Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Cuttler Beckett (w świetle problemu z Jackiem)

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 18:11, 04 Sty 2008 Temat postu: Cuttler Beckett (w świetle problemu z Jackiem)

Eddie napisał:
Anajulia napisał:
A skoro jesteśmy przy relacjach... Co łączyło Jacka i Becketta? Jaką historię znajomości jesteś skłonna im przypisać?


To też jest bardzo ciekawy wątek Very Happy.
Najłatwiej będzie mi wyjść od informacji zawartych w scenie negocjacji Becketta z Willem na początku DMC. Tam dowiadujemy się, że w przeszłości łączyły ich jakieś interesy i zapewne były to dość bliskie układy - Beckett określa Sparrowa jako przyjaciela - w przeciwieństwie do Willa, dla którego, już nawet po przygodach z "Klątwy", Jack to tylko znajomy ("We wish for you to act as our agent in a business transaction with our mutual friend - captain Sparrow"; "More acquaintance than friend"). Wiadomo dalej, że coś tu się stało, jeden drugiego zdradził ("But you and I are no strangers to betrayal, are we?) - ten zgrzyt pozostawił skazę na obydwu - Jack został napiętnowany literką "P" (no rzeczywiście, wielka krzywda mu się stała Laughing), a Beckatt... No właśnie, Beckett, niestety nie wiemy, możemy się tylko domyślać. Will próbuje się dowiedzieć: "What mark did he leave on you?", ale Beckett zbywa milczeniem to pytanie i tylko uśmiecha się do siebie pod nosem. To raczej jest problem natury psychologicznej. Sparrow mógł mu wyciąć jakieś niewyobrażalne chamstwo, co mu zryło psyche i postanowił się na nim zemścić, ale też niekoniecznie. Mogło być tak jak w tym powiedzonku: "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie" - spoko, można szykanować kogoś kto w ogóle nic nie zrobił, poza tym, że istnieje.

Ja bardziej obstawiam ten drugi wariant. Sparrow najwyraźniej działał Beckettowi na nerwy tylko dlatego, że był fajniejszy, sprytniejszy i zawsze 20 kroków przed nim. Jack jest niesamowita osobowością, wszyscy to dostrzegamy, możemy się tym zachwycać i go podziwiać, ale przecież osoba o chorze wybujałych ambicjach nie może. Jak dla mnie Beckett ma po prostu kompleks Jacka Sparrowa - tyle Laughing.

Porównajcie sobie dwie analogiczne sytuacje z "Klątwy" i z AWE. W "Klątwie" - kiedy ktoś tam, jakiś porucznik czy coś, będący wyraźnie pod wrażeniem tego, jak sprytnie Jack "commandeered" (znowu nie wiem co tam było po polsku, ale wiecie o co chodzi) Interceptora, mówi do Norringtona: "That's got to be the best pirate I've ever seen" i spoko, Norrington jest mu w stanie przyznać punkt - "So it would seem". Ale Beckett, o nie! Very Happy Wtedy jak już chcą ruszać w pościg za Perłą i ten maszt upada. I znowu koleś: "Do you think he plans it all out, or just makes it up as he goes along?" i Beckett się foszy, aż tamten musiał się zreflektować, bo tak go ta uwaga wnerwiła.

W ogóle popatrzcie na to: Beckett i jego dzieło życia - zniszczenie piractwa i przejęcie władzy nad morzami - plan, w który angażuje niesamowicie potężne środki... i co? I nad jego realizację przedkłada jakieś osobiste porachunki. Bo dzięki temu, że przez chwilę cieszy się posiadaniem cudownego kompasu Jacka, dowiadujemy się, co tak naprawdę jest jego największym pragnieniem, obczajcie: "Points to the thing you want most. And that is not the Brethren Court, is it?"; "Then what is, Jack?". I wszystko jasne Laughing.

A w ogóle ta jego kwestia na końcu: "It's nothing personal, Jack. It's just good business" - to jest aż tragiczne, on przez całe życie wypierał się tego, że jego problemem jest Jack, oszukiwał samego siebie. I wreszcie może (ale niestety tak mu się tylko wydaje) z pełną satysfakcją wypowiedzieć takie właśnie oto zdanie, mające potwierdzić budowane na własny użytek (w celu zagłuszenia tego, co go tak naprawdę najbardziej boli) przekonanie (skądinąd fałszywe, co zresztą cały czs tkwiło w jego podświadomości, determinując pragnienia - kompas!), że Sparrow to dla niego tylko pryszcz - bo jest już pewnien, że za chwilę zmiecie go z powierzchni ziemi, no i oczywiście nie, "to nie jest nic osobistego", bo przecież ja tu realizuję mój wielki plan zniszczenia piractwa, a Sparrow to frajer i peszek, że się napatoczył. To jest naprawdę mocne. Ale za chwilę okaże się kto tu jest naprawdę frajerem i kto poniósł totalną klęskę - wynik bitwy znacie.

O rany, nie wiem czy nadążacie, ale starałam się wysłowić jak najjaśniej potrafię... uff...

Beckett, i tak cię kocham :*

Very Happy

Sorki za to wyznanie, ale naprawdę bardzo lubię tę posatać Very Happy.


Amen. Very Happy
Ja tam nadążam za sensem, za to NIE nadążam z potakiwaniem Very Happy

Eddie napisał:
Wiadomo dalej, że coś tu się stało, jeden drugiego zdradził ("But you and I are no strangers to betrayal, are we?) - ten zgrzyt pozostawił skazę na obydwu - Jack został napiętnowany literką "P" (no rzeczywiście, wielka krzywda mu się stała Laughing), a Beckatt... No właśnie, Beckett, niestety nie wiemy, możemy się tylko domyślać.


Lterka "P" jest tylko symbolem gehenny, jaką za pewne Jack musiał przejść w więzieniu EITC, tym bardziej dotkliwej, bo doprowadził do niej jeśli nie przyjaciel to ktoś obdarzany zaufaniem. Jacka pozbawiono wolności w wyniku zdrady Becketta, a ten z kolei znacznie awansował. Pamiętacie wymianę zdań między gubernatorem Swannem i Beckettem na początku DMC? "It's lord now". Ale nie ma nic za darmo Wink - w zamian za tytuł sprzedał kogoś, kogo podziwiał. Taka jest moja teoria, która wcale nie wyklucza Eddie Cool

Eddie napisał:
A w ogóle ta jego kwestia na końcu: "It's nothing personal, Jack. It's just good business" - to jest aż tragiczne, on przez całe życie wypierał się tego, że jego problemem jest Jack, oszukiwał samego siebie.

Niezłe - Beckett, który nie może dopuścić do siebie myśli, do czego tak na prawdę dąży, co jest jego siłą napędową. W chwili śmierci iluzja, którą oszukiwał nawet samego siebie, zostaje rozmyta a jego małostkowość obnażona. Myślał, że dąży do bycia wielkim, jedynym, niepowtarzalnym, a okazało się tylko nieudolnie naśladował.

Dla mnie "It's just a good business" znaczy też coś innego. Beckett zaszedł tak daleko (przynajmniej tak myśli aż do momentu ataku na jego statek), bo zdradził i próbuje zafałszować ocenę etyczną tego czynu. Cała jego kariera opiera się tak na prawdę na niecnych uczynkach - spójrzcie chociażby na jego najcenniejszego sługę, pana Mercera Rolling Eyes Ten "dobry interes" miał mu otworzyć drogę do bycia kimś wyjątkowym, jak Jack, ale okazało się, że się tym samym pozbawił tej możliwości. Jack nie zdradza przyjaciół, nawet jeśli 'wystawił' Willa Devy'emu to próbował go 'wynegocjować' z powrotem, miał jakiś plan (Will musiał wrócić - przecież miał klucz Very Happy ). I kiedy Beckett schodzi po schodach wśród drzazg i płomieni ma w oczach coś niesamowitego i nieodpowiadającego do jego wizji samego siebie - poczucie klęski.

Eddie napisał:

Beckett, i tak cię kocham :*

Ja też Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:12, 04 Sty 2008 Temat postu:

No, całe szczęście, że ktoś odpowiedział na tego posta, bo pisząc go lekko się zapomniałam i przegapiłam godzinę wyjścia na zajęcia Laughing. Ale przynajmniej korzyść z tego taka, że jakaś dyskusja się wywiązała Very Happy.

Savvy napisał:
Lterka "P" jest tylko symbolem gehenny, jaką za pewne Jack musiał przejść w więzieniu EITC, tym bardziej dotkliwej, bo doprowadził do niej jeśli nie przyjaciel to ktoś obdarzany zaufaniem. Jacka pozbawiono wolności w wyniku zdrady Becketta, a ten z kolei znacznie awansował. Pamiętacie wymianę zdań między gubernatorem Swannem i Beckettem na początku DMC? "It's lord now". Ale nie ma nic za darmo Wink - w zamian za tytuł sprzedał kogoś, kogo podziwiał. Taka jest moja teoria, która wcale nie wyklucza Eddie Cool


Akurat pisząc to nie zastanawiałam się nad aspektem, który tu poruszasz. Myślałam o tym, że te znaki wypalało się na czołach, więc to i tak mała w sumie szkoda, że Jackowi została (tak w ogóle bardzo fajna Mr. Green) blizna na ręku, bo mała skaza jest w sumie niczym, w porównaniu ze spustoszeniem jakiego on dokonał w psychice Becketta.
No, właśnie... ale wiesz, nawet rozpatrując to w tych kategoriach utraconej wolności... chyba nadal się z Tobą nie zgadzam Smile. Nie wiem, może to wynika z tego, że za bardzo idealizuję posatć Jacka i robię z niego, może na siłę, takiego superhiroł, ale wydaje mi się, że jakoś szczególnie go to nie zabolało. Myślę, że miał gdzieś to, że został napiętnowany i że jakiś tam Beckett zadekretował: "no kiedyś byłeś wolny joł hoł hoł, ale teraz cię nie lubię, to będziesz niewolnym piratem". Myślę, że dobrze czuł się ze sobą jako piratem, a w każdym razie nie ubolewał nad tym, że "stracił" wolność - jakby, zapewne, Beckett życzyłby sobie, żeby Jack myślał.
Uważam, że zasadniczo bardziej go mógł zaboleć sam fakt zdrady Becketta - kogoś z kim robił jakieś tam interesy, czego efektem jest to, że Jack jest niesamowicie skryty i nie zawsze informuje przyjaciół (Will, Liz) o swoich zamiarach, skutkiem czego dochodzi często do nieporozumień między nimi - bo oni nie zawsze potrafią w pierwszej chwili dobrze Jacka zinterpretować Very Happy.


Savvy napisał:
Niezłe - Beckett, który nie może dopuścić do siebie myśli, do czego tak na prawdę dąży, co jest jego siłą napędową. W chwili śmierci iluzja, którą oszukiwał nawet samego siebie, zostaje rozmyta a jego małostkowość obnażona. Myślał, że dąży do bycia wielkim, jedynym, niepowtarzalnym, a okazało się tylko nieudolnie naśladował.

Dla mnie "It's just a good business" znaczy też coś innego. Beckett zaszedł tak daleko (przynajmniej tak myśli aż do momentu ataku na jego statek), bo zdradził i próbuje zafałszować ocenę etyczną tego czynu. Cała jego kariera opiera się tak na prawdę na niecnych uczynkach - spójrzcie chociażby na jego najcenniejszego sługę, pana Mercera Rolling Eyes Ten "dobry interes" miał mu otworzyć drogę do bycia kimś wyjątkowym, jak Jack, ale okazało się, że się tym samym pozbawił tej możliwości. Jack nie zdradza przyjaciół, nawet jeśli 'wystawił' Willa Devy'emu to próbował go 'wynegocjować' z powrotem, miał jakiś plan (Will musiał wrócić - przecież miał klucz Very Happy ). I kiedy Beckett schodzi po schodach wśród drzazg i płomieni ma w oczach coś niesamowitego i nieodpowiadającego do jego wizji samego siebie - poczucie klęski.


No nie wiem, ja nie zawsze logicznie myślę, ale wydaje mi się, że to pierwsze (z czym się zgodziłaś) łączy się z takim rozumieniem tego drugiego jakie ja zapodałam Laughing.

Bo gdyby ten dobry interes miał mu (Beckettowi) rzeczywiście otworzyć drogę do bycia kimś wyjątkowym - jak Jack, to znaczy, że on do tego dążył w tym sensie, że to było świadomie werbalizowane pragnienie - to bycie lepszym niż Sparrow. I w tym momencie w gruzy leci moja spiskowa teoria o jakichś ukrytych demonach umysłu Becketta Twisted Evil. Oczywiście się nie upieram przy tym, że to ja mam rację, ale tu musi być albo jedno albo drugie.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Pią 20:47, 04 Sty 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 19:36, 04 Sty 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Myślę, że dobrze czuł się ze sobą jako piratem, a w każdym razie nie ubolewał nad tym, że stracił wolność (...)Uważam, że zasadniczo bardziej go mógł zaboleć sam fakt zdrady Becketta

Może się niejasno wyraziłam (bardzo prawdopodobne Very Happy ) ale właśnie o to mi chodziło - zdrada była tym, co najbardziej "zabolało" kapitana. Tego, że Becketta z Jackiem łączyły kiedyś stosunki inne niż tylko biznesowe Wink będę się trzymała, chociaż... Chyba coraz bardziej skłaniam się do tego, że to był raczej zachwyt jednostronny Wink, że Beckett dla Jacka nie był znaczący. Kiedy zdradził go Barbossa nosił ze sobą przez dziesięć lat pistolet z jedną kulą i nie użył go nawet w kryzysowych chwilach. A Beckett? Jakby przestał istnieć w jego świadomości. Kiedy znajduje puszkę z inicjałem EITC krzywi się, ale nie rzuca wszystkiego, żeby odnaleźć wroga.

Słyszałam gdzieś, że "P" 'wypalili' Johnnemu nie na czole (jak to było w zwyczaju), ale na ręcę, bo jakby wyglądał Depp z P na czole?! Laughing

Eddie napisał:
Bo gdyby ten dobry interes miał mu (Beckettowi) rzeczywiście otworzyć drogę do bycia kimś wyjątkowym - jak Jack, to znaczy, że on do tego dążył w tym sensie, że to było świadomie werbalizowane pragnienie

Niekoniecznie Twisted Evil Władza mogła być "świadomie werbalizowanym pragnieniem" Very Happy ale motywy, które leżały u podstawy dążenia do niej już nie. Może to miał być marny substytut tego, czego nie da się zdobyć pieniędzmi i wpływami - geniuszu Jacka, który podbija świat Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:56, 04 Sty 2008 Temat postu:

Savvy napisał:
Eddie napisał:
Bo gdyby ten dobry interes miał mu (Beckettowi) rzeczywiście otworzyć drogę do bycia kimś wyjątkowym - jak Jack, to znaczy, że on do tego dążył w tym sensie, że to było świadomie werbalizowane pragnienie

Niekoniecznie Twisted Evil Władza mogła być "świadomie werbalizowanym pragnieniem" Very Happy ale motywy, które leżały u podstawy dążenia do niej już nie. Może to miał być marny substytut tego, czego nie da się zdobyć pieniędzmi i wpływami - geniuszu Jacka, który podbija świat Wink


No, tak jak teraz jest dobrze Very Happy.

Pierwotnie sprzeciwiałam się temu (chyba zapomniałam tego napisać), w tym kontekście, że to "good business" miało być według Ciebie, próbą zafałszowania tego całego czynu w kategoriach oceny etycznej. Z tym to się nie zgadzam, Beckett jest tak doskonale czarnym charakterem, że nie wydaje mi się, aby ubolewał nad tym, że jego poczynania są naganne z punktu widzenia kategorii określanych przez jakąkolwiek moralność.

Ale tak seryjnie, to sama już nie wiem o co mi chodzi, lekko się zamotałam Laughing. Trzeba się nad tym wszystkim jeszcze raz zastanowić od początku, ale mi się już mózg zrolował Laughing.

A tak a propos Barbossy - taaaak, to jest przeciwnik na miarę Jacka! Very Happy


=============================

Halo, to jeszcze raz ja! Edytuję posta, bo mnie ten temat męczy. Nie wiem, czy po zedytowaniu będzie to miało większy sens, ale muszę jeszcze raz wyjaśnić, postaram się jaśniej tym razem, czemu wtedy, za pierwszym razem nie zgodziłam się z Savvy w kwestii Becketta. Wyjaśniam to przede wszystkim Savvy, ale wszystkim innym, którym chciało się zagłębiać w naszą wymianę zdań - też. Otóż.


Gdyby Beckett źle się czuł z tym, że jest nieetyczny i dlatego ubijał ten swój "good business" - to jest to co pisałaś na początku - to wtedy jego motywacją jest: zabicie wyrzutów sumienia.

Okej.
Wtedy logiczna jest kwestia "It's just good business".

Dalej - jak mówisz - świadomie dąży do władzy, ale nieświadome pozostają prawdziwe motywy (czyli to, że ma kompleks Sparrowa, a więc to, co Ci się w mojej interpretacji spodobało).

Okej, to też może być logiczne.
Ale wtedy by nie padło z ust Becketta zdanie "It's nothing personal" w momencie, kiedy myśli, że jest zwycięzcą. Bo przecież w Twojej wersji on zdaje sobie sprawę ze swoich nieświadomych motywów dopiero w chwili kiedy już wie, że przegrał.

A u mnie jest tak, że Beckett cały czas oszukuje samego siebie, zagłusza to, co jest prawdziwym problemem, bo przez cały czas odkąd poznał Sparrowa rozpaczliwie próbuje zbudować obraz samego siebie jako kogoś lepszego niż on (Sparrow). I nie może się od tego uwolnić.

Dlatego - albo musisz przyjąć moją interpretację w całości, albo w ogóle ją odrzucić. Nie możesz "pożyczyć" tylko połowy, bo jeżeli "good business" znaczy to co twierdzisz, to tym samym wyklucza moje rozumienie całości kwestii Becketta ("It's nothing personal, Jack. It's just good business").

Zatem - jeśli zostajesz przy swoim, to musisz wymyślić inny (niż ten wydźwięk, który ja nadałam całemu wątkowi Becketta) sens dla "nothing personal" i ładnie go zgrać z tokiem myślenia prezentowanym w podejmowanej przez Ciebie interpretacji - tak żeby ta cała fraza: "It's nothing personal, Jack. It's just good business" mogła paść w tym miejscu gdzie pada.


Chyba właśnie doprowadziłam analizę wątku Becketta do absurdu - nie wiem czy to co piszę ma sens, ale uparcie drążę i udowadniam że jest sprzeczne to, co wcale być sprzeczne nie musi. To może być znak, że należałoby się zastanowić nad tym czy nie powinnam dostać bana Laughing. Bo te moje wywody to chyba "sztuka dla sztuki" jest i prawdopodobnie w ich wywodzeniu kszty sensu nie ma Laughing.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Pią 23:01, 04 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 3:19, 05 Sty 2008 Temat postu:

Muszę iść spać (postanowienie noworoczne Very Happy), więc włączę się do dyskusji jutro, ale przyszłam donieść, że przeczytałam z zapartym tchem i zacieram z radości ręce Hurra Takiej dyskusji mi było trzeba! Very Happy Same tu cudne rzeczy piszecie i nie mogę się doczekać, by poprzerzucać się z Wami argumentami na "tak" Wink Mam już nawet mętny zarys tego, jak pogodzić wszystkie przedstawione powyżej koncepcje Very Happy

Żeby nie było tak całkiem nic, to wkleję cytat z siebie Very Happy, z "Drogi Własnej Legendy" - pasuje w tym miejscu:

Anajulia napisał:
(...)chcę zatrzymać się na chwilę nad kwestią jego [Jacka] relacji z Beckettem. A to dlatego, że Beckett jest niezwykle interesującą postacią, której rąbka tajemnicy uchyla – moim nieodosobnionym zdaniem – spotkanie z Jackiem właśnie. Otóż, w DMC dowiadujemy się, że Sparrow i Beckett „odcisnęli na sobie nawzajem piętno”. Zastanawiało mnie, jakież to piętno kapitan piratów wycisnął na ich pogromcy. DMC nie przynosi odpowiedzi, więc wypatrywałam jej w AWE. I zobaczyłam, że tych dwoje nie rozmawia ze sobą jak „policjant” i „przestępca”, tylko jak para starych znajomych, którzy niejedno razem przeszli. Beckett stwierdza ze spokojem, że zdrada żadnemu z nich nie jest obca i definiuje ją jako „po prostu dobry interes”. Jack przypomina mu, że tym czego pragnie najmocniej jest on właśnie, i to najlepiej martwy. Brzmi to wszystko dość niejasno, a jak w POTC coś tak brzmi, to znaczy, że w tym miejscu należy szukać rozwiązania zagadki Cool. I właśnie w chwili, gdy pochyliłam się nad zagadką relacji Sparrowa i Becketta, przypomniała mi się reakcja gubernatora Swanna na widok tego drugiego. Od czasu ich ostatniego spotkania Beckett najwyraźniej bardzo awansował. Może nawet całkowicie zmienił swój status. Wygląda na to, że przed laty był drobnym urzędnikiem – a może nawet przestępcą. Od Sao Fenga dowiadujemy się, że nastały czasy, w których „jedynym sposobem, by pirat osiągnął zysk, jest zdradzanie innych piratów”. Być może Beckett był po prostu skorumpowanym urzędnikiem, który dla zysku wspierał piratów. A może był jednym z nich… Stąd znajomość z Jackiem. Najwyraźniej zrobił karierę wydając go w ręce Kompanii Wschodnioindyjskiej – wszak zdrada to dobry interes. Ale to nie wyjaśnia kwestii piętna, jakie Jack odcisnął na starym znajomym. Wygląda na to, że jakiekolwiek relacje ich łączyły, Sparrow zawsze Beckettowi imponował, był wszystkim czego pragnął najbardziej! Zazdrościł mu niezależności, łatwości, z jaką osiągał swoje cele, potęgi na morzach, którą dawała mu Perła. Chciał być taki jak Jack, ale nie potrafił tego osiągnąć w takim samym stylu. Dlatego wybrał drogę kariery w Kompanii. I dlatego także serdecznie Sparrowa niecierpiał.


Pisane w czerwcu, hehe. Taki sobie szkic w porównaniu z zaawansowanym poziomem Waszych dociekań, ale warto go tu odnotować Smile

PS
Savvy napisał:

Eddie napisał:
Beckett, i tak cię kocham :*

Ja też Very Happy


Ja też


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pon 3:52, 18 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maya
Kanaka


Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Katowice

PostWysłany: Sob 10:29, 05 Sty 2008 Temat postu:

Zgadzam sie z moja poprzedniczka co dBo relacji B i J . Mi sie wydaje ze B byl piratem i zdradzil Jacka dla wlasnych zyskow! I potem awansowal wyzej i wyzej. A to co mowi, ze to nic osobistego to moze to taka ironia czy chcial tym wyjasnic w pewnym sensie ze to co bylo kiedys miedzy nimi to juz przeszlo i on niszczy J z zupelnie innego powodu jakim jest dobry interes.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:54, 05 Sty 2008 Temat postu:

To może jeszcze dorzucę parę koncepcji odnośnie Becketta Mr. Green. Może to jeszcze bardziej zaciemnić obraz, bo już mamy różne wersje, a teraz jeszcze dodam kolejne i one nie będą ze sobą współgrały, no ale przynajmniej będzie ciekawie Very Happy.

Tak ogólnie to będzie post a propos "dobrych interesów", "lordowania" i rysów (w kontekście charakterologicznym) Becketta - kontynuacja, czy raczej rozwinięcie tej teorii, którą ja lansuję. Postaram się jak najmniej chaotycznie.


Zacznę od wyjaśnienia, tak dla ścisłości, bo wcześniej tego nie wspomniałam, jakie jest według mnie znaczenie sensu frazy "good business" w ujęciu, jakim posługuje się Beckett. Otóż - nie chodzi o zafałszowanie moralnej oceny czynów, nie jest to także synonim zdrady, to po prostu interes (ale wyjaśniłam Laughing), coś co się osiąga - jakiś zysk, profit, do którego dochodzi się dzięki użyciu skutecznych środków - nieważne, czy są etyczne czy nie - mają prowadzić do celu, który jest tutaj wartością nadrzędną. Beckett ubija dobre interesy tylko w takim kontekście. W tymże samym kontekście definiuje to, co dla Jacka miało by być dobrym interesem - scena spotkania w AWE - chce od niego informacji na temat "Brethrten Court" i uważa, że opłaca mu się je wyjawić, ponieważ zagwarantuje to osiągnięcie korzyści w postaci uregulowania długu z Jonesem i zagwarantowania wolności - czyli tego, co według Becketta jest ostatecznym celem Jacka. Tak samo i on w ostatniej scenie, kiedy myśli, że jest zwycięzcą - uważa, że realizuje świetny interes, bo jest o włos od zniszczenia piractwa (oczywiście to nie jest pełny wydźwięk tej sceny [bo ją trzeba koniecznie analizować rozpatrując sens całej frazy "It's nothing personal, Jack. It's just good business"] - już wcześniej pisałam jak ją rozumiem, aczkolwiek nie sprecyzowałam definicji "dobrego interesu", którą przyjmuję dla potrzeb całej tej mojej interpretacji). Reasumując - Beckett posługujący się pojęciem "good business" uosabia machiavellistyczne podejście - cel uświęca środki.

Lordowanie.
Oczywiście to "It's lord now, actually" bardzo rzuca się w oczy, wręcz razi. Jednak ja bym tu nie wysuwała zbyt daleko idących wniosków. To po prostu typowe dla takiego typu jakim jest Beckett - przywiązywanie dużej wagi do tytułów jako jakichś tam zewnętrznych oznak prestiżu. To uwaga rzucona w kierunku Swanna. Charakterystyczny ton głosu gubernatora - wyrażający zdziwienie "co ty tu w ogóle robisz? i to ty, tyyy - Cutler Beckett". A riposta Becketta? Wyraża mniej więcej tyle: "spadaj, kmiocie! Lord jestem. W ogóle nowa, lepsza wersja mnie!". To tyle.

Ale, zauważam tutaj jeszcze jeden interesujący aspekt, taka refleksja, którą chciałbym się z Wami w tym miejscu podzielić. Mianowicie, już po wyjaśnieniu, że przyjechał tutaj, aby aresztować Willa i Liz, po odczytaniu zarzutów - precyzuje o kogo właściwie chodzi (w sensie, że za pomoc KOMU to całe aresztowanie), zadając retoryczne pytanie: "Perhaps you remember a certain pirate, named Jack Sparrow?", na co Elizabeth z Willem wykrzykują: "Captain! Captain Jack Sparrow", co Becketta wyraźnie uciesza. Jest bardzo zadowolony, że, jak się okazuje, Jack "przejął" coś od niego, że też - jego przykładem - każe sobie strzelać tytułem przed nazwiskiem (bo przecież inaczej Will i Elizabeth by go nie poprawili). Tylko różnica jest taka, że u Jacka to działa na zasadzie "odruchu Pawłowa" - ot, takie cuś, co mu pozostało po znajomości z Beckettem - robi to (wymaga, żeby mu "kapitanować"), ale zupełnie bezwiednie, automatycznie. I w jego przypadku to jest zabawne - nie ma w tym cienia jakiejś pychy. A więc, ta radosna satysfakcja Becketta jest tak naprawdę nieuzasadniona, bo de facto, "kapitanowanie" Jacka niesie z sobą zupełnie inny ładunek emocjonalny niż to jego (Becketta) "lordowanie", nie kryje się za tym ta megalomańska ideologia. Ale Beckett uśmiecha się, bo wierzy, chce wierzyć, że to IDEA zaszczepiona Jackowi z jego inspiracji - że jak się doda tytuł to się jest kimś lepszym. Ale cóż, niestety... Sparrow niczego od niego nie "przejął". Prawda jest taka, że jedynym piętnem, jakie Beckettowi udało się pozostawić na Jacku jest tylko marna literka "P".

Okej, dalej męczymy Becketta. Kim on był - piratem, urzędnikiem, czy kimś jeszcze - nie wiem i na potrzeby mojej interpretacji nie muszę wiedzieć. Wystarczy mi to, że jest gościem, który przez Jacka Sparrowa nabawił się kompleksów i na pewnym etapie "pękła mu żyłka" i się na niego uwziął. Interpretacja postaci Becketta w kategoriach takich, że niby płaci jakąś "cenę za tytuł", że nachodzą go wyrzuty sumienia jest dla mnie zbyt radykalna - nie potrafię do takiego jego ujęcia stworzyć spójnej wizji jego osoby. Zapewne dlatego, że w mojej interpretacji, którą tu przedstawiam zabrnęłam już bardzo daleko i musiałabym ją kompletnie przerobić, żeby ten akurat wątek logicznie mi się komponował. Metody działania "mojego Becketta" absolutnie nie wykluczają tego, że do godności lorda mógł dojść w jakiś nieuczciwy sposób, ale to, że on ma z tego powodu wyrzuty sumienia po prostu mi nie gra. Tak więc schemat: "zdrada Jacka - uzyskanie tytułu lorda - piętno z tego powodu" wykluczam, co jest zresztą logicznym następstwem mojego rozumienia "good business" (wyjaśnienie z początku postu). W mojej wersji zaistnienie tej konkretnej sytuacji jest niemożliwe, nielogiczne ze względu na pewną, wydaje mi się, dość wyraźną rysę w charakterze Becketta - mianowicie - głęboko zakorzenione przekonanie, że DOBRE jest to, co SKUTECZNIE prowadzi do osiągnięcia zamierzonego celu - a więc ten machiavellizm. Czyli, de facto, on nie rozpatruje podejmowanych działań w kategoriach moralności - a więc nie może być mu przykro, że osiągnął korzyść poprzez zdradę kogoś tam, w tym przypadku Jacka.

Ten schemat myślenia kształtuje jego działania w przeciągu trwania akcji DMC i AWE - on balansuje na krawędzi, cały czas nagina wszelkie reguły do swoich potrzeb. Także jak on ma być lordem, to będzie - nieważne jakim kosztem. Inne sytuacje, znane już z filmów. Turner może zdobyć dla mnie kompas, hmm... ale zapewne nie będzie chciał... nic to, załatwię na niego papiery, jakiś wyrok... z pewnością od razu pospieszy mi z pomocą. W ogóle, to mam tu chyba za mało władzy... ktoś ma więcej... Swann... może mały szantażyk... scena: "What do you want from me?"; "Your authority as governor, your influence in London and your loyalty to the East India Trading Company"; ... "Do what you can for my daughter". Hmm... jestem gotowy na ostateczne starcie... tylko ci piraci... niech no mi się zgromadzą w jednym miejscu... muszą zwołać Brethren Court, teraz... trzeba to przyspieszyć, niech już zabrzmi ta pieśń... a, najlepiej zacznę ich wieszać, poczują, że depczę im po piętach, to zaśpiewają... wydam sobie dekret, całe szczęście, że gubernator scedował na mnie swoje uprawnienia i jestem teraz "duly appointed representative of His Majesty the King". Po prostu - taki styl działania. Bez żadnego oglądania się za siebie. Zero wyrzutów sumienia. Nigdy.

A teraz mam takie pytanie. W Piratach w ogóle, bohaterowie zawiązują mnóstwo układów, nie inaczej Beckett. I teraz - czy on zawarł choćby jeden układ, którego dotrzymał? Czasem te układy na skutek rozwoju wydarzeń traciły ważność - jak choćby ten z Willem z początku DMC, że miał dostarczyć mu kompas w zamian za ułaskawienie dla siebie i Elizabeth, ale ostatecznie Beckett nie musiał tego egzekwować, bo wszedł w posiadanie serca Davy'ego Jonesa, więc kompas był mu już niepotrzebny. Ale w tym przypadku wiemy, że nigdy w ogóle nie zamierzał go dotrzymać, co można wywnioskować z wypowiedzi Swanna "Of course, this is no time for innocence. Beckett has offered one pardon only, one! And that is promised to Jack Sparrow. Even if Will succeeds... do not ask me to endure the sight of my daughter walking to the gallows. Do not. (scena w DMC kiedy wyciąga Elizabeth z więzienia, ale ta nie chce jechać do Anglii, bo układ z Beckettem został zawarty i Will wyruszył na poszukiwania Jacka). Także - chodzi mi o wszystkie układy - te które zostały sfinalizowane i także te, które się gdzieś po drodze "rozmyły". Czy jest choć jeden, którego dotrzymał lub zamierzał dotrzymać? Mi się nie przypomina, ale wiecie, mogę być zaślepiona wizją, którą tu buduję Laughing, więc serio, proszę - podrzućcie mi coś, jeśli się Wam nasunie. Kurde, bo jeżeli rzeczywiście nie ma takiego układu, to znaczy, że Beckett :* jest po prostu doskonały Laughing.


Okej, generalnie, pełen obraz relacji Beckett - Sparrow to cały ten post + to co napisałam parę postów wcześniej w odpowiedzi na pytanie Anajulii o historię tejże znajomości - tam jest nawet ta zasadnicza, ważniejsza część, bo tutaj raczej skupiłam się na pewnych szczegółach, których wyjaśnienie jednak okazuje się istotne dla wykazania spójności pierwotnie zaprezentowanej przeze mnie teorii. Jak się to wszystko poskłada, to chyba będzie już całość, znaczy się wszystkie moje przemyślenia na ten temat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 14:31, 06 Sty 2008 Temat postu:

Przeczytałam te wszystkie wasze rozważania i skłoniły mnie one do zastanowienia się nad postacią Becketta. Przyznaję, że w interpretacjach, wyciąganiu wniosków z pewnych przesłanek nigdy nie byłam dobra i często nie zauważam oczywistych, wydawało by się, rzeczy, albo nie łączę pewnych faktów z innymi. No i nie znam się na psychologii, tyle tylko, co z własnych obserwacji Smile No więc mam dwie rzeczy do powiedzenia Smile

Eddie, twoja interpretacja, szczególnie "kompleks Jacka Sparrowa", bardzo mi się podoba, mam jednak do ciebie jedno pytanie. Wg ciebie Beckett
Eddie napisał:
przez całe życie wypierał się tego, że jego problemem jest Jack, oszukiwał samego siebie.

Ale w DMC przyznaje przed Willem, że Jack też odcisnął na nim jakiś ślad ("And we’ve each left our mark on the other"). Więc skoro ten fakt, że Beckett w gruncie rzeczy chciałby być taki jak Jack, że mu zazdrości i tak dalej, pozostaje (na razie) w jego podświadomości, bo wmówił sobie, że Jack go obchodzi tyle co każdy inny pirat, to co ma na myśli, mówiąc o tym śladzie? Bo przecież nie prawdę, do niej nie chce się przyznać sam przed sobą, tak przynajmiej zrozumiałam. (Tak by the way, podoba mi się twój styl pisania, pewnie z polskim nigdy nie miałaś problemów Very Happy )

I druga sprawa, która mi przyszła do głowy - część dialogu pomiędzy Jackiem i Beckettem dotycząca Elizabeth. "A co z panną Swann?", "Dlaczego ona cię interesuje?" i tajemniczy uśmiech naszego lorda. Czyżby Beckett podejrzewał, że coś łączy tych dwoje? Przypomniały mi się słowa, jakie kieruje do Elizabeth w "Skrzyni": "Jesteś gotowa na wiele, by uwolnić Jacka Sparrowa". Być może Beckett ucieszył się, że znalazł, jak sądzi, słaby punkt Jacka, który zawsze można jakoś wykorzystać? Ten jego uśmiech jest dziwny i nie wiem, jak mam go rozumieć. A wy, co sądzicie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:08, 06 Sty 2008 Temat postu:

Marta napisał:
Ale w DMC przyznaje przed Willem, że Jack też odcisnął na nim jakiś ślad ("And we’ve each left our mark on the other"). Więc skoro ten fakt, że Beckett w gruncie rzeczy chciałby być taki jak Jack, że mu zazdrości i tak dalej, pozostaje (na razie) w jego podświadomości, bo wmówił sobie, że Jack go obchodzi tyle co każdy inny pirat, to co ma na myśli, mówiąc o tym śladzie? Bo przecież nie prawdę, do niej nie chce się przyznać sam przed sobą, tak przynajmiej zrozumiałam. (Tak by the way, podoba mi się twój styl pisania, pewnie z polskim nigdy nie miałaś problemów Very Happy )


Dzięki za komplement, tak, ja zawsze bardzo lubiłam polski, szczególnie przerabiać jakieś fajne książki i je analizować Very Happy. Ale z tym pisaniem to chyba jednak nie do końca dobrze mi idzie, bo teraz widzę, że robię pewne skróty myślowe, zakładając, że wszyscy wiedzą o co mi chodzi - jak ja daną kwestię pojmuję, którą przecież innni pojmować mogą inaczej... A to błąd - powinnam się jaśniej wyrażać.

Już wyjaśniam o co mi chodziło. Zasadniczo - moja interpretacja relacji Beckett - Sparrow opiera się na założeniu, że lord ma kompleks kapitana tylko dlatego, że ten jest od niego sprytniejszy i on (lord) za wszelką cenę próbuje dowieść przed samym sobą, że jest inaczej. I dlatego Beckett tworzy na swój własny użytek ten cały koncept "zdrady", której tak naprawdę nigdy nie było. On napiętnował Jacka literą "P" tylko dlatego, że po prostu w pewnym momencie nie wytrzymał psychicznie - jak w tym powiedzeniu, że "paragraf się znajdzie" - Sparrow nic takiego mu nie zrobił ale on już tak bardzo nie mógł go znieść, że zadekretował, że od tej chwili będzie piratem, którego on teraz będzie sobie ścigał aż do upadłego. Chyba złym słowem była w tamtym moim wyjaśnieniu "podświadomość" - Beckett zdawał sobie sprawę, że przez Sparrowa ma kompleksy (z czego btw. Sparrow też sobie świetnie zdawał sprawę - obczajcie scenę negocjacji z AWE - Jack, między wierszami, takie prztyczki daje Beckettowi, że to aż się w pale nie mieści, a Beckett - frajer skończony - nawet tego nie zauważa i myśli, że to on ma tutaj przewagę i że zastrasza kapitana - biedny Beckett - i jeszcze na koniec (Jack, of course) tak okrutnie sobie zakpił z lorda - ta figurka Becketta w armacie, cudo Laughing)... na czym to ja, acha... o tym, że tam raczej nie powinnam użyć słowa "podświadomość" - Beckett miał ten kompleks, który okrutnie go dręczył i aby pozbyć się tego niewygodnego "napięcia psychicznego", cały czas ścigał Jacka, żeby go zlikwidować - bo tylko w ten sposób mógł udowodnić przed samym sobą, że to jego (Becketta) jest "na wierzchu". W momencie śmierci Sparrowa jego problem znika i może z satysfakcją wypowiedzieć kwestię: "It's nothing personal, Jack. It's just good business" tworząc wrażenie, że tego kompleksu nigdy nie było, bo przecież on właśnie realizował plan zlikwidowania piractwa (a nie konkretnie Jacka w związku z własnymi kompleksami), w które to wrażenie może sobie teraz spokojniutko święcie uwierzyć ponieważ Jack jest unicestwiony. No - tyle Very Happy. Nie wiem, czy w końcu to wyjaśniłam, czy zapętliłam jeszcze bardziej, ale ja wiem o co mi chodzi i myślę, że to ma sens Laughing.

Zauważcie, że to Beckett cały czas pitoli o tej zdradzie. Kurde, po co ja wziąż to drążę??? Sorki, chyba jeszcze trochę muszę to pociągnąć.

Jack. Kapitan jest postacią, która pojmuje świat, relacje międzyludzkie - w rażącym przeciwieństwie do Becketta! - w kategoriach lojalności (oczywiście nie twierdzę, że w stosunku do wszystkich jak leci, ale na pewno w stosunku do tych, z którymi w jakiś sposób związał się emocjonalnie). To bardzo istotne - bo hierarchia wartości danej jednostki określa wzór dla jej działań i podejście do pewnych spraw.

Rozważcie to: motywacje jednego i drugiego oraz ich (jednego i drugiego) prawdopodobny stosunek do tego "faktu dokonanego", który miałby się wytworzyć (czyli ewentualnej zdrady) - w kontekście tego, jakie w sytuacji wyjściowej łączyły ich relacje iiiiii (podkreślam) przy założeniu, że Beckett NIE ma kompleksu Jacka Sparrowa. Teoretycznie są 4 możliwości:

Przypadek 1
Przyjaźń - zdrada
a) Jack by NIE zdradził przyjaciela ("the deepest circle of hell is reserved for betrayers" - ta lojalność!)
b) Beckett nie mógł zdradzić Sparrowa, bo ten zmiótłby go z powierzchni ziemi zanim frajer by się obejrzał, bo koleś zbyt wolno myśli - przynajmniej jak na standardy Jacka (Sparrow mu to nawet wypomina - "you may kill me but, you may never insult me" - bynajmniej nie chodzi tu o to, że Beckett obraża Jacka dlatego, że wątpi (lord wątpi) w to, że on (Jack) jest w stanie podać mu na tacy piratów, ale o to jego powolne myślenie właśnie!).

Przypadek 2
Nie-przyjaźń - zdrada
a) Jack by odpuścił, dla niego to za słaby motyw, on nie będzie się mścił za zdradę na kimś kto nie jest jego przyjacielem - bo nie wymaga od takiego człowieka lojalności.
b) Sparrow wyciął Beckettowi chamski numer - w takiej sytuacji Beckett by odpuścił ponieważ w pełni akceptuje zdradę jako środek osiągania celów. Na pewno by się wkurzył, że ktoś go wystawił do wiatru, ale w miarę szybko przeszedłby nad tym do porządku dziennego.

Przypadek 3
Przyjaźń - nie-zdrada
Oczywistą oczywistością jest to, że taka sytuacja jest doskonale nie konfliktogenna - hej hoł, jesteśmy przyjaciółmi.

Przypadek 4
Nie-przyjaźń - nie-zdrada
O czym my mówimy Laughing.

I teraz, drogą eliminacji, odrzucamy niemożliwe / nielogiczne warianty – iiiiiiiii – okazuje się, że musimy odrzucić je wszystkie.

A jednak problem istnieje. Dlatego musi to być problem porytej psychy, i jest to oczywiste, że porytej psychy Becketta. Bo chyba nikt nie sądzi, że to Jack miał problem Laughing (chociaż w tej scenie z armatką Jack coś takiego sugeruje Beckettowi - umyślnie - taka wyrafinowana drwina Wink).

Końcowy wniosek: zdrady NIE było, Beckett miał kompleks Jacka Sparrowa.

No Laughing. Teraz to się wzbiłam na wyżyny absurdu Laughing. Ale to ta dyskusja mnie do tego zmusiła Laughing. Pierwotnie, jak dorabiałam sobie koncepcję do wątku Beckett - Sparrow to się tak w to nie wgryzałam, to było bardziej na czuja.


Marta napisał:
I druga sprawa, która mi przyszła do głowy - część dialogu pomiędzy Jackiem i Beckettem dotycząca Elizabeth. "A co z panną Swann?", "Dlaczego ona cię interesuje?" i tajemniczy uśmiech naszego lorda. Czyżby Beckett podejrzewał, że coś łączy tych dwoje? Przypomniały mi się słowa, jakie kieruje do Elizabeth w "Skrzyni": "Jesteś gotowa na wiele, by uwolnić Jacka Sparrowa". Być może Beckett ucieszył się, że znalazł, jak sądzi, słaby punkt Jacka, który zawsze można jakoś wykorzystać? Ten jego uśmiech jest dziwny i nie wiem, jak mam go rozumieć. A wy, co sądzicie?


Ja myślę, że te sceny nie mają związku, trzeba każdą z nich z osobna rozpatrywać w innych kategoriach. Do obu dorobiłam sobie ideologię.

"Skrzynia". Moim zdaniem lord się niczego nie domyślał, bo jest frajerem i nigdy nie byłby w stanie przejrzeć kapitana tak - żeby cokolwiek móc wykorzystać przeciwko niemu. To hasło Becketta z DMC, o którym wspomniałaś, należy rozpatrywać w kontekście frazy, która w tej scenie padła moment wcześniej "A marriage interrupted. Or fate intervenes" - to po prostu aluzja do tego, że i tak nie zamierza się wywiązywać z ułaskawienia Willa. Zrządzenie losu - przerwany akt zaślubin - i tak nic z tego nie będzie - chyba i tak nie poślubisz Willa.

Za to to drugie "And what becomes of miss Swann?"... Laughing... Rany kocham tę całą scenę scenę Very Happy. To pytanie Becketta tak naprawdę pada tylko w kontekście tego, że właśnie dogadywali z Jackiem szczegóły, co do tego kto ma płynąć na którym statku. Te warunki formułował Jack - więc w nich był wyższy zamysł - oddał mu celowo Barbossę, tak sobie Pintela i tak sobie Ragettiego, i celowo Turnera. I tu nagle lordowi zaświtało, że jest przecież jeszcze panna Swann - więc się pyta. Jackowi ona była bardzo potrzebna - według jego koncepcji musiała zostać na Perle, bo jak już wszyscy będą w Shipwreck Cove i dojdzie do wojny i do negocjacji, to ona koniecznie musi stać po tej akurat stronie - więc celowo rozdzielił tych dwoje, żeby później możliwa była ta podmiana - jego na Willa, dzięki której mógł odejść wraz z Beckettem jako zdrajca - a Beckett (według koncepcji Sparrowa) właśnie dokładnie miał tak myśleć, że on (Jack) jest zdrajcą piratów (którym tak naprawdę nie jest - zwróćcie uwagę na szczegół, że też patrzy w lewo Exclamation). Ale Beckett przecież nic nie wie o tym szatańskim planie, jaki właśnie powstał w umyśle jego przeciwnika, a Jack bynajmniej, nie zamierza się tym z lordem dzielić, za to postanawia mu strzelić kolejnego prztyczka. Obczajcie, jak na niego (lorda) patrzy zanim udzieli mu odpowiedzi.

"What interest is she to you?" - forma odpowiedzi sugeruje, że nie ma co drążyć tematu - więc Beckett dopowiada sobie w myśli co tam sobie chce i się z tego uśmiecha - Jack Sparrow oczywiście dobrze wie, co on sobie dopowiada. Ale Beckett nie dostrzega tego (bo nie jest w stanie wyjść poza własny szablon myślowy), że ta odpowiedź w ustach Jacka to tyle co: "nie interesuj się, ale jeszcze się dowiesz". Jack jest zawsze 6357 kroków przed Beckettem.

Może to brzmi niejasno... Hmm... ale ja rozumiem o co mi chodzi i wydaje mi się, że to jest logiczne. Wiecie co... Weźcie sobie tę całą scenę - negocjacje Sparrowa z Beckettem i dokładnie przeanalizujcie każdą minę i słowo. Ona jest przecudowna. Obejrzyjcie ją dwa razy. Za pierwszym, rozpatrzcie ją w kategoriach tego co widać na ekranie - wyjdzie, że Jack ma kłopoty, bo oto dostał się w ręce Becketta, który mu grozi Davy'm Jonesem i w ogóle tym, że go zabije i Jack musi się jakoś ratować więc zawiera układ, po czym szczęśliwie, dzięki powstałemu zamieszaniu udaje mu się umknąć. Tak. A potem, obejrzyjcie jeszcze raz, ale teraz patrzcie z perspektywy Jacka - wszystko wywróci się do góry nogami i całość będzie miała zupełnie inny wydźwięk - że to Jack ma przewagę, a Beckett zostaje daleko w tyle.

No nie wiem - czy ja cokolwiek wyjaśniam czy raczej jeszcze bardziej motam. Ale staram się. Doceńcie.

O, i jeszcze, tak btw - w tej cudnej scenie jest rozwiązanie kwestii kapitanowania / lordowania - to o czym pisałam w poprzednim poście. Jack ma coś takiego - jak ktoś (ktokolwiek) niedowierza, że on (Jack Sparrow) dokonuje rzeczy niemożliwych - to rzuca niedowiarkowi, że jeeednaaakkk - bo przecież jest Jackiem Sparrowem. I w tej scenie jest taki moment: "Who am I?" - iiii zgrzyt - obczajcie tylko tę minę Jacka - jaki looker na Becketta Laughing - właśnie sobie zdał sprawę skąd mu się wzięło to, że poprawiał ludzi kiedy zapominali o tytule. Tu mówił do lorda, więc dlatego go tak to uderzyło - nie może się do końca otrząsnąć i to "I'm captain Jack Sparrow" już mu tak jakoś dziwnie przez usta przechodzi.

Dobraaaaa. Koniec.


=======

Jeszcze muszę coś dopisać.

A propos samej tej kwestii "and we've each left our mark on the other" - Beckett wygłasza ją trzymając w ręku rozżarzony pogrzebacz, czy cokolwiek to tam jest, do wypalania litery "P". Pytanie Willa (które zostaje zignorowane) każe zastanowić się nad odpowiedzią co to były za znaki. Myślcie tylko o tym, co widzicie na ekranie, nie formułujcie daleko idących wniosków - bo wejdziecie w sferę domysłów. Więc co to za znaki? Na Jacku - było to "P" (pogrzebacz!). A w przypadku Becketta - mnie to uderza - on ignoruje (!) to pytanie. Mógł odpowiedzieć cokolwiek, że Sparrow to dupek i mu wywinął numer, ale nie, on milczy. Uśmiecha się tylko do siebie - żadnego znaku nie było - zbywa pytanie, bo to jego problem - problem natury psychicznej, ale przecież nie będzie się teraz z niego tłumaczył Willowi. No nie wiem - ja to tak czuję. Wydaje mi się, że tę scenę należy potraktować coś jako taki klucz - skończona ilość danych, z którymi zostawili cię scenarzyści, i teraz w oparciu tylko i wyłącznie o nie masz rozpatrywać relację Beckett - Sparrow.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Wto 21:23, 08 Sty 2008, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dominik
Buszujący pod pokładem


Dołączył: 19 Lip 2007
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:12, 07 Sty 2008 Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

według tego Beckett był od początku zwykłym urzędasem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 19:50, 07 Sty 2008 Temat postu:

Szczerze mówiąc, zatkało mnie. Nie wiem, co powiedzieć. Przede wszystkim - tak, teraz wszystko jest dla mnie jasne, wytłumaczyłaś jasno, przejrzyście i logicznie, o co ci chodzi i dzięki ci za to. Smile

Co do reszty mogę tylko bardzo gorąco przytaknąć. Toż to czysta prawda, kilku rzeczy faktycznie bym nie zauważyła (a zawsze mnie dziwiło, skąd u Jacka ten dziwny, wcale nie dumny ton przy "I'm captain Jack Sparrow"... Wink ), słowem - jestem pod wrażeniem. Gdyby była emotka "brawa", to bym tu wstawiła Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:52, 07 Sty 2008 Temat postu:

Dominik napisał:
http://pirates.wikia.com/wiki/Cutler_Beckett

według tego Beckett był od początku zwykłym urzędasem


No to co?
Zasadniczo nie ma to wpływu na moją interpretację.

Jeśli już, to bardziej musiałabym się martwić tym:

"Years prior to his war on piracy, Beckett oversaw operations conducted by East India Trading Company member Jack Sparrow, who carried out a number of assignments aboard his merchant vessel, the Wicked Wench. However, when Sparrow refused to transport slaves from Africa to the Caribbean, Beckett ordered Sparrow's ship destroyed and Sparrow himself imprisoned."

W ogóle skąd ta historia?

Wprawdzie - nawet zakładając taki wariant - i tak jestem w stanie udowodnić, że Beckett miał kompleks Sparrowa - co nieco przerabiając moją teorię.

Ale, szczerze mówiąc - nie widzę sensu - to są bardzo konkretne informacje, a w fabule AWE / DMC nie ma nic, co mogłoby sugerować, że tak rzeczywiście było - wolę więc pozostać przy swoim rozumowaniu, bo, jak mi się wydaje, jest logicznie wyprowadzone z filmu. A ja wolę wysnuwać wnioski na podstawie konkretnych scen i zawartych w nich informacji, a nie domysłów.

Bardzo się cieszę, że udało mi się w końcu wyjaśnić o co mi chodzi Very Happy. Marta, fajnie, że się ze mną zgadzasz Mr. Green.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Pon 21:21, 07 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 4:09, 10 Lut 2008 Temat postu:

Taaa... to już miesiąc się przymierzam, żeby dorzucić swoje trzy grosze Very Happy Cóż, znalazłam tematy, do których przymierzam się (konsekwentnie! Laughing) od półtora roku, więc nic straconego. Tymczasem dorzucam parę "groszy" znalezionych przy porządkach w innym wątku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aayla Secura
Sternik


Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coruscant

PostWysłany: Czw 7:39, 28 Cze 2007
PRZENIESIONY
Nie 4:10, 10 Lut 2008 Temat postu:

Ja tylko w sprawie relacji Sparrow-Beckett.
Mnie również ta sprawa zainteresowała i trochę poszperałam w necie. Muszę przyznać, że wersja z Jackiem pracującym kiedyś dla Kompanii Wschodnioindyjskiej wydaje mi się całkiem prawdopodobna. To jest oczywiście w nowelizacjach POTC, jest już chyba też nowelizacja AWE(z tym, że ja trafiłam jedynie na stronę, gdzie było to po niemiecku i ktoś przetłumaczył fragmenty na angielski). Ponoć i w oryginalnym scenariuszu pojawiła się wymiana zdań między Jackiem a Beckettem, z której wynikało, że chodziło o uwolnienie przez Jacka niewolników(miałam nawet cytat, ale już go nie pamiętam, wiem, że Jack powiedział do Becketta coś w stylu "People aren't cargo, mate", a było to w scenie ich rozmowy na pokładzie statku Endeavour). Już wtedy chyba Swann był gubernatorem i kiedy dowiedział się, że Beckett za jego plecami wykorzystuje do pracy niewolników, pozbawił go pozycji i dopilnował, by ten opuścił Port Royal. Z tego wynikałoby, że Beckett ma Jackowi za złe głównie to, że przez niego wszystko stracił i musiał od nowa piąć się po szczeblach kariery. I to nawet wydaje mi się logiczne. Może i będzie coś w dodatkach na DVD AWE. Tylko czy niewolnictwo w tamtych czasach było rzeczywiście czymś tak niezwykłym? A może po prostu poczciwy gubernator rządził Port Royal po swojemu i trzymał się własnych zasad, których inni musieli przestrzegać.
Ta powyższa historia jest też o tyle logiczna, że przy okazji wyjaśnia pochodzenie piętna na ręce Jacka i dług Jacka wobec Jonesa(Beckett w zamian za uwolnienie niewolników napiętnował Jacka i kazał zatopić jego statek - the Wicked Wench - po czym Jack musiał zwrócić się do Jonesa, by ten statek dla niego odzyskał).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 9:42, 28 Cze 2007
PRZENIESIONY
Nie 4:11, 10 Lut 2008 Temat postu:

Skąd Wy (no bo np. Larry o Barbossie...) bierzecie takie historie? Shocked I kto jest autorem? To znaczy - czy to są informacje od scenarzystów, twórców POTC, czy pomysły takich wymyślaczy jak my? Bo to wszystko brzmi sensownie, ale z filmu za cholerę nie da się tego wydedukować Smile. Gdzie można poczytać takie rzeczy? Wklejajcie linki w dziale Piraci z Karaibów/Ciekawostki!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aayla Secura
Sternik


Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coruscant

PostWysłany: Czw 11:29, 28 Cze 2007
PRZENIESIONY
Nie 4:12, 10 Lut 2008 Temat postu:

Na pewno nie są to wymysły fanów. Jak już napisałam, istnieją nowelizacje POTC(i tak jak w przypadku SW, są raczej oficjalne, nawet jeśli nie wszystko w nich dokładnie zgadza się z filmami. Istnieją też książkowe prequele), poza tym gdzieś chyba widziałam fragment scenariusza(ale oczywiście nie zapisałam sobie strony, muszę znowu poszukać), a jak wiadomo, nie wszystko co było w pierwotnej wersji scenariusza, ukazało się w filmie.
Nie wiem, najwyżej poszukam tego wszystkiego jeszcze raz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:24, 11 Lut 2008 Temat postu:

Rany, nie mogę się połapać o co tu chodzi? Very Happy Znaczy się na forum, ale to wszystko przez bałagan w moim mózgu - jeszcze parę dni temu miałam kilka koncepcji na temat PotC, a dziś już nie mam żadnej. Także głupio mi trochę pisać... Ale muszę Very Happy Niezła jazda - jeśli rzeczywiście istnieją nowelizacje PotC... Gdybym miała dziś pomysł, którego bym nie musiała się bać, to bym powiedziała, że Swann przepędził Becketta właśnie za to, że zatrudnia w Kompanii Jacka Sparrowa... Neutral
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 13:43, 08 Mar 2009 Temat postu:

To będzie pewnie trochę chaotyczne, bo za dużo tam tego wyżej żeby odpowiedzieć na WSZYSTKO, ale chcę po prostu ruszyć temat. Wink

Eddie napisał:
Beckett określa Sparrowa jako przyjaciela - w przeciwieństwie do Willa, dla którego, już nawet po przygodach z "Klątwy", Jack to tylko znajomy ("We wish for you to act as our agent in a business transaction with our mutual friend - captain Sparrow"; "More acquaintance than friend").

Ja to raczej odbieram jako ironię (ze strony Becketta). To jest ten typ człowieka, co jak mówi "przyjacielu", to lepiej mieć oczy z tyłu głowy. Za to Will, jak zawsze szczery, prawy... przystojny. Laughing Wynikałoby z tego, że ratował Jacka jednak bardziej z poczucia sprawiedliwości, niż prywatnej sympatii? Zresztą może go zjeżyły słowa Becketta i odpowiedział z myślą, że nie chce mieć z nim wspólnych przyjaciół.

Eddie napisał:
Sparrow mógł mu wyciąć jakieś niewyobrażalne chamstwo, co mu zryło psyche i postanowił się na nim zemścić, ale też niekoniecznie. Mogło być tak jak w tym powiedzonku: "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie" - spoko, można szykanować kogoś kto w ogóle nic nie zrobił, poza tym, że istnieje.

Savvy napisał:
w zamian za tytuł sprzedał kogoś, kogo podziwiał. Taka jest moja teoria, która wcale nie wyklucza Eddie

Dla sprecyzowania, Savvy, że to dla Becketta było trochę poświęcenie? Sprzedał, ale z żalem? Mnie tu bardziej pasuje ta druga wersja Eddie - szykanowanie za samo istnienie. Według mnie, Beckett, owszem podziwiał i nadal podziwia Jacka. Za nieskrępowanego ducha, za tą zdolność do wolności. Za sprzeciw, opór samemu Beckettowi właśnie. Beckett to skrycie podziwia, zazdrości Jackowi i... właśnie dlatego chce zniszczyć, to czego nie może dosięgnąć. Dlatego, wtedy przed laty, dla Becketta to musiał być sukces - sprzedając Jacka za tytuł (nie mamy pewności co do tego scenariusza, ale przyjmijmy, choćby chwilowo) osiągnął cel. Pognębił Jacka, pokazał swoją wyższość. A to co Jack na nim zostawił... znowu nie możemy mieć pewnosci, ale to nie musi być nic materialnego. To może być choćby sama pamięć. Przez te wszystkie lata Jack był Beckettowi solą w oku. Zatem...

Eddie napisał:
Jak dla mnie Beckett ma po prostu kompleks Jacka Sparrowa - tyle

Właśnie. Laughing

Eddie napisał:
I znowu koleś: "Do you think he plans it all out, or just makes it up as he goes along?" i Beckett się foszy, aż tamten musiał się zreflektować, bo tak go ta uwaga wnerwiła.

Ja to widzę raczej nie jako "Przy mnie nie wolno podziwiać tego... Sparrowa!" (chociaż też by pasowało), tylko zwyczajnie ściął tamtego wzrokiem za spoufalanie. Coś w stylu "Takie teksty to sobie możesz do równych sobie nad kufelkiem po godzinach, a nie do mnie".

Tyle na razie, potem coś może dopiszę. I przepraszam, jeśli powtarzam coś ustalonego. Jak mówię, to taki post na szybko, obliczony na odgrzanie tematu. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 2:26, 09 Mar 2009 Temat postu:

Aletheia napisał:
To będzie pewnie trochę chaotyczne, bo za dużo tam tego wyżej żeby odpowiedzieć na WSZYSTKO, ale chcę po prostu ruszyć temat.


No i dobrze, bo bardzo mgliście pamiętam o czym tu dyskutowałyśmy. Wiem tylko, że później trochę poprzerabiałam swoje interpretacje, więc niektórych swoich stwierdzeń pewnie bym teraz nawet nie broniła Very Happy.

Aletheia napisał:
Ja to raczej odbieram jako ironię (ze strony Becketta). To jest ten typ człowieka, co jak mówi "przyjacielu", to lepiej mieć oczy z tyłu głowy. Za to Will, jak zawsze szczery, prawy... przystojny. Wynikałoby z tego, że ratował Jacka jednak bardziej z poczucia sprawiedliwości, niż prywatnej sympatii? Zresztą może go zjeżyły słowa Becketta i odpowiedział z myślą, że nie chce mieć z nim wspólnych przyjaciół.


Weź mnie zabij, ale nie pamiętam w jakim kontekście przywołałam wtedy ten cytat, ani co chciałam udowodnić posługując się nim. Jak teraz na to patrzę, to wydaje mi się, że zależało mi na podkreśleniu różnicy stopnia (oczywiście ocenianego tutaj bardzo subiektywnie przez wypowiadające te kwestie postacie) zażyłości stosunków jakie łączyły Becketta z Jackiem i Willa z Jackiem tymże samym. Bo rzuca mi się w oczy to "stopniowanie" określeń - "acquaintance" i "friend". Beckett mówi w ten sposób o Jacku, bo jest mu (Jack, ofc) bliski i dużo o nim myśli Laughing. I to "acquaintance" pada z ust Willa niejako po to tylko, żeby to właśnie uwypuklić - tę Becketta ocenę jego własnych relacji z Jackiem. Myślę, że nie ironizował - od serca mówił Laughing.

Aletheia napisał:
Ja to widzę raczej nie jako "Przy mnie nie wolno podziwiać tego... Sparrowa!" (chociaż też by pasowało), tylko zwyczajnie ściął tamtego wzrokiem za spoufalanie. Coś w stylu "Takie teksty to sobie możesz do równych sobie nad kufelkiem po godzinach, a nie do mnie".


Może nie "tego Sparrowa" - bo chyba by się Beckett do tego stopnia przed podwładnymi nie obnażał - raczej ukrywa przed światem to jak bardzo Jack Sparrow leży mu na sercu Laughing - tylko po prostu - "tego obrzydliwego pirata (jednego z wielu, oczywiście)", "wroga, z którym toczymy wojnę". W ten sposób Very Happy. Nie wiem - to "do you think" nie jest jakimś strasznym spoufalaniem się - język angileski dość mocno niweluje dystans między rozmówcami i u nich nikt się nie foszy za takie "tykanie". Po polsku takie formy często są nie na miejscu, ale u nich wszystko jest jak najbardziej okej.

Tak ogólnie - to wiem, że były jakieś wersje coś tam coś tam - że Jack współpracował z EITC, że Beckett zatopił Jackowi statek, że Swann zdegradował Becketta. Noo - i ja sobie te wszystkie motywy wplotłam do moich interpretacji tak żeby mi pasowały do całości odbioru PotC i poszczególnych postaci Very Happy. Więc bardzo prawdopodobne, że są jakieś różnice między tym co sądziłam wtedy, a tym co sądzę teraz Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 21:02, 09 Mar 2009 Temat postu:

Eddie napisał:
bardzo mgliście pamiętam o czym tu dyskutowałyśmy. (...) Weź mnie zabij, ale nie pamiętam w jakim kontekście przywołałam wtedy ten cytat, ani co chciałam udowodnić posługując się nim.

Najlepiej to po prostu obgadać od nowa. O to mi właśnie chodziło. Laughing

Eddie napisał:
Bo rzuca mi się w oczy to "stopniowanie" określeń - "acquaintance" i "friend". Beckett mówi w ten sposób o Jacku, bo jest mu (Jack, ofc) bliski i dużo o nim myśli . I to "acquaintance" pada z ust Willa niejako po to tylko, żeby to właśnie uwypuklić - tę Becketta ocenę jego własnych relacji z Jackiem. Myślę, że nie ironizował - od serca mówił

Aha, chyba łapię. W sensie, że dla Willa to było przelotne spotkanie, natomiast Beckett znał Jacka dłużej, dokładniej... generalnie miał z nim wspólne interesy, czy choćby wspólne pole działania... no, jakby to ująć, coś porównywalnego do ewentualnej relacji Jack - Norrington po latach polowania i podchodów, gdyby mieli te lata. Bliska znajomość, choćby o wrogim znaczeniu. Nie mówię przez to, że Beckett Jacka ścigał jako przedstawiciel prawa, ale mam nadzieję, że rozumiesz o co idzie...
Ale, niezależnie od tego (a może raczej tym bardziej), uważam że owszem, Beckett ironizuje.

Eddie napisał:
Może nie "tego Sparrowa" - bo chyba by się Beckett do tego stopnia przed podwładnymi nie obnażał - raczej ukrywa przed światem to jak bardzo Jack Sparrow leży mu na sercu - tylko po prostu - "tego obrzydliwego pirata (jednego z wielu, oczywiście)", "wroga, z którym toczymy wojnę".

Tak, z tym się zgadzam. Choćby oficjalnie ogłosił Jacka pierwszym na liście do złapania, to cały czas w tonie "My, Prawo i Władza..." i oczywiście it's only business. Laughing

Eddie napisał:
Nie wiem - to "do you think" nie jest jakimś strasznym spoufalaniem się

Sformułowanie samo w sobie nie, ale w połączeniu z tonem i ogólnie w kontekście całej sytuacji... Mnie idzie o cały wyraz tego podwładnego, wyskoczył tak w stylu "A niech mnie, patrz!". Generalnie spontanicznie się spoufalił i należało go zrównać do właściwego poziomu bliżej pokładu. Laughing Angielski angielskim, a arystokracja arystokracją. A Beckett, dam się pociąć, jest na tym punkcie czuły szczególnie. Zobacz - Norrington w dość podobnej sytuacji zareagował inaczej na podobne w tonie słowa (mam na myśli, gdy oglądał sobie rufę Interceptora Wink ).

Eddie napisał:
ja sobie te wszystkie motywy wplotłam do moich interpretacji (...) bardzo prawdopodobne, że są jakieś różnice między tym co sądziłam wtedy, a tym co sądzę teraz .

A ja o tym pisałam chyba w temacie AWE, ale też się przy tym nie upieram i pewnie niejedno bym zmieniła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:11, 10 Mar 2009 Temat postu:

Aletheia napisał:
Beckett znał Jacka dłużej, dokładniej...


No, ja kładę nacisk głównie na to. Ich znajomość (Becketta i Jacka) była na pewno dłuższa i bardziej intensywna niż ta Willa z Jackiem, która trwała raptem 3 dni - czy ile tam. W związku z czym - jest jakiś grunt pod tę całą schizę lorda - miał okazję obserować Jacka - i pewnie obserwował uważnie - patrzył i podziwiał, ale też zazdrościł - co ostatecznie poskutkowało popadnięciem w kompleksy nie do wyleczenia już chyba Laughing. Acha, no i nadal, mimo wszystko uważam, że nie ironizuje Laughing. Sądzę, że tak na dobrą sprawę używa tego określenia zupełnie mimochodem - nie zastanawiając się zbytnio nad doborem słów. W tym momencie był raczej skoncentrowany na przedstawieniu Willowi szczegółów misji, do której zamierzał go przeznaczyć - a nie na wplataniu do swojej wypowiedzi jakichś wymyślnych ironii.

Aletheia napisał:
Zobacz - Norrington w dość podobnej sytuacji zareagował inaczej na podobne w tonie słowa (mam na myśli, gdy oglądał sobie rufę Interceptora ).


No wiem - obie uwagi są w tonie "A niech mnie, patrz!" - przy czym Norrington - w przeciwieństwie do Becketta - jest w stanie przynać piratowi punkt, natomiast lordowi wyłazi żyła. I myślę, że to jest właśnie clue całego zajścia (obu tych zajść). I prefer it that way Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 22:31, 16 Cze 2011 Temat postu:

[rozgląda się konspiracyjnie]
Krążą w tym roku wieści jakoby nowe wydanie trylogii Blu-Ray zawierało dodatkowe sceny usunięte AWE, których, jak wiadomo, do tej pory było podejrzanie mało. O dziwo, tym razem pomimo plotek te nagrania ciągle nie pojawiają się w otwartym Necie. Na razie jest przynajmniej jedno.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 23:21, 16 Cze 2011 Temat postu:

[Niekonstruktywny komentarz mode on]
AAAAA!!! Orzeszek, zabranie dużego kieliszka, Beckett i Jack w ilości zawałowej (gdzie się podział wykrzyknik, ja się pytam? Ktoś mu dawał wolne? Laughing) sprawili, że nic prawie nie zrozumiałam. Ale to jest jedna z TYCH scen, które chciałabym widzieć od samego, samiutkiego początku, w pierwotnych wersjach, usuniętych kawałkach i komentarzach nawet czyściciela podłogi.

"People aren't cargo, mate" --> już to kiedyś słyszałam (czytałam?), ale nie wiem, gdzie.

Dobra, wzrok ogarnięty, czas na sygnały dźwiękowe. Very Happy

I mają być inne, z AWE, dodatkowe? Aaaa!!! TERAZ?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 23:32, 16 Cze 2011 Temat postu:

Do wszystkiego powyższego, bo na Perle unikamy całopostocytozy! (Serduszko u góry po lewej dla czyściciela).

Żesz no... To ja tu po cichu liczę, ze mi ktoś wyłoży co tam jest gadane, a tu plan wziął w łeb. Wykrzyknikiem. Laughing

Mnie się na dłuższą chwilę słuch wyłączył, bo miałam miejsce na jedną jedyną myśl - no i go zostawił o suchym pysku... Laughing DLACZEGO TO CAŁE NIE WESZŁO DO FILMU!!! Było wywalić połowę Singapuru. Laughing [wieje pod stół]

EDIT
People aren't cargo - to krąży jako cytat od dawna, musiało się pojawić gdzieś w tym półoficjalnym "tle" z Wicked Wench i resztą. Ale wiesz, rzeczywiście USŁYSZEĆ to...!!!


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Czw 23:34, 16 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 0:16, 17 Cze 2011 Temat postu:

Dobra, usłyszałam tyle.

"Remarkable. The last time I saw that ship she was on fire [...] sinking beneath the waves. We had a deal, Jack. I contracted you to deliver cargo on my behalf. You chose deliberated."
"People aren't cargo, mate."
"And you incored(?) a heavy debt to rise her up again, dind't you.

"It's not here" i tak dalej.

"Your good deed cost me, Jack."
"And you have spread(?) me any possibility of [...] presenting thing[...] what I am. And for that I truly thank you. Will someone be in [...] about?"
"It would be so nice if the all of us could be on holiday here around. But someone munt insure that the world turns properly. People are what they love, Jack. And what they love is cargo. They love spices, and [...] and silks and [...]. And as longest it is delivered on time and in sufficient suply then they are content to be nothing more than figures on the ledger."
"Peanut."
"You are clever man, Jack. You know I'm right."
"If you offer me to sit on aboard I'm not deprived enough and not drunken enough to accept."

"So perhaps..." i tak dalej.

"I think I'd prefer to maintain [...]. Just good business, you know."
"You haven't changed. Enjoy the gallows."
"I've been. Once you've taken interview that's not very much else to it. Now [...] give advise to you. If I were me and you were you, we each are the same like trust on the other. Imagine you're me. You being me with propose to rather than you telling me being you where the Brethren Court is meeting, you'd lead me there instead. Where upon you could serve up to me the Pirate Lords and nine Pieces of Eight and a whole Brethren Court on a silver plater. And you being me... I would like you accept such an offer if I were you. Savvy?"
"On a silver plater."
"With a frilly [...] napkin and a spicy banana on a side."

Aletheia napisał:
DLACZEGO TO CAŁE NIE WESZŁO DO FILMU!!! Było wywalić połowę Singapuru.

NO WŁAŚNIE! Very Happy

Aletheia napisał:
Ale wiesz, rzeczywiście USŁYSZEĆ to...!!!

Patrz wyżej Laughing

Skomentuję jutro, może uda mi się też uzupełnić część luk. Generalnie mamy niewolników, a Beckett stracił dużo przez Jacka brak posłuszeństwa.

EDIT następnego dnia

Ta scena jest bardziej alternatywna niż dodatkowa-usunięta. Z jakiegoś powodu twórcy wycofali się z pomysłu Jacka pracującego dla Kompanii, a pozostawili tylko aluzję do "jakiejś zdrady". Zupełnie inaczej jest też poprowadzona dalsza ich rozmowa. Jack nie tylko proponuje, że doprowadzi Becketta do Shipwreck Cove, ale też, że wyprowadzi stamtąd piratów, czyli odpada cała akcja z kompasem w tej scenie. Możliwe, że scenarzyści wpadli po prostu na lepszy pomysł, może z rytmem filmu też coś było nie tak, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że scena została w całości wymyślona, zagrana i nakręcona, po czym ktoś mądrze zauważył: "Hej, a co z kompasem Jacka? Czemu Beckett nie wpadł na to, żeby go użyć?", pojawiła się dziura i trzeba ją było załatać Smile A żeby uwiarygodnić trochę Becketta i to, czego chce najbardziej - martwego Jacka - zdecydowano pozostawić ich wspólną przeszłość bardziej tajemniczą.

Niemniej scena jest bogata w informacje Smile Po pierwsze, możemy z niej wysnuć wniosek, że Jack z Beckettem się od tamtego czasu - zatopienia Perły i zrobienia Jacka piratem - nie widzieli, co jest logiczne. Jack pracował dla Kompanii i miał przewieźć transport niewolników na polecenie Becketta, nie zrobił tego, a Beckett się wkurzył, bo mu to przeszkodziło w karierze. To przez niego Jack został piratem - i, o ile dobrze zrozumiałam, jest mu teraz za to wdzięczny (to zdanie z "thank you", jeśli ktoś je wyłapie w całości, niech da znać). Wymowne jest też to, jak Jack patrzy na portret Becketta, a potem zerka na niego samego - takie "Jezu, to ty? Co ta kariera z tobą zrobiła, jesteś do siebie zupełnie niepodobny...". Potem jeszcze sam staje w podobnej pozie i "przymierza się" do obrazu - on też mógł kiedyś zostać jakąś szychą w Kompanii, może nie zaraz Lordem, ale malowaliby mu portrety i w ogóle... a tymczasem jest teraz piratem i na ogół mu z tym dobrze.

Wydaje mi się też, że z tej sceny bardziej niż z filmu wynika, że Jacka i Becketta łączyła bliższa znajomość. Byłabym ostrożna z nazywaniem tego przyjaźnią, ale oni się na pewno dobrze znają. Ten tekst o traktowaniu ludzi jak pionki - Beckett wie, że Jack też tak robi, z tym, że do pewnych granic, nie okrutnie i bezwzględnie. Beckett zdaje się mieć do Jacka żal za narażenie go na nieprzyjemne konsekwencje, nie tylko takie "zimne pretensje", ale żal, że pomyślał tylko o sobie i jemu samemu zaszkodził. Albo też Beckett stracił przez to coś bardziej cennego niż mi się wydaje - nie wiem, jak zinterpretować ten wyraz twarzy. Znaczący też wydaje mi się fakt, że Beckett swoje pierwsze słowa wymawia, będąc odwróconym od Jacka i nie patrząc na niego, jakby się bał, że nie utrzyma tej swojej lordowej maski i okaże jakieś emocje, a tym samym słabość. Gdy rozmawiał z Willem o Jacku, też się często odwracał i patrzył na wszystko, tylko nie na swojego rozmówcę. No i - pod koniec rozmowy z Jackiem mu się jednak nie udaje i się uśmiecha Very Happy Jack jest inteligentny i pomysłowy, zna się na ludziach, ma poczucie humoru i jest diabelsko sprytny - dobry towarzysz dla młodego, ambitnego Lorda, przed którym kariera stoi otworem.

Zauważyliście, że przez cały ten czas Beckett chodzi za Jackiem? Niby to on prowadzi rozmowę, ale to Jack jest górą - zwiedza sobie gabinet, od czasu do czasu coś tam odpowie, a Beckett musi czekać, zanim on zaproponuje swój plan. Bardzo prawdopodobne, że Beckett zazdrości Jackowi jego zdolności. Taki szczegół - na co wcześniej patrzył przez lupę Beckett, że nie chciał, żeby Jack o tym wiedział? Smile

I dla mnie dopiero dzięki całej tej historii z Beckettem nabiera sensu układ Jacka z Jonesem.


Ostatnio zmieniony przez Marta dnia Pią 14:48, 17 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin