Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Kącik artystyczny

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Hobby
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 17:08, 07 Mar 2008 Temat postu:

Gochna, ty zawsze mnie rozśmieszysz XD

Naprawdę macie piękne rysunki. Ja to nie mam się teraz czym chwalić xD Jedyne, co mi się udało, to narysowana z pamięci wyspa na morzu. Wkleję kiedy indziej, bo nie chce mi się siłować ze spinaczami do antyramki xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 12:47, 08 Mar 2008 Temat postu:

Aletheia - ten miś jest genialny Very Happy Pierwsze co przykuło moją uwagę to jego oczy - na prawdę, jak żywy Wink
Gochna, jak możesz nazywać to bazgrołami! Ostatni rysunek - wilk, jest cudny! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Sob 21:16, 08 Mar 2008 Temat postu:

Oj, dziewczyny, dziewczyny. Utalentowane jesteście, mam kompleksy! Smile

Cytat:
Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... normalnie brak mi słów... Ślicznie... I zgadzam się - naprawdę bardzo podbny


Cytat:
Jesus booski!!!!!!!!!!! Cudny, wogóle dziewczyno jack ty to robisz, że ci takie cuda wychodzą>?????< ty malarką zostać powinnaś!!!!!


Dziękuję pięknie! Wink

Cytat:
Lepszy niż prawdziwy! Zaczęłam rozumieć co Ty w nim widzisz. Boję sie patrzeć dłużej, bo jeszcze sama wpadnę.


Nie lepszy! Cool Aczkolwiek nawet udany. Jestem zadowolona z niego... I, co ja w nim widzę? Przede wszystkim jestem dosyć ograniczona w tym swoim uwielbieniu, bo to, co naprawdę chciałabym przenieść na kartkę jest "poza", jest naprawdę całkowicie nieuchwytne... On ma w sobie coś takiego, co objawia się dopiero, gdy ogląda się go na ekranie, gdy wciela się w swoje postaci... no dobra! Dość gadania! Wink

Cytat:
Co do Edwarda - mnie też najbardziej uderzyły oczy - są takie hmm... żywe.


Tak, nad oczami troszkę popracowałam. Chciałam, żeby hipnotyzowały chociaż w połowie tak, jak prawdziwe oczy Edka Smile

Ok.
W takim razie pochwalę się znowu. Monotematyzm nie dopadł i oto kolejny portret Same-Wiecie-Kogo:

[link widoczny dla zalogowanych]

Niby ten sam pan, a jednak inny. Facet, który ma sto różnych twarzy. Dość długo nad nim siedziałam. Dłużej niż nad poprzednim. Coś koło 20 godz. pewnie... Ołówki raczej miękkie, ale do bardzo jasnych cieni używałam 3H, tyle, że większość owych cieni zeżarł skaner.
Wiem, że nie jest super udany, ale na razie nie mam nic lepszego.
Enjoy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 21:41, 08 Mar 2008 Temat postu:

A mnie się podoba bardziej jeszcze niż tamten Neutral. Nawet jak nie tak piękny, to jeszcze bardziej wyłazi z obrazka. Nie mogę się doczekać tego wernisażu, nawet jak zostanie w całości poświęcony Edkowi Very Happy.
PS Nie machnęłabyś mi czegoś na zamówienie? Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Sob 21:46, 08 Mar 2008 Temat postu:

Tak, tak! Za parę lat zorganizuję wernisaż pt. "Sto twarzy Edwarda" i, oczywiście zaproszę go na otwarcie! Very Happy Cool Wink (portretów będzie całe, okrągłe sto, ha ha!)

Na zamówienie? Dla Ciebie, Ana?
Ty nie musisz nawet prosić. Daj tylko zdjęcie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 22:18, 08 Mar 2008 Temat postu:

No to Ci "naj naja 2" na g-mail Wink Wybierz to Coś. Będę przeszczęśliwa Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Sob 22:25, 08 Mar 2008 Temat postu:

A ja będę zaszczycona Smile Mam teraz parę prac zaczętych, ale naskrobię, jak najszybciej coś dla Ciebie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
Kuk


Dołączył: 12 Gru 2007
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z krańca Świata
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 17:13, 09 Mar 2008 Temat postu:

Kailena to co mi się najbardziej podoba w Twoich pracach to opanowane do perfekcji rozmieszczenie światłocienia, przez co Twoi bohaterowie wyglądają jak wyrwani z rzeczywistości Smile
Pamiętaj żeby głośno krzyczeć jak już zorganizujesz ten wernisaż. Przyjedziemy obowiązkowo Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Pon 21:21, 10 Mar 2008 Temat postu:

Dziękuję Embarassed

Ciągle tylko rysunki i rysunki... a może komuś będzie się chciało trochę poczytać? Bo Kaileena oprócz rysowania, wielbi pisanie... może i jej nie wychodzi, ale konstruktywna krytyka, zawsze mile widziana! Very Happy


*bez tytułu*

Sztuka zaczyna się banalnie. Jak setki innych, a może nawet gorzej.
Nie jestem pisarzem, lecz człowiekiem. Nie jestem marnym amatorem zaczytującym się w wielkich dziełach, marząc, o chociaż kilku epitetach z ich wielkości. Prawdę powiedziawszy – sam w sobie jestem Doskonały.
Tu mógłbym zakończyć. Mógłbym cisnąć wreszcie tym wyjącym w niebogłosy telefonem o ścianę i bez zmrużenia oka połknąć zawartość białej, niepozornej fiolki, ufnie czekającej na swoją partię w dzisiejszym show. A wszystko wśród tych beznadziejnie tanich mebli. Wszystko w złym guście.
Jednak nie zrobię tego. Nic nie wskóram błaganiem. Nadać temu piękny, groteskowy kształt… okryć maską, która (może?) po części ukryje moje okrucieństwo… Tego pragnę. Tego pragnę za wszelką cenę!
Zegar wybija dwunastą. To chyba ten moment, ta chwila. Odczuwam podniecenie tak silne, że nie mogę dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Te słowa piszę już na stojąco, przykładając kartkę do gładkiej szyby. Zasłaniam nią słońce, które tworzy na papierze te cudowne, mieniące się wzory… Sprawia, że wszystko wydaję się piękniejsze. Tylko, czy to, co zrobiłem można nazwać dowodem? Czy można to nazwać p r a w d z i w y m dowodem?
Wysoki sądzie! Przyznaję się do winy! Jestem sprawcą, jestem potworem… Jestem podły i nie wyrażam skruchy. To, co zrobiłem, sprawiło, że stałem się w większym stopniu sobą, niż pan (twarz sędziego jest stężała; zero emocji), pani (kłaniam się lekko prokurator, odpowiadającej mi tym samym grymasem, co na pierwszej rozprawie; jakaż ona urocza!) czy szanowna ława przysięgłych (tu mój perłowy uśmiech wędruje w stronę trzydziestolatki siedzącej na brzegu drugiego rzędu, tej która ma na sobie bardzo seksowny komplet w modnej tej jesieni, zielonej tonacji; oblizałem nawet wargi, by dać sobie czas i delektować się jej widokiem) kiedykolwiek będą! O tak… Jest w tym ironia. Miła ironia dla inteligentnego odbiorcy. Przykra dla was, którzy cenicie sobie tę swoją… jak wy nazywacie to przedziwnie zjawisko?... Sprawiedliwość! Och! Bo przecież, jeżeli kogoś k o c h a m y… Szczerze! I bezinteresownie!... Jak możemy wyrządzić mu krzywdę? Pytam – j a k? Milczycie, a jakże… (banda kretynów, banda nadętych… na co wam te wasze niedzielne obiadki i idealnie wyprasowane koszule?!) Wysoki sądzie! Nie przyznaję się! To wszystko on! To on!... On, on, on!...
Jakimś cudem udało mi się powstrzymać i trzymałem język za zębami, przez całą długość trwania mojego procesu. Mój adwokat zwykł siadać za swoim wielkim mahoniowym biurkiem, w swoim wielkim idiotycznym gabinecie, po czym opierał się o blat, splatał palce i patrzył na mnie długo. Badawczo. Bawiłem się ołówkiem. Co jakiś czas przygryzałem lekko grafit, szczerzyłem się ukazując czarną kropkę na języku i wypluwałem gorzki kawałek na jego luksusowy dywan. Cud, że było mnie stać na tego frajera.
„Niepoczytalny” – to była moja furtka do wolności. Furtka, którą wcale nie tak łatwo było znaleźć. Błąkałem się w poszukiwaniu własnego, Tajemniczego Ogrodu, a po drodze błyskały do mnie zębami stada groźnych rottweilerów w czarnych togach. Przemknąłem jednak cały i zdrów, stanąłem przed wejściem do tego małego, prywatnego Raju, nacisnąłem klamkę i…
Nie wytrzymam! Nie wytrzymam! Niech ten kretyński sygnał przestanie odbijać się nieznośnym echem po całym pokoju! Co za palant! Co za tragiczny koniec tej krótkiej notki! Nie przerywa się Mistrzowi, który szuka trafnej puenty dla swego Największego Dzieła!
Teraz jestem zaniepokojony. Kiedy jestem zaniepokojony, przygryzam dolną wargę. Nie kontroluję się, gdy to robię, ale myślę, że w swoich ostatnich słowach warto przeprosić wszystkich, którzy tego nie lubili, albo tych, których wprawiało to w zakłopotanie. Tak. Właśnie tak. Myślę, że należy wspomnieć także o takich bzdurach. Małych, nieistotnych drobiazgach.
Ostatnie, szybkie spojrzenie na plik złożony na ławie z boku sypialni. Wykrzesałem z siebie nawet krztynę romantyzmu i by kartek nie zwiał jakiś zabłąkany powiew z hotelowego wentylatora, położyłem na wierzchu pudełko. To intensywnie czerwone pudełko, którego nigdy nie wyjmowałem z dna mojej walizki.
Pora już kończyć. Dokładnie piętnaście minut po pełnej, czerwcowej godzinie. Krótka przerwa. Poluzuję krawat (jest intensywnie żółty, co podobno miało podkreślać kolor moich oczu) i możemy zaczynać. Telefon nadal zawodzi swoją żałosną pieśń, ale powoli przestaję mnie to irytować. Co więcej – podoba mi się. Czuję lekki, chłodny dreszcz przebiegający między moimi wystającymi łopatkami i ramiona opuszczają się same w wyrazie niemej zgody na to, co ma za chwilę nastąpić. Sięgam po tabletki.
Nie łykam ich od razu. Robię to stopniowo. W trzech turach. A każda jest donioślejsza od poprzedniej! Jeden: za szczękościsk szanownego sędziego. Dwa: niech nam długo żyję surowa pani prokurator! Trzy: wolałbym panią zobaczyć bez tego zielonego żakietu… I popijam mineralną (czysta abstrakcja). Wasze zdrowie, sukinsyny!
Nie będzie podsumowań. Mam jeszcze jakieś trzy, cztery minuty, nim trafię na metę i ucałuję stopy jegomościowi w niemodnym meloniku (i bez ogona), który od razu zechce zapalić ze mną przedniej jakości cygaro. Właśnie ze mną! Z największym z grzeszników, z orędownikiem jego słowa (i jego siarki), tu, na Ziemi!
Stoi za oknem, z nosem przyklejonym do szyby, a włosy ma pociemniałe od deszczu, mała, głupiutka… I nie sądziłem, że do tego dojdzie. Prawdopodobnie w ostatniej minucie mojego życia – płaczę. Gorące łzy torują mi drogę do wieczności. Jakie to absurdalne, żałować, gdy pozostało ci… dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery… trzy… (o mój Boże)… dwie… (przez całe wakacje lało)… jedna…

*koniec*

Mam nadzieję, że komuś będzie chciało się przeczytać, zrozumieć i skomentować... Wink Bardzo mi na tym zależy.
Pozdr.


Ostatnio zmieniony przez Kaileena_Farah dnia Wto 1:06, 11 Mar 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:03, 10 Mar 2008 Temat postu:

Łał. To opowiadanie (?) pędzi! Świetnie się czyta, ma swój rytm a i temat powalający. Pink?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Pon 22:20, 10 Mar 2008 Temat postu:

Nie... to nie Pink Wink (aczkolwiek skojarzenie słuszne!) . Prawdę powiedziawszy to krótkie "coś" narobiło mi smaku na jakąś dłuższą formę i może rozwinę troszkę koncepcję i spróbuję zbudować na podstawie tego jakąś sensowną całość... Właściwie wszystko jest już zawarte w tym "pożegnaniu" bohatera. Za coś tam go sądzili, za coś został uniewinniony i wsadzony do szpitala, by później zbiec z niego, zaszyć się w jakimś hotelu, spisać wszystko, co miał do spisania na temat swojego życia ("Ostatnie, szybkie spojrzenie na plik złożony na ławie z boku sypialni.") i ostatecznie popełnić samobójstwo, zostawiając po sobie świadectwo geniuszu i niepoczytalności zarazem...
Nie wiem, dlaczego, ale takie tematy mnie fascynują Cool Zobaczymy, czy nie zabraknie weny, bo moją postać widzę wyraźnie, wręcz jaskrawo...

Cieszę się, że Ci się podoba, Savvy Smile
Jeszcze raz - wszystkiego najlepszego, ode mnie!

*edit*

Liczę na to, że mi tu Ana jakąś krytykę motywującą do dalszego działania (albo wręcz przeciwnie!) napiszę! Razz


Ostatnio zmieniony przez Kaileena_Farah dnia Pon 23:04, 10 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 8:42, 11 Mar 2008 Temat postu:

No to i ja wyrażę się w tej sprawie - cudnie! Normalnie boskie Very Happy Nie wiem, co sprawia, że to opowiadanie jest tak dobrze napisane... Ale bardzo podobają mi się takie opowiadania ,,oczami świadka" Wink.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 21:58, 11 Mar 2008 Temat postu:

Dzięki za późniejsze wyjaśnienie "co Autorka miała na myśli", bo za nic nie mogłam skleić sobie tego jako fabuły. Very Happy Za to forma mnie zachwyciła. Choćby te fragmenty...

Kaileena_Farah napisał:
Błąkałem się w poszukiwaniu własnego, Tajemniczego Ogrodu, a po drodze błyskały do mnie zębami stada groźnych rottweilerów w czarnych togach.

Kaileena_Farah napisał:
Jeden: za szczękościsk szanownego sędziego. Dwa: niech nam długo żyję surowa pani prokurator! Trzy: wolałbym panią zobaczyć bez tego zielonego żakietu…

Świetnie "czujesz" język jako narzędzie "malowania wizji". W paru słowach mieścisz całe światy. Przy tym masz talent do niebanalnych skojarzeń, nowego sposobu ukazania rzeczy (a to cecha, którą u ludzi pióra cenię wyjątkowo wysoko Wink ). Podoba mi się też, że fraza często ma dobry, zręczny rytm (ten drugi fragment, który zacytowałam, bardzo fajnie "dźwięczy", zakończenie świetnie "zamyka" frazę). Piszę "często" bo jednak nie zawsze:
Kaileena_Farah napisał:
Jakimś cudem udało mi się powstrzymać i trzymałem język za zębami, przez całą długość trwania mojego procesu.

Na przykład to mi jakoś zgrzytnęło. "Powstrzymać/trzymałem"... "całą długość trwania..." Przepraszam, że czepiam się drobiazgu, bo właściwie wydłubałam tu dziurę w całym, ale piszesz na poziomie, który już pozwala oceniać pod katem ideału. Smile Dlatego tak dłubię. Zastrzegam przy tym, że nie twierdzę, że sama potrafiłabym to poprawić. Zawodowy pisarz z długim stażem niekoniecznie napisałby lepiej.

Natomiast...
Kaileena_Farah napisał:
Nie jestem pisarzem, lecz człowiekiem.

Miało zaskoczyć? Lekko zaszokować? Wyrazić zdanie bohatera o pisarzach? Jeśli taka była intencja, to jest słabo czytelna. Może nic nie miało, tylko poinformować? Może lepiej dookreślić "zwykłym/szarym/pospolitym człowiekiem"? Choć wtedy będzie się gryzło z "Doskonałym"...
Kaileena_Farah napisał:
Nie jestem marnym amatorem zaczytującym się w wielkich dziełach, marząc, o chociaż kilku epitetach z ich wielkości.

To już zgrzyta mocno. Po pierwsze, coś mi nie gra z tym imiesłowem (może lepiej "...zaczytującym się w wielkich dziełach, marzącym, o...". Po drugie, te epitety z ich wielkości... Eee... Chwilę, moja nie kumać... O co biegać? Że marzy o tym by i jemu kiedyś przypadła podobna chwała jak tym dziełom? To zdanie cierpi, pardon, na przebarokowienie. Przeozdobienie. Przewspanialenie. Jak rozumiem, miało być niebanalnie, ciekawie. Zamiar chwalebny (jak mówiłam, masz talent do "nieoczywistego" użycia języka Smile , to jeden z nielicznych wypadków, kiedy trochę, ehm, przeszarżowujesz), ale zrealizowany za cenę okropnego wysiłku ze strony czytelnika. Lepiej nie komplikować rzeczy prostych (to jedna z moich ulubionych zasad, ale to nie znaczy, ze sama potrafię się do niej zawsze stosować Wink ).

Opinie, które dostaję o wszystkim, co tutaj sama wrzucam, są dla mnie bardzo cenne, więc staram się za nie odwdzięczyć (i zapewnić sobie nowe na przyszłość Wink ) komentując twórczość innych, jak mogę najpełniej. Smile Prosiłaś o krytykę, co doskonale rozumiem - obojętna cisza jest chyba jeszcze gorsza niż zjechanie z góry na dół. Przyznam jednak, że czuję się trochę niezręcznie, grzebiąc tak bezceremonialnie w cudzym dziele. Zatem na koniec podsumowanie - piszesz świetnie, a skoro chcesz to rozwinąć, to jestem gorąco za! Very Happy Szczególnie, że jak piszesz, "widzisz" tego bohatera. Warte więc utrwalenia, co widzisz. Postać ma potencjał, a fabuła zdecydowanie potrzebuje rozwinięcia. Na razie jest mocno nastrojowy "obrazek literacki", poetycka proza, bardziej liryczna niż epicka. A jakby tak doszlifować (a nie ma wiele do szlifowania, przynajmniej ja nie widzę) i dopełnić, dookreślić, rozjaśnić historię, to godne będzie druku. Będzie w tym choć śladowa ilość fantastyki? "Science Fiction" lubi promować "świeżych" autorów. Jak nie poślesz do redakcji, to chociaż Feliksowi W. Kresowi. Nie wiem, czy wciąż prowadzi "Galerię złamanych piór" czy jak to sie tam zwało... Ucieszy się chłop, że dostaje do oceny coś na poziomie drukowalności. Wink

A kolejny Edward wspaniały. Choć przyznam, że tym razem zachwycił mnie głównie w sensie technicznym (świetne włosy i, jak pisze Ania, światłocień). Bardzo profesjonalnie wykonany, ale... zakochałabym się raczej w tym poprzednim. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Śro 0:10, 12 Mar 2008 Temat postu:

OMG. Na wstępie - BARDZO dziękuję, Aletheia! Smile
Godzina późna, więc nie mam czasu ustosunkować się jakoś sensownie do tego komentarza, ale przeczytałam i jestem zachwycona... ja naprawdę lubię, kiedy ktoś wytyka mi błędy - zazwyczaj nie popełniam ich wtedy kolejnym razem Wink Zaznaczam, że to, co tu wrzuciłam to taka wersja beta, takie "nie-wiadomo-co", które może wyewoluuje... (miejmy nadzieję... bo z moim zapałem? - nigdy nic nie wiadomo, he he) Zdaję sobie doskonale sprawę, że w kilku momentach przekombinowałam.
Ale jeśli chodzi o niekonsekwencję - tu mam usprawiedliwienie (!). To akurat jeden z nielicznych pomysłów, do których byłam wpełni przekonana pisząc to-to. A dlaczego? Bo taki jest właśnie mój bohater. Raz twierdzi, że jest tylko człowiekiem, a raz, że sam szatan powita go w piekle, jak króla. Widzi dwa, zakrzywione obrazki. Mało tego - sam je sobie podsuwa.
Już dziś zauważyłam, że nie mogę przestać myśleć o tym anonimowanym panu, który zabija się w jakimś równie anonimowanym hotelu, zostawiając po sobie stos zapisanych odręcznie kartek i bezsensowne, czerwone pudełko. (ach, nie takie do końca "bezsensowne"... udało mi się dziś napisać historię owego pudełka) Pan ten nabiera cech, coraz bardziej ludzkich i fascynuje, oj fascynuje...
Prawdopodobnie to tylko chwilowe "zauroczenie". Mam wyrzuty sumienia, bo to takie nieskromne i podłe, wielbić postać, która narodziła się w twojej własnej głowie... No cóż, a nawet, jeśli nie "nieskromne i podłe" - to na pewno niezbyt odpowiedzialne. W każdym razie pewnie nic z tego pana nie będzie i skończy, jak setki moich innych postaci. Nie ma nawet imienia. Znam tylko - w ogólnym zarysie - jego życiorys. Ale co doprowadziło go na skraj przepaści? To jeszcze otwarta kwestia.

Podsumowując: przekombinowań postaram się unikać, chociaż nie ręczę, że uda mi się to całkowicie. Raz - cały czas się uczę. Dwa - taka karma.
Co jeszcze? Najważniejsze to nie stracić weny. Natchnienie dopisuję mi, jak nigdy. Ową "historię czerwonego pudełka" spisałam dziś podczas jazdy pociągiem, cztery strony w 10 minut. Później było sporo poprawiania, ale liczy się sam fakt... Ych, przerażam siebie samą.

Aletheia! Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz! Zmotywował do dalszej pracy. Jeżeli uda mi się wyczarować coś porządnego - wrzucę.
Tymczasem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 1:09, 12 Mar 2008 Temat postu:

Kaileena_Farah napisał:
Zaznaczam, że to, co tu wrzuciłam to taka wersja beta

Ha, to znaczy, ze zostałam czytelnikiem beta. Czuję się zdrowo kopnięta zaszczytem. Cool
Kaileena_Farah napisał:
Zmotywował do dalszej pracy.

No teraz, to już pękam z dumy! Jak Cię zobaczę na półce w księgarni, to odnotuję na swoim koncie przyłożenie się do rozwoju Literatury! Wink Very Happy
Kaileena_Farah napisał:
Ale jeśli chodzi o niekonsekwencję - tu mam usprawiedliwienie (!). To akurat jeden z nielicznych pomysłów, do których byłam wpełni przekonana pisząc to-to. A dlaczego? Bo taki jest właśnie mój bohater. Raz twierdzi, że jest tylko człowiekiem, a raz, że sam szatan powita go w piekle, jak króla. Widzi dwa, zakrzywione obrazki. Mało tego - sam je sobie podsuwa.

Aha, to OK. Tylko to wydaje mi się trudne technicznie - sprzedanie tego czytelnikowi zrozumiale. Ale jak sie uda, to efekt będzie z pewnością niezwykły. Faktycznie widzę, że kroi się bardzo złożona postać. Nie dziwię się, że nie daje Ci spokoju.
Kaileena_Farah napisał:
Mam wyrzuty sumienia, bo to takie nieskromne i podłe, wielbić postać, która narodziła się w twojej własnej głowie...

WCALE NIE!!! Kogo zafascynuje postać, która nie obchodziła nawet twórcy? I co bardziej naturalnego od obsesji na tle swojego dzieła? To jest wręcz konieczne do tworzenia, bez tego nie powstanie nic naprawdę dobrego, moim zdaniem. Na swoje teksty i rysunki staram się patrzeć trzeźwo i zauważać błędy (to drugi element porządnej pracy twórczej), ale mimo to kocham je wszystkie. I też mam fioła na ich tle. Jasne, fioł z czasem opada, przenosi sie na kolejny, aktualny obiekt, ale przy planowaniu, wykonaniu, jakiś czas po... Tak, wielbię.
Kaileena_Farah napisał:
No cóż, a nawet, jeśli nie "nieskromne i podłe" - to na pewno niezbyt odpowiedzialne.

Wobec postaci? Wink Tak, zgadzam się. Niejeden uzna to za śmieszne, ale uważam, że istnieje coś takiego jak odpowiedzialność wobec własnego tworu, choćby był "tylko" papierowy. A sumienie mnie gryzie za każdym razem, gdy mija mi jakieś zauroczenie, pasja... Niekoniecznie tym co sama tworzyłam, także zewnętrznymi fascynacjami, filmami, ksiażkami... A własne niedokończone projekty zawsze gryzą, nawet po latach popiskuje żal. Bo projekty maja swój moment. Jak sie go wypuści, z braku czasu, chęci, to przepadło. Co się rozejdzie po kościach, do tego już się nie da wrócić. Oj, nostalgicznie się zrobiło. Wink


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Śro 1:16, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 17:07, 12 Mar 2008 Temat postu:

Kaileena_Farah napisał:
Liczę na to, że mi tu Ana jakąś krytykę motywującą do dalszego działania (albo wręcz przeciwnie!) napisze! Razz


Wybacz, że nie od razu, ale byłam - jaz zwykle ostatnio - w rozjazdach.
Przeczytałam uważnie i... nie wiem czy powiem cokolwiek mądrego ponad to, co już powiedziała Aletheia Smile. Pewnie będę się strasznie powtarzać, no ale nie ograniczę się do - tradycyjnego już Very Happy - kiwania, bo rozumiem doskonale, jak potrzebne są każde słowa krytyki i uznania Smile.

Ogólnie rzecz biorąc - pisz, pisz, mówiłam Ci to już nie raz Smile. Należysz do tych szczęśliwców, co są wszechstronnie utalentowani i mogą wybierać, czemu się w życiu poświęcić. Z całą pewnością więc nie zaszkodzi, jeśli poszlifujesz wszystkie swoje umiejętności - by sobie tej możliwości wyboru nie zawęzić. Zwłaszcza, że to wielka frajda, prawda? Smile

Masz wielką wyobraźnię, specyficzną wrażliwość, a do tego ciekawy styl, bogate słownictwo i - nade wszystko - niecodzienną umiejętność przełamywania schematów w budowaniu wypowiedzi. Twój tekst jest tego najlepszym dowodem i jestem pewna, że gdybyś oprócz weny wrzuciła w niego trochę dyscypliny, gdybyś pozwoliła mu okrzepnąć, rozkwitnąć, byłby więcej niż dobry. Na pewno nieprzeciętny i intrygujący. Jak dla mnie, znacznie bardziej niż cała ta dzisiejsza masłowsczyzna. Tymczasem jednak daje się odczuć, że to wersja beta Wink. Tekst obiecujący, ale niedopracowany. Bez większych potknięć, ale niedoskonały swą niepełnością, zwłaszcza w warstwie merytorycznej.

Podoba mi się forma. Nazywam to prozą liryczną, i to jest to, czym sama karmię swoją szufladę, i co w przyszłości chciałabym tworzyć. Opowiadanie historii z pozycji jej podmiotu, nasycenie jej emocjami mocniej niż właściwą narracją, jakieś strzępy myśli, które wyrażają więcej treści niż kilkustronicowy opis, czy misternie skonstruowany dialog. Ale nawet ta - jakże otwarta - forma, musi mieć swoje ramy. W Twojej historii ich brakuje. Budujesz świetnie wyważone zdania. Że użyję malarskiego porównania - kilkoma kreskami odmalowujesz całe krajobrazy. Jednak te celnie portretujące Twojego bohatera "obrazki", nie zawsze kleją się w całość i ostatecznie pozostawiają z uczuciem niedosytu. Dowiadujemy się o nim zbyt mało (i nieco nazbyt "ciemno"), by choćby zrozumieć, co mu się przydarzyło (podobnie jak Aletheia, potrzebowałam wyjaśnienia "co Autorka miała na myśli" Very Happy), ale przede wszystkim - by w jakikolwiek sposób przejąc się jego losem. A to wydaje mi się w literaturze najważniejsze. Zaangażowanie w historię. W tę trudno się zaangażować, trudno być nią poruszonym. Nazbyt to abstrakcyjne i nazbyt anonimowy jest bohater. Aż się prosi parę słów więcej choćby o tej istocie z nosem przyklejonym do szyby... Jednak, powtarzam, w tym tekście tkwi potencjał i można by go poddać wyłącznie kosmetycznym zabiegom gdyby... było go więcej Smile. Czekam zatem niecierpliwie na wersję stabilną Wink.

No to jeszcze czepialstwo w kwestiach formalnych bardziej niż merytorycznych.

Początek mi zgrzyta, tak samo jak Alethei, więc nie będę się powtarzać. Czuję, co chciałaś wyrazić w tym akapicie, ale zrozumiałam to dopiero po przeczytaniu całości (oraz komentarza Autorki Very Happy). Co więcej, rzeczywiście, brzmi to dość niezręcznie i karkołomnie. Podobnie jak owo "Jakimś cudem udało mi się powstrzymać i trzymałem język za zębami, przez całą długość trwania mojego procesu". Zdarza Ci się niekiedy budować takie zdania - w tym akurat tekście nie zauważyłam więcej. Myślę jednak, że to się zdarza każdemu, kto pisze. Mnie się zdarza notorycznie Very Happy. Tyle że zawsze odkładam tekst, by sobie okrzepł właśnie, a potem staram się go przeczytać z dystansem. Zwykle wtedy wyłapuję wszystkie wpadki. Myślę, że i Ty nie oddałabyś tekstu do druku z "całą długością trwania" Wink.

Co do zdań, które mnie zachwyciły... pokiwam jednak Very Happy. Właśnie te zdania, które wskazała Aletheia, dowodzą Twojego literackiego kunsztu. Obrazowy dobór słów, przełamywanie utartych schematów myślenia - tak trzymaj! Chodź i z tym nie należy przesadzić, bo takie zdania lśnią jaśniej w otoczeniu zwyczajniejszych. Są swego rodzaju kontrapunktem w melodii tekstu, a ta nie może się składać z samych kontrapunktów. W Twoim tekście nie brak tej równowagi Smile.

Jeszcze jedna sprawa, mało istotna, ale zauważyłam, że często ci się to zdarza i nie wiem, czy to zwykła literówka, czy błąd - kończysz wyrazy "ę" tam, gdzie powinno być "e" Wink.

No i...

Kaileena napisał:
Mam wyrzuty sumienia, bo to takie nieskromne i podłe, wielbić postać, która narodziła się w twojej własnej głowie...


Znów pokiwam Alethei Very Happy. A jakże by inaczej! Nie lubić swojego bohatera? Nie zżyć się z nim? Nie poznać go na wskroś? Nie stać się nim na czas tworzenia i nie cierpieć straszliwej traumy rozstania na długo po tym, jak skończy się o nim pisać? To by był marny teksty Wink. Tylko spraw jeszcze, by i czytelnik mógł go polubić. A co najmniej - by nie mógł o nim zapomnieć...


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Śro 17:14, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Śro 17:10, 12 Mar 2008 Temat postu:

Cytat:
Ha, to znaczy, ze zostałam czytelnikiem beta. Czuję się zdrowo kopnięta zaszczytem.


Cóż... znając mnie, już tego nie poprawię Wink Chociaż może... Jeżeli uda mi się (a wszystko wskazuje na to, że... TAK!) zmusić się do złapania za długopis, czy klawiaturę... spróbuję coś pokombinować. Ale odsuwam to na razie na drugi plan. Staram się stworzyć szkielet historii. O czymś w końcu ten nieszczęsny (o, cholera, jaki on tam znowu "nieszczęsny"?... nijak! - takie podłości mu już przypisuje w wyobraźni, że, brrr...) facet chciał napisać, prawda? Miał jakiś powód, by ze sobą skończyć. I to całkiem poważny.
No. I właśnie to staram się obecnie wyjaśnić. W międzyczasie odświeżam sobie największe dzieła mojego ukochanego autora (Wielkiego Nabokova) i z wypiekami na twarzy, po raz pierwszy zaczytuje się w powieściach Palahniuka (tak, tak... tego, który napisał "Fight Club" - i książkę i scenariusz). Wena nie ucieka... i chwała jej za to...

Cytat:
No teraz, to już pękam z dumy! Jak Cię zobaczę na półce w księgarni, to odnotuję na swoim koncie przyłożenie się do rozwoju Literatury!


Taaaak... marzy mi się taki widok. Minimalistyczna okładka, jakiś krótki tytuł, gdzieś tam moje nazwisko... Byłoby miło, nie powiem. Aczkolwiek uważam, że mam zbyt słaby warsztat (to po pierwsze) i jestem zbyt niecierpliwa (to po drugie). A napisanie czegoś, czym warto podzielić się z szerszym gronem czytelników... cóż. To nie taka prosta sprawa, prawda?

Cytat:
Tylko to wydaje mi się trudne technicznie - sprzedanie tego czytelnikowi zrozumiale.


Mój sposób pisania nie należy do najłatwiejszych. Czasem wręcz (szczególnie po jakimś czasie oderwania się od pracy) muszę sama sobie tłumaczyć to, co napisałam z jakiegoś intergalaktycznego na polski Wink. I nie jest to jakaś tam chamska, złośliwa stylizacja - ot, tylko po to, żeby udowodnić sobie, że potrafię namieszać... Nie, nie. Jestem jednak zdania, że inteligentny czytelnik - a tacy są przecież najcenniejsi - poradzi sobie z tą moją paplaniną bez trudu. Zresztą... zawsze, kiedy ktoś mi mówi/piszę, że niepotrzebnie robię to, czy to, stosuję jakieś chore zabiegi, odpowiadam: "Weź się za Mechaniczną Pomarańczę w 'ruskim' przekładzie". To kończy wszelkie dyskusję Wink ...

Cytat:
Ale jak sie uda, to efekt będzie z pewnością niezwykły. Faktycznie widzę, że kroi się bardzo złożona postać. Nie dziwię się, że nie daje Ci spokoju.


Nie wiem, czy będzie niezwykły. Ciężko napisać coś oryginalnego.
Co do postaci - tak, tak, tak... "Złożona" to dobre określenie. Naoglądałam się i naczytałam za dużo z gatunku, który potocznie (i jakże trafnie!) nazywa się angielskim zwrotem "mindfuck", by to przeszło bez echa... Mam spaczoną wyobraźnię. Lubię horrory, lubię gore. Lubię, gdy krew leję się strumieniami, a dzieło nie ma "happy endu". Przynajmniej nie jednoznacznego. Uwielbiam, gdy ktoś wodzi mnie za nos, przedstawiając kilka możliwych rozwiązań, karząc znaleźć jeszcze jedno, które okaże się tym właściwym. O, tak. Takie rzeczy są po prostu FAJNE. Cała ich "fajność" polega, chyba na tym, że są "złożone". I taki jest mój bohater, chociaż nic o nim nie wiem. Jednak przekonanie o tym, że facet potrafi myśleć, widzi wyraźnie, a jego chory umysł przetwarza w jakiś dziwny, niecodzienny sposób świat wokół niego... brrr... to przyprawia mnie o dreszcze. Widzę go, siedzącego nad tym ostatnim "listem", nad tą idiotyczną próbą pożegnania się ze światem. I, rzeczywiście. Mało można o nim powiedzieć, ale to przeszywające spojrzenie, ściśnięte w wąską linię usta i smukłe dłonie pianisty (pianisty! ha! no, kto by pomyślał?...), wywołują zdecydowanie niejednoznaczen odczucia... I dlatego "złożony".

Cytat:
WCALE NIE!!! Kogo zafascynuje postać, która nie obchodziła nawet twórcy? I co bardziej naturalnego od obsesji na tle swojego dzieła? To jest wręcz konieczne do tworzenia, bez tego nie powstanie nic naprawdę dobrego, moim zdaniem. Na swoje teksty i rysunki staram się patrzeć trzeźwo i zauważać błędy (to drugi element porządnej pracy twórczej), ale mimo to kocham je wszystkie. I też mam fioła na ich tle. Jasne, fioł z czasem opada, przenosi sie na kolejny, aktualny obiekt, ale przy planowaniu, wykonaniu, jakiś czas po... Tak, wielbię.


Dobrze! Dobrze... skoro, tak twierdzisz Wink Heh. Myślę, że masz rację. Jednak moja chorobliwa skromność, sprawia, że choć wierzę w potencjał bohatera, czuję się głupio uważając, że w ogóle ów potencjał posiada. Oj, pomieszanie z poplątaniem... Rolling Eyes Wink

Cytat:
Niejeden uzna to za śmieszne, ale uważam, że istnieje coś takiego jak odpowiedzialność wobec własnego tworu, choćby był "tylko" papierowy. A sumienie mnie gryzie za każdym razem, gdy mija mi jakieś zauroczenie, pasja... Niekoniecznie tym co sama tworzyłam, także zewnętrznymi fascynacjami, filmami, ksiażkami... A własne niedokończone projekty zawsze gryzą, nawet po latach popiskuje żal. Bo projekty maja swój moment. Jak sie go wypuści, z braku czasu, chęci, to przepadło. Co się rozejdzie po kościach, do tego już się nie da wrócić.


Nie ma w tym absolutnie NIC śmiesznego. Ile to już razy tak miałam?... Chyba nie da się zliczyć. Dlatego zamiast się zachwycać - chcę działać. Bo tak, jak napisałaś: "projekty mają swój moment". Ano, właśnie. Moment! I teraz chyba nadszedł czas na "to". Tyle tylko, że znając mnie, znowu tego nie wykorzystam. Przykre, ale prawdziwe.

Cytat:
Oj, nostalgicznie się zrobiło.


Nostalgicznie... niestety. Jednak trzeba się z tym godzić. Niezdecydowanie, rozpoczęcie czegoś, a później porzucenie tego - jest wpisane w naszą okropną, ludzką naturę. I tyle.

EDIT

I Ana! Bardzo dziękuję za Twój komentarz Smile Wszystkie rady się przydadzą. Pochwalę się sukcesem - kupiłam wreszcie wymarzony, duuuży zeszyt i dzisiaj zaczynam pisać... Dotychczas ciężko było sklecać w całość to, co "porozrzucane" było po wszystkich moich notesach, częściowo na dysku, albo nawet na ścianach (obudzę się w nocy, mam pomysł, nie wiem, co z nim zrobić - o, to na ścianę go! ... bo ołówek mam pod poduszką zawsze, kartki raczej nigdy, he he).
Także - życzcie mi powodzenia i wytrwałości Wink


Ostatnio zmieniony przez Kaileena_Farah dnia Śro 17:16, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 19:30, 13 Mar 2008 Temat postu:

Wczoraj udało mi się coś popełnić... Very Happy
Mam nadzieję, że pan na rysunku jest choć odrobinę podobny do oryginału - ciekawa jestem, czy ktokolwiek rozpozna kogo owy rysunek przedstawia..? Wink
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 19:43, 13 Mar 2008 Temat postu:

No przecież to pan Darcy! Very Happy
Niezłe Smile Tylko dodałabym mu więcej światłocienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 19:47, 13 Mar 2008 Temat postu:

Bingo, Anajulio! Very Happy Zawsze jeszcze ten światłocień skaner zżera, ale następnym razem mocniej poprzyciskam ołówek do papieru Wink

Ostatnio zmieniony przez Mrs.Sparrow dnia Czw 19:47, 13 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 20:05, 13 Mar 2008 Temat postu:

Świetny! Bardzo wyraziste oczy. A zeskanowany źle światłocień możesz podrasować za pomocą kontrastu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 20:27, 13 Mar 2008 Temat postu:

Fakt, skaner niszczy te najdelikatniejsze, rozmyte cienie. Też tego nie lubię. Ale tutaj światłocień wydaje mi się wcale niezły. Wokół oczu jest zupełnie dobrze, poprawiłabym tylko szyję (powinna być zaznaczona różnica głębokości cienia w porównaniu z twarzą) i fular (przydałoby się mocniej go "wyrzeźbić" żeby bryły nabrały kształtu, teraz jest trochę płasko, jakby to był tylko orientacyjny szkic). Ewentualnie trochę mocniejszy cień pod kołnierzem, ale i tak jest fajnie (kołnierz wyszedł z głębią, widać perspektywę, podoba mi się). To co proponuję, mozna zrobić jeszcze teraz, ale byłaby też inna możliwość - głowa, twarz mocno, starannie, wyraźnymi cieniami, a reszta w niedokończonych, mglistych zarysach. To daje fajny efekt, kieruje się wtedy okiem widza. Ale to już by trzeba założyć od początku rysowania.
A duszenie ołówka specjalnie dla skanera raczej bym odradzała. Neutral Tyle to da, że rysunek zrobi się toporny, koślawy, bo szybko zmęczysz rękę. W dodatku będziesz musiała pokonywać opór papieru (będzie "prowadził", "ściągał" ołówek). Nic na siłę, ręka sama sobie ustawia siłę docisku i lepiej z nią nie walczyć, tak uważam. Dociskać lepiej dopiero przy ostatecznym wykończeniu, najmocniejsze cienie. Spróbuj może skanować w powiększeniu, wtedy lepiej widać delikatne detale. A nawet dostrzega się to co niewidoczne na oryginalnej kartce, polecam ten sposób. Wink


Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Czw 20:28, 13 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Śro 2:32, 19 Mar 2008 Temat postu:

Jednak się ogarnęłam. Uff...
I chyba mam początek tej swojej chorej i jeszcze niezbyt wykształtowanej historii. Bez zbędnego wstępu - wrzucam. Jestem przygotowana na ewentualne ukamieniowanie, skopanie mojej skromnej osoby i wygwizdanie. (niestety - nie ma akapitów, co sprawia, że konstrukcja prezentuje się dosyć nieatrakcyjnie... ale to już nie moja wina, tu na forum wszystko do lewej się pcha)

*bez tytułu*

Urodziłem się i przez pierwsze dwadzieścia lat życia mieszkałem w małym, konserwatywnym miasteczku na południu.
Padnie tu pytanie, które nurtuje mnie odkąd tylko pamiętam: kto bał się bardziej – ja siebie, czy matka mnie?
Jeżeli wierzyć ojcu, wiecznie wstawionemu ojcu, wymyślała przeróżne sposoby na pozbycie się mnie. Zostawiała bez opieki. Jadąc do sklepu naszym skrzypiącym, rozpadającym się pick-upem, nigdy nie zapinała mnie w dziecięcym foteliku. Raz nawet, opowiadał ojciec z tym swoim obleśnym uśmiechem, zamknęła mnie w kuchni i odkręciła gaz. Kończył mówić, gdy zaczynał się kolejny mecz. Skocz po piwo. Umyj naczynia. Idź pomóc matce.
A ja zastanawiałem się, myślałem nad tym wszystkim, uwierzcie… Głupi szczyl. Przecież to oczywiste. Pomogłem matce dopiero teraz, łykając te cholerne tabletki. Końska dawka, popita mineralną z hotelowej restauracji.
Tak. Czytasz to teraz – mnie już nie ma.
Jestem przezroczystym obłokiem, jestem w czwartym wymiarze, jestem prochem rozsypanym na polu nieopodal mojego domu. O ile, oczywiście, zechcą spełnić moją wolę. Naprawdę, ostatnią wolę.
To na czym skończyłem? Och, moja matka.
Miałem to wszystko po niej. Wystające kolana, wystające łopatki. Pod cienką, szarawą skórą. Miałem też błękitne oczy i bezsensowny nawyk mrużenia ich przy byle okazji. W późniejszych latach nabawiłem się hypermetropii i nosiłem te przeklęte, uwydatniające mój spiczasty nos, okulary. Hypermetropii, hę? Wiecie, co to? Najzwyczajniej w świecie traciłem wzrok. Najpierw mgiełka, potem mgła. Zwalanie wszystkiego na zmęczenie, niewyspanie, niedobór tego i tamtego… Pogarszało się i wreszcie zaciągnięto mnie do okulisty. I tak oto doszło do jednej z licznych tragedii w moim życiu.
Po matce odziedziczyłem też obojętność. Z biegiem czasu obojętne stało się mi to, jak wyglądam, jak mówię (bełkot, jaki bełkot?), co zamierzam, co tracę, co zyskuję, co myślę. Wszystko było elementem układanki, która mnie nudziła. Po prostu - nudziła.
I dlatego chyba zacząłem pisać.
Najpierw wiersze. Beznadziejne, bez polotu. Nosiłem je wszystkie w czarnym notesie, z którego wiecznie wypadały mi pojedyncze kartki. Jedyne, co ratowało mnie przed kompletną kompromitacją, to fakt, że moje pismo było nie do odszyfrowania dla zwykłego śmiertelnika. Często wygrzebywałem swoją twórczość ze śmietnika. Poczułem, że jestem awangardowy.
A w a n g a r d a. Jak ładnie brzmiące słowo, myślałem. Byłem głupi, aż do tego stopnia.
I ta głupota mnie wyzwoliła.
Stało się dla mnie jasne, że nic nigdy nie będzie tak doskonałe, jak wytwór mojej własnej wyobraźni. Wkrótce zacząłem ilustrować swoje wiersze. Czytywałem komiksy, zafascynowany ich tandetną, amerykańską oprawą. Nawet sam narysowałem kilka.
A chwilę później przyszedł czas na moje pierwsze opowiadanie. Napisałem je nad rzeką i o rzece właśnie było. Chociaż nie tylko.
Słuchałem buczenia radia z ogródka (matka zawsze głośno słuchała tych kretyńskich, lokalnych audycji dla gospodyń) i leżąc tuż przy linii wody, pisałem. Mogłem wymyślić wszystko, cały świat. Taki bez skazy, taki bez niezrozumienia, taki bez audycji dla gospodyń. Ja jednak napisałem opowiadanie o rzece. I nie tylko.
Szło mniej więcej tak:

Dawno, dawno temu nad rzeką Tiau posadzono drzewo.
Z biegiem lat drzewo pięło się w górę. Każda wiosna oznaczała nowe liście, nowe gałęzie, nowe życie.
Drzewo wyrosło wysokie i silne. Zaczęło nawet rozmawiać z rzeką, która była kapryśna i często zmieniała bieg, czego nie potrafiły inne rzeki. Drzewo zapytało: dlaczego ciągle się zmienia, dlaczego się nie zatrzyma? Na co, rzeka tylko je wyśmiała, twierdząc, że ten kto stoi w miejscu – przegrywa.
I drzewo poczuło się urażone. W końcu z nim właśnie tak było. Stało w miejscu, poruszane tylko wiatrem, żywe, ale jednak niespełnione… Po pewnym czasie zaczęło odczuwać szczerą zawiść do rzeki, która mknęła wciąż w przód i przód. Była ciągle nowa, tajemnicza, pewna siebie.
W kraju tym, raz na rok, odbywał się festiwal, na który zjeżdżali ludzie ze wszystkich zakątków świata i odprawiali swoje święte rytuały, chcąc przywołać deszcz. Nie byle jaki. Chodziło o prawdziwą, potężną ulewę. Burzę, która odnowi ziemię i pozwoli wydać jej plony.
Drzewo usłyszało tę wiadomość od ptaków, które tak bardzo kochały przesiadywać na jego gałęziach.
- Ludzie znowu się zbierają – zaćwierkał pierwszy.
- O, tak, tak. Co roku to samo – odparł drugi nie okazując zainteresowania.
- Co? Co takiego? Co? – Dopytywało się drzewo i dowiedziało się wreszcie, co robią ludzie w letnie przesilenie.
- To bardzo dziwne rytuały – wyjaśniał pierwszy z ptaków przekrzywiając kolorowy łepek – Na scenę pełną kwiatów wychodzi człowiek w złotej masce. Jest też grupka, którą nazywają „dziewicami”. Te drobne, wylęknione „dziewice” są wprowadzone na scenę, a potem inni ludzie w maskach je znoszą. Już nie schodzą. Są znoszone.
Co z nimi?
Ptaki tego nie wiedzą. Żegnają się i odlatują na wschód.
Drzewo zostaję w towarzystwie rzeki. Rzeka ciągle rwie naprzód, nie zważając na nic. Jest wolna, jest obietnicą. Co jest za horyzontem?...
I wtedy drzewo postanawia poddać się nadchodzącej burzy. Rokrocznie się jej przeciwstawiało, twardo trwało na swoim miejscu. Tym razem będzie słabe i uległe, tym razem da się porwać!
Nadchodzi czas święta ludzi. Letnie przesilenie.
Drzewo ze zniecierpliwieniem odlicza minuty. Wyobraża sobie, jak „dziewice” stąpają ostrożnie po deskach sceny. Wyobraża sobie, jak ludzie w maskach znoszą je na ukwieconych noszach. Czymkolwiek były „dziewice”, musiały wyglądać pięknie. Musiały symbolizować coś wspaniałego.
Burza się ociąga, ale w końcu nadchodzi. Niebo robi się ciemne i ociężałe. Drzewo obserwuje je ze spokojem, czeka by dopełnił się jego los. Rzeka jest szczęśliwa. Płynie na północ, ale głośno zastanawia się, czy nie zmienić kierunku na odwrotny. Drzewo stara się jej nie słuchać.
Najpierw deszcz. Jest ulewny i tnie drzewo po liściach, boleśnie, jak smagnięcia batem. Drzewo cieszy się, że wkrótce zerwie się wiatr. Poniesie je daleko, daleko stąd… Uwolni od rzeki, pokaże resztę tego wspaniałego świata. Zmieni wszystko.
I tak właśnie się dzieje. Zrywa się wiatr – silniejszy niż kiedykolwiek. Wichura wzmaga się i drzewo poddaję się jej czując radosne podniecenie. Czuję, że korzenie powoli wysuwają się z przemokniętej ziemi. Czuję, że się unosi.
- Jakie to wspaniałe! Patrz, rzeko, patrz! – Woła.
Rzeka patrzy na drzewo niepewnie spod wzburzonych fal.
- Zmieniam się! Spójrz na mnie!
I nagle silny podmuch wiatru spycha drzewo wprost na rzekę. Osłonięte korzenie dotykają wody. Liście głośno protestują, topiąc się wśród piany.
Prąd niesie drzewo przed siebie, silny i milczący. Wszystko wokół się zmienia. Krajobraz staje się bardziej płaski, trawa soczyście zielona. Niebo jest tu błękitne. Drzewo pozostawiło burzę daleko za sobą, a rzeka nadal niosła je w nieznane.
Zmieniło się wszystko. Rzeka natrafiła na jakiś port, w którym uwijali się ludzie. Nie mieli złotych masek i nie zwracali uwagę na spowite wodorostami drzewo, cicho łkające, kołyszące się na falach. I wreszcie oboje – i rzeka i drzewo – trafili do morza.
O tak. Zmieniło się wszystko.
Tylko nie drzewo. Wciąż było tak samotne, jak kiedyś. Zmianom uległo tylko z zewnątrz. Miało naderwane gałęzie, straciło większość ze swoich dorodnych liści, kora była przesiąknięta wodą i pachniała rozkładem. I teraz nie było nawet rzeki.
Drzewo umarło na otwartym morzu.

Kiedy skończyłem, uświadomiłem sobie, że pisałem o sobie. Niezależnie od tego z jakim prądem popłynę, jakiej nieznanej sile dam się porwać – wciąż będę taki sam. Będę kościstym, krótkowzrocznym eksperymentem moich rodziców. I czeka mnie koniec, bez odwrotu.
Wtedy, w wieku lat trzynastu, pojąłem, że zmienić może się wszystko, ale nigdy nie zmieni się p r a w d z i w a natura rzeczy. To jedyna stała w życiowym równaniu. Niezależnie od tego ile dasz za operację nosa, ile tygodni będziesz się głodzić, jak bardzo zechcesz się przypodobać, udawać kogoś innego… nic z tego, kochany. Zawsze jesteś sobą i nie musisz się nawet o to starać.
Dlatego postanowiłem przejść przez życie jako burza. Już wtedy. Tam. W popołudniowym, letnim słońcu na tyłach naszego ogródka. Nad tą rzeką, która wcale nie nazywała się „Tiau”.
Postanowiłem, że spędzę resztę swoich dni na udowadnianiu innym, że zmianom może ulec ich powierzchowność, ale nigdy to, co naprawdę sobą reprezentują. Postanowiłem zabijać w nich tą chorą, okropną, niesprawiedliwą próżność…
Z tego właśnie powodu przeniosłem się do Europy. Zarobiłem na bilet w jedną stronę do Rzymu, pracując przez dwa lata z rzędu w miejscowej kawiarence. To i kilkaset dolarów, które wcisnęła mi matka na pożegnanie (jakby chciała wynagrodzić te wszystkie lata prób wyrzucenia mnie przez okno, czy zmiażdżenia mi czaszki drzwiczkami od piekarnika), wystarczyło. Swoją podróż rozpocząłem we Włoszech, w 1965. Miałem niecałe dwadzieścia lat.
Czy żałuję, że zrobiłem to wszystko? Czy żałuję, że ludzie uznali mnie za wariata? Czy żałuję, że nie słuchali lokalnych audycji dla gospodyń? Że nie znali słowa „awangarda”, które brzmi tak pięknie? Nie wiem.
Nazywam się Travis. Travis Trace.
I jednego nie żałuję, na pewno. Nie żałuję, że wszystkich ich zabiłem.

*tym razem to NIE koniec*

Uch... czekam na lincz, jeżeli komuś zechce się przeczytać...
Enjoy, czy tak, czy siak. (a tak w ogóle to-to napisane jest pod wpływem Davida Bowie i Edwarda Nortona, reklamację do tych panów, w razie czego...)


Ostatnio zmieniony przez Kaileena_Farah dnia Śro 2:48, 19 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 20:24, 19 Mar 2008 Temat postu:

Shocked Shocked Shocked
Jakie reklamacje?! Czuję raczej, że mam za co być wdzięczna tym panom. Tym razem to jest naprawdę COŚ. Ta drzewno-rzeczna miniaturka też. Patrzyłam do czego się tu przywalić i szczerze mówiąc, nie znalazłam. Very Happy To jest pierwszy rozdział, tak? No to powiem, że wciąga...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizbeth Rackham
Artylerzysta


Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helheim
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 21:20, 19 Mar 2008 Temat postu:

A ja się tu chciałam pochwalić... Spektakl "Koniec świata w Bolonii, czyli satyra na wszechświat" grupy teatralnej Falanga, którą tworzy 2/3 mojej klasy zdobył wyróżnienie na 'Zwierciadłach', czyli konkursie teatralnym w II LO w Lublinie. Nasz reżyser mówi, że to bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że przedstawienie nie bylo dokładnie dopracowane, i że gdybyśmy wygrali, to by stracił szacunek do tego konkursu Very Happy . Mamy to nagrane, więc mogę kiedys komuś wysłać.
I jeszcze...
W XXVIII Ogólnopolskim Konkursie A'capella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy, który odbywał się w dn. 14-16 III 2008 Chór III LO "Kantylena" prowadzony przez p. Małgorzatę Nowak zdobył:

I nagrodę - Złoty Kamerton
Puchar Ministra Edukacji Narodowej za zdobycie najwyższej punktacji w swojej kategorii
Puchar Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za najlepsze wykonanie utworu obwiązkowego "Magnificat" Krzysztofa Niegowaskiego
Nagrodę specjalną MEN dla p. Małgorzaty Nowak dla dyrygenta najlepszego chóru w kategorii Młodzieżowych chórów szkolnych o głosach mieszanych
Nagrodę specjalną Wojewody Kujawsko - Pomorskiego

Śpiewam w tym chórze, ale w Bydgoszczy niestety nie byłam Sad
I już się więcej nie chwalę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Hobby Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 45, 46, 47  Następny
Strona 26 z 47


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin