Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 19:23, 05 Lut 2010 Temat postu: |
|
Anajulia napisał: | No to wywołałam niezłą burzę niewinną wzmianką w Skarbach |
Zaczynam właśnie dostrzegać tendencję, że najżywsze i najgorętsze okazują się takie tematy "przypadkowomimochodemwzmiankowe". Nie tylko na Perle zresztą. Trzeba by mieć to na uwadze - nie kończmy offtopów, tylko wycinajmy, dobrze?
Anajulia napisał: | nie tyka mi żaden zegar, choć mnie akurat powinien, i to głośno . (...) Zegar biologiczny szwankuje (może dlatego, że nie cierpię tykania? |
[prych] Będzie komentarz politycznie niepoprawny i w temacie dziecięcym dla dzieci nieodpowiedni, ale podczytuję sobie między innymi forum i artykuły o bezdzietnych (takich z wyboru, celowo) i gdzieś tam w dyskusji o tym jak się bronić przed namolnymi "życzliwymi" namawiającymi na mnożenie "bo trzeba" i "bo kiedyś będziesz żałować", przeczytałam wypowiedź jakiejś kobiety (cytat z pamięci, wybaczcie): "Ja odpowiadam, że przełożyłam baterie z zegara do wibratora, więc mi nic nie tyka".
Anajulia napisał: | Miłość do drugiego człowieka to tylko dobra, czysta motywacja, by się rozmnożyć. Nie rozumiem ludzi, którzy decydują się na dziecko, żeby miał się kto nimi zająć na starość, albo żeby poprzez dziecko zrealizować swoje niespełnione ambicje, albo żeby "zostawić coś po sobie", albo "bo tak wypada, co ludzie powiedzą". Toż to takie przedmiotowe! Dziecko powinno się rodzić z miłości i do kochania. |
Mnie się w ogóle wydaje, że najczystszą w tym sensie ewentualnością, jest dziecko wpadkowe (ale wyłącznie u ludzi generalnie na taką możliwość otwartych i "posiadaniu" (tak, też uważam, że to niezręczne określenie ) dzieci nieprzeciwnych!), bo... tutaj w ogóle nie ma jakiejkolwiek motywacji, bo nie ma planowania, wyłącznie przyjęcie czegoś, co życie samo przyniosło. Natomiast po wczytaniu się w te wspomniane wyżej fora i artykuły stwierdziłam, że mam fart w życiu i generalnie niespotykany spokój, bo nikt mnie do produkcji potomstwa ("gdzie wnuczki?" "a ty kiedy?" "to ty jeszcze nie masz?") nie namawia. Dreszcz po mnie lata, gdy się przekonuję (całe szczęście, że z cudzych relacji), jakie może być ludzkie stado. Czy to nie jest szalone, że ponoć najbardziej oklepanym argumentem "troskliwych" i "życiowo mądrych" jest "Wy nie chcecie mieć dzieci z egoizmu! A kto wam na starość szklankę wody poda?! A kto wam na emerytury zarobi?!". Ahem, no cóż... no comments. Może tylko taki, że logika "argumentacji" powala...
Anajulia napisał: | kompletnie nie pojmuję tego powszechnego parcia na posiadanie dzieci, idei, że w pewnym wieku po prostu wypada mieć dziecko, a jak się go nie ma (zwłaszcza gdy chodzi o kobietę), to jest się ułomnym, niepełnowartościowym. |
Być może zostanie to odebrane jako bezduszne i impertynenckie, ale tak sobie teraz myślę, że jeśli JEDYNE co ktoś potrafi zdziałać i co uważa za JEDYNĄ prawdziwą wartość to dziecko (proszę zauważyć, nie jakieś konkretne dziecko-osoba, ale dziecko w ogóle, jakieś-tam, dziecko jako obiekt), to ktoś taki nie powinien mieć właśnie dzieci w ogóle. Mieć, to każdy płodny półgłówek potrafi. Ale trzeba jeszcze mieć na uwadze, że człowiek nie stułbia i po odcięciu nie jest cały i gotowy. Co tam się spłodzi i urodzi to jest, uczciwie mówiąc, ludzki półprodukt, który trzeba dopiero na człowieka przynajmniej wstępnie wyprowadzić (bo potem już sam dalej "idzie na człowieka", aż do śmierci, czyż nie? ), co się dzieje nawet w przypadku tych, którzy nie wyprowadzają świadomie i którym dzieci wychowują się "same". No i teraz niech mi głosiciele życiowego credo "Płodzenie i rodzenie najprzedniejszą powinnością i obowiązkiem!!!" powiedzą, jaki człowiek wyjdzie z entuzjastycznej działalności kogoś, kto to potraktuje serio (a tak naprawdę jako wymówkę) i na zarzut, że dostarcza tylko "materiału przerobowego" domom dziecka odpowie, że przecież dzieci to skarb! Każde! Wszystkie! Może przejaskrawiam, ale naprawdę są ludzie, którzy to uważają za chwalebną "ideologię". Smutne. I przerażające.
Uuuf, ponuro się zrobiło , więc dopiszę jeszcze, że...
Anajulia napisał: | Nigdy nie próbuję do dzieci "kucać" i czuję, że sobie to cenią, że traktuję je poważnie. I wbrew powszechnemu mniemaniu, wszystko doskonale rozumieją. |
...jakoś tak ciepło mnie zaskakuje, gdy dzieci poważnie potraktowane (na ile, kulawo, mi się to udaje... też NIGDY nie zdrabniam (do mnie w dzieciństwie celowo i świadomie tak nie słodzono i nie lubiłam tego), ale jeszcze ton, modulacja... no, zawsze jakieś uczucie niepewnego błądzenia) równie poważnie odpowiadają, z jakąś taką specyficzną godnością, która mimo, że zawsze przecież pozowana (dziecko czuje, że jest w obcej, oficjalnej, "grzecznej" sytuacji i przybiera ton "dorosłego"), to wydaje mi się naturalniejsza, niż u dorosłych właśnie. Czuję wtedy coś w rodzaju podziwu.
Anajulia napisał: | A swoją drogą, Eddie, wydajesz się mówić z pozycji osoby która urodziła się w wieku 12 lat . (...) sami nigdy nie powinniśmy zapominać, że byliśmy kiedyś dziećmi, oraz tego, jak się wówczas czuliśmy. |
Muszę bronić! Jak pisałam, z tego co widzę i czytam, sama byłam zdumiewająco "dojrzałym" dzieckiem, a przynajmniej nadnaturalnie spokojnym. Miałam tak o wiele wcześniej niż na granicy 12, ale może w tym rzecz? Nigdy nie byłam taką naprawdę rozwydrzoną smarkulą, więc podobnie jak Eddie nieco obcy jest mi świat takiego naprawdę małoletniego rozwydrzenia, od "tamtej" strony. Może więc w jakimś sensie, przynajmniej niektórzy z nas rzeczywiście urodzili się "starsi"?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 21:11, 11 Lut 2010 Temat postu: |
|
Case study osobnika małoletniego płci prawdopodobnie męskiej, bez cech szczególnych, w środowisku półnaturalnym. Badanie nieplanowane.
- A sprzeda mi pani te długopisyyy?
- Nie sprzedam, wszystkie mi potrzebne.
- Ale sprzeda mi paniii?
- Nie sprzedam, tu jest biblioteka, długopisy się kupuje w sklepie.
- A gdzie je pani kupiła?
- W sklepie.
- W jakim?
- Papierniczym.
- A co tam się kupuje?
- Papier. I długopisy.
- A pani napisała te wszystkie książki? [W zasięgu wzroku jakieś dwa tysiące.]
- Nie starczyłoby mi życia. Widzisz tutaj? [pokazuję palcem] Tu jest napisane kto napisał tą książkę. ["Książki muszą mieć wpisane imię, żeby wszyscy wiedzieli kto zawinił." Terry Pratchett. Ale tego już mu nie powiedziałam. ]
[Daje się zaobserwować przejaw myślenia - dzieciak łapie inną ksiażkę i tam też próbuje odczytać. Wprawdzie trafił chyba na wydawnictwo zamiast autora, ale nie zdążyłam poprawić, bo miał okres skupienia uwagi akwariowego gupika.]
Opisywany egzemplarz miał dziesięć lat, specjalnie sprawdziłam. Wynika z tego, że już od dłuższego czasu się po świecie pałęta i przynajmniej raz szkoła musiała mu sprzedać pojęcie autora omawianej lektury (zresztą właśnie po lektury przyszedł). Ja już sama nie wiem jak to o mnie świadczy i co o mnie pomyślicie, ale jestem pewna, że ja w tym wieku nie zadawała(by)m takich pytań. W tym wieku uznałabym go za durnia. Dzisiaj już mam więcej dyplomacji, czytaj: mniej szczerości. Spotyka się głupich dorosłych. Prawdopodobnie na drzewach nie rosną, stąd mój nieelegancki politycznie wniosek, że muszą wyrastać z głupich dzieci. Przesadzam, czy jednak study of this case jest empirycznym potwierdzeniem istnienia tychże?
Mimo wszystko nadzieja dla niego jest. Przecież jednak ZADAWAŁ PYTANIA.
A w ogóle to wolałabym całodzienną rewizję finansową ostatnich dziesięciu lat, z szefostwem nad głową, niż dwadzieścia minut z Dzieciakiem Któremu Się Nudzi. Uf.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:34, 23 Lut 2010 Temat postu: |
|
Lol . Wyobraziłam sobie minę z jaką mówisz to:
Cytat: | Nie starczyłoby mi życia. |
Anajulia napisał: | A swoją drogą, Eddie, wydajesz się mówić z pozycji osoby która urodziła się w wieku 12 lat . |
Heh, no cóż... Moja nienawiść do dzieci jest silniejsza niż poparcie dla idei praw człowieka... Dzieciom mówię stanowcze i zdecydowane "nie" .
Mnie też Ciebie brakowało . Ciekawe kiedy się zobaczymy... Bo wciąż wiszę Ci kolejkę rumu . Nie wiem kiedy będziesz w Łodzi, ale ja będę całkiem niedługo w Norwegii . Tylko nie wiem gdzie w Norge mieszkasz . Ale ja będę pod koniec marca w Sandefjord, a na weekend majowy w Bergen , więc jeżeli w którymś z tych, to mogę Cię odwiedzić .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 10:52, 25 Lut 2010 Temat postu: |
|
To chyba się nadaje raczej do tematu "Zlot", ale... cóż, skoro nie mogę się ogarnąć co do spotkania w Łodzi, może rzeczywiście w Norge? Z Sandefjord jest do Royse raptem 140 km . Z Bergen, hmm, będzie tyle co z Dzi do Ldz .
A o dzieciach to ja się wysłowię potem, bo ostatnio jestem znów w niedoczasie...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 14:42, 09 Maj 2010 Temat postu: |
|
No dobrze, niedoczas już chyba będzie u mnie stanem permanentnym (ech, dziwne czasy, w których zakładaliśmy naszą piękną łajbę, minęły chyba dla mnie bezpowrotnie), ale dzisiejszy dzień postanowiłam przeznaczyć na buszowanie w Tawernie, sianie fermentu, więc po kolei...
Aletheia napisał: |
nie kończmy offtopów, tylko wycinajmy, dobrze? |
No jasne! O ile tylko off-top ma jakiś sens, ale w tym gronie bezsensowne się raczej nie zdarzają
Aletheia napisał: | Mnie się w ogóle wydaje, że najczystszą w tym sensie ewentualnością, jest dziecko wpadkowe (ale wyłącznie u ludzi generalnie na taką możliwość otwartych i "posiadaniu" (tak, też uważam, że to niezręczne określenie ) dzieci nieprzeciwnych!), bo... tutaj w ogóle nie ma jakiejkolwiek motywacji, bo nie ma planowania, wyłącznie przyjęcie czegoś, co życie samo przyniosło. |
Tyle, że wpadka, z definicji, przydarza się ludziom, którzy nie chcieli mieć dziecka, na pewno nie w tym momencie, zwykle nie z tym człowiekiem. No i masz babo placek, jak tu te dzieci płodzić, żeby było i spontanicznie, i nieegoistycznie, z miłości, w miłości... Strasznie się wszystko skomplikowało przez to świadome życie seksualne, antykoncepcję i resztę . Choć, z dwojga, chyba jednak wolę mieć wybór.
Aletheia napisał: | Wy nie chcecie mieć dzieci z egoizmu! A kto wam na starość szklankę wody poda?! A kto wam na emerytury zarobi?!". |
Ło matko!
Aletheia napisał: | Być może zostanie to odebrane jako bezduszne i impertynenckie, ale tak sobie teraz myślę, że jeśli JEDYNE co ktoś potrafi zdziałać i co uważa za JEDYNĄ prawdziwą wartość to dziecko (proszę zauważyć, nie jakieś konkretne dziecko-osoba, ale dziecko w ogóle, jakieś-tam, dziecko jako obiekt), to ktoś taki nie powinien mieć właśnie dzieci w ogóle. Mieć, to każdy płodny półgłówek potrafi. Ale trzeba jeszcze mieć na uwadze, że człowiek nie stułbia i po odcięciu nie jest cały i gotowy. Co tam się spłodzi i urodzi to jest, uczciwie mówiąc, ludzki półprodukt, który trzeba dopiero na człowieka przynajmniej wstępnie wyprowadzić |
Ja myślę, że to nie jest ani bezduszne, ani impertynenckie, ale głęboko humanistyczne właśnie i nie pojmuję, dlaczego ten oczywisty fakt tak często jest w Polsce pomijany we wszelkich "salonowych" dyskusjach dotyczących dzieci, począwszy od aborcji i in vitro, a skończywszy na procedurach adopcyjnych czy prawach dziecka. Ważna jest "ochrona życia", a już jego jakość to sprawa wtórna . Ostatnio, nie po raz pierwszy zresztą, przemknęła przez Sejm propozycja ustawy, na mocy której państwo mogłoby ingerować w sprawy rodzinne wówczas, gdy w domach dochodzi do przemocy wobec dzieci, czy jakichkolwiek innych poważnych zaniedbań. Karalny miałby być nawet klaps wymierzony latorośli. Oczywiście w PiSie podniósł się raban, że będą nadużycia, że ot, ojca po alkoholu (no przecież człowiek nie wielbłąd) poniosą nerwy i już bam, odebranie praw rodzicielskich, a dzieciom to przecież lepiej w rodzinnym domu, nawet najgorszym, niż w domach dziecka. Noż kurczę, jasne, że taka ustawa musiałaby skrupulatnie ograniczać możliwość nadużyć (zresztą, prawdę mówiąc, myślę, że wystarczyłby po prostu zdrowy rozsądek pracowników socjalnych), ale nóż mi się otwiera na takie gadanie, że państwo nie jest od tego, by chronić dzieci i wolnoć Tomku w swoim domku. To od czego, u cholery, jest państwo?! Co jakiś czas w wiadomościach nagłaśnia się łzawe historie, w których to opieka społeczna odbiera ludziom dzieci (i że też te płaczące do kamery matki zawsze są bezzębne, z przepitymi twarzami, z gromadką wystraszonych latorośli i odrapaną ścianą w tle) nadużywając swoich uprawnień. Nie wystarczyłoby ramówki wszystkich programów informacyjnych razem wziętych, by wspomnieć o losie dzieci, o które nikt, z własnymi rodzicami na czele, w porę się nie zatroszczył...
Aletheia napisał: | Anajulia napisał: | A swoją drogą, Eddie, wydajesz się mówić z pozycji osoby która urodziła się w wieku 12 lat . (...) sami nigdy nie powinniśmy zapominać, że byliśmy kiedyś dziećmi, oraz tego, jak się wówczas czuliśmy. |
Muszę bronić! Jak pisałam, z tego co widzę i czytam, sama byłam zdumiewająco "dojrzałym" dzieckiem, a przynajmniej nadnaturalnie spokojnym. Miałam tak o wiele wcześniej niż na granicy 12, ale może w tym rzecz? Nigdy nie byłam taką naprawdę rozwydrzoną smarkulą, więc podobnie jak Eddie nieco obcy jest mi świat takiego naprawdę małoletniego rozwydrzenia, od "tamtej" strony. Może więc w jakimś sensie, przynajmniej niektórzy z nas rzeczywiście urodzili się "starsi"? |
Och, ja też zawsze byłam nad wiek dojrzała i - na ile sięgam pamięcią wstecz - nigdy nie byłam rozwydrzonym bachorem. Istotnie, dzieci są różne, ale to, czy potrafią się zachować w sposób cywilizowany, przeważnie jest miarą dojrzałości... rodziców . Dlatego choć i mnie męczą te rozwydrzone, jakoś nigdy nie włącza mi się na nie agresor, raczej współczucie. Ale do Eddie wracając, sprawia wrażenie, jakby irytowały ją wszystkie dzieci poniżej 12 roku życia hurtem, niezależnie od stopnia ucywilizowania , stąd moja uwaga.
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 15:03, 09 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 16:32, 09 Maj 2010 Temat postu: |
|
Anajulia napisał: | niedoczas już chyba będzie u mnie stanem permanentnym |
Ty weź, nie strasz... Bardzo pięknie dzisiaj siejesz ferment i różne inne rzeczy. Taki dzień co tydzień-dwa i żyjemy. Łajba żyje.
Anajulia napisał: | Tyle, że wpadka, z definicji, przydarza się ludziom, którzy nie chcieli mieć dziecka, na pewno nie w tym momencie, zwykle nie z tym człowiekiem. |
Niby, teoretycznie, definicyjnie i tak dalej biorąc, tak. Ale... przecież przykład dla wyjaśnienia o co mi chodziło, mamy prawie pod nosem. Johnny sam twierdzi, że przynajmniej jego córka pojawiła się, w tamtym konkretnym momencie, jako zaskoczenie. Ale w ogólniejszej perspektywie, zaskoczenie pozytywne i witane z radością. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Przy całej świadomości, że trudno wypowiadać się o sprawie znanej z baaardzo daleka. Czyli nieznanej.
Anajulia napisał: | Ważna jest "ochrona życia", a już jego jakość to sprawa wtórna . |
Jak sami mówią ci "bojownicy", chodzi o ochronę życia od poczęcia. Nie mówią tylko, że "do urodzenia". Życie urodzone niech sobie radzi samo i głowy nie zawraca. A życie dorosłe to już w ogóle najlepiej do woja wpakować i gdzieś pod gwiżdżące kule wysłać, przecież to takie patriotyczne...
Wszytkie te dylematy "dom dziecka czy rodzina" są kolejną sprawą, dowodzącą, że świat jest BARDZO złożony. I nie da się wszystkiego rozwiązywać przy użyciu jednej sztancy. Podobno to Otto von Bismarck stwierdził kiedyś, że woli głupie prawo z mądrymi urzędnikami, od mądrego prawa z głupimi urzędnikami. Wśród tych wszystkich krzyków o "dobru dziecka", zdanie samych dzieci najmniej, jeśli w ogóle, bierze się pod uwagę. A nawet gdyby je zapytać...? Dzieciaka z takiego zapijaczonego i odrapanego domu, gdze wolisz być? w domu dziecka? w rodzinie zastępczej? zostać tu gdzie jesteś? Jeśli w ogóle się nie rozbeczy, że jacyś obcy o coś pytają, to co z tego zrozumie i jak ma zdecydować? Jakiego nieprawdopodobnego tytana myśli trzeba, żeby w takiej sytuacji zrozumiał swoje położenie i podjął decyzję? Nawet jeśli ma te naście lat? Większość z tych dzieciaków, gdyby w ogóle umiała uświadomić sobie i sformułować odpowiedź, to powiedziałaby, że chcą żeby wszystko było jak jest, tylko żeby już więcej nie było źle.
Problem jest skomplikowany i nie "siedząc" w temacie, zawodowo i jakkolwiek inaczej, nigdy bym nie próbowała wymyślać "najlepszych" rozwiązań. Ale wiem tyle, że podejście "medialne" też jest głupie. Pięciominutowe "pochylające się" reportaże tyle dają, że nagłaśniają sprawę i ponaglają władze, ale ceną (nieznośnie wysoką) jest podsycanie u mnóstwa niedzielnych telewidzów przeświadczenia, że są "zorientowani", że "co to się, panie z tym światem wyrabia, za moich czasów nie tak było" i że "ja to bym zaraz to urządził jak trzeba". Jak ja tego nie znoszę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 19:51, 09 Maj 2010 Temat postu: |
|
Właśnie usłyszałam w Wiadomościach o parze pedagogów (!) która po siedmiu latach oddała do domu dziecka adoptowane córki (10 i 14 lat), bo nie radzili sobie z nimi wychowawczo, jak wyjaśnia były ojciec. No i czy takie historie mają PRAWO się wydarzać?! Sęk w tym właśnie, że nie powinny mieć. Każdy przypadek jest indywidualny, jak zresztą ze wszystkim, a już szczególnie jak chodzi o istoty tak wrażliwe i bezbronne, jak dzieci. Nie jestem za sztywnymi procedurami, szablonowym rozwiązywaniem problemów, ale jeśli państwo, czy samorządy mają spełniać jakąś rolę, to najważniejsze wydaje mi się dobro dzieci właśnie - tych bezbronnych istot, które są przyszłością społeczeństw. Pozostaje pytanie, w jaki sposób je chronić, jak im tworzyć najlepsze warunki rozwoju, uzupełnić deficyty miłości i poczucia bezpieczeństwa, gdy zdarzą się takowe. I często myślę tak jak Ty, Aletheia. Że należałoby przede wszystkim zapytać same dzieci, bo przecież mają wolę, a niekiedy bywają o wiele mądrzejsze od dorosłych. Rzecz w tym jednak, że jest tak, jak piszesz. "Jakiego nieprawdopodobnego tytana myśli trzeba, żeby w takiej sytuacji zrozumiał swoje położenie i podjął decyzję? Nawet jeśli ma te naście lat? Większość z tych dzieciaków, gdyby w ogóle umiała uświadomić sobie i sformułować odpowiedź, to powiedziałaby, że chcą żeby wszystko było jak jest, tylko żeby już więcej nie było źle"... To wszystko za nic nie chce być proste, ale jeśli coś jest w tym kraju palącym problemem, któremu trzeba poświęcić uwagę, to nie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, a właśnie dzieci.
Aletheia napisał: | Niby, teoretycznie, definicyjnie i tak dalej biorąc, tak. Ale... przecież przykład dla wyjaśnienia o co mi chodziło, mamy prawie pod nosem. Johnny sam twierdzi, że przynajmniej jego córka pojawiła się, w tamtym konkretnym momencie, jako zaskoczenie. Ale w ogólniejszej perspektywie, zaskoczenie pozytywne i witane z radością. |
A, to nie jest dla mnie wpadka, a owoc miłości właśnie U jednostek "generalnie na taką możliwość otwartych". O ile wiem, Johnny od początku nie miał wątpliwości, że Van jest kobietą jego życia, więc Lily była prezentem od losu, nawet jak niespodziewanym. Ech
Aletheia napisał: | Bardzo pięknie dzisiaj siejesz ferment i różne inne rzeczy. Taki dzień co tydzień-dwa i żyjemy. Łajba żyje. |
<skromny> eee tam... No mówię, że trzeba mnie czasem do porządku przywołać!
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 19:55, 09 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|