Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 4:25, 13 Sty 2007 Temat postu: Cytaty z literatury |
|
Jedna z najważniejszych dla mnie książek. Jedna z tych, które przybliżyły mnie nieco do życiowej mądrości. A przy tym świetnie napisana. Arcydzieło literatury. Nieco metafizyczna opowieść o niezwykle wrażliwym człowieku, który nie potrafi odnaleźć się pośród brudu i absurdów ziemskiego piekła. Spragniony piękna, pogrąża się w samotności, szaleństwie, rozpaczy, by wreszcie poznać receptę na swoje cierpienie. Mnie uratowała. Dedykuję Kaileenie.
UWAGA - SPOJLER
Herman Hesse, Wilk Stepowy, 1927, tł. Gabriela Mycielska
Wtem otworzyły się drzwi loży i wszedł Mozart, którego na pierwszy rzut oka nie poznałem: nie miał warkocza ani krótkich spodni, ani pantofli ze sprzączkami, był ubrany współcześnie. Usiadł tuż koło mnie, omal go nie dotknąłem i nie przytrzymałem, żeby się nie pobrudził krwią, która spłynęła na podłogę z piersi Herminy. Usiadł i zajął się pilnie kilkoma małymi porozstawianymi tu instrumentami i aparatami, a robił to z dużą powagą, kręcił coś i majstrował przy tych przedmiotach, ja zaś z podziwem spoglądałem na jego zręczne, ruchliwe palce, które tak chętnie zobaczyłbym kiedyś, gdy grają na fortepianie. Zamyślony przypatrywałem się Mozartowi, a raczej nie tyle zamyślony, co rozmarzony i zagubiony w widoku jego pięknych, mądrych rąk, ogrzany uczuciem jego bliskości, a zarazem trochę zalękniony. Nie zwracałem uwagi na to, co on właściwie robił, co tam majstrował, czym się zajmował.
A był to aparat radiowy, który tu ustawił i uruchomił, po czym włączył głośnik i powiedział: – Słychać Monachium, Concerto grosso F-dur Händla.
I rzeczywiście, ku memu nieopisanemu zdziwieniu i przerażeniu, piekielny, blaszany lejek zaczął niebawem wypluwać ową mieszaninę flegmy i przeżutej gumy, którą posiadacze gramofonów i abonenci radia postanowili nazywać muzyka; poprzez posępny charkot i skrzeczenie można było istotnie poznać – podobnie jak pod grubą warstwą brudu stare, wspaniałe malowidło – szlachetną strukturę tej boskiej muzyki, jej królewską budowę, chłodny, daleki oddech i nasycony, szeroki dźwięk instrumentów smyczkowych.
– Mój Boże – zawołałem przerażony – co pan robi, mistrzu? Czy serio chce pan sobie i mnie zrobić taką przykrość? Nastawia pan ten ohydny aparat, triumf naszej epoki, jej ostatnia zwycięską broń w niszczycielskiej walce ze sztuką. Czy musi tak być, mistrzu?
O jakże zaśmiał się ten niesamowity człowiek, jakże śmiał się zimno i upiornie, bezdźwięcznie, a jednak druzgocąc wszystko tym śmiechem! Z prawdziwą przyjemnością przyglądał się moim mękom, kręcił przy przeklętych gałkach, poprawiał blaszany lejek. Śmiejąc się, pozwolił tej zniekształconej, bezdusznej i zatrutej muzyce w dalszym ciągu przenikać do naszego pomieszczenia i, śmiejąc się, dał mi odpowiedź.
– Tylko bez patosu, panie sąsiedzie! Czy pan w ogóle zwrócił uwagę na to ritardando? Niezły pomysł, co? No tak, a teraz niech pan, niecierpliwy człowieku, pozwoli, by przeniknęła pana myśl tego ritardando… czy słyszy pan te basy? Kroczą jak bogowie.. i niech pan pozwoli, by ten pomysł starego Händla nasycił i uspokoił pańskie serce! Posłuchaj raz, człowieku, bez patosu i szyderstwa, jak za tą istotnie idiotyczną i beznadziejną zasłoną śmiesznego aparatu majaczy daleki kształt muzyki bogów! Niech pan uważa, można się przy tym czegoś nauczyć. Niech pan zwróci uwagę, jak ten zwariowany głośnik czyni rzecz na pozór najgłupsza na świecie, najbardziej niepotrzebną i najbardziej zakazaną, ciskając graną gdzieś muzykę bez wyboru, głupio i brutalnie, w dodatku żałośnie zniekształconą, w obcy, dla niej niewłaściwy obszar – i jak, mimo to, nie może zniszczyć pierwotnego ducha tej muzyki, a tylko ujawnia na jej przykładzie własną bezradną technikę i bezduszną przemyślność. Słuchaj dobrze, mały człowieczku, trzeba ci tego koniecznie! Zatem uszy do góry! Tak. A teraz słyszy pan nie tylko pogwałconego przez radio Händla, który nawet w tej najobrzydliwszej formie wciąż jeszcze jest boski, słyszy pan i widzi jednocześnie, czcigodny sąsiedzie, znakomite porównanie wszelkiego życia. Słuchając radia, słyszy i widzi pan odwieczną walkę między ideą a zjawiskiem, między wiecznością a czasem, między tym co boskie a tym co ludzkie. Właśnie tak, mój drogi, jak radio ciska najwspanialsza muzykę świata w ciągu dziesięciu minut, bez wyboru, w najmniej do tego odpowiednie miejsce, w mieszczańskie salony i na poddasza, pomiędzy plotkujących, obżerających się, ziewających i śpiących abonentów, tak jak te muzykę odziera z jej zmysłowego piękna, psuje ją, niszczy, zaflegmia, a mimo to nie może całkowicie zniszczyć jej ducha… dokładnie tak samo życie ciska wokół siebie tak zwaną rzeczywistością, wspaniałym kalejdoskopem świata, pozwala na to, by po Händlu następował odczyt o sposobie fałszowania bilansu w średnich zakładach przemysłowych, z czarodziejskich dźwięków orkiestry czyni odrażającą zawiesinę tonów, a swoją technikę, zapobiegliwość, swą straszliwą nędze i próżność wsuwa wszędzie między idee a rzeczywistość, miedzy orkiestrę a ucho. Całe życie jest takie, mój mały, i musimy je takim pozostawić, a jeśli nie jesteśmy głupcami, to musimy się z tego śmiać. Ludziom pańskiego pokroju stanowczo nie przystoi krytykować radia lub życia. Niech pan się raczej nauczy najpierw umiejętności słuchania! Niech się pan nauczy brać serio to, co jest tego warte, a z reszty niech pan się śmieje! Czyżby pan przypadkiem sam dokonywał tego lepiej, szlachetniej, mądrzej, z większym smakiem? O nie, monsieur Harry, na pewno nie. Ze swego życia uczynił pan jakąś wstrętną historię choroby, ze swych zdolności nieszczęście. I, jak widzę, nie potrafi pan nic innego zrobić z piękną, zachwycającą, młoda dziewczyną, jak wbić nóż w ciało i zadać śmierć! Czy pan to uważa za słuszne?
– Słuszne? Ach, nie! – zawołałem zrozpaczony. – Mój Boże, wszystko jest takie fałszywe, tak piekielnie głupie i złe! – Jestem bydlęciem, mistrzu, głupim, złym bydlęciem, chorym i zepsutym, co do tego ma pan po tysiąckroć rację… Ale co się tyczy tej dziewczyny, ona sama tego chciała, spełniłem tylko jej życzenie.
Mozart śmiał się bezdźwięcznie, zdobył się jednak na wielka uprzejmość i wyłączył radio. (…)
– Słyszał pan wyrok. Będzie więc pan musiał przyzwyczaić się do słuchania muzyki radiowej życia. To panu dobrze zrobi. Jesteś niezwykle mało pojętny, miły, głupi chłopcze, ale z czasem zrozumiesz wreszcie, czego się od ciebie żąda. Musisz się nauczyć śmiać, tego się wymaga. Musi pan pojąc humor, wisielczy humor tego życia. Pan jednak gotów jest uczynić wszystko, tylko nie to, czego się od pana wymaga! Jest pan gotów sztyletować dziewczęta, jest pan gotów dać się uroczyście ściąć, z pewnością byłby pan również gotów umartwiać się i biczować przez setki lat. Czy nie tak?
– O tak, z całego serca byłbym gotów – zawołałem z rozpaczy.
– Oczywiście! Da się pan wziąć na każdą głupią i pozbawioną humoru imprezę, wielkoduszny panie, na wszystko co jest patetyczne i pozbawione dowcipu. (…) Dla tego głupiego ideału popełniłby pan jeszcze z dziesięć zabójstw. Do diabła, ale pan właśnie ma żyć! Postąpiono by słusznie, gdyby pana skazano na najcięższą karę.
– Jakaż byłaby to kara?
– Moglibyśmy na przykład znów ożywić tę dziewczynę i pana z nią ożenić.
– Nie, nigdy bym się na to nie zgodził. Stałoby się nieszczęście.
– Jak gdyby nie dosyć nieszczęść już pan spowodował. Ale teraz trzeba skończyć z patosem i zabójstwami. Niech pan wreszcie zmądrzeje! Ma pan żyć i nauczyć się śmiechu. Musi pan nauczyć się słuchać tej przeklętej radiowej muzyki życia, wielbić ją, śmiać się z jej niepotrzebnej wrzawy. Koniec, więcej się od pana nie żąda.
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 2:00, 18 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 20:10, 18 Sty 2007 Temat postu: |
|
"Wilka stepowego" dostałam na urodziny od mamy, a to już jest dla mnie świetna recenzja Zabieram się, zabieram do czytania!
Moja książka:
"Czwarte niebo" Mariusza Sieniewicza
Zygi jest niedoszłym polonistą, jednym z milionów oustsiderów, chcąc się uwolnić od "gęby" tworzy własny świat chmur, balansuje na granicy snu i jawy. Opowieść o beznadzieji ciągłej ucieczki, trwaniu w miejscu, wszechobecnym cyniźmie tłamszącym życie i o tym, że nie wystarczy krzyknąć "fuck the system!", klapnąć na fotelu i umartwić się nad swoim pokoleniem. Mnie też uratowała. Gorąco polecam rówieśnikom swoim i Zygiego (ech, jak to brzmi! )
fragment (co prawda to nie ta najjaśniejsza perełka z książki, ale jedyna, która już jest wklepana w komputer chociaż, teraz innaczej patrzę na reklamy Wertersów ):
Nie minął wcale dzień, tydzień ani miesiąc. Jeszcze tego samego popołudnia Zygmunt wypłynął na powierzchnię zdarzeń. Wyszedł z miejskiego lasu przy Radiu Olsztyn i ukłonił się znajomemu z czasów studiów, niesłychanie ambitnemu redaktorowi Kwieciowi.
Redaktor właśnie skończył dyżur i wsiadał do niebieskiego forda. Na pytanie, czy przypadkiem nie podwieźć, Zygmunt odpowiedział stanowczo, acz uprzejmie, że nie. Minąwszy staw z parką nieruchomych łabędzi, które bezskutecznie próbowała podkarmić zasuszona babuleńka, skręcił w Wojska Polskiego. Prawie w tym samym momencie na powierzchnię zdarzeń wypłynęli obok "Jurandowego Źródełka" Trawka, Rubin i Bocian. Wracali ze skarpy nad Łyną – leśnego azylu, gdzie macki miasta jeszcze nie sięgały. Trawka, ułożywszy na rękach torbę niczym małe dziecko, kołysała nią na boki i zaśmiewała się, mówiąc coś do reszty. Rubin zabiegał jej drogę i chciał koniecznie coś wytłumaczyć, potrząsał przecząco głową. Jedynie Bocian szedł spokojnie, podparty sękatym kijem. Od razu Zygmunta wypatrzyli, zamachali rękami, że widzą i że poczekają.
– No cze – zawołała Trawka.
– Cześć, cześć – odpowiedział pośpiesznie Zygmunt, patrząc im po kolei w oczy.
Szukał, rzecz jasna, najprostszej przyczyny rozradowania Rubina i Trawki, czyli oznak spożywania nad rzeką piwa w ilości kontrolnej. O dziwo, nic z tych rzeczy.
– Właśnie gadaliśmy o Świetlickim. Zygi, jak myślisz, Świetlicki lepszy od Wojaczka? – zagadnął Rubin.
– Dajcie już spokój – stęknął zrezygnowany Bocian. Jego cicha miłość do wierszy jednego i drugiego była wszystkim znana.
– Ale lepszy czy nie? – ciągnął uparcie Rubin. – Bo ja się w tym gubię. Spotkałem dzisiaj przed "Kolorową" jakąś panienkę z liceum. Martensy, dżinsy, czarny sprany tiszert, a w rękach zaczytany tomik Świetlickiego. I tak była zamyślona, groźnie, nihilistycznie zamyślona, że prawie wlazła mi w gitarę. Chwytam ją za ramiona i mówię: Uważaj, laska, bo sobie krzywdę zrobisz od tego czytania. A ona spogląda na mnie takimi złymi oczami, wiesz, tak jak to one potrafią, jak potrafią te młode, bogate i zbuntowane licealistki intelygenckie, i wypala: Jestem w nastroju nieprzysiadalnym! Wyjmuje fajkę, patrzy spode łba i czeka...
– Ale powiedz o tym z pluciem – zniecierpliwiła się Trawka.
– Zaraz, po kolei. Więc czeka i patrzy. Myślę sobie, nic, tylko jakaś pokręcona, więc mówię jej: Idź, koleżanko, swoją drogą, bo zaraz możesz być w pozycji nieprzysiadalnej, tak wiesz, dla picu, a ta pomieliła językiem w gębie, napluła sobie na rękę, skiepowała fajkę i do buzi ten syf. Gęba pełna, a ta jeszcze skanduje w dodatku, coś jakby: kul kids of det, kul kids of det. Porąbana, myślę. Ty chyba nie nieprzysiadalna, ale nienormalna jesteś – mówię znowu, gdy już przełknęła, co miała do przełknięcia. Laseczka rzuca mi pełne obrzydzenia spojrzenie i odchodzi. W garści gniecie jeszcze mocniej tego Świetlickiego. Kul kids of det, kul kids of det, mamrocze. Zygi, co to znaczy?
– E, przestań. Pozerstwo – żachnął się Zygmunt. – Nie wiem, czy lepiej, żeby czytały sobie Herberta przy świecach, czy takiego Świetlickiego przy fajkach.
– Herbert się skończył – przerwał Bocian. – Upadł tak jak komunizm. Na koniec zrobili z niego zapijaczonego furiata i po zabawie. Lamus. Wieszcz Miłosz! Ten to umie zawsze postawić żagle z wiatrem.
– Nie tak prędko! – uprzedził go Zygmunt. – Jeszcze zobaczysz, jak Świetlicki odbierze honoris kauza albo zagra z Miłoszem w reklamie. Na przykład w reklamie cukierków werters oryginals. Wyobraźcie sobie... Dziadek Miłosz sadza sobie na kolanach wnuczka Marcinka i zaczyna z zadumą w głosie: Ech, ja też kiedyś byłem małym barbarzyńcą... Dzisiaj sam jestem dziadkiem, więc cóż mogę ofiarować swojemu wnuczkowi, jeśli nie werters oryginals... Wojaczek już nie zagra, tak jak niedane mu już będzie stroić min w "Pegazie", a szkoda. Jak masz nazwisko i nie masz kasy, to zawsze możesz popajacować albo w telewizorni, albo w jakiejś radzie. I pomyśleć, cenzura, brulionowcy... siebie warci poeci, nihiliści i nawróceni. Wymyślić kit, dorwać się do tuby, odwrócić światopogląd jak sweter na lewą stronę i ustatecznić jak najszybciej. Nie załapiesz się – kontestujesz, załapiesz – oswajasz media i przemycasz wyższe wartości. Syf i hipokryzja!
A zaczęło się, w moim przypadku, od "Wszystkim Zygmuntom między oczy!" we wrocławskim Teatrze Polskim
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agrafka
Cieśla
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gród Kraka
|
Wysłany: Pon 15:50, 29 Sty 2007 Temat postu: |
|
"Wilk stepowy" - Herman Hesse
Harry Haller nie potrafi odnaleźć się wśród innych ludzi, nic go nie cieszy, nic nie interesuje. Drzemiąca w nim natura wilka nakazuje niszczyć wszystko, co może stanowić ład. W depresji próbuje jednak zasymilować się z otoczeniem. Chodzi na dancingi, ma piękne kochanki, uczy się odczuwać i myśleć jak masa. Chce uciec od nieznośnej samotności, szuka miłości. Znajduje jedynie złudzenia.
Dawno nie czytałam książki która wywarła na nie takie wrażenie,ba! powaliła (dosłownie i w przenośni). Arcydzieło.
"Jak na ten dzisiejszy, prosty, wygodny świat, zadowalający się byle czym, masz za dużo pretensji, jesteś zbyt głodny. Ten świat cię wypluwa, dla niego masz o jeden wymiar za dużo. Kto chce dziś żyć i cieszyć się życiem, nie powinien być takim człowiekiem jak ty i ja. Kto żąda zamiast brzdąkania - muzyki, zamiast zadowolenia - radości, zamiast pieniędzy - duszy, zamiast masowej produkcji - prawdziwej pracy, a zamiast zabawek - prawdziwej namiętności, dla takiego człowieka ten śliczny świat nie jest ojczyzną".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 1:58, 18 Mar 2007 Temat postu: |
|
Podpatrzyłam na stronie u właśnie poznanego Kapitana (najprawdziwszego!). Piękne!
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.
/MarkTwain/
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agrafka
Cieśla
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gród Kraka
|
Wysłany: Wto 19:15, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
Edward Carey-" Dom z obserwatorium"
Opowieść o człowieku, który kolekcjonuje skrawki życia innych ludzi i tworzy z nich sekretną wystawę w piwnicy swojego domu. (Obowiązkowa pozycja dla ufoków wszelkiej maści )
"Słyszałem o takich ludziach,o ludziach, którzy potrafią bez problemu komunikować się z obcymi.O ludziach,którzy samą swoją obecnością docierają do wnętrza najbardziej skrytych osób i zaglądają do środka,nie czyniąc szkód.
Prawdę mówiąc,ich rozmówcom często podoba się takie doświadczenie."
"Zobaczyłem,jak otwierają się drzwi.Zobaczyłem ujawnione sekrety.Wiadomo,że swobodna rozmowa odpręża,a odprężenie to niebezpieczeństwo.Odprężając się,opuszczamy gardę.Zwłaszcza podczas rozmowy.
Odprężająca rozmowa każe się otworzyć,a otwierając się,często odkrywamy to,czego nigdy nie powinniśmy pokazywać."
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 0:35, 15 Gru 2008 Temat postu: |
|
Dawno tu nikt nie zaglądał, a mnie naszła chęć, żeby podzielić się z Wami fragmentem książki okrzykniętej najważniejszą książką Beat Generation, rewolucyjnym dziełem i zaklejoną mnóstwem innych etykietek, które nie wytrzymują próby faktycznego doświadczania tej książki. Mój ulubiony cytat nie należy do tych błyskotliwych, opisujących zjawiska czy ludzi w ogóle. Nie głosi też żadnej z prawd objawionych, a ponadto jest króciutki. Po prostu go uwielbiam i ciekawa jestem, czy ktoś, tak jak ja, może się pod nim podpisać "Ja też"
"W drodze" Jack Kerouac, tłum. Anna Kołyszko
Za dużo spraw mnie pociąga, dlatego cały jestem zamącony i skołowany, kiedy tak pędzę od jednej spadającej gwiazdy do drugiej, aż padnę. Co też ta noc [sylwestrowa] robi z człowiekiem. Nie miałem nikomu nic do zaoferowania poza własnym zamętem w głowie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carmen13
Czyściciel zęz
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 10:57, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
Małgorzata Hillar
My z drugiej połowy XX wieku
My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów
Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi
Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami
Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami
Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 15:47, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
To był kiedyś mój ukochany, sztandarowy wręcz wiersz .
Tak mi od wczoraj, za sprawą Mrs.Sparrow , chodzi po głowie pewien cytat. Jeden z ważniejszych dla mnie...
William Wharton, Ptasiek, 1978, tł. Jolanta Kozak
- (...) Schodzimy na dół, (...) a potem wychodzimy sobie zwyczajnie, przez bramę.
- Tak ot?
- Tak ot.
- No, a co później?
- Nic później (...). Dalszy ciąg życia.
- I to wszystko?
- Jak to: wszystko?
- Tak to się kończy?
- Niezupełnie (...). Za łatwo by było. Jeszcze nikomu się tak nie udało.
Ale próbować warto.
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pią 15:47, 30 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 18:58, 31 Sty 2009 Temat postu: |
|
To, jeśli chodzi o "Ptaśka", dorzucam swoje motto
William Wharton, "Ptasiek"
"Ludzie nie latają, bo nie wierzą, że potrafią. Gdyby nie pokazano im kiedyś, że mogą pływać, do dziś wszyscy by się topili po wrzuceniu do wody."
Ostatnio zmieniony przez Mrs.Sparrow dnia Sob 18:59, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 21:40, 26 Lip 2009 Temat postu: |
|
W poszukiwaniu miejsc, gdzie by tu jeszcze coś napisać... Hej, a tutaj można tylko cytaty literackie? Może by tak temat ogólnoaforyzmowocytatowy?
Wszystko poniżej, to Pratchett i przyznam, że poszłam na łatwiznę i podparłam się polskim pratchettoforum, bo zawsze jak sama czytam, to zapominam zapisywać... Zresztą weź tu człowieku przepisuj całe książki.
Czarownice zawsze używają jedynie kuchennego wyjścia. W życiu człowieka są tylko trzy okazje, kiedy wypada przejść przez drzwi frontowe, ale wtedy go przenoszą.
Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek.
Grawitacja to nałóg, z którym ciężko zerwać.
Iloraz inteligencji tłumu jest równy IQ najgłupszego jego przedstawiciela podzielonemu przez liczbę uczestników. (Jedno z najpopularniejszych twierdzeń Pratchettowych )
Doświadczony tchórz nie dba o „dokąd”, dopóki „przed czym” stanowi problem tak fascynujący. (Mówiłam, że Rincewind ma coś ze Sparrowa )
Uniwersytety są skarbnicami wiedzy: studenci przychodzą ze szkół przekonani, że wiedzą już prawie wszystko; po latach odchodzą pewni, że nie wiedzą praktycznie niczego. Gdzie się podziewa ta wiedza? Zostaje na uniwersytecie, gdzie jest starannie suszona i składana w magazynach.
Książki muszą mieć wpisane imię, żeby wszyscy wiedzieli, kto zawinił.
Nigdy nie wybieraj sobie imienia, z którym nie możesz szorować podłogi. (Dlaczego mi się to kojarzy z netowymi nickami...)
Ceną za bycie najlepszym to zawsze… zawsze to, że musisz być najlepszy.
Bitwy, nawet gdy jedna ze stron uznaje się za zwycięzcę, kończą się zwykle rezultatem: Ludzie: 0, Kruki: 1000.
Jak wie nawet początkujący odkrywca, nagroda przypada nie temu, kto pierwszy postawi stopę na dziewiczym lądzie, ale temu, kto pierwszy dostarczy ową stopę do domu. Jeśli wciąż jest umocowana do nogi, można to uznać za dodatkową premię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Sparrow
Piracki Lord
Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z teatru Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 15:55, 28 Lip 2009 Temat postu: |
|
Kilka cytatów z jednej z najpiękniejszych książek, jakie dane mi było przeczytać
"Zapach motyli według Tatiany Bohunow" Tatiana Bohunow
Wymyśliłem sobie Panią, ale Pani jeszcze o tym nie wie. Pani się miota, wścieka, krzyczy. Histeryczka. I pogryźć by Pani chciała wszystkich, ale się nie da. Więc może wymyślę ciekawszy scenariusz, tak dla jednego aktora. I jednego spektaklu. I jednej sceny. Pewnego dnia kurtyna się podniesie i rozpocznie się gra. Będzie się Pani podobało. Obiecuję. I będzie Pani bić brawo, i śmiać się, i wzruszać. A ja pokornie będę pisał tę sztukę do końca. Dopóki nie wyrzucą nas s teatru...
W świecie istot żywych tylko ludzie atakują bez ostrzeżenia.
Zostałam milionerką czasu.
W powietrzu unosiły się cytrynowe motyle. Uwielbiałam patrzeć, jak podlatywały do mnie kołysane podmuchami wiatru. Lądowały prowokująco, później błyskawicznie podrywały się do góry. Jakby kręcąc piruety, tańczyły nade mną i jak duchy znikały. One pachniały tą ulotną, magiczną wonią, którą wydziela szczęście rozgrzane promieniami słońca. Niektórzy to znają. Wielu jednak przechodzi przez życie, nie czując nigdy zapachu motyli.
Ostatnio zmieniony przez Mrs.Sparrow dnia Wto 15:56, 28 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:45, 01 Gru 2009 Temat postu: |
|
"Sztacheta śledcza", Szymon Kobyliński
(...) było normalnie, cowieczornie, bez zmian. Coraz częściej dziedzicowi przypominała się racja, jaką wypisał na kartce przed strzeleniem sobie w łeb dawny oficer zagubionego w gębi Rosji garnizonu: "Nadojęło rozdiewatsia i odiewatsia".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 13:48, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
"Mój własny diabeł", Mike Carey
Znielubiłem go z miejsca, by oszczędzić sobie później czasu i wysiłku.
Pan młody stał przy ołtarzu, spokojny i opanowany, jak człowiek przywiązany do torów i słyszący odległy gwizd lokomotywy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 19:34, 30 Mar 2010 Temat postu: |
|
No tak, znowu przyszłam dublować... Ratunku?
Lektury nadobowiązkowe: część druga, Wisława Szymborska, 1981
Proponuję radość z tego powodu (s. 16)
Gdyby ktoś nie znał, są to wysoce autorskie a luźne felietonorecenzje rzeczy papierowych wielce różnistych. Pewien polski przekład Horacego spodobał się Autorce na tyle, że swe uznanie dla tłumacza podsumowała powyższym zdaniem, które mnie z kolei spodobało się na tyle, żeby przynieść. Wybaczenia upraszam, jeśli poza swym kontekstem nierównie bawi, a zaciekawionym i kontekstu chętnym całość rekomenduję.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 20:11, 08 Kwi 2010 Temat postu: |
|
Wybaczcie czwartego dubla (quadripla?), ale czytam sobie tą Szymborską dalej i na co drugiej stronie znajduję coś fajnego. Mogę jeszcze trochę?
Lektury nadobowiązkowe: część druga, Wisława Szymborska, 1981
s.24 Dusza odpoczywa nie tylko w śmiechu, ale i w czystym smutku. (Słowa aktorki i reżyserki Stanisławy Wysockiej o teatrze, Szymborska je cytuje, a ja z kolei za nią.)
s.39 Wielcy pisarze rzucają cień w dwóch jednocześnie kierunkach. Jednym cieniem zasnuwają swoich poprzedników, drugim - epigonów.
s.62 ...szukanie szczerości w pamiętnikach nie ma większego sensu. Warto pytać, jaką wersję swojej osoby i świata wybrał autor - bo zawsze istnieje jakaś możliwość wyboru.
s.85 Z kiczem jak z tygrysem. Póki żyw, przepędza się go bezlitośnie. Kiedy już martwy, jego wyprawiona skóra staje się ozdobą salonu, wszyscy cmokają, jaki wspaniały tygrys, i głaszczą go po głowie.
(O XVI-XIX-wiecznej scenie.) s.97-98 Jeszcze w XVI w. uważano, ze w porządnym teatrze kobieta w roli kobiety byłaby zjawiskiem gorszącym. (...) Pasterz Dafnis wyznawał miłość płci nieprzeciwnej, na co pasterka Chloe odpowiadał namiętnym dyszkantem. (...) [Po wejściu kobiet na sceny] Kastraci stanowili dla płci słabej groźną konkurencję, toteż śpiewaczki często musiały poprzestawać na rolach sentymentalnych amantów. Stwarzało to sytuacje z panoptikum. W pewnym londyńskim przedstawieniu występowało tyleż śpiewaczek w spodniach co kastratów w krynolinach. Słuchowo mogło to być znakomite, ale wzrokowo musiało być upiorne. Kiedy zaprzestano wreszcie barbarzyńskiej produkcji kalek, kobiety miały okazję się odegrać, bo przejąwszy po kastratach wszystkie role kobiece, zatrzymały również i męskie. Układ stał się teraz podobny do początkowego, tyle że na odwrót: do śpiącej (operowej już) Desdemony skradała się uwąsowiona Otello. Takie jeszcze przedstawienie oglądał Chopin w Paryżu. Ponieważ Otello była drobna a Desdemona jak piec, Chopin drżał, że udusiny odbędą się w przeciwnym kierunku.
Przyniesione przez wzgląd na ostatnie zdanie, które mnie przyprawiło o kwik szczęścia, ale że potrzebowało kontekstu, to tytułem wprowadzenia musiałam zacytować też przynajmniej wycinki reszty, też ślicznie sformułowanej, co dowodzi, że Nobli darmo nie dają. A przy okazji przyszło mi na myśl, że to rzecz przydatna dla tych fanów, którym się Jackowe obelżywe insynuacje pod adresem Willa zdają ni z gruszki, ni z pietruszki. Zapewniam, że historycznie rzecz biorąc, nie musiały być takowe, nawet jeśli nie było to w tym wypadku wkalkulowane przez twórców.
s.117 ...fałszerstwo to swoisty hołd złożony doskonałości oryginału.
s. 207 ...jest w nas wszystkich skłonność do jasnowidzenia w sprawach od dawna rozstrzygniętych. Zawsze umiemy zająć słuszne stanowisko w walce, której dalszy ciąg jest dobrze znany z podręczników historii.
I jeszcze pierwsza część (jakoś tak wyszło...).
Lektury nadobowiązkowe, Wisława Szymborska, 1973
s.58 ...[dzieło] o sztuce naukowego wątpienia.
Wyrwane z kontekstu, ale kontekst w tym wypadku mniej istotny. Podoba mi się po prostu ta idea i to sformułowanie.
s.69 Marzymy, ale jak niedbale, niedokładnie! "Chcę być ptakiem" powiada ten i ów. Ale gdyby posłuszny los zamienił go w indyka, czułby się zawiedziony.
s.72 Kiedy Kasprowiczowa opublikowała przed wojna swój Dziennik, zarzucano jej, że więcej tam pisze o sobie niż o zmarłym poecie. Bo wszystkim kobietom wolno pisać o sobie, tylko "wdowom po" ten proceder jest surowo wzbroniony.
Uważajcie za kogo wychodzicie, dziewczyny. Albo... żyjcie tak, żeby Wasi mężowie spisywali wspomnienia o Was!
s.83 Klasyk to, jak wiemy, ktoś kto pisał dla dorosłych, a czytany jest przez dzieci.
s.229 (O "obracaniu się w kręgach" i o "znajomościach".) ...znać "wszystkich" to trochę za dużo, żeby znać kogokolwiek dobrze.
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Sob 22:37, 24 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:50, 09 Sie 2011 Temat postu: |
|
To nie jest z literatury, ale właściwszego tematu nie mamy... Przypisywane bejsboliście nazwiskiem Yogi Berra.
In theory there is no difference between theory and practice. In practice there is.
I to jest najlepsze wyjaśnienie jakie widziałam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 18:04, 24 Maj 2012 Temat postu: |
|
Ja naprawdę nie chcę dublować, niechże mnie ktoś poratuje...
Pascal Boyer, I człowiek stworzył bogów
Psycholodzy zajmujący się tą kwestią często zwracali uwagę, że sama idea testu (...) ma w sobie coś niesłychanie sztucznego: osoba, która zna odpowiedzi (nauczyciel (...)), zachowuje się, jakby ich nie znała, a osoba, która ich nie zna, ma je podać! Trzeba lat treningu, by oswoić się z tak dziwną sytuacją.
No wiem, "weź się zatkaj wreszcie z tą szkołą".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 1:16, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
Z: Bezmiar matematycznej wyobraźni, Krzysztof Ciesielski i Zdzisław Pogoda
Gdy pisarz mówi o powieści epistolarnej, a architekt o emporze, to kiwamy z zrozumieniem głowami. Nie wypada przecież pokazać, że się na tym kompletnie nie znamy. Gdy jednak matematyk powie coś o homeomorfizmie... Wtedy wypada z dumą stwierdzić, że to dla nas niepojęte, a nawet spojrzeć na matematyka z niesmakiem - jak można o takich rzeczach wspominać w porządnym towarzystwie! Sama nazwa już sugeruje, że mowa o czymś, czego absolutnie pojąć nie można. Ba, wiele osób uważa, że nie wypada tego wiedzieć. (s.85)
Jeśli matematyk przyzna się w nowym towarzystwie do swej profesji, to z reguły musi wysłuchać, jakieś to niepowodzenia spotykały różnych ludzi w zmaganiach z Królową Nauk. Jedni deklarują szacunek, inni niechęć. Wszyscy natomiast ochoczo zatrudniają matematyka do wszelkiego typu obliczeń i podsumowań, nawet wtedy, gdy trzeba dodać 5 do 10... Zastanawiające jest, że raczej nikt nie będzie wykorzystywał pisarza, filologa lub dziennikarza (nie mówiąc o poecie), by za niego napisał takie czy inne zdanie lub podanie do Ważnego Urzędu. (s.21)
Powyższe jest dla mnie zbyt prawdziwe, by się z tego śmiać, ale poniższe...
Na przełomie tysiącleci brytyjscy naukowcy pytali dwunastolatków z siedmiu krajów o ich opinie o matematykach. Okazało się, że według uczniów matematycy to ludzie pozbawieni przyjaciół, żyjący samotnie, zazwyczaj wyłysiali, mający czoła pokryte zmarszczkami z powodu nadmiernego wysiłku umysłowego, niemodnie ubrani, mający jednak swoje ulubione rozrywki - takie, jak rozwiązywanie w wolnych chwilach równań kwadratowych. Zapoznanych z wynikami tych badań matematyków najbardziej poruszył fragment dotyczący rozwiązywania równań kwadratowych - czego jak czego, ale tego na pewno w wolnym czasie nie robią. (s.29)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 19:50, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
Ponieważ robią to w pracy.
Hura, nareszcie nie jestem tu ostatnia! Niech to, teraz znowu jestem... Cytatnij coś jeszcze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 21:45, 20 Wrz 2014 Temat postu: |
|
Obiecałam co lepsze kawałki Dresden Files by Jim Butcher.
3. Grave Peril
Five white candles surrounded my summoning circle, the points of an invisible pentacle. White for protection. And because they're the cheapest color at Wal-Mart. Hey, being a wizard doesn't make money grow on trees.
4. Summer Knight
I slammed the doors open a little harder than I needed to, stalked out to the Blue Beetle, and drove away with all the raging power the ancient four-cylinder engine could muster. Behold the angry wizard puttputt-putting away.
6. Blood Rites
Over the course of many encounters and many years, I have successfully developed a standard operating procedure for dealing with big, nasty monsters. Run away.
We got in the car and I dropped the pup into the box I'd put in the backseat and lined with some laundry I'd had in the Beetle's trunk. He started wrestling with a sock. I think the sock was winning.
"Jobs are a part of life. Maybe you've heard of the concept. It's called work? See, what happens is that you suffer through doing annoying and humiliating things until you get paid not enough money. Like those Japanese game shows, only without all the glory."
"Who the hell are you?" he growled.
"I the hell am Harry," I said.
He pulled out his own gym bag and slammed the car door closed. "You always a wiseass?"
"No. Sometimes I'm asleep."
"Oh, what would you like on your vegetarian pizza?"
"Dead pigs and cows," I said.
She glanced up at me and wrinkled her nose.
"They're vegetarians," I said defensively.
"Dismembering monsters with a chain saw is one thing. People are another."
"Yeah. People are easier."
7. Dead Beat
Ghouls are quick, strong, and harder to kill than a juicy rumor about the president.
"In the action business, when you don't want to say you ran like a mouse, you call it 'taking cover.' It's more heroic."
(Dresden o swoim psie, gabarytu średniego kucyka)
“Mouse isn’t big. He’s compactly challenged.”
8. Proven Guilty
It was as silent as a librarian’s tomb.
11. Turn Coat
“You’re in America now,” I said. “Our idea of diplomacy is showing up with a gun in one hand and a sandwich in the other and asking which you’d prefer.”
14. Cold Days
What was it I’d heard in a martial arts studio at some point? Learn to fight naked and you can never be disarmed. Which is fine, I guess, as long as there aren’t mosquitoes.
15. Skin Game
Home is where, when you go there and tell people to get out, they have to leave.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 19:43, 30 Sty 2015 Temat postu: |
|
Cytat: | Home is where, when you go there and tell people to get out, they have to leave. |
To jest najlepsze.
"W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego", Walter Murch
Brak zgodności wizualnej - choć nie w sensie doczesnym - jest najbardziej uderzającą cechą starożytnych egipskich malowideł. Każda część ludzkiego ciała przedstawiana była od najbardziej charakterystycznej i najwięcej ukazującej strony: głowa z profilu, ramiona do przodu, ręce i nogi z profilu, tułów od przodu. Następnie wszystkie te części składane były w jedną całość. W dzisiejszych czasach, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do prawa rządzącego perspektywą, malowidła te wydają nam się wręcz komiczne, pokręcone, jednak w dalekiej przyszłości nasze filmy, łączące wiele różnych kątów kamery mogą wydawać się równie komiczne i pokręcone.
Dlaczego cięcia się udają? Czy posiadają pewne podstawy ukryte w naszym własnym doświadczeniu, czy też są jakimiś wynalazkami, stworzonymi dla wygody filmowców, ale ludzie po prostu się do nich przyzwyczaili?
Mimo iż codzienna rzeczywistość jest raczej nieprzerwana, istnieje jeszcze ten inny świat, w któym żyjemy przez bodaj jedną trzecią naszego życia: rzeczywistość nocna naszych snów. A obrazy oglądane w snach są o wiele bardziej fragmentaryczne, przecinają się w o wiele dziwniejszy i bardziej raptowny sposób, niż obrazy budzącej się rzeczywistości dnia codziennego - przybliżają w jakiś sposób interakcję między filmem a widzem, któej źródła należy upatrywać w cięciach.
Wyjaśnienie może okazać się dziecinnie proste: Akceptujemy cięcia, dlatego, że przypominają nam obrazy zestawiane ze sobą podczas snu. (...)
W tym miejscu należy zwrócić uwagę na jakże wiele mówiące słowa rodzica, który chce ukoić swoje dziecko słowami: "Spokojnie, kochanie, to tylko sen". Te same słowa wypowiada on, gdy chce ukoić dziecko przestraszone filmem: "Spokojnie, kochanie, to tylko film". Przerażające sny i filmy wykazują podobną moc obezwładniającą mechanizmy obronne, które w przypadku przerażających książek, obrazów czy muzyki działają bez zarzutu. W końcu trudno jest sobie wyobrazić wypowiedź: "Spokojnie, kochanie, to tylko obraz".
"Spójrz na tę lampę na drugim końcu pokoju. Teraz z powrotem na mnie. Jeszcze raz na lampę. I znów na mnie. Widzisz, co zrobiłaś? Mrugnęłaś. Tak wyglądają cięcia. Po pierwszym spojrzeniu wiedziałaś, że bez sensu jest za każdym razem przesuwać wzrok ze mnie na lampę, ponieważ wiesz, co się znajduje pomiędzy, Twój umysł zmontował scenę. Najpierw patrzysz na lampę. Cięcie. Teraz patrzysz na mnie."*
*Cytat oryginalnie z Christian Science Monitor, 11 sierpnia 1973, wywiad Louise Sweeney z Johnem Hustonem.
(...) mrugnięcie to coś, co pomaga rozdzielić myśli lub mimowolny odruch, towarzyszący wewnętrznemu rozdziałowi.
Mrugnięcie następuje w chwili, w której nastąpiłoby cięcie, gdyby tę rozmowę nakręcić. Ani kadr wcześniej, ani później.
Naturalnie nie spodziewam się, że widzowie będą mrugać wraz z kolejnym moim cięciem, ale moment cięcia powinien stanowić potencjalny moment mrugnięcia. Za pomocą cięć, zmieniając nagle pole widzenia w pewnym sensie mrugasz za widzów; organizujesz dla nich natychmiastowe zestawienie dwóch pojęć - dzięki temu, mrugając, otrzymują złudzenie rzeczywistego świata, podobnie jak w przykładzie Hustona.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 21:13, 30 Sty 2015 Temat postu: |
|
Marta napisał: | To jest najlepsze. |
Bardzo do mnie przemawia. (Szczególnie niekiedy po powrocie z pracy.)
Interesująca ta analogia ze snami. Ale nie zgadzam się, że książki, obrazy i muzyka są znacząco inne. Ludzie płaczą też przy książkach i muzyce, a obraz potrafi przestraszyć i jeśli to jest jakieś trompe l'oeil, to owszem, mówi się wtedy "Hej, nie bój, zobacz, to jest namalowane". Podobnie wszystkie trzy rzeczy potrafią chodzić za człowiekiem nie gorzej niż film. Za to bardziej nawet niż większość snów.
To o mrugnięciu też interesujące, ale myślę, że odwrócenie głowy liczy się nawet bardziej (w końcu kiedy mruga się nie odwracając głowy, ciągłość jest praktycznie zachowana, przerwa nie jest istotna).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 21:45, 30 Sty 2015 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Ale nie zgadzam się, że książki, obrazy i muzyka są znacząco inne. Ludzie płaczą też przy książkach i muzyce, a obraz potrafi przestraszyć i jeśli to jest jakieś trompe l'oeil, to owszem, mówi się wtedy "Hej, nie bój, zobacz, to jest namalowane". |
Jak najbardziej można płakać albo się wystraszyć, ale zdarzyło Ci się patrząc na obraz zasłaniać oczy? Gdy nie chcemy czytać dalej, zamykamy książkę, wychodzimy z pokoju ze strasznym obrazem, a filmy mają czasem coś takiego hipnotyzującego, że nie da się ruszyć i wyłączyć odbiornika.
Aletheia napisał: | To o mrugnięciu też interesujące, ale myślę, że odwrócenie głowy liczy się nawet bardziej (w końcu kiedy mruga się nie odwracając głowy, ciągłość jest praktycznie zachowana, przerwa nie jest istotna). |
Od paru dni obserwuję, kiedy ludzie mrugają podczas rozmów i nie jestem przekonana, ale podoba mi się idea.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 1:23, 31 Sty 2015 Temat postu: |
|
Marta napisał: | zdarzyło Ci się patrząc na obraz zasłaniać oczy? |
Jeśli to jest zbliżeniowy portret pająka, nie będę zasłaniać oczu, tylko próbować odwrócić kartkę albo przescrollować stronę jak najprędzej (czyli tak prędko, jak dam radę latającymi rękami). Filmy oglądam wyłącznie jednym ciagiem i jeśli dobre, to wpadam po uszy, ale jeszcze nie widziałam takiego, żebym literalnie nie mogła się oderwać. Jeśli nie przerywam, to znaczy, że mi się podoba (albo się nie podoba, ale liczę, że dalej będzie lepszy). Jeśli chcę przerwać, to znaczy, że mnie albo nudzi, albo odpycha. W obu wypadkach nie będę mieć problemu, może poza chwilą zwlekania, "bo może jednak warto przemęczyć". Za to książki, owszem, trafiają się takie, że muszę już iść spać, ale... Podobnie trafi się czasem taki obraz, że popatrzę, pójdę dalej... ale po chwili wrócę, bo jak właściwie wyglądał tamten detal... i jeszcze po jakimś czasie (dzień, rok) chcę to zobaczyć znowu.
Marta napisał: | Od paru dni obserwuję, kiedy ludzie mrugają podczas rozmów |
I nie masz od tego "Yyy, zaraz, co mówiłeś?"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 16:25, 31 Sty 2015 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Jeśli chcę przerwać, to znaczy, że mnie albo nudzi, albo odpycha. W obu wypadkach nie będę mieć problemu |
Aha. W moim przypadku jest różnica między przerażającą książką a przerażającym filmem i od książki o wiele łatwiej jest mi się oderwać. Dlatego ten cytat do mnie przemówił.
Aletheia napisał: | I nie masz od tego "Yyy, zaraz, co mówiłeś?" |
Staram się, żeby to nie były rozmowy wymagające całkowiego skupienia na treści
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|