwo... Elizabeth zostaje na wyspie... czy zawsze sama? Kwestia dyskusyjna. Dyskusyjne może być nawet to, czy faktycznie tam zostaje, w końcu nikt jej za nogę do skały nie przykuł. Co z tym począć, jest oczywiście sprawą do interpretacji, a każdy interpretuje jak lubi. Mogę tylko znowu przytoczyć co popularniejsze pomysły fandomu, a najpopularniejszym jest ten, że Lizzie żyje po prostu dalej, jest przecież nadal królową piratów, może wraca do Shipwreck Cove? Może Jack nie pożegnał jej tak definitywnie? Może zresztą, jak pisałam wcześniej, wchodzi czasem na Holendra (jedno z celniejszych spostrzeżeń fanfikowych w tym temacie - technicznie rzecz biorąc, Shipwreck Cove w większości NIE JEST lądem ). Wszystko to jednak podpada pod to, o czym wspominałam wcześniej - próby zrobienia z tego czegoś po ludzku przyjmowalnego. Taki fan-krzyk w imieniu Lizzie: "Do jasnej ciasnej, podoba się to komuś czy nie, ja wciąż żyję!!!". I w sumie, mam to za zdrowy objaw. Na pohybel co dziwniejszym pomysłom scenarzystów i - szerzej - kulturowym legendom.
megg19 napisał: | Aletheia po czym stwierdzasz, że sprawa odnośnie powrotu Willa stawiana jest pod znakiem zapytania? |
To znaczy, chodzi o to co pisałam na początku? Że "Pozostawiając na boku wciąż nierozstrzygniętą kwestię, czy to była jedna dziesiątka (uzależniona od wierności Elizabeth) i Will w ostatniej scenie wraca jednak, żeby zostać"?
Jak sama zauważasz, film tego jednoznacznie nie stwierdza, jak to miało być z tym powrotem kapitana Holendra, dziesięcioma latami i tak dalej. Ale ja też sądzę, że sugestia "i jeśli ona tam będzie, to on może zostać" mocno wisi w powietrzu. No bo inaczej, co by to miało za sens? Gdyby ta wierność nie miała znaczenia, to każdy kapitan Holendra po prostu schodziłby na ląd jak każdy inny żeglarz - co za różnica w którym porcie i kogo tam spotka. Oczywiście, można by się uprzeć przy interpretacji, że wierność miała znaczenie sama w sobie, ale... cóż, w takim wypadku, kapitan Holendra, Will czy nie Will, byłby łajdakiem każąc dowolnej dziewczynie tak na siebie czekać. Znów - bardzo to legendarne. "Och, kocham go tak mocno, że ten jeden dzień wystarczy!". Ale tego już nie mam za szczególnie zdrowy objaw. Ogólnie - kocham PotC właśnie w takim legendarno-mitycznym wymiarze. Ale w tym punkcie się cofam.
Marta napisał: | W CBP - zgadzam się. Ale jeśli brać pod uwagę całą trylogię i zostawić na chwilę Jacka, to z dwójki pozostałych bohaterów na pierwszy plan wysuwa się Elizabeth. W DMC i AWE jej postać się rozwija, podczas gdy Will jak wcześniej siecze nieśmiertelnych i jak wcześniej pozwala Jackowi sobą manipulować |
To w łaśnie było w moim drugim zastrzeżeniu. A co do Elizabeth - bardzo celne spostrzeżenie. Aaa...! No wreszcie wiem, czemu Jack zawsze zdaje mi się tam wdeptany w tło i zamieciony do kąta, szczególnie w AWE!
Marta napisał: | W CBP początkowo Jack miał mniej czasu ekranowego, a Johnny wspominał, że jego wizja postaci tak różniła się od tej producentów, że prawie mu podziękowano. Wyszło, jak wyszło i bardzo dobrze |
To już offtop będzie, ale zawsze mi się w takich momentach przypominają storyboardy CBP.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 19:59, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | No bo inaczej, co by to miało za sens? |
Właśnie gdyby mógł zostać, to nie miałoby sensu. Calipso wyraźnie mówi w AWE (kiedy przepływają dusze) o wielokrotności dziesiątki: "every ten years", a nie "after ten years". No bo co, Will przypłynie po tych 10 latach i...? Włoży sobie serce z powrotem i będzie żył jakby nigdy nic? A Holender pójdzie na dno? A załoga się rozejdzie? Ja tego nie widzę.
Aletheia napisał: | Gdyby ta wierność nie miała znaczenia, to każdy kapitan Holendra po prostu schodziłby na ląd jak każdy inny żeglarz |
W wiaderkach?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:18, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Will przypłynie po tych 10 latach i...? Włoży sobie serce z powrotem i będzie żył jakby nigdy nic? A Holender pójdzie na dno? A załoga się rozejdzie? Ja tego nie widzę. |
A nie pytasz jak wyjął...? Znaczy, jemu wyjęli. Po zbóju różnica, ale bądźmy skrupulatni.
Technicznie byłoby pewnie jakoś-tam załatwialne, skoro całe PotC jest jakoś-tam, ale kwestia skąd wytrzasnąć zmiennika wydaje mi się (wydawała już wcześniej) jedyną rzeczywiście trudną, w obrębie logiki uniwersum.
Co do jednej czy wielu dziesiątek, to ja się właśnie zastanawiam, jak to miało być z Jonesem i Calipso, i czy tak samo jak z każdym hipotetycznym kapitanem Holendra. No bo:
1. Jones i Calipso z założenia mieli całą wieczność w zapasie, a jej to już szczególnie zwisają ludzkie lata i ludzkie poczucie czasu. Elizabeth nie, nawet jeśli Will jest nieśmiertelny.
2. Tak właściwie istnieje takie coś jak stanowisko kapitana Holendra? Coś tam się truje o Holendrze, który musi mieć kapitana itede, ale jakoś nigdy nie przemknęło ani słowo o kapitanie PRZED Jonesem. Jakby był pierwszy w ogóle.
Marta napisał: | W wiaderkach? |
...i się zaczynam zastanawiać, co wymyśliłby Jack.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 22:27, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | A nie pytasz jak wyjął...? Znaczy, jemu wyjęli. Po zbóju różnica, ale bądźmy skrupulatni |
Tutaj akurat elegancko. Nowatorska operacja: umierający przywrócony do życia dzięki wycięciu serca A tak serio, gdyby Will miał z powrotem stać się śmiertelnikiem, to czy nie powinien wrócić do stanu sprzed wycięcia serca, a więc umrzeć?
Aletheia napisał: | Co do jednej czy wielu dziesiątek, to ja się właśnie zastanawiam, jak to miało być z Jonesem i Calipso, i czy tak samo jak z każdym hipotetycznym kapitanem Holendra. |
No to teraz będzie mój wywód. Oparty bardziej na wyobraźni niż na faktach, ale chyba nie sprzeczny z niczym, co w POTC zostało powiedziane
Moim zdaniem hipotetyczny kapitan Holendra nie istnieje. Calipso i Davy Jones mieli patent na nieśmiertelność i umowę na wieczność: Jones miał pływać i przewozić dusze (i myślę, że wtedy fizycznie mógł schodzić na ląd, a zakaz był próbą wierności i ceną za miłość bogini), a ona się stawiać w wyznaczony dzień. Nie było nikogo przed Jonesem i nie miało nikogo po nim być. Wydaje mi się, że tak, był pierwszy w ogóle. I w zamierzeniu jedyny.
Wszystko zmieniło się po zdradzie Calipso. Jones wyciął sobie serce i zakopał je, a obustronne cierpienie, zawód i gniew spowodowały "mutację" magicznego tworu, jakim jest Holender. Okręt stał się przeklęty, zyskał nowy dizajn, a Kapitan został unieruchomiony na morzu. Serce, poza ciałem właściciela śmiertelne, zaczęło jakimś cudem "napędzać" Holendra ("Dutchman needs a living heart...") i od niego teraz zależało jego istnienie. Stąd scheda dla Willa: warunek z żywym sercem, wieczne kapitanowanie i uwięzienie na okręcie.
Niezbyt to dobrze napisałam, ale nie mam już czasu na szukanie odpowiedniejszych słów, a nie chciałam zostawiać do jutra. Mam nadzieję, że jest w miarę zrozumiale
|
|
Powrót do góry |
|
|
megg19
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 31 Gru 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 22:40, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Cytat: | W CBP - zgadzam się. Ale jeśli brać pod uwagę całą trylogię i zostawić na chwilę Jacka, to z dwójki pozostałych bohaterów na pierwszy plan wysuwa się Elizabeth. W DMC i AWE jej postać się rozwija, podczas gdy Will jak wcześniej siecze nieśmiertelnych i jak wcześniej pozwala Jackowi sobą manipulować |
Tak zgadzam się...Elizabeth jest postacią dynamiczną..ulega metamorfozie..z panienki z dobrego domu wyrasta na dojrzałą kobitkę która wie czego chce
Cytat: | Chodziły słuchy o istnieniu sceny, w której miałoby to być powiedziane wprost - jakiejś rozmowy Jonesa i Calipso właśnie. Nie ma jej ani w dodatkach do AWE, ani w jednej z wersji scenariusza, którą czytałam, więc zostaję przy pierwszej opcji. Okrutne i niesprawiedliwe, i chyba nieoczekiwane, jeśli chodzi o POTC. Ale czerpali inspiracje z baśni, a nie wszystkie baśnie kończą się happy-endem. |
No właśnie obiło mi się o uszy i byłam bardzo ciekawa czy to prawda..no ale skoro w dodatkach tego nie było i w scenariuszu który czytałaś to chyba na prawdę pozostaje się pogodzić z wersją że Will i Elizabeth będą się widzieć tylko raz na 10 lat...chyba że istnieje jakiś drugi scenariusz?właśnie z tą sceną co by mówiła o tym wprost....Dla mnie zakończenie dla tych dwojga było czymś okropnym...dawno żaden film nie zmusił mnie aż do takiej refleksji na temat zakochanych bohaterów...zapragnęłam wczuć się w każdy szczegół by tylko jak najlepiej zrozumieć ich uczucia..i jak tylko mi się to udało poczułam się mega ale to mega zdołowana...tak jak tu zostało napisane wyżej miałam ochotę wziąć coś ciężkiego i rzucić tym w tego co taki los zgotował naszym bohaterom...ja wiem, że większość pewnie myśli, że to zakończenie jest super bo nie jest typowe..nie jest typowo hollywoodzkie...ale mnie to zakończenie nie pasi...wiem może jestem zbyt banalna...i zbyt mało oczekuje...ale na serio mam żal o to zakończenie...Czym Elizabeth i Will sobie zasłużyli na to? tak walczyli o siebie....i taki niesprawiedliwy koniec....sądzicie, że i tak dobrze się skończyło dla nich mimo wszystko? że jednak ten koniec był i tak happy??Jestem ogromnie ciekawa co Elizabeth robiła przez te wszystkie lata kiedy Will był nieobecny....wybudowała chatkę na plaży na której ją zostawił i mieszkała tam przez 10 lat? czy może powróciła do w miarę normalnego życia? w końcu stała się królową piratów...została kapitanem...może podjęła się tych obowiązków...może też żeglowała po morzu...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 23:49, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
megg19 napisał: | chyba że istnieje jakiś drugi scenariusz?właśnie z tą sceną co by mówiła o tym wprost... |
Znów powołam się na plotki. Ponoć scenariusz do AWE był często, właściwie do ostatniej chwili zmieniany, więc nie wiem, ile wersji powstało i czy w którejś była ta scena. Nawet gdyby gdzieś tam istniała, nie byłaby częścią "kanonu", jako że się w AWE nie znalazła, ale co Ci jednak przeszkadza "dodać" ją sobie na własny użytek?
megg19 napisał: | Czym Elizabeth i Will sobie zasłużyli na to? |
Cytując Gregory'ego House'a: "Ludziom nie przytrafia się to, na co zasługują, tylko to, co im się przytrafia." Dla mnie to zakończenie też nie jest "super", ale... to tylko fikcja
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 23:52, 03 Sty 2011 Temat postu: |
|
Marta napisał: | A tak serio, gdyby Will miał z powrotem stać się śmiertelnikiem, to czy nie powinien wrócić do stanu sprzed wycięcia serca, a więc umrzeć? |
A liczymy początek wycinania od tatusiowego kozika, czy od (NIE!)Jonesowej szpady? ;>
Marta napisał: | Niezbyt to dobrze napisałam, ale nie mam już czasu na szukanie odpowiedniejszych słów, a nie chciałam zostawiać do jutra. Mam nadzieję, że jest w miarę zrozumiale |
Ależ bardzo zrozumiałe i bardzo pięknie wyłożone i zgadzam się absolutnie ze wszystkim, wliczając schedę dla Willa. To teraz proszę konsekwentnie to rozwinąć dalej, mianowicie: co jedno wiarołomne babsko zepsuło, to druga wierna dama zdolna naprawić. I w ten sposób wrócimy do etatu z umową na czas nieokreślony, z fizyczną możliwością urlopu na lądzie na życzenie, minus ceny i próby, bo to zostało (zostanie) odfajkowane na początku, w okresie kwalifikacyjnym.
megg19 napisał: | ja wiem, że większość pewnie myśli, że to zakończenie jest super bo nie jest typowe..nie jest typowo hollywoodzkie...ale mnie to zakończenie nie pasi...wiem może jestem zbyt banalna...i zbyt mało oczekuje... |
Iii tam, się ceńmy i miejmy wymagania. Czy to byłoby mało? Że nie banalne, to jeszcze nie znaczy, że mamy brać z podziękowaniem. Jasne, że mnie też nie pasi. A co do nie-hollywoodzkości, to muszę poszukać takiego jednego cytatu z fan-recenzjo-analizy, który stwierdzał mniej więcej: no tak, holywoodzką ceną za bycie niezależną kobietą jest dostanie męża wyglądającego jak Orlando. Raz na dekadę.
No właśnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 20:56, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | A liczymy początek wycinania od tatusiowego kozika, czy od (NIE!)Jonesowej szpady? |
Odkąd zwolnił się wakat
Aletheia napisał: | Ależ bardzo zrozumiałe i bardzo pięknie wyłożone i zgadzam się absolutnie ze wszystkim, wliczając schedę dla Willa. |
Zwłaszcza ta mutacja jest bardzo piękna A sądziłam, że zapytasz, skąd wszyscy na Holendrze wiedzieli, że zasady się zmieniły. I jakim sposobem na najlepiej poinformowanego wyszedł gubernator.
Aletheia napisał: | To teraz proszę konsekwentnie to rozwinąć dalej, mianowicie: co jedno wiarołomne babsko zepsuło, to druga wierna dama zdolna naprawić. |
Ja już swoje napisałam i logikę filmową uratowałam, łaty na pocieszenie proszę sobie pisać samemu 10 pierwszych lat jako okres próbny z najcięższymi warunkami brzmi nieźle, po tylu latach każdemu pracownikowi wzrasta liczba dni urlopu Ale jak rozwiązać problem nieśmiertelności Willa i śmiertelności Elizabeth?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 21:54, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
Marta napisał: | A sądziłam, że zapytasz, skąd wszyscy na Holendrze wiedzieli, że zasady się zmieniły. I jakim sposobem na najlepiej poinformowanego wyszedł gubernator. |
Przecież to już wiemy.
Marta napisał: | Ale jak rozwiązać problem nieśmiertelności Willa i śmiertelności Elizabeth? |
Dziękujemy za zgłaszanie zauważonych błędów. Możecie pobrać łatki do programu w archiwach ficowych, albo od razu wybrać wersję 2.0. Nazywa się OST.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:10, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Przecież to już wiemy. |
Wiemy i już, no tak.
Aletheia napisał: | Dziękujemy za zgłaszanie zauważonych błędów. Możecie pobrać łatki do programu w archiwach ficowych, albo od razu wybrać wersję 2.0. Nazywa się OST. |
Oboje nieśmiertelni, co oni będą robić bez Jacka...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:46, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
No chyba nie mamy Jacka za takiego, co przyniesie innym a sam nie przetestuje wcześniej?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:59, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
Już jeden wakat przeleciał mu koło nosa, nie wiadomo, co napiszą w kolejnej umowie małym druczkiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
megg19
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 31 Gru 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 23:24, 08 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: |
Tylko teraz się zastanówmy, kogo ona kocha? Will jest daleko. Jedyne co jej zostaje, to kochać wspomnienie i wyobrażenie. I vice versa, oczywiście. I rzecz w tym, że po dziesięciu latach po prostu nie jest technicznie możliwe, aby spotkali się znowu CI SAMI ludzie. Jeśli będą mieli mnóstwo szczęścia, naprawdę potężny fart, to zdołają się zakochać w sobie na nowo, w tych nowych ich. |
No właśnie...przecież ten ogień między nimi przy takim długim okresie nie bycia razem może zgasnąć....na pewno obydwoje się bardzo zmienią przez te 10 lat...zostają im tak na prawdę wspomnienia....i tak jak mówisz miejmy nadzieję, że na nowo się w sobie zakochają, że stare uczucia odżyją
Aletheia napisał: | Elizabeth zostaje na wyspie... czy zawsze sama? Kwestia dyskusyjna. Dyskusyjne może być nawet to, czy faktycznie tam zostaje, w końcu nikt jej za nogę do skały nie przykuł. Co z tym począć, jest oczywiście sprawą do interpretacji, a każdy interpretuje jak lubi. |
No właśnie a co wy sądzicie?? jak myślicie co Elizabeth robiła przez te wszytskie lata? zamieszkała na wyspie i tylko wlepiała wzrok w horyzont czy wzięła się za siebie i powróciła do życia...może wróciła do swojej załogi...albo dalej pełniła funkcję królowej?jestem strasznie ciekawa waszego zdania
Aletheia napisał: | Może Jack nie pożegnał jej tak definitywnie? |
oj może może Ona miała słabość do Jacka..w końcu przeżyła wiele u jego boku..i jestem pewna, że się spotkali
Możecie mi powiedzieć kiedy Lizzy i Will zrobili sobie bobaska?? ponoć w scenie po napisach Elizabeth czeka z synem na swojego ukochanego....
|
|
Powrót do góry |
|
|
SeraphiN
Czyściciel zęz
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Sob 23:29, 08 Sty 2011 Temat postu: |
|
megg19 napisał: | Możecie mi powiedzieć kiedy Lizzy i Will zrobili sobie bobaska?? ponoć w scenie po napisach Elizabeth czeka z synem na swojego ukochanego.... |
Nie ponoć. Tu nie ma żadnego ponoć, jest na pewno
A tak serio to prawdopodobnie dziecko zrobili przy pożegnaniu w 3 części. Według mnie scena na plaży (zwłaszcza nóżka Lizzy całowana przez Willa) to już tak jakby samo pożegnanie, a cała "akcja" działa się wcześniej
Chłopak wygląda mniej więcej na 10 lat. Zresztą, skoro to jego dziecko a scena po napisach była ich pierwszym spotkaniem (po rozłące) to raczej jednogłośnie można stwierdzić, że tak jak napisałem wyżej Lizzy i Will kochali się tamtego dnia, którego końcówkę oglądamy w filmie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 0:04, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
megg19 napisał: | jak myślicie co Elizabeth robiła przez te wszytskie lata? zamieszkała na wyspie i tylko wlepiała wzrok w horyzont czy wzięła się za siebie i powróciła do życia... |
Osobiście stawiam na opcję drugą, bo:
1. bardziej mi leży prywatnie; po prostu to ciekawsze. Nawet jeśli mniej baśniowe.
2. zdecydowanie bardziej pasuje do postaci. Usychanie na tej samej wyspie przez CAŁĄ NIESZCZĘSNĄ DEKADĘ...? Niee, to nie Elizabeth.
Ale muszę zaznaczyć, że ja jestem w stanie przyjmować wiele alternatywnych wersji naraz, jeśli tylko wpadnę na pomysł albo natknę się na interesujący cudzy. To się odnosi do wszystkich postaci i wątków, nie tylko tej i tego konkretnego.
megg19 napisał: | Ona miała słabość do Jacka..w końcu przeżyła wiele u jego boku..i jestem pewna, że się spotkali |
Spotkanie spotkaniem, ale Jack jeszcze musiałby zmienić zdanie co do "Once was quite enough".
Co przy okazji prowadzi nas do kwestii Turnera III... Już tu kiedyś wierciłyśmy kwestię "Czyj ten mały właściwie jest?", i przynajmniej moje zdanie brzmiało mniej więcej: Nieeetam... Niemożliwe, sama Willowość na tej gębusi wypisana. Podtrzymuję je.
Owszem, najprawdopodobniej między pożegnaniem z Perłą a pożegnaniem na plaży. Dlatego, że:
1. Tak bardziej baśniowo. A już na pewno Disneyowsko.
2. Wcześniej absolutnie nie mieli okazji... Świadczą o tym słowa Elizabeth tu i ówdzie w DMC; potem, między Karaibami a Singapurem byli na siebie obrażeni (czyli dobre pół roku, łomatko...), a później były aresztowania, porwania, bitwy i takie tam zamieszanie... W każdym razie byli osobno, na różnych statkach. No chyba, że się uprzemy, że mieli wolną chwilę między parlay a bitwą. Dla fanautorów to jest naprawdę maaasa czasu, fanfików można napchać na pęczki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 1:29, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | czyli dobre pół roku, łomatko... |
Serio? Rany, a oni się dziwili, że Jack w międzyczasie zwariował...
A Will Turner III na pewno jest Jackowy, tyle po nim widać
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 15:59, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Serio? Rany, a oni się dziwili, że Jack w międzyczasie zwariował... |
Nawet stulecie późniejsze klipry nie dałyby rady prędzej. Cutty Sark zdążył w cztery miesiące, Szanghaj-Londyn (choć nie jestem pewna, którą trasą, teoretycznie Kanał Sueski wchodził w grę; ale nawet jeśli wszedł i praktycznie, to tym bardziej potwierdza rzecz). A Cutty Sark wyglądał jak forteca żagli z ledwo widocznym kadłubem.
A Perła tkwiła w Luku.
Nawiasem mówiąc, myślę że czas w żywym świecie i w Luku płynął inaczej. Luk jest jakiś taki... bezczasowy. Wieczny.
Marta napisał: | A Will Turner III na pewno jest Jackowy, tyle po nim widać |
Ej...? Gdzie konkretnie?
Przy okazji, przyszłam się sprostować - między Karaibami nie byli obrażeni, tylko Will nie wiedział co jest grane, a Lizzie gryzło sumienie. Obrazili się dopiero później, jak Will się połapał co było grane.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 17:51, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
Chciałam napisać, że na pewno NIE jest Jackowy, mój błąd
Tak właściwie, skoro Barbossa i reszta dali radę przepłynąć pół świata i dotrzeć do Singapuru, to pretekst, że potrzebują okrętu od Sao Fenga, jest jeszcze mniej wiarygodny niż myślałam.
Aletheia napisał: | Nawiasem mówiąc, myślę że czas w żywym świecie i w Luku płynął inaczej. Luk jest jakiś taki... bezczasowy. Wieczny. |
Tam wszystko jest inaczej, przecież tam słońce rzuca cień raz z jednej strony, raz z drugiej
|
|
Powrót do góry |
|
|
megg19
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 31 Gru 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 14:55, 10 Sty 2011 Temat postu: |
|
tak właśnie mi się wydawało, że owa scena miała miejsce między pożegnaniem z perła a sceną pożegnalną na wyspie..tylko nie byłam pewna;P Nie noo syn na pewno jest Willa;P No przecież nie Jacka hehehehe Właściwie to mi też jakoś nie pasuje, żeby Lizzy zamknęła się sama w sobie na bezludnej wyspie....bardziej widze tą drugą wersję, że zaczęła żyć normalnie..Wiecie co ja jestem strasznie ciekawa co ona robiła po odejściu Willa... Ciekawe czy ją załoga w pełni zaakceptowała Hehe no i w sumie jest Królową Piratów..wychodzi na to, że jest niezbędna Może zamieszkała na tej wyspie rozbitków...Ciekawe co taki Will sobie pomyślał kiedy zobaczył po tych 10 latach Lizzy z jakimś dzieckiem;P Podejrzewam że nie wiedział iż jest w ciąży...no bo skąd miałby to niby wiedzieć?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 15:26, 10 Sty 2011 Temat postu: |
|
megg19 napisał: | Hehe no i w sumie jest Królową Piratów..wychodzi na to, że jest niezbędna |
Tu się nie zgodzę Króla Piratów nie było nigdy (? poprawcie, jeśli się mylę), ponieważ wcześniej każdy głosował na siebie, więc jakoś piracka społeczność sobie bez niego radziła. Nie powiem też, żeby Elizabeth cieszyła się międzynarodową sławą i jakimkolwiek respektem wśród piratów, więc i o posłuch musiałaby długo walczyć. Poza tym, naprawdę sądzicie, że jako ciężarna kobieta, a potem matka będzie pływać po morzach i oceanach?
|
|
Powrót do góry |
|
|
SeraphiN
Czyściciel zęz
Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Pon 16:22, 10 Sty 2011 Temat postu: |
|
Swoją drogą wątpliwe, żeby Lizzy mieszkała sama na tej wyspie
No bo ejj, sama sobie odebrała poród?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|