Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 5:17, 03 Lut 2006 Temat postu: "Pewnego razu w Meksyku" |
|
Do obejrzenia "Once Upon A Time In Mexico" przymierzałam się od wielu miesięcy i nie wiem, kiedy by to wreszcie nastąpiło, gdyby niejaki Will Turner nie posadził mnie w tym celu przed ekranem - za co, korzystając z okazji, chciałabym mu serdecznie podziękować. "OUATIM" od tygodnia krąży mi w krwioobiegu - nie mogę otrząsnąć się z klimatu tego filmu, nie wspominając już o tym, że soundtracku słucham na okrągło (teraz też ). Dlaczego zatem tak długo zwlekałam z obejrzeniem "OUATIM", które od dawna stało u mnie na półce? Szczerze mówiąc, skutecznie zniechęciły mnie recenzje tego filmu, których autorzy w większości przypadków przyznawali mu jedynie symboliczną gwiazdkę - za rolę Deppa. Wreszcie zmobilizowałam się, by na własne oczy sprawdzić, cóż ten Rodriguez nawywijał, że sequel kultowego "Desperado" powszechnie miesza się z błotem, i... muszę STANOWCZO ZAPROTESTOWAĆ!
"OUATIM" być może nie jest arcydziełem, ale według mnie w niczym nie ustępuje "Desperado", a nawet jest lepsze od niego. Najsłabszym punktem tego obrazu wydaje mi się dość zawiła fabuła, obfitująca w niezbyt czytelnie przedstawione wątki, a z tego względu łatwo się w niej pogubić (przy wnikliwej analizie można wydedukować, co "poeta miał na myśli", ale w tym celu trzeba obejrzeć "OUATIM" co najmniej dwa razy, co o filmie – bądź co bądź - akcji nie świadczy najlepiej). W dodatku trudno dopatrywać się tu jakiejś głębi, choć zarazem tkwi – według mnie – w tej historii spory potencjał. Sądzę, że można by uczynić z niej całkiem zgrabną przypowieść, gdyby nie to, że kończy się ona gwałtownie, bez jakiejkolwiek puenty. Nie najlepsza fabuła z pewnością może pogrzebać film obyczajowy, ale w produkcji tego gatunku jest – sądzę – jedynie pretekstem do stworzenia pewnego klimatu, zabawy konwencją, tłem tylko dla tego, co najważniejsze. A co jest w "OUATIM" najważniejsze? Ano klimat właśnie – muzyka (o rrrany! cudowna! - połączenie rytmów latynoamerykańskich z ostrym brzmieniem elektrycznych gitar i orkiestrą symfoniczną ma dla mnie moc reaktora jądrowego), światło, malownicze krajobrazy, czarny humor, efektowne sceny akcji (których absolutnie nie należy traktować zbyt serio). Wraz ze zmianą sposobu percepcji filmu, zmienia się mniemanie o nim. Odpuszczając sobie wnikliwą analizę sensu scenariusza, można rozkoszować się finezją poszczególnych scen, zaśmiewać z zapadających w pamięć dialogów, cieszyć oko śliczną Salmą Hayek (tylko dlaczego tak jej mało?!), o agencie Sandsie nie wspominając…
No właśnie – zgadza się (to a propos symbolicznych gwiazdek), agent Sands to zdecydowanie najjaśniejsza gwiazda filmu. Jeśli Rodriguez głównym bohaterem planował uczynić – podobnie jak w pozostałych częściach trylogii - Mariachi Banderasa, to uznać należy, że pan Depp stanowczo wymknął mu się spod kontroli. Stworzył znów postać tak wyrazistą, barwną i niesamowitą, że oczu od niej oderwać nie można (pomijając już wszelkie względy estetyczne) i koniec końców legendarny Mariachi pozostaje w cieniu cynicznego Sandsa. Śmiem mniemać, że obok Jacka Sparrowa, to jedna z najlepszych kreacji Deppa - intrygująca, zabawna i dramatyczna zarazem. Po prostu mistrzowska. I, podobnie jak Stach Szabołowski, którego tekst za moment z przyjemnością zamieszczę, przy scenie ostatniej walki oślepionego pistolero-Sandsa musiałam się mocno trzymać krzesła, żeby nie spaść z wrażenia.
Moi mili! Pozwolę sobie znów na stwierdzenie, które może wydawać się parafrazą słów wspomnianego Szabłowskiego, ale przysięgam, że całkiem niezaleznie wyszło spod mojego pióra - jeśli lubicie kino a la Tarantino czy Rodriguez, to wbrew zniechęcającym recenzjom, nie wahajcie się sięgnąć po "OUATIM". A jeśli nie lubicie, to chociaż popatrzcie na Deppa (i tę uwagę adresuję do płci obojga), bo naprawdę warto!
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pon 19:18, 20 Lut 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 5:56, 03 Lut 2006 Temat postu: Recenzja Stacha Szabłowskiego |
|
Jak już wspomniałam w poprzednim poście, bezskuteczne poszukiwania choć jednej entuzjastycznej (i do tego rzeczowej, bo wypowiedziami będącymi jedynie wyrazem bezkrytycznego uwielbienia dla Deppa czy Banderasa ciężko mnie usatysfakcjonować - jeśli rozmawiamy o kinie) recenzji "OUATIM" sprawiły, że zaczęłam pisać własną. A kiedy już skończyłam, doznałam olśnienia, że nie zajrzałam jeszcze na europaeuropa, gdzie pisuje mój ulubiony krytyk filmowy, Stach Szabłowski. Uwielbiam recenzje tego faceta, bo są inteligentne, błyskotliwe, napisane ze swadą, a przy tym ogromnym znawstwem tematu. Przypadkowo mamy z panem Szabłowskim podobny gust, toteż czytuję jego teksty z podwójną przyjemnością. Jak mogłam zapomnieć? Nie wiem. Jedno jest pewne - Szabłowski wysmarował tekst tak wspaniały, że poważnie zwątpiłam w sens zamieszczania swojego, skoro ktoś już napisał apoteozę "OUATIM" taką, że nic dodać nic ująć. Te dwa teksty mogą wam się wydać podobne, ale zaklinam się - nie czytałam Szabłowskiego przed napisaniem własnej recenzji... Hmmm - skoro dwie osoby niezależnie orzekają to samo, to pewnie można im choć trochę wierzyć...
Opis
Dalszy ciąg przygód wędrownego meksykańskiego gitarzysty, który w futerale od gitary zamiast instrumentu nosi arsenał śmiercionośnej broni. Po tragicznej śmierci ukochanej Caroliny (Hayek), Desperado (Banderas) odsunął się od świata i rozpacza w samotności. Wdowca odnajduje skorumpowany agent FBI (Depp) i proponuje wykonanie pewnej roboty. Oto zły generał Marquez (Vigil) przygotowuje na zlecenie barona narkotykowego Barillo (Dafoe) zamach stanu. Zadaniem Desperado jest udaremnienie przewrotu. Morderczy muzyk zgadza się, ponieważ: po pierwsze jest patriotą, po drugie to właśnie Marquez jest odpowiedzialny za śmierć Caroliny. W towarzystwie wiernych kompanów Lorenza (Iglesias) i Fideo (Leonardi) Desperado wyrusza uratować kraj i wywrzeć srogą pomstę. Pomóc w tym może przybywający w Meksyku na wygnaniu amerykański gangster nazwiskiem Chambers (Rourke), któremu znudziła się już służba u psychopatycznego Barillo.
Recenzja
Ależ ten Rodriguez ma cojones! Przelać tyle krwi i w niej nie utonąć, a jeszcze zachować nienaganny styl - do tego trzeba być co najmniej kolegą Quentina Tarantino. "Desperado 2" to cymesik: ogniste burrito nadziewane ołowiem, Banderasem, Deppem, Mickey'm Rourke i psem chihuahua. Mniam, mniam.
"Desperado 2" to oczywiście "Desperado 3". Numer 1 należy się legendarnemu "El Mariachi". Pamiętamy tę zdumiewającą produkcję - podobno najtańszy film akcji w historii kina. Siedem tysięcy dolarów na nakręcenie tej kultowej strzelanki reżyser/scenarzysta/operator/montażysta/producent Rodriguez zebrał udzielając się jako królik doświadczalny w laboratorium naukowym. Siedem tysięcy dolarów to suma, która pokrywa koszt jedwabnego papieru toaletowego dla Antonio Banderasa. Ale od czasów "El Mariachi" wiele się zmieniło. Rodriguez dysponuje teraz solidnymi budżetami i pracuje z jasno błyszczącymi gwiazdami. Wyobraźcie sobie w jednym filmie Banderasa, Deppa, Hayek, Willema Dafoe, Danny'ego Trejo, a na dokładkę Enrique Iglesiasa (!) i Rourke'a z łysym meksykańskim pieskiem na ręku.
Na film wydano ponoć "tylko" 30 mln dolarów, ale dla faceta, który potrafi zrobić niezły kawałek poniżej 10 tys. oznacza to środki niemal nieograniczone. Rodriguez dawno przeszedł z filmowego offu do pierwszej ligi. A jednak ocalił ostre pazurki zdolnego amatora i zachował mentalność filmowego partyzanta. W "Desperado 2" Rodriguez dalej wszystko robi sam: film napisał, wyreżyserował, osobiście nakręcił zdjęcia, zmontował, a nawet skomponował muzykę. Kino autorskie? Pełną gębą, ale w rękach niegrzecznego chłopca lubiącego bawić się w anarchiczny pop.
"Desperado 2" to bohaterska rewia, w której bohaterowie ślizgają się w hektolitrach sztucznej posoki. Podtytuł "Pewnego razu w Meksyku" naprowadza nas na trop, którym podąża Rodriguez. To szlak przetarty przez Sergia Leone, a kontynuowany przez takich mistrzów stylowego rozlewu krwi jak Sam Pekinpah czy John Woo. W "El Mariachi" Rodriguez składał tym krwiożerczym gentlemanom hołd, w "Desperado" kręcił apoteozę gatunku. Wydawało się, że dalej nie można się już posunąć. A jednak Robert docisnął pedał gazu i wycisnął z tej morderczej maszyny jeszcze więcej. W sequelach taka szaleńcza jazda w myśl zasady bigger, faster, more kończy się zazwyczaj okropną kraksą. Rodriguez bierze ostry zakręt na pełnej szybkości ze zdumiewającą lekkością i prowadzi swój wehikuł do zwycięstwa – nowy "Desperado" jest co najmniej tak samo dobry co oryginał (jeżeli nie lepszy).
Tym razem Rodriguez idzie w epikę. Fabuła jest nakreślona z pekinpahowskim rozmachem i, oględnie mówiąc, skomplikowana. Spisek narkotykowych karteli, wojskowy zamach stanu, rewolucja, skorumpowani agenci, podwójne gry i jeszcze osobista zemsta Desperado. Nie wiadomo. o co chodzi? "Trudno - mówi w pewnym momencie Banderas - w takim razie będę musiał was, sukinsyny, wybić do nogi!" Intryga się uprości, kiedy prawie wszystkie postaci zginą - trupy padają tu tak gęsto, że można je wiązać w snopki. W gruncie rzeczy nie jest ważne, co się dzieje, tylko jak się dzieje - a wyczucie stylu i choreografii Rodriguez ma bezbłędne.
Pierwszy (czyli drugi) "Desperado" był świątynią Antonio Banderasa. W "Pewnego razu w Meksyku" hiszpańska piękna mężczyzna schodzi na drugi plan. Jakże mogłoby być zresztą inaczej, gdy obok gra Johnny Depp! Jeżeli nawet nie lubicie burrito-westernów w stylu Sergia Leone, idźcie na "Desperado 2" dla Deppa. Przebrany za wczasowicza, w kwiecistym kapelusiku na głowie, ze sztuczną ręką i z charakterystycznym turystycznym niezbędnikiem na biodrach jest najbardziej dramatycznym pistolero, jakiego widzieliśmy w kinie od czasu Marka Kondrata szturmującego iracki posterunek w "Operacji samum". W finale Johnny pojawia się w stroju godnym wczesnego Michaela Jacksona i w ciemnych okularach, spod których leje się krew z wyłupionych oczu. Kiedy zaczęła się ostatnia walka niewidomego rewolwerowca, spadłem z fotela. Już "Piraci z Karaibów" obniżyli moją odporność na tego człowieka. Po Desperado nie pozostaje mi nic innego jak przyznać się publicznie: kocham Johnnego Deppa!
Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że haniebny Rodriguez stracił wszelką miarę w eksploatowaniu przemocy. Cóż, to smutna prawda: żeruje się tu bez żenady na naszych najniższych instynktach. Ale co poradzić, że to takie fajne! Na swoje usprawiedliwienie Rodriguez ma doskonałe poczucie humoru - "Desperado" jest krwawy, ale (okrutnie) śmieszny. Oczywiście nie każdy musi lubić gmeranie w pustych oczodołach i gagi, w których główną rolę odgrywają otwarte rany. Humor jest czarny, żeby nie powiedzieć czerwony, ale w swoim bezwstydnym gatunku pierwszorzędny. W tle fabuły odbywa się słynne meksykańskie Święto Zmarłych - pochody ludzi przebranych za kościotrupy, cukrowe czaszki, wielki festiwal śmierci. Desperado to film w duchu tego święta - krwawy karnawał, fiesta, na której bawimy się zabijaniem - i to bawimy się rewelacyjnie.
Stach Szabłowski
|
|
Powrót do góry |
|
|
BadGirL
Kuk
Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 311
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tortuga
|
Wysłany: Sob 14:23, 27 Maj 2006 Temat postu: |
|
Mam "OUATIM" na DVD, ale obejrzałam go dopiero wtedy, kiedy dowiedziałam się, że gra w nim Depp On oczywiście grał fanstastycznie Moim zdaniem film troche nudnawy, ale ma ciekawą treść. Podoba mi się powaga tego filmu zmieszana od czasu do czasu z wesołością, głównie śmiałam się z Deppa i tego małego chłopaka Ale Iglesias troche nie pasował do tego filmu... nie lubie go
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aayla Secura
Sternik
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Coruscant
|
Wysłany: Czw 23:11, 17 Sie 2006 Temat postu: |
|
Ten film nie jest taki zły, jak niektórzy twierdzą. Typowy Rodriguez.
Tylko że sam Banderas w tej części jakiś niemrawy i nie wiem, co w tym filmie robił Iglesias. Za to podoba mi się gra Johnny'ego(co oczywiste) i Mickeya Rourke'a(szczególnie to chowanie pieska za plecami).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stasia
Piracki Lord
Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 1283
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tarnów
|
Wysłany: Wto 20:44, 22 Sie 2006 Temat postu: |
|
Obejżałam go wczoraj z namową Szuwaksa. Film nie powalił mnie na kolana - może dlatego, że grał tam Iglesias, którego nie trawię jako pisenkarza, a co dopiero aktora ....Nie lubię też klimatów Meksykańskich, latynoskiej muzyki - szczerze mówiąc, najbardziej byłam ciekawa roli Deppa. Pierwszej części nie oglądałam, ale nie przeszkodziło to w podziwianiu drugiej.
Historia wydaje mi się baardzo skomplikowana - duzo było momentów, w których zastanawiałam się o co właściwie biega .
Johnny jak zwykle zagrał rewelacyjnie - to na sceny z jego postacią czekałam, a widz powinien raczej skupic się na głownym bohaterze. Cóż - wynika z tego, że Deppa nie można zatrdniac jako bohatera drugoplanowego - zawsze wybije się na pierwszy plan . Rozwaliła mnie jego rola (nie wiem czy zauwazyliście, ale ksiądz słuchający spowiedzi to właśnie Johnny xD ) jako księdza - do twarzy mu z tą bródką .
Ogólnie film oceniam na 6/10. Miewał przebłyski, ale były też momenty powiewające nudą .
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|