Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 14:29, 08 Mar 2008 Temat postu: |
|
Anajulia napisał: | A co do żony... Może to kwestia aktorki? Ale myślę, że to po prostu były takie czasy, w których kobieta nie miała wiele do powiedzenia. Współczesna walczyłaby o oczyszczenie męża z fałszywych zarzutów. Sto lat temu kobiety jeszcze czekały na cud. |
Po części się zgadzam, ale muszę jeszcze dodać coś od siebie...
W piosence "Poor Thing" są słowa "There was this Judge, you see, wanted her like mad. Every day he’d send her a flower." Lucy doskonale zdawała sobie sprawę z planów sędziego. Dlatego sądzę, że ona nie tyle co nie kochała swojego męża co po prostu bała się go kochać. Wiadomo, że jednak sto lat temu nie było takiej sprawiedliwości jak obecnie (jakże świetnie jest to pokazane, kiedy po skazaniu "oskarżonego" na stryczek sędzie Turpin pyta się Beadle'a "czy był winny?") dlatego też trudno było porównać zawód sędziego i golibrody. Sprawiedliwości nie było, tym bardziej, ze sędzia był bardzo zaborczy. Dlatego właśnie sądzę, ze ona po prostu obawiała się tego, co ją czeka. Pewna była, ze coś ją czekać będzie - tym bardziej, że sędzia Turpin codziennie wysyłał jej kwiaty, a ona wciąż pozostawała przy swoim mężu. I to pozostawanie przy Benjaminie najtrafniej pokazuje jak bardzo go kochała. Przecież gdyby jednak "zmieniła zdanie" i zdecydowała się porzucić golibrodę dla sędziego, wiedziała, że mogłaby być z nim bezpieczna nie obawiając się zemsty byłego męża. Jednak słuchając swego serca wolała został przy Benjaminie i właśnie dlatego uważam, ze nie można powiedzieć, ze Lucy nie kochała swojego męża.
Anajulia napisał: | Ale (do diaska z obiektywizmem!) jakie to wszystko, co powyżej napisałam, ma znaczenie w obliczu faktu, że wyszłam z kina wstrząśnięta? To mój ulubiony film spółki Burton - Depp. Nawet jeśli były lepsze. |
Anajulio - muszę się z Tobą zgodzić. Najlepszy film tego duetu. Pomimo tego, że nie bije takich rekordów popularności jak "Edward Nożycoręki" czy "Jeździec bez głowy" i nawet pomimo tego, ze po części klimat w tych wszystkich filmach jest podobny (no wiadomo - wreszcie burtonowski ) to jednak "Sweeney Todd" jest bezkonkurencyjny.
Anajulia napisał: | Po drugie - kwestia tych pasztecików |
Motyw pasztecików w filmie był genialny - co jak co, ale uważam, ze "Little Priest" to chyba jedna z najbardziej makabrycznych piosenek jakie można stworzyć
Scarlett napisał: | ... A Mrs Lovett - sami zobaczcie co miłość robi z ludzmi! (To samo można napisać o Todzie, ale on już był pozbawiony uczuć, no może po za zemstą) Ona go tak kochała, że dla niego robiła pierożki z ludzi! Okłamała go po to by go chronić - bo moim zdaniem, jeszcze bardziej załamałby go stan psychiczny żony... (choć tu właściwie można polemizować, dla czyich kożyści go okłamała, choć kto kochający by tego nie zrobił! Korzyści były obupulne), a on się odwdzięczył takim czynem! Jeszcze perfinie się uśmiechał, zrobił jej nadzieje! |
Hmmm.. nie jestem pewna czy te paszteciki z ludzi (jejuś.. jak to brzmi! ) Mrs Lovett robiła dla niego... Według mnie używała farszu z ludzi (...? ) aby trochę zarobić jak zaśpiewała w "The Worst Pies in London" Mrs Mooney również miała sklepik z pasztecikami - sprzedaż szła jej bardzo dobrze. Tylko, że poznikały wszystkie koty sąsiadów... (i wylądowały jako farsz do pasztecików). Mowa jest też o tym, że mięso jest drogie, a łapanie kotów się nie opłaca (zresztą wątpię, czy jeszcze jakieś zostały, skoro interes Mrs Mooney szedł tak dobrze... ) Dlatego sądzę, że używała ludzkiego mięsa po to, żeby po prostu podkręcić interes... Nie można zaprzeczyć, że nie dość, ze nie musiała nic na nie wydawać, to jeszcze miała go pod dostatkiem...
Co do drugiej sprawy - okłamania. Tu akurat jest sytuacja "i tak źle, i tak nie dobrze". Jeśli Mrs Lovett powiedziałaby od razu Sweeney'emu o tym, że jego żona żyje, może wtedy udałoby się ocalić choć parę istnień ludzkich (no dobra, dobra.. ale wiadomo, że wtedy nie było by filmu... ale skoro już tak gdybamy... ). Widać i to świetnie, że Sweeney'emu na żonie bardzo zależało nawet pomimo tego, że śpiewa "Mrs. Lovett, how I've lived without you all these years I'll never know!" to jednak w tym momencie przemawiała w nim jedynie chęć zemsty i planowanie ogromnej zbrodni, którą Mrs Lovett podkręciła mówiąc, że zabijanie ludzi to obopólna korzyść - Sweeney będzie mógł się zemścić, a ona więcej zarobi. Okłamując go, mówiąc, że Lucy nie żyje możliwe, ze chciałaby go ochronić. Może to zabrzmi strasznie, ale mam na myśli coś w stylu "co z oczu, to z serca". Skoro jego żona nie żyje, Sweeney pragnie zemsty na Trupinie za zniszczenie jego życia, doprowadzenia do śmierci żony i zabranie córki. Jednak gdyby dowiedział się, ze jego żona żyje i sam, na własne oczy, zobaczyłby jej stan, może wtedy zapragnąłby jeszcze większej zemsty...? Kto wie, co błąkało się po głowie psychopaty, kiedy zabijał kolejno wszystkich swoich klientów. W takim razie co by było, gdyby zobaczył straszny stan swojej żony?
I jeszcze na koniec, co do perfidnego uśmiechu, jestem przekonana, że Sweeney, już od kiedy zobaczył swą żonę i gdy był pewien, że Mrs Lovett go oszukała, to już wtedy wiedział co zrobi. To nie był uśmiech, którym radośnie obdarował Mrs Lovett, tylko uśmiech człowieka, który nagle zdał sobie sprawę z całego bezsensu i ironii losu, jaki go spotkał - kiedy to sam, zabijając tych, których nikt nie będzie szukał, zabił kogoś, kogo sam pragnął odnaleźć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 14:39, 08 Mar 2008 Temat postu: |
|
Właściwie to się z tobą zgadzam Mrs Sparrow
Jeszcze co do końcówki: to ja go podziwiam, że potrafił w sekundzie wymyślić taki skuteczny plan zemsty... albo raczej pozbycia się Mrs Lovett!
Jejć chyba oglądnę sobie dzisiaj jeszcze raz ST...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elizabeth
Oficer
Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Islandia
|
Wysłany: Sob 21:10, 08 Mar 2008 Temat postu: |
|
AAAAA!! Byłam, byłam, byłam. Okazało się, że nie wszędzie film jest od 18 lat. Znalazłam przytulne miejsce, gdzie film był od 15. Cieszę się, bo to umożliwiło mi zobaczenie go w kinie, natomiast obiektywnie patrząc myślę, że powinien być zdecydowanie od lat 18.
Hmmm, od czego by tu zacząć ?
Oczywiście bardzo bałam się obejrzeć go w kinie. Ja - wrażliwe dziecię nie oglądające horrorów. Obawiałam się, że po prostu nie dam rady tego oglądać.
Obejrzałam i wcale tak źle nie było.
Jestem na świeżo, więc myślę, że nie wiele opowiem, ale może jakąś dozę wrażeń z tego bełkotu ulepię.
Film wstrząsnął mną mocno. Istna makabra! Zniesmaczenie, strach i obrzydzenie. Okropny film. Bohaterowie z sercami niczym lód, klimat z piekła rodem, muzyka wbijająca w fotel. I krew, wszędzie krew. Kolejne podrzynanie gardeł (każdego faceta inną metodą, innym stylem - ach ten wymyślny burton:P) już mnie męczyło. Ta świadomość, że zaraz to się stanie była przerażająca. I śpiew podczas pracy, piękne, wzruszające melodie podczas cięcia. Ironia. Straszna ironia. Groteska i parodia były nad wyraz widoczne. Typowo burton'owskie. To trochę poprawiało sprawę, bo inaczej myślę, że ciężko mi by było to oglądać. Sprawę poprawiały również komediowe smaczki, które naprawdę śmieszyły, przerażająco ironicznie śmieszyły. Ogólnie rzecz biorąc film jest okropny, przytłaczający, przerażający i pod koniec czuć taki bezsens, pustkę i takie... otępienie. Wszystko to gówno, cały świat to jedno wielkie gówno. Tak to odebrałam. Zero szczęścia, sprawiedliwości, sumienia i piękna. Świat w czarnych barwach.
Ja chyba potrzebowałam jakiegoś lżejszego zakończenia. Niepasującego, acz mnie potrzebego zakończenia. Usilnie pragnęłam zobaczyć Joannę i tego chłopca. Razem - szczęśliwych i uciekających z tych brudnych, wsiąkniętych krwią ulic Londynu. Po całej złej energii chciałam doświadczyć nutki szczęścia. Nie było jej i to przygnębia. Przygnębia wzrok i twarz chłopca, który z determinacją zabija Todda. Ja bym od razu przekreśliła optymistyczne życie tego chłopaka. Ja w jego oczach widziałam taki sam blask jak u Sweeney'a. Pustka, żądza krwi, złość... Nie bedzie dobrym człowiekiem. Nie będzie miał przyjemnego życia.
Sama postać Sweeney'a była żałosna. Smutna, straszna i żałosna. Los z niego zadrwił, ale należało mu się. Nie współczuję, nie żałuję go. Okrutne tylko, że w taki sposób.
Mrs. Lovett - Poor thing. Psychopatyczna, bez serca i moralnośći.
Ech...no strasznie dołujące to wszystko.
Ale film mi się przerażająco podobał. Nie zachwycił - przygnębił. Ale podobał. Zobaczymy co będzie jutro. Muszę się z tym przespać, mam nadzieje, że bez koszmarów.
By the way...szyja mnie boli
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 13:32, 09 Mar 2008 Temat postu: |
|
Noooo Byłam wreszcie w tym tygodniu .
Mr. T. ma ode mnie w ryj za panią Lovett i za jedynie poprawne śpiewanie .
Nie no, żartuję oczywiście .
Znaczy... w sumie... nadal nie jestem przekonana co do wokalnych umiejętności Johnnego - zaśpiewał najsłabiej ze wszystkich tych aktorów, przez co strasznie ginął mi w filmie, a powinien błyszczeć - jako ten najgłówniejszy bohater. Chociaż w kinie brzmiało to już zdecydowanie lepiej niż ze strony na necie... ale to i tak jeszcze nie to... brakuje mu takiej wyrazistości... Sama nie wiem o co mi chodzi, bo nie znam się na śpiewaniu... ale jak go słucham, to słyszę, że tam nie jest wyśpiewane wszystko co wyśpiewane być powinno... No ale - dosyć już tego biadolenia .
Film - makabrycznie cudowny! Strasznie mi się podobał . W ogóle myślałam, że to będzie horror i że będę oglądać brzytwiarza-psychopatę, a tutaj coś takiego... Znaczy się - konwencja może i jest horrorzasta - ta krew i w ogóle... to mięso - ale jakoś nie rzutuje na psychikę - w sensie - nie jest to coś, czego musiałabym się bać i później po nocy schizować, że coś się czai pod łóżkiem - brzytwiarz czy coś tam . Nawet nie umiem tego opisać - bo niby na ekranie dzieją się jakieś niesamowite masakry, rzeczy totalnie nie z tego świata - ale całość jest porażająco prawdziwa - nie wiem jakim cudem - wszystko to bardzo przemawia mi do mózgu i generalnie - jest bardzo przekonujące. Poza tym - ten film po prostu targa emocjami - niesamowicie się oglądało i przeżywało to wszystko - wyszłam z tego kina odwrócona na lewą stronę i wyciśnięta ze wszystkiego. Czad! Dalej - super, że to takie zaśpiewane (jak oglądałam trailer i leciały te piosenki ze strony to myślałam, że mniej będzie tego śpiewania - o, na przykład tyle ile w Corpse Bride, nieważne) - bardzo lubię muzykę, a ta tutaj była bardzo ciekawa - tylko miałam trochę problem z rozumieniem tekstów . Szczególnie tych fragmentów, gdzie szybko śpiewali, no i poza tym słówka były dość trudne - muszę więc iść jeszcze raz, bo mnóstwo rzeczy mi pouciekało. Mam nadzieję, że za drugim razem więcej do mnie dotrze... a jak nie - to nie wiem - będę musiała czekać na dvd i wtedy się w to wgryzać... Muszę koniecznie się wgryzać - bo to wszystko było bardzo interesujące i chcę sobie to jakoś bardziej szczegółowo zinterpretować . Co jeszcze diaboliczne to nastroje - momentami jest niewyobrażalnie ciężko - jakby przygniatało 50 ton, a później to gdzieś odchodzi i robi się lekko jak obłoczek - to się nie mieści w głowie - bardzo, baaardzo niewyobrażalne. A w ogóle jak tam wszystko wygląda! Szkoda, że nie mam za bardzo pamięci wzrokowej i już zapomniałam, ale pamiętam, że gały mi wyszły z orbit . Jeszcze bohaterowie - to jest dopiero ciężka jazda bez trzymanki! Nie wiem co mam z nimi zrobić! Panią Lovett po prostu uwielbiam! Co za kobieta! A Sweeney, hmmm... Sweeney, heh, ciężki mrok... bardzo go szkoda, to takie tragiczne - to mi momentami bardziej teatr przypominało niż film. Muszę iść jeszcze raz! Niesamowitości!
Wtedy pogadam bardziej o interpretacji . Bo teraz lepiej żebym nie wypisywała głupot . Znaczy się większych niż już napisałam - ale to tylko pierwsze wrażenia, rozumiecie . Hmmm... już i tak takie raczej odgrzewane trochę , bo oglądałam w czwartek , ale pamiętam jak się wtedy czułam - dokładnie tak, jak to napisałam wyżej - z tym jednak zastrzeżeniem, że tego tak naprawdę nie da się opisać .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 19:58, 09 Mar 2008 Temat postu: |
|
No! Nareszcie ktoś się poczuł jak ja Jak wrócę do kraju naszego pięknego to popiszę, bo mi się coraz więcej myśli we łbie kotłuje, ale na ten moment muszę stanowczo zaprotestować! Naprawdę, staram się być obiektywna (wiem, że mi nikt nie wierzy ) - uczyłam się śpiewu dwa lata. Nikt z aktorów w ST nie zabrzmiał profesjonalnie, ale jeśli ktoś się wybija, to zdecydowanie Johnny! Oczywiście można nie lubić jego barwy głosu, ale naprawdę dał radę. Helenka - wpisała się w klimat, ale śpiewać nie umie, sorry. Cała zresztą obsada brzmi straszliwie (może oprócz Rickmana), ale już się przyzwyczaiłam . Już nie chcę inaczej, ani lepiej .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 0:08, 10 Mar 2008 Temat postu: |
|
Okej - nie będę się wykłócać. Może Johnny mi odstaje dlatego, że właśnie za ładnie śpiewa . Bo rzeczywiście - jest coś... właśnie straszliwego w tych wykonaniach . No na przykład jak Mrs. Lovett śpiewa, albo jak ta Johanna pitoli o tych pitoszkach... no... hmm... to by mi się tak normalnie nie spodobało... nie wiem - ale na ekranie wypada super i bardzo pasuje do tego takiego klimatu, dość upiornego. To jest znowu jakiś niesamowity efekt - że tak dziwnie zaśpiewane piosenki wydają się jednak ładne i bardzo na miejscu! No co za film!!! Ja nie mogę! A Sweeney - no nie wiem - może gdyby zaśpiewał straszliwiej to może by mnie przekonał . Coś z nim jest nie tak .
|
|
Powrót do góry |
|
|
black rose
Kanaka
Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z mrocznej otchłani
|
Wysłany: Pon 18:58, 10 Mar 2008 Temat postu: |
|
Mrs.Sparrow napisał: | (...)który nagle zdał sobie sprawę z całego bezsensu i ironii losu, jaki go spotkał - kiedy to sam, zabijając tych, których nikt nie będzie szukał, zabił kogoś, kogo sam pragnął odnaleźć. |
ahh pięknie powiedziane znaczy napisane
Eddie napisał: | (...)lbo jak ta Johanna pitoli o tych pitoszkach... no... hmm... to by mi się tak normalnie nie spodobało... nie wiem - ale na ekranie wypada super i bardzo pasuje do tego takiego klimatu, dość upiornego. |
ehh przyznam się.. ta piosenka którą fajnie nazałaś "pitolenie o ptaszkach" xD to mi się nie spodobała zbytnio, za pierwszym razem jej przesłuchałam ale przy kolejnych oglądaniach to już przewijałam.. Chciałabym słyszeć to wszystko w kinie może by mi się spodobało
Ale stwierdzam że jakoś ta Johanna mnie do siebie nie przyciągneła... Todd-rewelacja , Lovett- może nie darzę jej wielką sympatią ale postać też bardzo ciekawa , chłopiec- na początku nie zaciekawiłam się nim ale końcówka w jego wykonaniu bombowa (choć smutna) . Johana taka jakaś nijaka...Zaśpiewała se o ptoszkach ah eh a potem to już a dużo nie gadała.. (chociaż w sumie to się nie dziwię całe dnie sama w pokoju siedzieć to na jaką osobę wyrosnąć... na duszę towarzystwa napewno nie xD ) ale poprostu na jej osobie się nie skupiałam, owiele ciekawszy i bardziej przejmujący był ból, który todd nosił w sobie poniekąd przez nią..
dobra kończe bo już sama nie wiem co pisze
Ostatnio zmieniony przez black rose dnia Pon 19:01, 10 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 16:36, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
Bardzo dziękuję Black Rose
black rose napisał: |
ehh przyznam się.. ta piosenka którą fajnie nazałaś "pitolenie o ptaszkach" xD to mi się nie spodobała zbytnio, za pierwszym razem jej przesłuchałam ale przy kolejnych oglądaniach to już przewijałam.. |
A ja za to muszę powiedzieć, że mi się "pitolenie o ptaszkach" bardzo podoba Według mnie jak najbardziej pasuje do klimatu filmu jak i do samej Johanny. I naprawdę wpada w ucho
Anajulia napisał: |
Cała zresztą obsada brzmi straszliwie (może oprócz Rickmana), ale już się przyzwyczaiłam . Już nie chcę inaczej, ani lepiej |
Szczerze mówiąc ani troszkę nie znam się na śpiewaniu - należę do osób, którym po prostu albo się podoba, albo nie
Wiadomo, ze nie jest to jakaś na pewno ogromnie rozśpiewana obsada, ale głos Johnny'ego w filmie według mnie był naprawdę super (chociaż, jak już mówiłam, nie umiem oceniać głosu - stwierdzam jedynie, ze mi się podobało )
A co do Alana Rickmana - już sama postać sędziego Trupina jest świetna i bez śpiewania. Ale ze śpiewem.. no cud, miód i orzeszki! Duet Depp - Rickman w piosence "Pretty Women", z ich tak różnymi głosami, strrrasznie mi się spodobał
Ostatnio zmieniony przez Mrs.Sparrow dnia Śro 16:37, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 17:04, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
A ja powiem tak: chodziłam parę dobrych lat na chór. Może i te piosenki nie były zaśpiewane perfekcyjnie, ale ludzie! Przecież tam o to chodziło! Czy podobało by się wam, jakby Mrs Lovett nie śpiewała z typową ignorancją w głosie? Oczywiście, że nie. Przecież, gdyby zaśpiewała operowo, to nie oddałaby klimatu filmu! A po za tym, znając życie, większość z nas tutaj na Perle, nie potrafiłaby zaśpiewać piosenek z ST. A Helena sobie poradziła: dlaczego? Bo ma specyficzny głos! Nie operowy, nie "perfekcjyny" (jak napisała Ana), ale specyficzny, który wpada w ucho i się podoba. Rickman wcale nie był taki idealny. Skoro już o tym mówimy.
Po za tym wszystkim, trzeba im pogratulować jednego: że sami śpiewali, a nie ktoś za nich, jak to zazwyczaj bywa .
Aha, no i jeszcze co najważniejsze: chociażbyście nie wiem jak szukały nie znajdziecie idealnego głosu. Do każdego można się przyczepić. Dla tego to tylko kwestia gustu, albo się podoba, albo nie. Tak samo o Dodzie można powiedzieć, że nie umie śpiewać - ale w tedy się myśli "Nie lubie jej, to tak mówię" - ale głos to ona ma. Fanką jej nie jestem, ale trzeba jej przyznać, że ma świetny głos i nie śpiewa z playbacku, co jest dużym plusem. Jednak do rzeczy. Chodzi mi o to, że jakby Helena, czy tam Johnny, czy jeszcze Tobby (nie wiem jak on ma na imię) nagrali swoją solową płytę, z chęcią byście lecieli po ich płyty. Tak jak mówię, to kwestia gustu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 21:52, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
Oczywiście. Ale jeśli dla niektórych np. Johnny brzydko śpiewa (tfu tfu), to dla np. Scarlett może być idealny. No, bo jeśli się coś wielbi, widzi się tylko plusy. Minusy już nic nie stanowią. Szczerze mówiąc nie wiem, jak kto śpiewa, ale wiem, że to na pewno bardzo dobry film i stanę na głowie, by go zobaczyć. Może będzie lecieć w telewizji? Nie wiecie może? Bardzo byłabym wdzięczna za każde wieści...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 21:53, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
Krótko mówiąc - nawet nie wiem jak by fałszowali ale mi i tak pewnie by się bardzo podobało
Chociaż się przyczepię! Sacha Baron Cohen nie do końca śpiewał sam Gdzieś przeczytałam (nie pamiętam już gdzie), ze nie dawał rady wyśpiewać niektórych partii wokalnych (nie dziwię się - signore Pirelli musi operować dość wysokim głosem ) więc "śpiewał" tylko te partie mówione
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 21:58, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
Tak też bywa. A teraz tak mnie kusicie, że chyba zacznę szukać w internecie informacji o premierach w TV xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 23:09, 12 Mar 2008 Temat postu: |
|
A, hmmm, nie lepiej... ekhm... http://torrenty.org/torrent/193157 (treści teoretycznie niedozwolone )?
W telewizji to będzie gdzieś za rok. I z całą pewnością w paśmie "tylko dla dorosłych"
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Śro 23:11, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 9:52, 13 Mar 2008 Temat postu: |
|
O NIE! To będzie jedyny film, jaki będzie mi zabroniony ... Ale co to dla mnie? xD Jak się postaram, to i obejrzę . Kiedy powiem, że ten film jest z Johnnym, to mama na pewno mi pozwoli >xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 18:31, 14 Mar 2008 PRZENIESIONY Sob 16:38, 15 Mar 2008 Temat postu: |
|
AAA! Słuchałam dziś na YouTubie piosenek ze Sweeney Todd'a. Mogłabym ściągnąc wszystko, byle nie Alms Alms! xD Jak się zaczynało ,,Alms Alms...", to myślałam, że mi bębenki pękną! Ale najbardziej to mi się ,,Epiphany" podoba.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 21:39, 14 Mar 2008 PRZENIESIONY Sob 17:00, 15 Mar 2008 Temat postu: |
|
Ojjjj! "Epiphany" nie może się nie podobać! Ale jakoś za mną szczególnie ostatnio chodzi "Pretty Women" na zmianę z "No Place Like London
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 15:38, 15 Mar 2008 PRZENIESIONY Sob 17:00, 15 Mar 2008 Temat postu: |
|
,,Pretty Women" jeszcze nie słuchałam, ale, jak wspomniałam...
Wszystko, byle nie ,,Alms Alms"! To ostatnia rzecz, jaką chce mi się zrobić, by przyspieszyć śmierć xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:23, 17 Mar 2008 Temat postu: |
|
Anajulia napisał: | Cóż, wszystkim sceptycznie nastawionym polecam wrócenie do "Sweeney'a" za 10-15 lat. Może akurat zdarzy się przez te lata coś, co z bzdurnego horroru uczyni film komediodramatem, suto nakrapianym gorzką ironią i czarnym humorem, filmem, w którym przesada we wszystkim, od rozmiarów młynka do mięsa, po makijaż pani Lovett okaże się środkiem artystycznego wyrazu, a ekranowa rzeczywistość, w której brak bohatera, z jakim można się utożsamić, wyda się dziwnie znajoma... |
I cóż tu jeszcze dodać? Napisałam już recenzję i czuję się trochę... wyprztykana. No ale Wasze posty pomogą mi coś jeszcze wycisnąć.
SPOILERY. Warto w ogóle jeszcze ostrzegać...? Cały temat zaspoilerowiony i już, każdy wchodzi na własną odpowiedzialność.
Savvy napisał: | Sweeney to chyba jedyny bohater grany przez Johnnego, którego nie lubię. |
Jedynym, w którym nie potrafiłam znaleźć kompletnie nic do polubienia, był Spencer Armacost. Sweeneya... żal. A więc jednak chyba polubiłam?
Anajulia napisał: | Wiele można temu najnowszemu dziełu Burtona zarzucić (uwaga! włączam obiektywizm ). Scenografia istotnie oscarowa, ale już całą resztę można opatrzeć jakimiś zastrzeżeniami, włącznie z grą Johnny'ego, którą z rozpędu określa się jako mistrzowską, a jednak, w porównaniu z innymi wcieleniami Deppa, Sweeney Todd nie wydaje się szczytem jego możliwości. |
Co do mnie, Jack Sparrow jest niezagrożony na tronie (więc zgadzam się, że stać go na więcej), ale... Dobra, może od razu zastrzegę, że u mnie obiektywizm odnośnie wyżej wspomnianego mocno szwankuje. Mógłby zagrać cegłę w filmie instruktażowym dla szkół budowlanych i też by mi się spodobało. Co więcej, mógłby zagrać słabo (załóżmy taki nieprawdopodobny wypadek... ) i zaraz zaczęłabym kombinować jak go wybronić. Tutaj też mi się zdawał z początku trochę... monotonny. W repertuarze głównie toczenie dzikim wzrokiem, bądź zawieszanie ponuro-dzikiego spojrzenia gdzieś w niebycie. Psychopata modelowy, trzeba przyznać, ale jakby, ehm, jednobarwny. No ale moja podświadomość nie mogła tak tego zostawić... , więc...
Anajulia napisał: | brak tej roli (tak! nie tyle postaci, co roli) wielowymiarowości, za którą aktorstwo Johnny'ego cenię najmocniej. |
Ja takoż. Zmienność i niejednoznaczność, w różnych postaciach i w tej samej postaci. A wobec powyższego wykombinowałam (upojna fascynacja robi człowiekowi z mózgiem dziwne rzeczy... ), że to jednak postać jest jednowymiarowa, tyko zostało to wyrażone różnymi środkami. Ten jeden wymiar Sweeneya to obsesja na tle zemsty, nakręcana rozpaczą. O niczym innym niezdolny myśleć i cześć. Jest wręcz zbudowany z żądzy zemsty, rozpaczy, nienawiści, jak wypchana lalka z trocin. A aktor pokazuje różne składniki tej obsesji - 1. ten wzrok wbity ogólnie w nienawistny Londyn, jakby warczał samym spojrzeniem, 2. ponure zatopienie w myślach, gdy nie słyszy co mu tam Mrs.Lovett nad uchem miłośnie brzęczy, 3. wybuchająca furia gdy zabija sędziego, a wcześniej Pirellego (no, licząc tylko czajnik, bo dorżnął go już na zimno ), 4. zacięta koncentracja z jaką skręca tryby fotela, 5. diabelski uśmieszek z jakim omawia sobie z sędzią zalety pięknych pań, i potem gdy czaruje Bamforda, wabiąc go na pięterko., 6. ewidentne ogłuszenie, gdy słyszy o planie Anthony'ego. No faktycznie, macie rację, że jakoś mu ta Johanna, żywa i możliwa do uratowania, nie wpasowuje się w aktualny obraz świata... No i przecież dochodzą jeszcze te zabawne wstawki, nadające mu więcej ludzkiego rysu. Jakżeby Johnny z tego zrezygnował! Pierwsze spotkanie w piekarni, gdy walczy z tym pasztetem, albo ślub... A jakiś leciutki przebłysk takiej ironii, dystansu aktora wobec postaci, dostrzegłam też, jak mi się zdaje, w zakończeniu sceny, gdy "wraca" z ulic Londynu, któremu obiecał wyrżnięcie, na poddasze. Jak cudnie oklapł, sprowadzony w przyziemną rzeczywistość, gdy wyszła kwestia "co z ciałami" i jaki jest rozbrajająco podłamany, gdy zostaje posadzony za stołem nad ocaloną resztką ginu. Ale naplątałam, co? Jakbym obejrzała jeszcze raz, pewnie dokopałabym się więcej...
Anajulia napisał: | A co do żony... Może to kwestia aktorki? |
Też bym to jednak zwaliła na aktorkę. Ja sobie absolutnie nie życzę insynuacji, że coś tam w tej idylli szwankowało! Benjamin Barker z rodziną to jest obrazek tak słoneczny, słodki, przeszczęśliwy i do obrzydzenia idealny, że jakoś mi na nim nie pasują żadne rysy. MUSI być full hapiness, specjalnie dla podkreślenia mroku teraźniejszości. No owszem, można by powiercić trochę w tym obrazku, dokleić jakiś przewrotny dramat, że niby nie dość że chłop wariuje na tle wspomnień, to jeszcze te wspomnienia fałszywe, bo go wydra jedna zdradzała czy co tam... Ale to już byłoby za dużo. Ja bardzo proszę go oszczędzić! Niechże to jednak będzie baśń.
Natomiast do aktorki, owszem, chętnie się przyczepię. Jak sędzia jej sterczy pod oknem z wiechciem, to już w kinie się wkurzałam, że mogłaby się zdecydować, śmieje się czy płacze. Wystraszona? Rozbawiona? Zniecierpliwiona? Jedna z nielicznych jej samodzielnych scen, miała okazję się pokazać i spaliła.
black rose napisał: | Johana taka jakaś nijaka... |
Ot, takie sobie naiwne a niewinne dziewczę. Trudno oczekiwać od niej wyrazistości Toby'ego-ulicznika. Słusznie mówisz, przesiedziała całe życie przy tym oknie, śpiewanie z ptaszkami i tamborek za jedyne rozrywki... Mało to wzbogacające osobowość. Ale w sumie, czy koniecznie musiała być jakaś bardziej złożona? W końcu nieczęsto i krótko ją spotykamy, istnieje bardziej nawet w wyobrażeniach Sweeneya, niż jako ta żywa.
Scarlett napisał: | - Niewinnego człowieka? - Mrs. Lovett
- Rozpoznał mnie - ST
- A, no to już zmienia postać rzeczy -Mrs Lovett i spokojnie otwiera skrzynie by okraść trupa. |
Och tak! To było zabójcze! A przecież za pierwszym razem jakie obrzydzenie, jaka wystraszona! "Ile krwi!" Za drugim razem już jakoś jej nie przeszkadzało! I przecież zostawiła sobie sakiewkę. Niby taka przytomna, trzeźwo myśląca babka, a tu wpadła przez błyszczące perełki. Nie pomyślała, że Toby będzie pamiętał?
Anajulia napisał: | Dalej - w muzyce Sondheima brak mi (z małymi wyjątkami) "chwytliwych" motywów |
A już myślałam, że to ja głucha, albo zmęczona... Faktycznie. nie wpadało tak mocno, jak by mogło. Ale całkiem źle nie jest, bo jednak podobało mi sie bardziej i zostało więcej, niż choćby po "Moulin Rouge" (w którym zachwyciła mnie tylko "Roxanne" i nic więcej). Mówicie, "Epiphany"... eee, które to, ten "niewidzialny" kurs po ulicach, między ludźmi? Jak posłucham parę razy, to może mi zostanie, ale na razie jakoś nawet nie pamiętam... W kinie spodobał mi się motyw "I feel you, Johanna", wracało kilka razy i fajnie, czysto brzmiało, więc nawet ja zapamiętałam... Natomiast co innego mnie naprawdę ZŁAPAŁO! Motyw organowy, ta krótka zagrywka, pojawiająca się ledwo dwa razy, na początku i końcu. Jakieś to takie było... Yeah! Mocne!
Anajulia napisał: | Nikt z aktorów w ST nie zabrzmiał profesjonalnie, ale jeśli ktoś się wybija, to zdecydowanie Johnny! Oczywiście można nie lubić jego barwy głosu, ale naprawdę dał radę. Helenka - wpisała się w klimat, ale śpiewać nie umie, sorry. Cała zresztą obsada brzmi straszliwie (może oprócz Rickmana), ale już się przyzwyczaiłam |
A ja już dobre pół roku temu stwierdziłam, że podoba mi się jego głos. Do tego potrafi z nim wyczyniać zadziwiąjące rzeczy. Willy Wonka jest po prostu zabawny, ale Jack Sparrow... Ach (muszę sobie achnąć, nie wytrzymam ), momentami ta wibrująca głębia budzi dreszcz. Baaardzo miły dreszcz! I wcale nie musi jeszcze śpiewać, żeby się go słuchało z błogą lubościa. Ale jak już śpiewa... Powiedziałabym tak: owszem, dał radę. Jeśli już przejawia jakieś braki, to raczej niedoszlifowanie (Nie wymagajmy od człowieka cudów, w takim czasie. A i tak dokonał cudu.) niz brak możliwości. By tak rzec, czuć że jeśli miałby coś poprawić, to na pewno ma CO. Ma CZYM.
Helenka nie umie? Walisz w gruzy moje miłe złudzenia... Akurat mi się podobała pod tym kątem. Całkiem przyjemny słowiczek. A "Corpse Bride"? Nie była dobra?
Naprawdę cała obsada? A Anthony zdawał mi się brzmieć całkiem czysto. Natomiast, ryzykuję zbiorowy lincz, ale... Rickmana jakoś w ogóle nie mogłam usłyszeć. Wiem, to już pewnie jednak dowodzi głuchoty... Zaznaczam, że Rickmana bardzo lubię (choć niekoniecznie podzielam powszechne zachwyty nad jego głosem, jakiś zbyt matowy jak dla mnie...), ale pod względem śpiewu jakoś mi tu niknął w tle.
A czemu tak mało wspominacie o duetach? Spodobało mi się jak zręcznie się przeplatali w tych scenach. Szczególnie ciekawie to wyglądało/brzmiało przy pierwszym, Johnny/Helena, scena z oddanymi brzytwami, bo tu szły dwa odrębne wątki.
Eddie napisał: | A Sweeney - no nie wiem - może gdyby zaśpiewał straszliwiej to może by mnie przekonał |
Jak wygląda "straszliwe", czy o zgrozo, "jeszcze straszliwsze" śpiewanie? Jak dla mnie jest całkiem przekonujaco, momentami aż warczy. Żądasz, żeby płuca wypluł? Zresztą to w ogóle karkołomne założenie, żeby musical przerażał. I tak im się wszystkim udało.
Anajulia napisał: | To mój ulubiony film spółki Burton - Depp. |
U mnie na pierwszym miejscu był "Sleepy Hollow". ST chwilowo go zdetronizował. Chwilowo, bo żeby to rozstrzygnąć na dłuższą metę, musiałabym powtórzyć jedno i drugie, poza tym sprawa musiałaby się uleżeć, nabrać mocy urzędowej... Choć już chyba mogę powiedzieć, że emocjonalnie, pod względem postaci ST jest więcej wart. Tak jak "Edward Nożycoręki", który jednak od SH i ST stoi niżej w sensie realizacyjnym, jeszcze w nim nie widać pełni tego dojrzałego, perfekcyjnego Burtona. Ahh, pomyśleć czego jeszcze możemy się po nim spodziewać. Po nich obu!
Anajulia napisał: | Krwawe filmy są od lat 18-tu, bo tego wymagają jakieś tam ustawy. |
Elizabeth napisał: | Okazało się, że nie wszędzie film jest od 18 lat. Znalazłam przytulne miejsce, gdzie film był od 15. |
U mnie też od 15. I "Grindhouse" szedł od 15. A "Zodiak" od 18. What the... Jak ostrzejsze ale "nierealistyczne" to już OK? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widziała film bardziej krwawy od ST, licząc na wiadra. Zresztą pod względem dosłowności scen mordów też. Ale może niewyrobiona jestem bo za slasherami nie przepadam.
Anajulia napisał: | trafiłam w Kafeterii na coś, czym chętnie zamknęłabym usta wszelkim krytykom |
Dobrze, że ja tego nie czytałam przed napisaniem własnej recenzji. Zablokowało by mnie albo co... Niektóre fragmenty żywcem jak ode mnie (albo moje od nich...) tylko innymi słowami. Ludzie, istnieje coś takiego jak podświadomy plagiat telepatyczny?!? Toż ja nawet "Sekretnego okna" nie widziałam...
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Wto 9:55, 18 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 20:30, 18 Mar 2008 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Jak wygląda "straszliwe", czy o zgrozo, "jeszcze straszliwsze" śpiewanie? Jak dla mnie jest całkiem przekonujaco, momentami aż warczy. Żądasz, żeby płuca wypluł? Zresztą to w ogóle karkołomne założenie, żeby musical przerażał. I tak im się wszystkim udało. |
Wiesz, ciężko to wytłumaczyć, sama za bardzo nie wiem . Ale nie - takie Epiphany jest rzeczywiście głównie wywarczane - a więc mam swoje straszliwie - tak jak chciałam . Ale na przykład jak śpiewa pani Lovett albo Johanna albo Toby - to to jest jakieś takie strasznie fajne - coś jakby przerysowane - no nie wiem - rzucają się w uszy na kilometr, są strasznie wyraźni, straszliwi, no! A co wyprawia Mr. Sweeney whoever I beg-a your pardon? - on sobie najzwyczajniej w świecie śpiewa . Ale zasadniczo - fazę narzekania mam już za sobą, już się przyzwyczaiłam . I już bardzo lubię . Więc teraz już nie dojdę do tego co mi tam nie grało . Przez jakiś czas myślałam też, że może wkurzał mnie jego akcent. Bo jak taka Mrs Lovett coś powie tak po brytyjsku albo Tobiaszek, to Mr. T. tak nie umie . Ale sama już nie wiem... Jak się trafi jeszcze kiedyś taki dzień, w którym Johnny mi nie będzie pasował w tych piosenkach, to się nad tym zastanowię .
A co jest nie tak z ta aktorką od Lucy? Ja jej nie znam, ale sądzę, że grała spoko - taka właśnie beautiful idealna virtuous żona - to we wspomnieniach Sweeney'a. Pewnie aż tak wspaniała nie była, jasne, że ją wyidealizował - ale to przecież naturalne, że idealizuje się przeszłość, za którą się tęskni. Nie wiem jakie tam oskarżenia konkretnie padały pod jej adresem - w każdym razie ja też mówię im stanowcze nie . Jeżeli już bym miała ją o coś posądzać, to o to, że była sierotą życiową - taka trochę głupia i naiwna - coś jak sportretowała ją Mrs. Lovett w piosence z tą maskaradą - trochę poplątana - takie poor thing - o! Sądzę, że jej wersja była bliższa prawdy niż te sielanki Sweeney'a . A już abstrahując od tego wszystkiego - żebraczka z niej pierwsza klasa! I jak śpiewała! Nooo - ma tam różne odsłony - jak dla mnie całość zupełnie spoko . Nie czepiam się jej .
A Johanna... Jak dla mnie to ona nie była aż takim dziew częciem. To Todd z niej robi właśnie takie dziewczę - piękne, niewinne no i oczywiście złotowłose. Ale ona sama w rzeczywistości jest o wiele bardziej złożona. Rzekłabym nawet, że mroczna - w końcu miewa koszmary - łłaaarrrr . Mi ona w ogóle nie przypomina Lucy, pomijając to, że jest do niej podobna z wyglądu. Owszem, świergoli sobie ślicznie w okienku, ale absolutnie nie jest tak słodka i głupiutka jak jej pierzaści przyjaciele. To co śpiewa jest raczej gorzkie. A w ogóle - greenfinch & linnet bird - dzwoniec i makolągwa, bo sprawdzałam - co to za stwory . Moim zdaniem ma silną osobowość - tak siedzi zamknięta, ale nie jest jakaś zahukana czy coś tam - do Turpina - pukaj dziadzie zanim wejdziesz... i tak sobie stąd pójdę... - ma swoje zdanie. Albo - w ogóle nie peszy ją to, że jakiś marynarz ją podgląda, rzuca mu klucz, planuje ucieczkę - jest odważna moim zdaniem. Może się wydaje taka nijaka dlatego, że jest bardzo smutna i pesymistyczna... Rzeczywiście mocno kontrastuje z Tobiaszem, bo to takie żywe dziecko .
Aletheia napisał: | Och tak! To było zabójcze! A przecież za pierwszym razem jakie obrzydzenie, jaka wystraszona! "Ile krwi!" Za drugim razem już jakoś jej nie przeszkadzało! I przecież zostawiła sobie sakiewkę. Niby taka przytomna, trzeźwo myśląca babka, a tu wpadła przez błyszczące perełki. Nie pomyślała, że Toby będzie pamiętał? |
Jakie perełki? Nie kojarzę perełek . A pani Lovett to moja ulubiona bohaterka...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 20:46, 18 Mar 2008 Temat postu: |
|
Perełki lśniły na portfeliku
A co do Johanny się z tobą zgodzę. Podziwiam ją za to. Nie wiem, czy byłabym aż tak odważna, że jakiemuś kolesiowi co śpiewa, że mnie czuje, rzuciłabym klucz... no, ale jak ktoś jest tak zdesperowany... W sumie to przecież jej tam nie było źle... żyła sobie w pięknym domku z nowymi ślicznymi sukienkami... no ale perspektywa ślubu z Turpinem... blee...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 20:57, 18 Mar 2008 Temat postu: |
|
Ach! Chodzi o portfel - a w ogóle nie zauważyłam tam żadnych perełek - nie ma to jak moja spostrzegawczość . No wpadła - ale nic dziwnego - Toby jej właśnie nieświadomie nadepnął na odcisk, więc chciała go posłać po cuksy - cokolwiek... żeby przestał już bredzić, bo niezbyt przyjemnie jej się tego słuchało. Ona jest super .
Myślę, że Johannie było tam źle nawet zanim pojawiła się perspektywa ślubu ze starym dziadem - tak ogólnie - nie służyło jej życie w klatce - dziwi się pitoszkom - jak one tak mogą...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizbeth Rackham
Artylerzysta
Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 502
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Helheim Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 20:20, 19 Mar 2008 Temat postu: |
|
Byłam na Sweeney'iu w niedzielę. Już miałam do Warszawy jechać, bo myślałam, że nigdy nie będzie go w Lublinie. Cóż... Takie miasto
I co ja mogą napisać? Hm... Pasuje do mnie. To mi pierwsze przychodzi do głowy. To jeden z tych filmów które się ogląda i nie czuje się, że czas płynie- widziałam tylko parę takich. Wspaniały, mroczny Londyn i postacie takie... wiktoriańskie. I w sumie "Sweeney..." jest taki, jakiego oczekiwałam. Na przykład słysząc końcówkę "No Place Like London" wiedzialam, że to będzie właśnie taki przelot uliczkami. Pod koniec filmu strasznie się denerwowałam... Znałam wszystko oprócz zakończenia. Podejrzewalam, że Mrs. Lovett mniej więcej tak skończy (nie wiem, czy można spojlerować). I niezwykła była ostatnia piosenka jej i Sweeney'ia. W sumie nie wiem, czy finał ma mnie smucić, czy cieszyć. Hm... Dziwne to wszystko. Ale pasujemy do siebie.
Straszny chaos mi wyszedł. Ale cóż... Nie potrafię tego wszystkiego ułożyć. I będę jeszcze tu pisać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 4:02, 21 Mar 2008 Temat postu: |
|
AAA! Skończyłam! Teraz będę mogła myśleć dalej, pisać dalej, żyć dalej! . Pewnie jeszcze dziś mnie tu zobaczycie z baaardzo długim postem. A póki co - dzielę się moim dziełem. Nie ważne, czy macie kopię ST czy nie - to chyba i bez filmu interesująca lektura, bo tłumaczenie całkiem niepoprawne politycznie . Wypięłam się na to dystrybutora, o tych krążących w sieci nie wspominając. To tak wspaniała historia, że jakiemuś dennemu "współczuję ci, Johanno" mówię stanowcze NIE!
...no tak, niemało w tym przekładzie interpretacji... i pewnie niemało drobnych przeoczeń (literówek, przecinków, etc.). Dlatego byłabym wdzięczna za wszelkie uwagi/poprawki, zwłaszcza te dotyczące tłumaczenia. Niekiedy musiałam się naprawdę napocić nad rozgryzieniem jakiegoś słówka czy zwrotu i często odwoływałam się wyłącznie do intuicji przy podjęciu decyzji. Tak czy owak - jestem zadowolona z efektu, bo wreszcie widać, że to przepiękna historia o miłości .
A jeśli chodzi o dopasowanie napisów do własnej kopii - szczęśliwcy to posiadacze 2-dyskowego wydania, o fps 23.976. Jeśli ktoś ma film o tych parametrach, a mimo to napisy się nie synchronizują, proponuję skorzystać z programu bestplayer, który ma opcję kreatora i można przesunąć napisy względem obrazu. Jeśli będzie zainteresowanie, chętnie puszczę swoją (bardzo ładną) kopię wraz z napisami "w obieg".
Tymczasem czekam na wsparcie przy poprawkach. Enjoy .
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pią 4:07, 21 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 13:26, 22 Mar 2008 Temat postu: |
|
Och - fajniuśnie . Ja nie mam filmu - ale znam piosenki z soundtracku i mniej więcej wiem o co w nich chodzi - a więc w tych miejscach na pewno bardzo dokładnie się powgryzam i jak będę miała jakieś uwagi to napiszę . Ale tak ogólnie - te teksty są momentami naprawdę bardzo trudne i przy ich tłumaczeniu trzeba interpretować, inaczej się chyba nie da... Ale to może wróżyć dużo bezsensownego czepiania się z mojej strony . Bo pewnie będzie tak, że nie przypasuje mi jakieś słówko czy zwrot... tak jak z tą ideologią... ... i będę się czepiać, przy czym będzie panować zasadnicza zgodność . Ha, ha - nie wiem kiedy się tym zajmę, bo na razie nie mam czasu - ale może w takim razie nie wszystko na raz - wezmę przerobię dziś ze dwie, trzy piosenki . Och, i tak btw - chyba już wiem skąd mi się wzięło to wjeżdżanie na ideologię (to słowo) - kiedyś oglądałam coś takiego w TV i tam owładnięci ideą mordercy byli klasyfikowani wyżej na skali zła (cóż za pojęcie , ale serio, było takie ) i generalnie to mieli już być psychopaci... Jakoś tak... dlatego wydawało mi się, że krwiożerczy Sweeney z mojej interpretacji nie był psychopatyczny . Whatever .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bella
Buszujący pod pokładem
Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Anglia
|
Wysłany: Pon 11:55, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
Oglądałam film dość późno, ze względu na brak premier u mnie w kinie. Trochę poczekałam, ale nie jestem pewna czy było warto. Ta buchająca krew z szyj, po twarzy Sweeney'a, obrzydlistwo. Na końcu jak ta krew spływała po oczach i ustach Lucy... no nie za fajnie to zrobili... Może i to miało być tak przerysowane, ale mimo wszystko... nie spodobało mi się to.
Żal mi Todda na pewno nie było. Skończył swoją żałosną egzystencje w sposób, który mu odpowiadał, nie ma co żałować. Mrs Lovett tym bardziej, to co ona robiła, było chyba jeszcze bardziej okrutniejsze od samego Todda. Jedynie kogo mi szkoda, to Lucy... ona jako jedyna była najbardziej poszkodowana w tej historii...
No takie moje zdanie... ale ja jestem jeszcze świeża, bo ST oglądałam dopiero parę dni temu
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|