Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 1:48, 28 Maj 2007 Temat postu: Jack Sparrow w AWE |
|
Nastał koniec ciszy przedwyborczej . Pozwalam sobie założyć nowy temat, dotyczący - moim zdaniem - kluczowego i najmniej jasnego wątku w AWE, czyli dalszych losów kapitana Sparrowa . Z początku nie zrozumiałam go w ogóle i rozpaczliwie poszukiwałam kogoś, kto udzieli mi gotowej odpowiedzi, ukoi smutek po tym, jak runęła moja wizja Jacka. Potem przyjrzałam mu się uważniej, bez uprzedzeń i oczekiwań, i chyba trafiłam na właściwy trop...
A jakie wrażenie zrobił na Was? Jak odczytujecie sens jego działań i ich finał?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 15:11, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Hmmm... bardzo trudny temat...
Sama nie wiem co mogłabym sądzić o Jacku Sparrowie z trzeciej części "Piratów...". W POTC1 był stanowczy i wiedział czego chce. Starał się zdobyć Perłę, odzyskać utraconą wolność. I to właśnie był jego cel. Ten do którego tak dążył.
W drugiej części był zagubiony i pokazywał swoje "bardziej ludzkie" oblicze. Widzieliśmy, że się martwi, ma problemy, jest niepewny. Nie przypominał nam wtedy tego upitego rumem, wiecznie pewnego siebie i rozbawiającego nas do łez pirata, dla którego nic nie jest niemożliwe.
W trzeciej części pokazał swoje kolejne oblicze i nie mówię tu jedynie o dziesięciu Jackach naraz, czy o podrywaniu kozy , ale pokazał się z tej
strony, z której go jeszcze nie znaliśmy. Jednak do złudzenia przypominał on Sparrowa z pierwszej części. W POTC3 był pewny siebie, wiedział
czego chce i nie bał się tego pokazać. Po prostu sięgał po swoje. Jednak w "trójce" nie był taki od początku. Gdy przebywał w Skrzyni Umarlaka
przypominał bardziej Jacka z drugiej części. Niepewnego, zaniepokojonego i przede wszystkim zagubionego.
Jednak gdy tylko wydostał się ze Skrzyni znów był tym samym, znanym nam dobrze Jackiem, który dzięki sprytowi i inteligencji osiągnie swój cel,
obojętnie czy było by nim odzyskanie Czarnej Perły, czy znalezienie rumu
Na samym końcu Sparrow pokazał co jest dla niego najważniejsze. Wolność. Postanowił pożeglować za swoją ukochaną (i po raz kolejny utraconą) Perłą.
To właśnie ten okręt jest jego wolnością. Wchodząc na pokład staje się prawdziwym piratem, który żegluje gdzie tylko zechce. Daleko, w stronę horyzontu...
|
|
Powrót do góry |
|
|
jan_boruta
Kuk
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gabinet 23, korytarz B - Dziewiąty Krąg, Otchłań.
|
Wysłany: Pon 15:22, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Anajulio, a poznamy Twój punkt widzenia? :3
Dla mnie Jack był w AWE mniej wyrazisty niż w poprzednich częściach - ale wciąż goniący za swoimi pragnieniami. No bo po co wykradałby skrzynkę z serduchem gdyby już w nic nie wierzył? Najbardziej w moim własnym, małym przekonaniu utwierdziła mnie ostatnia scena w filmie - Jack odpływjący w łupince i studiujący mapę z lądem podpisanym "La Florida" wydaje się wystarczającym zapewnieniem, że dla Jacka - mimo wszystko - cała afera przedstawiona w pirackiej trylogii, to wciąż tylko jeden z epizodów jego życia i nieustannej pogoni za nieśmiertelnością i wolnością. Widać tulaczka na małej łódeczce jest tutaj celem samym w sobie, jak mitycznego Ulissesa. Tak wszakże rozpoczęła się cała filmowa historia, tak się zakończyła.
Jest w tym coś głębszego
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 19:10, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Jest, jest... "Najważniejsza jest droga, nie cel" jak powiedział mi kiedyś pewien mądry człowiek. Albo jak mawiał Herne - patrz sygnatura Anajulii
Mrs.Sparrow napisał: | To właśnie ten okręt jest jego wolnością. Wchodząc na pokład staje się prawdziwym piratem, który żegluje gdzie tylko zechce. Daleko, w stronę horyzontu. | Ostatnia scena jest raczej tego zaprzeczeniem - to nie Perła czyni go piratem, (DMC: "She's only a ship") okazuje się, że wolny może być też w szalupie z kawałkiem szmaty (i butelką rumu oczywiście ). Jack przeżywa piekło w Luku Davy'ego Jonesa, ból "życia wiecznie z samym sobą", co najwyraźniej go zmienia.
Nie pogodzę się natomiast z tym, że rola Kapitana została tak okrojona. I to nie w sensie czasowym - jego postać jest spłycona. Mam wrażenie, jakby wykasowano tą część natury Jacka, która wprawia w podziw - błysk geniuszu, własną filozofię życia, a pozostawiono tylko błazna do opowiadania kawałów.
Acha! Niech mi ktoś jeszcze wytłumaczy co ma ta Aqua de Vite oznaczać w ostatniej scenie? Przecież Jack zrezygnował z nieśmiertelności (tej cielesnej), po co mu więc eliksir młodości??? Hmmm... A może nie zrezygnował tak ostatecznie? Może tylko z tej, za którą zapłaciłby za wysoką cenę?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aayla Secura
Sternik
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Coruscant
|
Wysłany: Pon 19:10, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Nie mam zbyt dużo czasu, bo jutro koło, więc napiszę krótko: Jack jest super, jak zawsze, ale w tej części zdecydowanie wolę Barbossę. Trochę mnie wkurza w przypadku Johnny'ego Deppa w DMC i AWE ten przesadny styl "patrzcie, jaki jestem cool i śmieszny". Ale wciąż kapitana Sparrowa bardzo lubię i scena z kozą była zabójcza Albo ta, w której Jack powalił Willa oddechem Nie, no sporo było fajnych scen.
|
|
Powrót do góry |
|
|
jan_boruta
Kuk
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gabinet 23, korytarz B - Dziewiąty Krąg, Otchłań.
|
Wysłany: Pon 19:35, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Savvy?! napisał: | Acha! Niech mi ktoś jeszcze wytłumaczy co ma ta Aqua de Vite oznaczać w ostatniej scenie? Przecież Jack zrezygnował z nieśmiertelności (tej cielesnej), po co mu więc eliksir młodości??? Hmmm... A może nie zrezygnował tak ostatecznie? Może tylko z tej, za którą zapłaciłby za wysoką cenę? |
Jak pisałem - końcówka filmu utwierdziła mnie w przekonaniu, że Jacek cały czas zostaje sobą - tym samym, niesfornym gagatkiem z pierwszej części. Wszystkie zaś zawirowania z Davym Jonesem i całą resztą to tylko kolejny z epizodów jego życia i jego wędrówki po świecie, pewnie nawet taki mniejszy epizod . Wszak czy Źródło Młodości jest takie łatwe do znalezienia?
Faktem też pozostaje, że jego znajomość z Barbossą nie kończy się ot tak, wraz z napisami końcowymi
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 19:45, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Chyba wraca mi wiara w tego "krańcowego" Jacka Masz rację - potraktowanie znanego nam kawałka życia kapitana jak epizodu dodaje tej postaci smaczku. Skoro cała ta awantura, fajerwerki, niestworzone rzeczy i podróż w zaświaty są tylko przygrywką... Ho, ho, w takim razie TO jest Jack! Hurrra!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kaileena_Farah
Piracki Lord
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.
|
Wysłany: Pon 19:45, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Był sobie kapitan Jack Sparrow...
Zauważcie ile "razem" przeszliśmy. Poznajemy go, kiedy samotny, w wielkim stylu pojawia się w Port Royale. Obserwujemy jego zmianę - ze zdecydowanego na odzyskanie Czarnej Perły=wolności pirata, przeistacza się w zagubionego człowieka, który właśnie stanął przed wyborami, których nie może ogarnąć. Jack Sparrow to postać nie mniej tajemnicza także i w trzeciej odsłonie pirackich przygód, bowiem wg mnie tytuł filmu tyczy się właśnie jego.
Choć Jack rzeczywiście przebywa w Luku Davy Jones'a, co można interpretować jako ów "kraniec świata", wydaje mi się się, że to sam Jack jest u "kresu" swej podróży. To tutaj musi podjąć najważniejsze decyzje, to tu jego los został rzucony na szalę, a wyrok będzie ostateczny. Mimo wszystko zdaję się być dość spokojny, pogodzony z własnym przeznaczeniem. Chcę zrzucić z siebie ciężar klątwy, pozbyć się brzemienia, które spędza mu sen z powiek, a jednocześnie uniknąć otwartej konfrontacji ze wszystkimi swoimi słabościami i bolączkami, które w "AWE" atakują go ze zdwojoną siłą.
Mogłoby się wydawać, że Jack popada w obłęd. Słyszy głosy, widzi po kilkanaście swoich "wcieleń" jednocześnie. To metafora, sposób jaki twórcy wymyślili by ukazać nam zmienną osobowość Sparrow'a w nowy, zupełnie inny sposób. Nie, nie. Jack nie jest już błaznem. Jack postanawia wybrać wreszcie jedną ze stron i walczyć dla niej... dla siebie? To także.
Nie można jednak nazwać Jack'a z "AWE" egoistą. Określenia tego użyłabym tylko wobec jego postaci w "Skrzyni...".
Jack Sparrow jest, więc na swoim własnym, prywatnym "krańcu świata". Ważą się tu jego losy, poplątane tu i ówdzie z innymi bohaterami, którzy pomagają i utrudniają mu tę ostatnią, największą walkę. Znów jest postacią wyrazistą, prawdziwym piratem, który ponownie wie czego chcę - tym razem nawet bez kompasu. Gonitwa za marzeniami ustąpiła miejsca czemuś wyższemu - woli walki, woli pokonania przeciwności, klątwy i wszystkiego, co do tej pory uprzykrzało mu życie. Czyżby Jack wreszcie uznał, że rozliczenie z przeszłością to najlepsze rozwiązanie? Najwyraźniej tak i udaje mu się to w końcu, mimo licznych, mniej lub bardziej udanych prób. W końcu zostaje bez statku, bez kompanów, ale czy sprawia mu to jakiś zawód? Nie. W finale pozostawiamy tego samego Jack'a, którego poznaliśmy cztery lata temu w "Klątwie...". Zdecydowanego, odważnego, przebiegłego i ambitnego Jack'a Sparrow'a, który udaje się w kolejną podróż, pogoń za marzeniami o nieśmiertelności. I ja wierzę, że TEN Jack tego dokona!
|
|
Powrót do góry |
|
|
jan_boruta
Kuk
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gabinet 23, korytarz B - Dziewiąty Krąg, Otchłań.
|
Wysłany: Pon 19:56, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Kaileena_Farah napisał: | To tutaj musi podjąć najważniejsze decyzje, to tu jego los został rzucony na szalę, a wyrok będzie ostateczny. Mimo wszystko zdaję się być dość spokojny, pogodzony z własnym [b]przeznaczeniem[/b. | (podkreślenia moje)
To jak, jest to przeznaczenie, czy nie ma? Drobny zgrzyt, pewnie niezamierzony
Ciekawe jednak, co myślą na temat Jacka scenarzyści - czy rzeczywiście jest to postać pełna metafor i wewnętrznej walki, czy też śmieliby się z nas teraz, czytając nasze dywagacje?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 20:00, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
Też tak rozumiem "kraniec świata". W ostatniej scenie odpływa Jack, który wie kim jest, co może symbolizować bandera - jakkolwiek trochę egocentryczna Zmienia się jego postrzeganie szczęścia, powiedziałabym, że przekracza próg młodości, choć brzmi to banalnie i dosyć śmieśnie w ustach osoby w moim wieku Jak pisze Anajulia w swojej recenzji - jeden świat się wali, ale z jego ruin powstaje nowy.
EDIT: jan_boruta napisał: | Ciekawe jednak, co myślą na temat Jacka scenarzyści - czy rzeczywiście jest to postać pełna metafor i wewnętrznej walki, czy też śmieliby się z nas teraz, czytając nasze dywagacje? |
Jestem tego zdania, że nieważne jest czy twórcy ograniczają znaczenie postaci/ filmu dopóki nie będziemy nadinterpretować i dopóki wnioskować tak, by coś te nasze 'dywagacje' mądrego w życie wniosły. Mówi się przecież, że często "dzieło jest mądrzejsze od twórcy"
Ostatnio zmieniony przez Savvy dnia Pon 20:04, 28 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maya
Kanaka
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Wto 8:37, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
Ja nie mogę się pogodzić, że Jacka było tak mało!
W ostatniej scenie, w której Jack odpływa tą łupinką wciąga flage, na której jest czaszka czyli jak wiadomo typowa flaga piracka, ale czy ktoś zauważył obok małego, czerwonego ptaszka?? Z tego co wiem Sparrow oznacza wróbel czy jaskóła. Strasznie spodobał mi sie ten motyw z tą flagą!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 0:41, 11 Cze 2007 Temat postu: |
|
Minęły dwa tygodnie. Ochłonęłam. Czas zabrać głos w założonym przez siebie temacie .
jan_boruta napisał: | Ciekawe jednak, co myślą na temat Jacka scenarzyści - czy rzeczywiście jest to postać pełna metafor i wewnętrznej walki, czy też śmieliby się z nas teraz, czytając nasze dywagacje? |
A słuchałeś dodatków audio do wydania dvd? Wnioskuję, że nie - polecam! Otóż, panowie Elliott i Rossio, ku mojej uciesze i pewnie większości tu zgromadzonych, skonstruowali osobowości bohaterów precyzyjnie, z zachowaniem psychologicznej wiarygodności oraz, co więcej (rzadkość w tego rodzaju kinie), pomysłem na ich ewolucję w nurcie ekranowych wydarzeń. Przyznają się do tego otwarcie, a nawet z dumą . Co jeszcze ważniejsze, pomysł na swoje postaci mieli także aktorzy (vide - dodatki dvd), a co najmniej Johnny Depp, który ma zawsze niezwykle rozbudowane teorie na temat swoich bohaterów, wybiegające niekiedy daleko poza zamysł scenarzystów (uwielbiam go za to!). Dlatego osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że Jack to postać skomplikowana, ze swoją historią (dokładnie przemyślaną przez Deppa ) i rozwojem, będąca nośnikiem idei filmu i do tego wiarygodna!
Jack z AWE mnie przeraził, bo nie tylko nie odnalazłam w nim tego, za co pokochałam tę postać, ale w dodatku przestałam go rozumieć. Nie tylko nie umiałam się już zidentyfikować z jego dążeniami czy rozterkami, ale - tak jak Savvy - początkowo zobaczyłam w nim wyłącznie etatowego odtwórcę gagów, który nie reprezentuje sobą żadnej idei. A jeśli nawet jest, to nijak nie trzyma się kupy z tym, co reprezentował do tej pory.
W CBP poznajemy go jako genialnego szaleńca, który ma swoje marzenie, idee fixe, a przy tym dość pasji i odwagi, by dążyć do jego realizacji. Poznajemy go także jako wytrawnego stratega, jako niepokornego ducha, który nade wszystko ceni wolność, a także jako dobrego człowieka, nie pozbawionego pewnych zasad. Współczesny ideał bohatera . Przynajmniej dla młodych (niekoniecznie metrykalnie) ludzi, którzy właśnie wyruszają na poszukiwanie swojej Czarnej Perły.
W DMC scenarzyści pogłębiają tę postać. Minął mniej więcej rok. Jack ma swoją ukochaną Perłę, którą może żeglować gdzie zapragnie (jeszcze nie wie, że zaraz upomni się o niego Davy Jones). Mimo to wcale nie wydaje się szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Przeciwnie - targają nim rozterki, traci dawną pewność siebie i brawurę. I to wcale nie dlatego, że obawia się Davy Jonesa. Jack stracił w życiu cel. Właśnie przez to, że go osiągnął. Potrzebuje nowych powołań, nowych priorytetów. A tego, co zaprząta jego myśli, "nie chce uznać za swoje". Trzeba krańcowego doświadczenia, jakim jest finałowe starcie z Krakenem, by wskazówka kompasu Jacka znieruchomiała - by odważył się wybrać to, czego pragnie najmocniej i temu się poświęcić, nawet zaryzykować życie. Ponieważ nasz bohater ewoluuje, tym razem najwyraźniej odkrył, że wolność smakuje lepiej, gdy można ją z kimś podobnym sobie dzielić. Jeśli ktoś nie wie jeszcze, co mam na myśli, zapraszam do lektury demaskacji.
Tego Jacka rozumiałam jeszcze lepiej niż "pierwszego". Może dlatego, że to "bohater po przejściach", a zatem z problemami bliższymi pokoleniu o mniej więcej dekadę starszemu niż to, które identyfikowało się z Jackiem z CBP. Mojemu pokoleniu.
Jack z AWE, po kolejnym etapie ewolucji tej postaci, wydaje się wykraczać poza moje doświadczenie. Pewnie dlatego po pierwszym seansie byłam zawiedziona i zdezorientowana. Dopiero długie dyskusje i seans numer dwa odsłoniły mi cel i logikę jego poczynań. Oczywiście można nie analizować tego bohatera, nie próbować przeniknąć jej uczuć, rozterek, motywów. Można dać się wbić w fotel oszołamiającemu widowisku jakim jest AWE i cieszyć się, że Jack wykonuje serię akrobacji i śmiesznych min, po której doprowadza do śmierci Jonesa i z butelką rumu znów wyrusza w stronę horyzontu. Ale sądzę, że wielu - jak nie większość - tu obecnych oczekuje czego innego po tej postaci. A przynajmniej ja oczekuję. Chciałam znów zobaczyć na ekranie gościa, który mi czymś zaimponuje, da mi pozytywnego kopa, tak jak w dwóch poprzednich przypadkach. A Jack z AWE pozostawił mnie z pustką i tylko niejasną intuicją, że skoro do tej pory miał coś wartościowego do przekazania, to teraz też musi. Zwłaszcza że to finał trylogii, ostatnie słowo w na temat pewnej drogi, którą ten bohater pokonał - drogi, która mnie wcale nie wydaje się nic nie znaczącym epizodem.
...po namyśle dochodzę do wniosku, że - aby tradycji stało się zadość - popełnię jakiś obszerniejszy tekst na temat AWE, który jednocześnie wyrazi moje rozumienie nowego wcielenia Jacka Sparrowa. Już wkrótce pojawi się tu link do owego tekstu. Sam tekst - w osobnym temacie, bo znajdą się tam także różne ciekawostki o Beckecie i innych .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 20:22, 24 Lis 2007 Temat postu: |
|
Ahoj, kamraci!
Długo milczałam, byłam nieobecna ciałem i duchem, najwyższy czas przemówić. Dzisiaj rano wyszłam oszołomiona z kina po powalającej dawce POTC, a mianowicie po enemefie z Piratami. Od ponad doby nie zmrużyłam oka, ekran mi się buja przed oczyma, więc wybaczcie mi jakieś nieścisłości
Ale do rzeczy - oglądając AWE byłam w stanie śledzić już tylko jeden wątek, historię Jacka oczywiście i chociaż nie napiszę za pewne niczego nowego, szarpnę się na kilka zdań. Po pierwsze - utwierdziłam się w przekonaniu, że Jack nie jest tylko błaznem, ba! znowu jestem zafascynowana jego losem, z wypiekami na policzkach śledzę poczynania kapitana w AWE, ale nie tego z Perły, tylko dowódcy łupiny zmierzającej na pełne morze. Tej nocy miałam przegląd przez całą historię Jacka i uderzyło mnie najmocniej (pewnie dlatego że to właściwie oczywiste, a jakoś to pomijałam), że cpt. Sparrow dojrzewa, na moich oczach z szalonego geniusza przeistacza się w szalonego geniusza mądrego mądrością życiową Przed takim kapitanem kłaniam się z szacunkiem i mówię "awe" Ciekawe jaki skrawek duszy Jacka rzucą nam na pożarcie twórcy w dodatkach na dvd... (zbieram właśnie desperacko pieniądze )
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 0:49, 27 Lis 2007 Temat postu: |
|
Właśnie zdałam sobie sprawę, że to w dodatkach DVD AWE rozczarowało mnie najmocniej - jakieś marne ochłapy z tajemnic Jacka S. oraz żarcik na temat jego historii jako lorda Karaibów. Ja chcę więcej! ...ale może tak ma być? Może najpiękniejsza jest ta tajemnica? Możliwość wielu interpretacji...
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:00, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
Mnie Jack zafascynował tym, że jak ktoś wyżej napisał, że jest genialnym szaleńcem, mającym swoje idee i które chce za wszelka cenę spełnić. Tak przedstawia się w pierwszej części.
W drugiej części jeszcze coś czuć w nim Jacka z I części, ale widać, że sie zmienił, może przez to, że zbliża się czas, by spłacić dług Davego Jonesa, a może przez to, że Elizabeth mąci mu nieco w głowie. W końcu jego idea wiecznej wolności i podróży po morzach i oceanach została zburzona wraz z atakiem Krakena na Czarną Perłę.
W III części powraca troche ten stary Jack, ale widać, że nie jest taki jak przedtem, za wszelką cenę nie chce dopuścić to tego, żeby powrócić do luku, nawet jesli miałby być zamackowany jak Jones.. W końcu kolejny plan został zburzony, więc znajduje sobie znowu nowu cel i dąży do niego. I to mi sie w nim podoba.
Może moja wypowiedz troche pokrętna ale ja już tak mam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:29, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
sabinsien napisał: | Może moja wypowiedz troche pokrętna ale ja już tak mam |
Witaj w klubie.
sabinsien napisał: | może przez to, że zbliża się czas, by spłacić dług Davego Jonesa, a może przez to, że Elizabeth mąci mu nieco w głowie. |
Raczej to pierwsze, choćby dlatego, że osobiście uważam, że on bardziej zamącił jej, niż ona jemu (zaraz tu przyjdzie Anajulia i oberwę ; mam przynajmniej nadzieję, że wreszcie przyjdzie). Ale też według mnie (i tym razem takze Anajulii) najważniejszy jest jeszcze trzeci powód - Jack jest niespokojny i zdołowany, bo stracił życiowy cel. Nie wiem, czy się przedarłaś przez nasze interpretacje DMC i AWE. Jeśli tak, to podziwiam, a jeśli planujesz, to życzę wytrwałości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:57, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
czytałam i jestem pełna podziwu dla was, ja nie potrafiłabym aż tak go opisać,
może moje domysły są nieco inne i zawsze wśród znajomych mi się za to obrywa
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 22:23, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
sabinsien napisał: | czytałam i jestem pełna podziwu dla was, ja nie potrafiłabym aż tak go opisać |
Och, ktoś czyta!
Zostań tu dłużej, to zobaczysz, że to słodkie szaleństwo jest zaraźliwe. Czuj się ostrzeżona.
sabinsien napisał: | może moje domysły są nieco inne i zawsze wśród znajomych mi się za to obrywa |
Tu nie oberwiesz. Choć zawsze możesz liczyć na gorące starcie, bo każda z nas ma swoje interpretacje i ogniście ich broni. Skoro czytałaś, to pewnie znasz moje twierdzenie, że ilu PotCfanów, tylu Jacków.
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Pon 22:23, 13 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 22:53, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
Cytat: | Zostań tu dłużej, to zobaczysz, że to słodkie szaleństwo jest zaraźliwe. Czuj się ostrzeżona. Laughing |
A tam ja wpadłam poprzez samozarażenie xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 23:08, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
Ja też, kiedyś. Tyle, że tutaj to się potęguje do patologii, sama czytałaś dowody. Ja tam nie chcę zdrowieć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 23:29, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
Przyłączam się do ostrzeżeń. Jeśli nie chcesz skończyć, czytając posty długości krótkich powieści w środku nocy albo licząc Jacków w Luku (fakt autentyczny!), to ratuj się, póki możesz
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 8:14, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
A tak wracając do tematu, wydaje mi się, że Elizabeth tez mu zamąciła, tylko, że Jack nie daje tego po sobie tak poznać (jakby to wyglądało, taki Jack ugania się za kobietą, prędzej one za nim by szalały) .
A co do długości wypowiedzi, to jak moge sobie czytać , niektóre wypowiedzi są naprawde odkrywcze i inaczej patrzy sie na film po przeczytaniu takich wniosków
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 22:40, 24 Lip 2009 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | sabinsien napisał: | może przez to, że zbliża się czas, by spłacić dług Davego Jonesa, a może przez to, że Elizabeth mąci mu nieco w głowie. | Raczej to pierwsze, choćby dlatego, że osobiście uważam, że on bardziej zamącił jej, niż ona jemu (zaraz tu przyjdzie Anajulia i oberwę ; mam przynajmniej nadzieję, że wreszcie przyjdzie). Ale też według mnie (i tym razem takze Anajulii) najważniejszy jest jeszcze trzeci powód - Jack jest niespokojny i zdołowany, bo stracił życiowy cel. |
sabinsien napisał: | A tak wracając do tematu, wydaje mi się, że Elizabeth tez mu zamąciła, tylko, że Jack nie daje tego po sobie tak poznać (jakby to wyglądało, taki Jack ugania się za kobietą, prędzej one za nim by szalały) |
No jasne, że mu zamąciła . I chociaż Jack stara się to ukryć, to i tak to po nim widać . Jack w DMC ma problem, ponieważ nie może zrealizować swego planu anulowania długów u Jonesa (co miało się odbyć oczywiście na drodze szantażu - poprzez zdobycie pikawy Davy'ego), gdyż nie działa mu kompas (w związku z czym nie może namierzyć klucza i skrzyni). A wszystko dzieje z tej przyczyny, że kapitan zakochał się w Elizabeth - to jest właśnie czynnik destabilizujący strzałę w kompasie . Ale nie zgadzam się z tym jakoby Jack stracił w życiu cel - widać przecież w DMC, że ma konkretny plan działania, wie co i jak musi zrobić w związku z długiem, no... tylko, że nie może... Bo ta miłość weszła mu z buciorami w życie i jakoś nie za bardzo sobie z tym radzi - nader boleśnie przechodzi ten kryzys tożsamości. Tak tylko napisałam swój punkt widzenia, bo o tym gadałyście . Ale w sumie to nawet przyda się tak tytułem wstępu, bo przechodzę teraz do interpretowania Jacka w AWE . No i wątek tej miłości jest tu dosyć ważny .
Okej . Jack w AWE . Przez większą część filmu, moim zdaniem, sam nie wie co robi . Znaczy się wie - ma plan przecież... no ale - nie zmienia to faktu, że pakuje się w coś totalnie bezsensownego - czyli kapitanowanie Holendrem. Jest to bzdura do sześcianu, ale Jack postanowił, że właśnie tak będzie - bo ma złamane serce . I nie chce mu się żyć . Stwierdził, że lepiej jak się wycofa ze świata i będzie już tylko żeglował po morzach przez wieczność . Plan ten formuje się w jego głowie, gdy w drodze powrotnej z Luku spotykają gubernatora i stary ględzi, że tam I learned that if you stab the heart, yours must take its place. And you will sail the seas for eternity. The Dutchman must have a captain. Prawdopodobnie właśnie wtedy Jack dochodzi do wniosku, że w jego położeniu takie rozwiązanie byłoby czymś dobrym. Chociaż tak naprawdę kapitanowanie Holendrem i podejmowanie obowiązku przewożenia dusz jest zupełnie niejackowe. No ale - Him never stopped loving her. But the pain it cause him was too much to live with but not enough to cause him to die... It was not worth feeling what small, fleeting joy life brings. And so - him carve out him heart, lock it away in a chest and hide the chest from the world. W DMC Tia Dalma tak opowiadała o Davy'm Jonesie, ale - jak się później okazało - jego historia wyglądała zupełnie inaczej. Za to te słowa świetnie opisują motywację Jacka w AWE, który chce wyciąć sobie serce z powodu Elizabeth . . Nie no - oczywiście jak najbardziej poważna powaga . Naprawdę tak uważam .
Plus jeszcze dochodzą dwie kwestie. Jeden. Zabicie Jonesa raz na zawsze rozwiąże sprawę wątów mackogłowego, że dług jest źle, niewystarczająco, czy tam w ogóle nie spłacony. I dwa. Przestanie istnieć Cuttler Beckett. Wojna wojną (losy piractwa są tutaj zapewne kwestią drugorzędną) - ale dla Sparrowa to przede wszystkim prywatna sprawa. Lord ma ciężki charakter i odpuści Jackowi dopiero jak padnie (on - czyli lord) trupem , a więc trzeba zrobić tak, żeby padł - co bezproblemowo można osiągnąć po przejęciu Holendra. To są dodatkowe przesłanki, które utwierdzają kapitana w przekonaniu, że trzeba realizować to, co zaplanował.
Teraz tak - dlaczego dodatkowe - w sensie - czemu nie główne - po co przypinam mu ten motyw z Liz - czy sprawa długów plus wojna z lordem to dla Jacka nie wystarczający powód aby zaokrętować się na Holendrze w randze kapitana? Otóż, moim zdaniem - nie. Dlatego, że mamy Willa . Och, Will . A celem Willa w AWE jest uwolnienie ojca spod władzy Jonesa, czego Turner musi - wyjścia nie ma - dokonać poprzez przebicie serca Davy'ego - co przecież równie pięknie rozwiązuje jackowe problemy! Zatem - gdyby Sparrow nie miał jeszcze jakiejś innej motywacji, to by zapewne gorąco wspierał Willa w jego dążeniach .
Teraz kwestia, czy tą inną motywacją Jacka nie może być nieśmiertelność, o której tyle gadał w filmie? Otóż - znowu nie. Tym razem dlatego, że mamy mapy... Które pokazują drogę do dającego nieśmiertelność Źródła Młodości . A więc - dążenie do przebicia serca Jonesa motywowane pragnieniem wiecznego życia nie ma w zasadzie sensu. Bo po co Jackowi pakiet pod tytułem nieśmiertelność + robota z jakimiś duszami + w ogóle jeszcze jakieś sankcje, że jak to rzuci, to zostanie omackowany , skoro może mieć samą czystą nieśmiertelność bez żadnych tego typu zobowiązań? Wystarczy, że będzie wspierał Willa , no i zgarnie mapy . Ale on (Jack) - "nie, nie, Turner, ja przebiję serce, ty sobie weź zostań ze swoją Elizabeth" . Ta nieśmiertelność to ściema - coś na zasadzie żółwi morskich - żeby były historie o nieśmiertelnym kapitanie Sparrowie, a nie o Jacku ze złamanym sercem.
Dobra, na razie tyle, bo nie chce mi się pisać dalej . To są oczywiście tylko główne założenia . Później bardziej to uszczegółowię .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 12:19, 25 Lip 2009 Temat postu: |
|
Eddie napisał: | Ale nie zgadzam się z tym jakoby Jack stracił w życiu cel - widać przecież w DMC, że ma konkretny plan działania, wie co i jak musi zrobić w związku z długiem |
Do kompasu boję się wracać , ale co do braku celu, to cały czas powtarzam: rozwiązanie długu jest dla Jacka celem doraźnym. On nie wie co POTEM. Tak jakby nagle stwierdził, że wszędzie już był, wszystko widział i nawet jak zostanie wolny od długów i z Perłą, to nie wie na co mu to. Nic ino kryzys wieku średniego. I dlatego kompas mu się zacina, bo odzwierciedla to co Jack gdzieś głęboko czuje, ale nie chce o tym myśleć: "Chłopie, co ci z tego wszystkiego...".
To wszystko co piszesz o Jacku na Holendrze z powodu Elizabeth... Kurczę, bardzo interesujące, w jakiś sposób przekonujące, gdyby nie jedna centralna kwestia zasadnicza - tak samo jak do Jacka nie pasuje etat przewoźnika dusz, zupełnie nie w jego charakterze jest takie "Ach, nie mam szans na Wspaniałą Elizabeth, wybrała Willa, żegnaj okrutny świecie, dajcie tą skrzynkę na serce, już mi niepotrzebne..." A w życiu! Jack???!!! Kryzys kryzysem, ale jednak nie do tego stopnia, żeby zaczął werterować w takim stylu. Inaczej mówiąc - pasuje do fabuły (słusznie mówisz, że Jack w tej sytuacji powinien pchać Willa przeciw Davy'emu, "Wy się tam wyrzynajcie nawzajem, a ja będę miał spokój", zamiast samemu dziabać serce, narażać się na macki, uwięzienie na Holendrze (a zatem porzucenie Perły, co dla mnie jest o wiele bardziej znaczące!!!)) ale za to zgrzyta w sensie psychologicznym, nie pasuje do postaci. Wiem, dla Ciebie nie ma zgrzytu, bo mamy niezgodność co do stopnia zadurzenia Jacka w Lizzie. Ja po prostu nie uważam, żeby on aż tak...
Eddie napisał: | Ta nieśmiertelność to ściema - coś na zasadzie żółwi morskich - żeby były historie o nieśmiertelnym kapitanie Sparrowie, a nie o Jacku ze złamanym sercem. |
Coś w tym jest, brzmi przekonujaco... gdyby właśnie nie ten zgrzyt, to złamane serce. Nieee....
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Sob 12:20, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 21:49, 25 Lip 2009 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Do kompasu boję się wracać , ale co do braku celu, to cały czas powtarzam: rozwiązanie długu jest dla Jacka celem doraźnym. On nie wie co POTEM. Tak jakby nagle stwierdził, że wszędzie już był, wszystko widział i nawet jak zostanie wolny od długów i z Perłą, to nie wie na co mu to. |
No - to rzeczywiście niebezpieczne . Zresztą - mamy od tego rezerwat i zawsze kiedy najdzie nas ochota, możemy iść się tam wyrzynać . Co do reszty natomiast, to jest to dla mnie oczywiście nielogiczne . Wydaje mi się, że człowiek, który władował się w problemy takiego kalibru, ma po prostu umysł nieskażony pytaniami treści "co potem?" - całą swoją energię koncentruje na wyplątaniu się z matni - nie myśli o takich pierdołach .
Wiedziałam, że się przyczepisz do złamanego serca . Dla mnie oczywiście, nie ma w tym absolutnie nic zdrożnego . Wszystko gra i jest jak najbardziej wiarygodne psychologicznie . Takie werterowanie jest reakcją na to, co wydarzyło się pod koniec DMC - tam znękany, targany wewnętrzną walką Jack w końcu przyznaje się przed samym sobą do tej swoich uczuć i wraca na Perłę by ratować Liz, a ona - zostawia go na pastwę Krakena! Dramat! Tym większy, że jak idzie o Jacka, był to krok bezprecedensowy - postanawiając poświęcić się dla drugiej osoby, przekroczył granice swego dotychczasowego jestestwa. I jaką otrzymał nagrodę?... Ale Elizabeth nigdy nie przestał kochać - stąd te apokaliptyczne dążenia w trójce . Wszystko pasuje . Widać zresztą, że Jack się tym karmi, że wciąż to rozpamiętuje. Kiedy na wyspie, do której przybijają, aby odnowić zapasy wody, spotykają truchło Krakena, Jack idzie w jego kierunku kontemplować . Myśli zapewne o tym, że kobieta, którą pokochał zostawiła go na śmierć i to w takim momencie! Wtedy, kiedy on podjął taką decyzję! I to go bardzo boli . A zatem - cierpienia młodego Sparrowa .
Okej - przechodząc może do jakichś detali... No to tak - dla Jacka, realna perspektywa wdrożenia w życie planu przebicia serca, pojawia się przy spotkaniu z Beckettem na Endeavour, gdzie kapitan dowiaduje się, że pikawa znajduje się na Holendrze - It's safely aboard the Dutchman, and so unavailable for use as leverage to satisfy your debt to the good captain. Zawiera więc z lordem piękny deal, który ma mu umożliwić jak najszybsze załatwienie całej sprawy. Zdradza mu informacje na temat Trybunału Braci i zobowiązuje się doprowadzić do otwartej konfrontacji między piratami a Kompanią, w zamian za darowanie mu długu u Jonesa i zapewnienie wolności. Ale tak naprawdę zupełnie nie o to chodzi. To, co Jack chce ugrać dzięki temu układowi, to jak najszybsze dostanie się na Holendra - żeby - zanim jeszcze rozpocznie się bitwa - już uskuteczniać rozpoznanie terenu i rozpoczynać działania operacyjne. Zależy mu na czasie - chce dźgnąć serce i zlikwidować lorda zanim walka pochłonie zbyt wiele ofiar - w tym na przykład Elizabeth. Dlatego, z punktu widzenia Jacka najważniejsze są te dodatkowe ustalenia - że Beckett zatrzyma Barbossę, Pintela, Ragettiego i Willa - You can keep Barbossa. The belligerent homunculus and his friend with the wooden eye, both. And Turner. Especially Turner. No - a Elizabeth niech się (lord) nie interesuje . Ważne było, żeby Will znalazł się po tamtej stronie - bo to aż się samo narzuci pirackiej stronie przy negocjacjach - żeby wziąć Turnera z powrotem do siebie, a Kompanii wydać Sparrowa - "zdrajcę". Dzięki takiej wymianie Jack szybciej znajdzie się na Holendrze. Warto też przy okazji zauważyć, że Jack wydawał Beckettowi Barossę i jego talar - zapewne w celu, żeby Hector przypadkiem nie uskutecznił uwolnienia Calypso - bo takie dodatkowe fajerwerki byłyby Jackowi w tym całym zamieszaniu mocno nie na rękę. No - a że zdradził Cutlerowi nazwiska pirackich lordów i powiedział do czego służy dziewięć talarów, to mógł być pewny, że Cutler Hectora się pozbędzie - bo jemu również uwolnienie bogini popsułoby szyki - oczywizm - przegrałby wtedy wojnę - bo Calypso miała być tajną bronią piractwa.
Dobra, dalej. Przez to, że Barbossa i Sao Feng odbijają Perłę robi się mały... hmm... burdel? (wybaczcie ) i nie wszystko idzie zgodnie z przyjętą koncepcją. Ale ostatecznie udaje się Jackowi "przerzucić" Willa na drugą stronę. Nie wypala część planu z Barbossą. Jeszcze tylko tak a propos tej nocnej rozmowy Willa z Jackiem na Perle. Jack kpi tam z Turnera - Come up with this all by your lonesome, didi you? ... This is what you've arrived at? Lead Beckett to Shipwreck Cove so as to gain his trust, accoplish your own ends? Jaka to jest bzdura . Jak w ogóle można było wykoncypować, że taki jest plan Willa . Tak może pomyśleć tylko ktoś, kto nie docenia jego (Turnera) inteligencji - bardzo sprytnej i wybitnej - czyli Sparrow . Will oczywiście niczego takiego nie uknuł - on się tam patrzy na Jacka i nie kuma o czym koleś nawija. Plan Willa jest dokładnie taki sam jak plan Jacka na tym etapie - czyli doprowadzić do wojny, dostać się na Holendra, przebić serce i rozwalić Endeavour - o tyle tylko gorszy, że Turner nie ma w zanadrzu tej sztuczki z podmianą - a więc znajdzie się na Holendrze później - po rozpoczęciu bitwy. Ale Jack myśli, że William zamierza doprowadzić Becketta do SC, a potem wyskoczyć i powiedzieć - "Wasza lordowska mość! To ja, to ja! Ja cię tutaj doprowadziłem! A teraz proszę o uwolnienie mojego ojca i zagwarantowanie bezpieczeństwa Elizabeth i mnie!" Drwi z Willa - że tylko na tyle go stać, posądza go, że troszczy się tylko o własne interesy, a resztę zamierza perfidnie zdradzić (w przeciwieństwie do niego (Jacka), bo on w swoim planie ratuje od zagłady całe piractwo - mniejsza z większym, że przy okazji). Przemowa zupełnie bez sensu . Will nie mógłby czegoś takiego wymyślić, bo nie jest idiotą. Tylko skończony kretyn mógłby liczyć, że zaskarbi sobie czymś takim łaskę lorda. Bo przypuśćmy, że ktoś anonimowy doprowadza Becketta w ten sposób do SC, po czym ujawnia się i wyskakuje ze swoim "hej! to ja!"... Beckett na to rzekłby zapewne - fajnie - i rozwalił kolesiowi łeb, a następnie przystąpił do eksterminacji piractwa... No ale - to tylko Jack . To, o czym tu nawijał jest opisem jego własnego układu z lordem (tylko tego, co widać "z zewnątrz", ofc, bo pisałam już wyżej, że w tym dealu chodzi tak naprawdę o coś innego, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka), no ale nijak się to ma do zamiarów Turnera. Jackowi stale umyka fakt, że William naprawdę jest sprytny, bardzo szybko się uczy i że jednak myśli tak jak on - Jack. . Dobra, nieważne - tylko taka dygresja to była . Co istotne, to fakt, że Jack wtajemnicza Willa w swoje zamiary - że chce dźgnąć serce - ale, oczywiście, nie zdradza prawdziwych powodów tej decyzji - bzdurzy tylko coś, tak niby szczerze, o wolności i nieśmiertelności - żeby wiarygodnie wypaść. Dodatkowo jeszcze, gdy wyrzuca Willa za burtę, każe przekazać pozdrowienia Davy'emu Jonesowi . Perfidnie z jego strony . Ale taka zagrywka wspomaga jego plan - po czymś takim wnerwiony Jones na pewno będzie się rzucał, że chce mieć Sparrowa u siebie już, teraz, zaraz - żeby proces odmóżdżania i stawania się częścią statku rozpoczął się u niego (Jacka) jak najszybciej. A więc nie będzie się musiał obawiać, że Cutler weźmie go na przykład do siebie na Endeavour na jakąś kretyńską rozmowę czy coś. Po negocjacjach, bez zbędnych strat czasu od razu wyląduje na Holendrze. Jones będzie chciał go mieć pod okiem - zapewne nie zaryzykuje drugi raz umieszczania go w Luku .
Okej, następnie mamy Trybunał Braci, na którym Jack musi się trochę namęczyć, żeby doprowadzić do wojny, co mu się w końcu udaje. Barbossa strzela sobie tutaj pięknego samobója . W momencie, kiedy Sparrow ma już poparcie piratów i wszyscy (oprócz Hectora, rzecz jasna) zgadzają się, że we must fight to run away, Barbossa wyskakuje ze swoim an act of war ... can only be declared by the pirate king bla bla bla - żaby zamknąć twarz Jackowi, żeby już skończył ze swoimi bzdurami i nie przeszkadzał mu w przekonywaniu Trybunału, że trzeba uwolnić Calypso. Jest to, w mniemaniu Hectora, szczyt szprytu i przebiegłości, ponieważ wybór pirackiego króla jest rzeczą, która - jak wszyscy doskonale wiedzą (jeszcze z jaką satysfakcją ogłasza, że each pirate only ever votes for hisself i jakie zniecierpliwione, lekceważące pfffff i wywracanie gałami, kiedy Jack (co za kretyn - już pozamiatane, a ten ciągle swoje ) wnosi o głosowanie ) - zmaterializować się nie może. Jak się okazało - może . Ale najśmieszniejsze jest to, że w książce Teague'a w punkcie trzecim jest napisane - The Brethren Court may not declare War upon an Enemy or Adversary without first striking (najprawdopodobniej striking - bo nie mogę rozczytać tego słowa) Agreement on the election of the Pirate King. Czyli, że Trybunał Braci nie może wypowiedzieć przeciwnikowi wojny bez osiągnięcia uprzednio porozumienia w kwestii wyboru króla piratów. Z tego wynika, że decyzja o wojnie winna być decyzją całego Trybunału - król jest tutaj tylko tak jakby reprezentantem, który realizuje wspólną wolę wszystkich pirackich lordów. A więc - Hector trochę się wkopał . Bo zasadniczo jeden lord (czyli on - Hector) nigdy nie byłby za wojną . Trzeba było wykazać w stosunku do Jacka więcej cierpliwości . A tak to - przez to, że szybko chciał go uciszyć - bo pomyślał, że jak powie o tym królu, to będzie spokój - załatwił się na amen . Bo niebezpiecznie było to odkręcać - bo gdyby zaczął "eee... tam jednak jest napisane... weź no, przeczytaj dobrze, Teague, żeee...", to by chyba to całe towarzystwo zastrzeliło najpierw jego, potem jego język i przystrzygło mu brodę . A już na pewno nie zaufałoby mu w kwestii, że uwolnienie Calypso jest dobrą opcją, ani zapewne w żadnej innej (kwesti)...
Tak oto, nie bez pewnych problemów, udało się Jackowi doprowadzić wszystko aż do tego miejsca. O świcie wojna. Przed nim ostatni etap planu. Trzeba jeszcze tylko przeczekać do rana. Łuuu... Jestem pewna, że była to dla niego bezsenna noc . O Jackowych wątpliwościach i zmianie zdania w następnym odcinku .
Kurde, sorry, że tak rozbijam, ale jest tego za dużo, żebym mogła to napisać w jednym poście . Ale i tak postęp, że w ogóle piszę tę interpretację . Bo wymyśliłam ją, pamiętam, jakoś wiosną zeszłego roku... A która to godzina? Dwa lata po AWE...
Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Sob 22:42, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|