Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 19:40, 04 Sty 2010 Temat postu: Dzieci |
|
Temat wynikły z dyskusji wokół Skarbów a.d. 2009.
-----------------------------------------------------
Co myślicie o dzieciach? Ogólnie, jako części otoczenia, życia, świata, albo może konkretnie - znajomych albo w ogóle Waszych dzieciach? A może sami jeszcze uważacie się za dzieci? Kiedy, Waszym zdaniem, przestaniecie się za nie uważać, jeśli w ogóle kiedykolwiek?
Ci, co nie mają, czy to jest dla Was "jeszcze nie mają", czy po prostu "nie mają"? Chcecie mieć dzieci?
Lubicie dzieci? Dobrze się czujecie w ich towarzystwie, a one w Waszym? Albo przeciwnie? Dlaczego? Czy chcielibyście mieć zawód, albo robić w życiu coś związanego z dziećmi?
Zapraszam do dyskusji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:53, 04 Sty 2010 Temat postu: |
|
Niespecjalnie lubię dzieci jak mam być szczera Drażnią mnie... Ale chciałabym mieć ich trójkę (taki mój mini paradoks). Najlepiej, żeby dziecko nr 1 było chłopcem, starszym o 3 lata od dziecka nr 2, które byłoby dziewczynką i byłoby starsze o cztery lata od dziecka nr 3 które byłoby chłopcem
Taką mam koncepcję i będę się jej trzymać, a jak coś pójdzie nie tak, to się wścieknę
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 19:36, 05 Sty 2010 Temat postu: |
|
A ja kocham dzieci! Już długi czas przebywam w ich towarzystwie i uwielbiam je. Osobiście zgodziłam się zostać choreografem gminnym, bo to znaczy, że będę z dziećmi. Ale nigdy nie zależało mi na więcej niż 1-2 dzieciach.
Ciekawe.
|
|
Powrót do góry |
|
|
KresKa
Piracki Lord
Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim
|
Wysłany: Wto 20:33, 05 Sty 2010 Temat postu: |
|
Zawsze bałam się dzieci. Nigdy nie wiedziałam... jak do niech dotrzeć? Zawsze się zastanawiałam, co taki mały człowiek myśli i w ogóle co w jego głowie siedzi i nie miałam pomysłu na to, jak się z nim 'skontaktować' O dziwo, co sie jakiś czas temu okazało, dzieci mnie lubią, nie wiedzieć czemu. I to w taki tajemniczo-magiczny sposób... Nieznane brzdące spotkane gdzieś na ulicy cieszą swoje buźki do mnie przez długi czas, przy bliższym spotkaniu dzieci niańczone przez moje koleżanki prędko zapominają o swoich 'rodzonych' ciotkach i przyklejają się do mnie... Nie mam pojęcia czemu tak się dzieje. I zawsze w takich momentach ogarnia mnie stres.
Dzieckiem przestałam chyba już być, nie wiem... w sumie nim się nigdy nie przestaje być, ale ten ubiegły rok wiele pozmieniał w tej kwestii....
Dzieci zawsze chciałam mieć, taką rozwścieczoną gromadę, trójkę to minimum. I bardzo ubolewam nad faktem, ze nie będę mogła ich mieć z osobą, którą kocham najbardziej na świecie....
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 20:49, 09 Sty 2010 Temat postu: |
|
Ja dzieci lubie tylko do czasu gdy są grzeczne. I one mnie chyba też troszeczkę lubią, bo zawsze się z nimi bawie
I nie potrafię sobie wyobrazić, żebym miała własne dzieciaki, bo nie potrafiłabym chyba być za nie odpowiedzialna, głupio to chyba brzmi ale tak właśnie jest. Ledwo co siebie potrafię upilnować a co dopiero takiego malucha. A poza tym chyba mam do tego za słabe nerwy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 21:01, 09 Sty 2010 Temat postu: |
|
Scarlett napisał: | Niespecjalnie lubię dzieci jak mam być szczera Drażnią mnie... Ale chciałabym mieć ich trójkę |
KresKa napisał: | Zawsze bałam się dzieci. (...) Dzieci zawsze chciałam mieć, taką rozwścieczoną gromadę, trójkę to minimum. |
I to jest, przyznam, dla mnie niezrozumiałe... Tak jakby cuś mi się tu nie zgadzało, ale może jestem w mylnym błędzie.
Karottka napisał: | A ja kocham dzieci! (...) Ale nigdy nie zależało mi na więcej niż 1-2 dzieciach.
Ciekawe. |
Dlaczego, może po prostu stawiasz na jakość zamiast ilość.
Jak dla mnie, fakt że dzieci NIE lubię i wolę nie mieć z nimi nic wspólnego, jest całkiem wystarczającym powodem, aby nie mieć własnych. Serio. No bo właściwie... po co? Jeśli ktoś dzieci nie ma i o nich marzy, to życzę pomyślnego rozmnożenia i generalnie szczęścia. Ale jeśli ja nie mam i żyje mi się najzupełniej szczęśliwie, bez poczucia jakiegokolwiek braku? W tej sytuacji, produkcja potomstwa "bo nie mam to sobie będę mieć", byłaby naprawianiem tego co nie zepsute. No jest w tym sens?
Co więcej, jestem egzemplarzem damskim niezbyt typowym (co nie znaczy, że niespotykanym), bo się nad dziećmi nie rozpływam, nie grucham i nie piszczę. Dzieci się nie mieszczą w moim pojęciu "śliczności", "słodkości" i innych takich. Bywa nieraz, że jakieś dziecko mi się spodoba, uznam je za ładne, ale tak od dwóch-trzech lat w górę. Niemowlęta NIE. Zdecydowanie nie należy zostawiać mi dzieci pod opieką, nawet na pięć minut, bałabym się tego dotknąć i byłabym ogólnie przerażona.
Podobnie jak KresKa, nie mam pojęcia jak rozmawiać z dziećmi. O ile zauważyłam, chcą by je traktować serio, co jest całkiem zrozumiałe, ale jak to zrobić w praktyce...? Mnie nawet z dorosłymi ciężko się rozmawia... Próbuję sobie wyobrazić to z ich perspektywy, ale to niewiele daje, bo jako dziecko nie zwracałam przecież uwagi i nie notowałam jak dorośli prowadzą rozmowy z dziećmi i co robią źle. Zresztą ja byłam chyba dziwnym dzieckiem, bo unikałam bycia w centrum uwagi, nie żądałam zabawiania, najlepiej się czułam sama, a poza tym byłam bardzo cicha i zdumiewająco (kiedy czytam i słyszę to co o dzieciach się mówi), upiornie grzeczna - żeby się sprzeciwić, musiałam mieć poważny powód, nigdy żadnego "bo nie! bo nie chcę i już!". Właściwie zostały mi te cechy do dzisiaj.
Nie wiem czy dzieci mnie lubią. Nie rzucam się do wycałowywania i infantylnego (ha! nomen omen!) kwoczego kwiczenia "jaki to on śliczny i jak wyrósł!", a to już, uważam, potężna zaleta. Przynajmniej ja tego nienawidziłam, a ze strony starszych ciotek i znajomych rodziny nienawidzę do tej pory. Ale tak naprawdę nie zależy mi na dziecięcej sympatii. Nie chcę, żeby dzieci się mnie bały, ale wolałabym żeby raczej omijały.
EDIT
sabinsien napisał: | nie potrafię sobie wyobrazić, żebym miała własne dzieciaki, bo nie potrafiłabym chyba być za nie odpowiedzialna, głupio to chyba brzmi ale tak właśnie jest |
Dlaczego, to jest właśnie mądre. Głupie jest raczej nieprzemyślane wydawanie na świat dzieciaków, mimo braku chęci i talentu do wychowania.
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Sob 21:06, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 18:01, 10 Sty 2010 Temat postu: |
|
Lubię dzieci, choć nie wszystkie Zepsute, rozpieszczone, wrzaskliwe bachory rodem z "Superniani", dziesięciolatki ubrane w drogich, markowych sklepach z najnowszymi modelami komórek w dłoni to coś, z czym nie chcę mieć dużo wspólnego. Za to uwielbiam raczkujące i gaworzące maluchy, rezolutnych przedszkolaków, dzieci skręcające na plac zabaw zamiast wracać po szkole do domu Lubię bawić się z moją sześcioletnią kuzynką, nie przeszkadza mi też nieśmiało, ale i ciekawie zaglądające do pokoju rodzeństwo koleżanek. Podoba mi się sposób myślenia dzieci, to, jak potrafią słuchać bajek, które im się opowiada, jak chętnie robią nowe rzeczy i szybko się uczą Myślę, że jest we mnie jeszcze dużo z dziecka
W przyszłości chcę mieć dzieci, na pewno więcej niż jedno; rozważam też pójście na pedagogikę i pracę w szkole, przekonana jednak wciąż nie jestem.
Aletheia napisał: | Podobnie jak KresKa, nie mam pojęcia jak rozmawiać z dziećmi. |
Myślę, że wystarczy po prostu pozwolić im mówić Dzieci opowiadają z wielkim entuzjazmem, chcą, aby ich słuchać i mnie się ich słucha bardzo dobrze Może dlatego, że mnie nie zawsze miał kto wysłuchać, zamykałam się w sobie i tak mi już zostało. Ale to wtórne jest, bo jestem gadatliwa i w domu często nawijam bliskim
Scarlett napisał: | Najlepiej, żeby dziecko nr 1 było chłopcem, starszym o 3 lata od dziecka nr 2, które byłoby dziewczynką i byłoby starsze o cztery lata od dziecka nr 3 które byłoby chłopcem |
Tylko nie skrzywdź dziewczynki, dziecko nr 2 ci to mówi
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 20:20, 10 Sty 2010 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Myślę, że wystarczy po prostu pozwolić im mówić |
Ładna rada, niestety trudno wykonalna. To tak, jakby pytać "ale jak to robisz, że tak świetnie śpiewasz?" / "och, to proste, wystarczy się otworzyć". Aha, no rzeczywiście, jasna sprawa, już wszystko wiem.
Słuchanie dziecięcych opowieści to wyższa szkoła jazdy, będąca już częścią opieki nad dziećmi. Z przyjemnością i z własnej woli. Pewnie to zabrzmi okropnie, ale nie interesują mnie dziecięce opowieści, tak samo jak nie interesują mnie przygodne opowieści dorosłych - jeśli ktoś mnie zagaduje w autobusie czy jakiejś poczekalni, zwykle się uśmiecham, uprzejmie przytakuję i nie podejmuję rozmowy, nawet jeśli trafi się ktoś uparcie namolny. Nie jestem towarzyska i odnosi się to też do dzieci. Natomiast nieraz trzeba się od dziecka czegoś dowiedzieć - jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, czego konkretnie potrzebujesz? A tu dzieciak onieśmielony aż do zaniemówienia (to akurat znam doskonale osobiście i dzieciaka rozumiem - NIENAWIDZIŁAM, gdy rodzice próbowali "pomagać" - "no powiedz Pani, no?"; najskuteczniejszy sposób, żeby dzieciaka zablokować na amen), ja próbuję dobrać słowa, które zrozumie... Jak to zrobić, żebyśmy się porozumieli? To trudne, nie tylko z dziećmi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
KresKa
Piracki Lord
Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim
|
Wysłany: Pon 20:11, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Jak dla mnie, fakt że dzieci NIE lubię i wolę nie mieć z nimi nic wspólnego, jest całkiem wystarczającym powodem, aby nie mieć własnych. Serio. No bo właściwie... po co? |
No bo chodzi o to.... Dziecko to nie jest taki przedmiot do opiekowania się i wychowania, że jak nie spełnisz jakichś wymogów to spieprzyłeś. Ja się boję dzieci, ale chciałabym je mieć z prostego względu, że marzę o tym, by po moich genach połączonych z genami osoby, którą kocham ponad życie coś pozostało dla ludzkości. ot co.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:20, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aha, chyba że tak. No, w moim pojęciu to jest właśnie, nie przedmiot wprawdzie, ale jednak do opiekowania i wychowania. Rzadko myślałam i myślę o pozostawieniu czegokolwiek po sobie, ale jeśli już, to geny nie przychodzą mi na myśl jako pierwsze. Ani nawet drugie. Zwyczajnie uważam, że lepiej aby dzieci mieli ci, którym na nich zależy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 22:07, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Pewnie to zabrzmi okropnie, ale nie interesują mnie dziecięce opowieści |
No tak, to już się nie dziwię. Obawiam się, że wa takim razie rozmowa będzie awykonalna...
Aletheia napisał: | NIENAWIDZIŁAM, gdy rodzice próbowali "pomagać" - "no powiedz Pani, no?" |
Zdecydowanie lepiej gadać bez rodzica, dziecko zazwyczaj mniej się wstydzi - wiem po sobie
Aletheia napisał: | Jak to zrobić, żebyśmy się porozumieli? |
Metodą prób i błędów - nie zrozumie tak, to inaczej. Jak w szkole
Dla mnie założenie rodziny jest celem życiowym, elementem, bez którego nie wyobrażam sobie siebie za jakieś dziesięć lat. Ale wszystko się może zdarzyć. Jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, to ich mieć nie będzie, musi się jednak liczyć z tym, że nie zostanie zrozumiany przez matki, dla których dzieci są całym światem
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 23:32, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Obawiam się, że wa takim razie rozmowa będzie awykonalna... |
Weź pod uwagę, że wysłuchiwanie opowieści, to jest już dalsza część rozmowy, przeważnie z kimś poznanym i ośmielonym, może nawet zaprzyjaźnionym (autobusowych gawędziarzy nie liczę ). Widzisz to z perspektywy osoby lubiącej przebywać z dziećmi, ale nawiązującej kontakt po prostu dla przyjemności. Sprawa wygląda inaczej, gdy się rozmawia z dzieckiem niejako oficjalnie, zadając mu choćby pytania, które wypisałam wyżej. Co innego, gdy w wolnej chwili rozmawiasz z miłym staruszkiem na ławce, a co innego, gdy musisz mu, przypuśćmy, sprzedać buty, wypisać receptę, albo dowiedzieć się jak życzy sobie być ostrzyżony.
Marta napisał: | Zdecydowanie lepiej gadać bez rodzica, dziecko zazwyczaj mniej się wstydzi - wiem po sobie |
Racja, też zauważyłam. Kiedy są rodzice, dziecko ma się za kim schować. A tak, nie ma wyjścia, trza się zebrać w sobie i mężnie stawić czoła temu okropnemu dorosłemu. Zresztą w tej chwili, pardon za dygresję, przyszło mi na myśl - czy to tylko moje złudzenie, czy generalnie człowiek (w każdym wieku) zachowuje się dojrzalej kiedy jest sam? W grupie rówieśników działałaby psychologia tłumu, czyli łapanie głupawki, niech kamieniem ciepnie, kto nigdy nie złapał. Ale przy rodzicach to robi raczej wrażenie instynktownej pozy "ja jeszcze jestem mały, brońcie".
A wracając z dygresyjnej wycieczki, znowu - w sytuacji nieoficjalnej, prywatnej, rzeczywiście lepiej byłoby się pozbyć rodziców (szczególnie, że przecież idzie o poznanie się z tym dzieckiem, które przy rodzicach byłoby przez nie przytłumione, przesłonięte, czy znowu tylko mnie się tak zdaje?), ale w sytuacji gdy chodzi o przekazanie rzeczowej informacji, rodzic w zasięgu to zbawienie - przynajmniej jest do kogo się zwrócić, kiedy dzieciak robi oczy jak spodki i widać, że nic się już z niego nie wyciśnie.
Marta napisał: | Metodą prób i błędów - nie zrozumie tak, to inaczej. Jak w szkole |
Ale ja nigdy nie wykładałam w szkole... A jak sama czegoś nie rozumiem, to po prostu pytam, o ile nie jestem w większej grupie. Zresztą nauczycielką też byłabym beznadziejną. Mogę coś sama wiedzieć i umieć zrobić, ale nie umiem tego wyjaśnić, przekazać. Wbrew pozorom uczyć nie każdy może, do tego też talent potrzebny. Strasznie mnie irytuje, gdy się przez całe życie potykam o zastępy ludzi, którzy zostali nauczycielami, bo nie mieli lepszego pomysłu.
Druga myśl. Ale za to mogłabym napisać tutorial!
Marta napisał: | Jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, to ich mieć nie będzie, musi się jednak liczyć z tym, że nie zostanie zrozumiany przez matki, dla których dzieci są całym światem |
Całe szczęście, że cały świat nie składa się tylko z takich matek, jeszcze z kimś znajdę wspólny język. Zresztą to działa w obie strony, a nawet bardziej w drugą - te matki zamykając się na resztę świata nie zawierającą ich dziecka, muszą się liczyć z tym, że same sobie ten (kiedyś swój) świat ograniczają. W dodatku, nie wiem, nie znam się, psychologiem rozwojowym ani pedagogiem nie jestem, ale czy one w ten sposób poza sobą nie krzywdzą przede wszystkim tego swojego dziecka? Po pierwsze, każdemu człowiekowi potrzebna czasem chwila oddechu i nie uwierzę, że taki dzieciak też nie marzy czasem, aby się nadopiekuńczej mamuśce na chwilę wyrwać i pobyć sam ze sobą. Po drugie, co dobrego przyjdzie dziecku z matki, która, mówiąc brutalnie, głupieje? Bo człowiek zawsze głupieje, jeśli się zamknie tylko i wyłącznie w jednym kręgu doświadczeń, myśli i pragnień. I nie ma znaczenia, czy tym kręgiem jest partia polityczna, Warhammer, gra na giełdzie albo własne dziecko.
Chyba raczej matkom przyda się świadomość, że istnieją ludzie, którzy szczęścia nie utożsamiają z dziećmi. I vice versa. Banalnie to zabrzmi, ale świat jest interesujący przez różnorodność (i także przez różnorodność w ogóle może działać). Grunt, żeby nauczyć się z tą różnorodnością żyć. Hej, nie powiedziałam, że to jest łatwe!
|
|
Powrót do góry |
|
|
KresKa
Piracki Lord
Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim
|
Wysłany: Wto 17:08, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Rzadko myślałam i myślę o pozostawieniu czegokolwiek po sobie, ale jeśli już, to geny nie przychodzą mi na myśl jako pierwsze. |
W sumie to źle się wyraziłam. Przedłużenie gatunku i te sprawy to nie jest dla mnie takie wazne. Chodzi raczej o to, nie chcę tu wnikać w jakąś intensywnie prywatną sferę, ale wydaje mi się, że gdy kogoś kochasz ponad swe życie, chcesz z nim to całe życie spędzić i wiesz, że to ta jedyna osoba stworzona wyłącznie dla Ciebie, to z reguły tak się dzieje, ze chcesz mieć z kimś takim dziecko. To taki, niemalże odruch. To ma być taki namacalny dowód na waszą miłość. Nieśmiertelny. Wydaje mi się to ważnym elementem poważnego związku. Ta chęć rozmnożenia. Niemal jak bliskość fizyczna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 17:51, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Sprawa wygląda inaczej, gdy się rozmawia z dzieckiem niejako oficjalnie, zadając mu choćby pytania, które wypisałam wyżej. |
Łapię, o co Ci chodzi Mówiłam właśnie o takiej rozmowie "o niczym", kiedy niejako z przymusu trzeba się dzieckiem zająć, coś powiedzieć, nawiązać kontakt. Na drodze, hm, służbowej(?) nie miałam okazji z dziećmi rozmawiać, ale nie wydaje mi się to bardzo różniące się od rozmów z dorosłymi. Wymaga delikatności i większej cierpliwości, ale... Btw. jeśli masz rodzica w zasięgu ręki, to po co pytać dziecko?
Aletheia napisał: | Ale ja nigdy nie wykładałam w szkole... |
Ja też nie Ale każdy kiedyś coś tam komuś tłumaczył i upraszczał, jeśli wciąż za skomplikowane było. Jedynym problemem może być fakt, że dziecko nie powie konkretnie, czego nie rozumie, ale od czego są pytania
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 22:13, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
KresKa napisał: | gdy kogoś kochasz ponad swe życie, chcesz z nim to całe życie spędzić i wiesz, że to ta jedyna osoba stworzona wyłącznie dla Ciebie, to z reguły tak się dzieje, ze chcesz mieć z kimś takim dziecko |
Rozumiem... nie, teraz to ja źle mówię. Wyobrażam... nie, też niedobrze. No, przyswajam o co Ci chodzi i rozumiem jako wyjaśnienie. Cały czas oczywiście odnoszące się tylko do Ciebie, bo generalizowanie też byłoby błędem - nie wszyscy przecież czują tak samo. OK, rozjaśniła mi się ta pozorna sprzeczność w Twoim pierwszym poście - dziecko nie tyle dla niego samego, co po części też dla kogoś innego, a ewentualna niechęć wygląda inaczej z kimś, niż w samotności. Chociaż napisałaś, że "zawsze chciałaś" więc to też nie tak, że Ci się całkiem zapatrywania zmieniły, jeśli rozumiem.
Marta napisał: | Mówiłam właśnie o takiej rozmowie "o niczym", kiedy niejako z przymusu trzeba się dzieckiem zająć, coś powiedzieć, nawiązać kontakt. |
Teraz mi przyszło na myśl, że specyficznym rodzajem "drogi służbowej" byłaby praca opiekunki do dziecka. Niby zawodowo, ale czynności zawodowe obejmują właśnie przebywanie z tym dzieckiem. I tu już byłaby rozmowa zaprzyjaźniająca i zawodowa jednocześnie.
Marta napisał: | Btw. jeśli masz rodzica w zasięgu ręki, to po co pytać dziecko? |
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji, ale jeśli tylko konkretne małe jest dość duże żeby mówić samo i trochę już nad podłogę wystaje (i oczywiście nie próbuje się chować za tym rodzicem, a zresztą takie poniżej pięciu-sześciu lat mi się rzadko trafiają), to zawsze wydawało mi się jakieś... lekceważące już na dzień dobry zignorować dziecko w sprawie, która jego dotyczy i zwracać się do rodzica "nad nim", jakby było powietrzem, albo jakbyśmy mówili o nieobecnym. Co to, gabinet weterynaryjny? Zresztą nawet śwince morskiej przynajmniej próbowałabym się przyjrzeć, a z psem to i pogadać można. No, przynajmniej dobry "psiarz" by umiał. Wydaje mi się, że jeśli zwrócę się do dziecka, to ono poczuje się dowartościowane, ośmieli się i przekona, że nie przyprowadzili go do do jakiejś smoczej jamy na pożarcie. Strasznie mi brakuje w tym pewności (może to śmieszne, ale ja naprawdę jestem nieśmiała ), ale wydaje mi się, że czasem działa - dzieci zwykle chyba odpowiadają na uśmiech odruchowo. No chyba, że jak pisałaś, trafi się taki egzemplarz, co to mu jeszcze nóg do spodni brakuje, ale już ma w kieszeni zajmującej pół tej mikrej nogawki najbardziej wypasioną komórę w piaskownicy.
Marta napisał: | Ale każdy kiedyś coś tam komuś tłumaczył |
Tak. Ja też. Z takich doświadczeń właśnie płynie moje mocne postanowienie, aby nigdy nie psuć swoją osobą szeregów nauczycielskich.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 23:19, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | zawsze wydawało mi się jakieś... lekceważące już na dzień dobry zignorować dziecko w sprawie, która jego dotyczy i zwracać się do rodzica "nad nim", jakby było powietrzem, albo jakbyśmy mówili o nieobecnym. |
Rozumiem więc, że masz takie kontakty z dziećmi na co dzień? Mogę spytać, gdzie pracujesz?
Mnie się wiele razy zdarzało widzieć (albo samej doświadczyć) czegoś takiego. Czy to u fryzjera, czy u lekarza, gdzie na wszystkie pytania odpowiadają rodzice, i pytający nawet się do dziecka nie zwracają. Więc nie jest to dla mnie nic dziwnego.
Aletheia napisał: | Wydaje mi się, że jeśli zwrócę się do dziecka, to ono poczuje się dowartościowane, ośmieli się i przekona, że nie przyprowadzili go do do jakiejś smoczej jamy na pożarcie. |
Pewnie masz rację i też uważam, że tak powinno się robić, dziwię się tylko, dlaczego zadajesz sobie ten trud, skoro - jak piszesz - nie lubisz i teoretycznie nie potrafisz z nimi rozmawiać. Nie tylko dopełniasz obowiązku, ale i dbasz o to, jak dziecko będzie się czuło Nie wszyscy tak mają.
Dodatek by Aletheia
Kontynuacja w temacie Informacja - źródła i wyszukiwanie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 20:28, 27 Sty 2010 Temat postu: |
|
Tak mnie właśnie natchnęło, żeby wpaść i widzę, że się tu teraz dużo rzeczy uskutecznia. Ale w ogóle - co to za temat! Hmm... wpadłam tak tylko na chwilę, bo nie mam za wiele czasu, ale stwierdziłam, że się dopiszę.
Odpowiem na pytanie numer 1 zadane w poście numer również 1.
Otóż - zasadniczo o dzieciach nie myślę zbyt dobrze.
Bardzo nie lubię dzieci. Moim zdaniem ludzkość powinna się rodzić od razu w wieku 12 - 13 lat. Wtedy świat byłby piękniejszy. Nie znoszę kiedy do tramwaju wsiada wycieczka z podstawówki - ponieważ większe skupiska dzieci niemożebnie śmierdzą. To właściwie tyle - w moim mózgu, odnośnie dzieci, funkcjonucją chyba tylko te dwa standardy semantyczne: NIE LUBIĆ [EDDIE, DZIECI] oraz ŚMIERDZIEĆ [DZIECI].
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 21:27, 27 Sty 2010 Temat postu: |
|
EDDIEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!! [rejtan przed trapem na nabrzeże] (Załoga, ciąć cumy, piorunem!!!)
Natchnęło Cię, czekaj, milcz tak znowu strasznie, to ja Cię jeszcze natchnę, Ty, no...! Ty wredna paskudna podła cudowna, gdzie była i czemu tak długo?!?!?!
Eddie napisał: | widzę, że się tu teraz dużo rzeczy uskutecznia |
Dołączenie do uskuteczniania mile widziane i wysoce wskazane. :> Na przykład do skrótów w Rozrywce, temat wejdzie na całkiem nowe poziomy wariactwa...
Eddie napisał: | Ale w ogóle - co to za temat! |
Załoga się starzeje, wiesz, to nasuwa myśli w rodzaju "komu zostawić te nagrabione łupy..."
Eddie napisał: | Moim zdaniem ludzkość powinna się rodzić od razu w wieku 12 - 13 lat. |
Zaraz po urodzeniu rozejrzeć się, otrzepać, zebrać na cztery rozjeżdżające kopyta i wio na pastwisko... A nie, wróć, ktoś już tak robi, tylko my fajtłapy nie umiemy. No znowu wychodzi, że człowiek to strasznie sfuszerowana konstrukcja.
Hmm, smrodzenie jakoś mi się dotąd tak od razu nie kojarzyło. Dla mnie takim skojarzeniem jest raczej HAŁAS. I generalna bieganina... Tak, dzieci w stadzie są zdecydowanie poważniejszym zagrożeniem niż egzemplarze luzem.
Mam z tego wyciągnąć wniosek, że Ty też rozmnażanie zamierzasz zostawić zdeklarowanym miłośnikom tejże formy twórczości?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 17:16, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
Eddie napisał: | Moim zdaniem ludzkość powinna się rodzić od razu w wieku 12 - 13 lat. |
Nigdy w życiu. Zaczynać wiekiem dojrzewania? To jest najgorszy wiek i większość dopiero-co-nastolatków robi się wtedy nie do zniesienia. Dzieci a młodzież to dwa różne światy, ja wolę ten pierwszy i proszę mi go nie ruszać
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:07, 29 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | gdzie była i czemu tak długo?!?!?! |
No byłam w różnych miejscach . Ale zasadniczo, jeżeli chodzi o moją nieobecność, to najbardziej zaważył tutaj fakt, że uskuteczniam sobie relationship na odległość , w związku z czym cierpię na brak czasu dla forumu .
Aletheia napisał: | Dołączenie do uskuteczniania mile widziane i wysoce wskazane. :> |
Też tak sądzę , jednakowoż bardzo dużo czasu spędzam też w szkółce, tudzież przygotowując różne rzeczy do szkółki, a więc pewnie trochę mi to zajmie, zanim to wszystko ogarnę .
Ok, a wracając do dzieci (rany, jak ja nie lubię tego słowa nawet ), to dla mnie one śmierdzą po prostu dziećmi. Dorosła ludzkość sama z siebie nie wydziela żadnego zapachu (chyba, że się nie umyje ), przynajmniej ja go nie czuję, za to dzieci... śmierdzą dziećmi po prostu .
No, hałas emitowany przez dzieciarnię również nie jest zbyt fortunny .
Aletheia napisał: | Mam z tego wyciągnąć wniosek, że Ty też rozmnażanie zamierzasz zostawić zdeklarowanym miłośnikom tejże formy twórczości? |
No raczej, nie inaczej . Nie zamierzam kalać tej palnety swoim potomstwem . Ale boję się, że dnia pewnego mi odbije i zachce mi się mieć dziecko . Mam nadzieję, że nic takiego nigdy nie nastąpi. To by była tragedia, porównywalna chyba tylko z wynalezieniem teleportera.
Marta napisał: | Nigdy w życiu. Zaczynać wiekiem dojrzewania? To jest najgorszy wiek i większość dopiero-co-nastolatków robi się wtedy nie do zniesienia. Dzieci a młodzież to dwa różne światy, ja wolę ten pierwszy i proszę mi go nie ruszać |
No niestety nie mam takiej mocy, żeby móc to ruszyć, chociaż bardzo bym chciała . Oczywiście się nie zgadzam. Dzieci są najgorsze. Dzieci niszczą system. Nie znoszę, jak do mojego domu przyłazi ludzkość z małymi dziećmi (całe szczęście, rzadko się to zdarza). Najgorzej jest, kiedy takie dziecko zajdzie do mojego pokoju i zacznie niszyczyć mi w nim system . I nic nie mogę na to poradzić, bo zaraz mi się dostaje, że nie pozwalam się dziecku bawić . Pamiętam jak kiedyś jakaś dziewczynica w wieku przedszkolnym wdrapała mi się na najwyższą półkę, sięgnęła z niej pluszowego konia (mój prezent urodzinowy!) i zaczęła go maltretować. I w żaden sposób nie mogłam ukrócić jej destrukcyjnych zapędów, bo przecież to dziecko i tylko ładnie się bawi . Dzieci niestety nie rozumieją, że zabawki w moim pokoju nie służą do zabawy. Żaden nastolatek, który włazi na mój teren, jakoś nie ma problemu z przyswojeniem tej zasady. Tylko dzieci tego nie ogarniają . Jedna z moich figurek z "Władcy Pierścieni" ma ułamany miecz!!! Jak widać - jestem bardzo anty-bebiko . Dzieci to zuo!!
Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Pią 20:13, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 21:12, 29 Sty 2010 Temat postu: |
|
Argh, system mnie wylogował, zżerając mi produkowany przez pół godziny post. Już nie będę odtwarzać, miałam dzisiaj ciężki dzień. Powiem tylko, że dopisuję się do krwiożerczego nastawienia względem "tylko się bawiących" rozkosznych dzieciaczków w sytuacji, jaką opisujesz. Rozwydrzone dzieciaki to zuo. Bezmyślni, ślepi rodzice to zuo.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 11:51, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | Rozwydrzone dzieciaki to zuo. Bezmyślni, ślepi rodzice to zuo. |
To tak.
Eddie napisał: | Dzieci to zuo!! |
A to nie
Eddie, jak tak piszesz, to ja bym się bała wejść do Twojego pokoju, żeby czegoś przypadkiem nie dotknąć i nie przesunąć.
Eddie napisał: | Żaden nastolatek, który włazi na mój teren, jakoś nie ma problemu z przyswojeniem tej zasady. |
Nastolatek miałby się bawić w czyjejś obecności? Przecież to obciach!
A dzieci... to dzieci. Jak widzą coś fajnego, to zaraz chcą dotknąć, wypróbować, pobawić się. Absolutnie się nie dziwię, że u Ciebie je znajdują Kiedy przychodzą do mnie goście z małymi dziećmi, to chowam cenne i/lub łatwo się tłukące rzeczy i sprawa załatwiona. Nie zdarzyło mi się, żeby dziecko zniszczyło mi coś ważnego czy drogiego przez swoją zabawę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 12:57, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Nastolatek miałby się bawić w czyjejś obecności? Przecież to obciach! |
Zależy czym. Ja bym na pewno starała się schować np. fotoaparat. A już myśl, że ktoś miałby używać mojego komputera...
Marta napisał: | A dzieci... to dzieci. Jak widzą coś fajnego, to zaraz chcą dotknąć, wypróbować, pobawić się. |
No, to całkiem jak ja. Ale jednak przecież nie dotknęłabym bez pozwolenia właściciela. Problem w tym, że nie wszystko da się schować (jeśli ktoś ma, przypuśćmy, półki obstawione muszlami, albo kolekcję płyt zajmującą pół ściany), szczególnie jeśli najazd jest niezapowiedziany (a "wpadniemy za kwadrans" to żadna zapowiedź). W dodatku zniszczenie, stłuczenie czy podarcie czegoś to skrajność, dla właściciela nieprzyjemne może być już samo obmacanie, świadomość, że ktoś "wlazł na terytorium". Ja sama jestem pod tym względem strasznie terytorialna i czułabym się nieswojo już gdyby ktoś oglądał choćby moje książki. Nawet gdyby nie pomieszał, to musiałabym je potem "poprawić", dotknąć, żeby czuć że znowu wszystko jest OK. I nie ma znaczenia, dorosły czy dziecko.
Ostatnio zmieniony przez Aletheia dnia Sob 12:58, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eddie
Piracki Lord
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 16:26, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Marta napisał: | A dzieci... to dzieci. Jak widzą coś fajnego, to zaraz chcą dotknąć, wypróbować, pobawić się. |
No właśnie - i w tym cały problem, że "dzieci to dzieci". Ale skoro takie są, to dzieciata ludzkość powinna trzymać je u siebie w domu, albo ewentualnie zabierać tylko do takich miejsc, gdzie są stworzone specjalne rezerwaty dla dzieciarni, a nie uszczęśliwiać nimi na siłę resztę ludzkości (chyba, że ta ludzkość się na to godzi). Wkurza mnie przyprowadzanie dzieci do mojego pokoju, skoro powszechnie wiadomo, ze dzieci nie lubię. Ale nie - przyprowadza się je - żeby zobaczyły... Wkurzają mnie dzieci w kościele, w restauracjach. Bo muszę znosić ich darcie ryja, robienie chlewu na talerzu, czy jakieś inne żenujące zachowanie. A najgorsze jest, jak w jakimś parku, czy na innej plaży dziecku zachce się siku i muszę oglądać obnażone od pasa w dół sikające dziecko . Litości .
Najgorsze jest to, że na uskutecznianie takiej żenady niestety istnieje przyzwolenie społeczne. Bo jak ktoś ma dziecko, to normalnie można mu wszystko . Dzieci to zuo. Bo od nich normalnej ludzkości przewraca się w głowach .
Jeszcze jakby to dziewuszysko normalnie się tym koniem bawiło, to bym nic nie mówiła. Ale nie - ona musi mu rwać grzywę, obrywać uzdę, siodło i wykręcać kopyta . Ale ten koń znajduje się jeszcze w ogólnodostępnej strefie mojego pokoju, więc jeszcze rozumiem, że mógł się w jakiś sposób znaleźć w jej łapskach. Ale zamachy na moje figurki, które stoją za szybą?!?!?! No jak raz zobaczyłam, że jakieś bachory mi w nich majstrują, to myślałam, że wyjdę z siebie. Przecież jak coś jest za szybą, to chyba logiczne, że się tego nie dotyka. Przynajmniej nie bez pytania. Jak kogoś w wieku lat nastu zainteresują jakieś rzeczy, które trzymam w oszklonej szafce, to ZAWSZE się zapyta czy może, a nie - będzie mi tu inwazje uskuteczniać .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pią 15:59, 05 Lut 2010 Temat postu: |
|
No to wywołałam niezłą burzę niewinną wzmianką w Skarbach .
Na początek więc o moim do dzieci stosunku, bo wyszło na to, że mam parcie na potomstwo, że tak powiem. Nie mam. Miewam jakieś zrywy w tym kierunku, ale nie tyka mi żaden zegar, choć mnie akurat powinien, i to głośno . Ale, jak się wyraziła Aletheia, jestem "egzemplarzem damskim niezbyt typowym (...), bo się nad dziećmi nie rozpływam, nie grucham i nie piszczę". Bywa, że rozczulają mnie jakieś jednostki, ale to nie ze względu na bycie dzieckiem (tak to mnie rozczulają chyba tylko koty i osły), ale po prostu czasem zdarzają się w różnych gatunkach bytów egzemplarze, które mnie wzruszają, i tyle. Dzieci rozczulające mnie to przeważnie takie, z którymi złapałam jakiś kontakt, albo wiem chociaż coś o ich losie. Nie zaglądam ludziom z piskiem do wózków, nigdy tak nie było i już pewnie nie będzie.
Do dzieci najogólniej rzecz biorąc mam stosunek ambiwalentny. Nie mam nieodpartej potrzeby posiadania własnych, z wielu względów. Zegar biologiczny szwankuje (może dlatego, że nie cierpię tykania? ). Warunki ekonomiczne - budzą grozę. Dziecku chciałabym zapewnić poczucie bezpieczeństwa, dobry, pełen miłości dom, a to wymaga choćby pewności, że chce się spędzić życie (no, choć najbliższych 20 lat) z jednym człowiekiem. Nie to, żebym była niestała w uczuciach, ale wydaje mi się, że przy takim kryterium, na dziecko ma odwagę się zdecydować tylko ktoś bardzo młody, bez bagażu doświadczeń, bo w pewnym momencie życia zwyczajnie traci się złudzenia co do możliwości przeżycia w harmonii i spokoju 20 lat, i aż strach powoływać na ten świat nowe istnienie. Zwłaszcza gdy jest się taką wariatką jak ja, wewnętrznie rozedrganą, wciąż poszukującą. Nie jestem przekonana, czy życie w związku to najlepsze dla mnie rozwiązanie, a co dopiero więc życie z dzieckiem - to przecież nierozerwalny związek... Myślę, że potrafiłabym mądrze i odpowiedzialnie wychowywać dziecko, i pewnie nawet dałoby mi to niemało radości, ba! pewnie byłabym bardzo dobrą, zakochaną w swym potoku mamą. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego, trzeba dokonywać wyborów. I nie jestem pewna, czy dla tej radości gotowa jestem poświęcić coś innego - swoją niezależność, przestrzeń, ciszę... Nie wiem. I chyba nigdy nie przyjdzie już taki moment, że będę wiedziała. A ponieważ nie przyjdzie, ponieważ w dzisiejszych czasach nie tak łatwo zajść w ciążę przez przypadek, to pozostaje mi czekać, aż mi coś strzeli w system. A to może chyba nastąpić tylko w jednym wypadku, i myślę, że jednak (bo Aletheia napisała, że "generalizowanie byłoby błędem") dość uniwersalnym. W przypadku miłości.
KresKa napisał: | gdy kogoś kochasz ponad swe życie, chcesz z nim to całe życie spędzić i wiesz, że to ta jedyna osoba stworzona wyłącznie dla Ciebie, to z reguły tak się dzieje, ze chcesz mieć z kimś takim dziecko |
Obserwuję, że to powszechne zjawisko, dotyczy także mnie. Możliwe, że to jakiś pierwotny instynkt. Ja lubię myśleć, że jest w tym metafizyka. Ktokolwiek kochał (a może, którakolwiek kochała), zna to uczucie. Marzenie o wydaniu na świat człowieka, który spojrzy na nas oczami ukochanego... Oczywiście dzieci kocha się dla nich samych. Ponoć szybko "owoc miłości" staje się w odczuciu rodziców odrębnym bytem. I dobrze. Miłość do drugiego człowieka to tylko dobra, czysta motywacja, by się rozmnożyć. Nie rozumiem ludzi, którzy decydują się na dziecko, żeby miał się kto nimi zająć na starość, albo żeby poprzez dziecko zrealizować swoje niespełnione ambicje, albo żeby "zostawić coś po sobie", albo "bo tak wypada, co ludzie powiedzą". Toż to takie przedmiotowe! Dziecko powinno się rodzić z miłości i do kochania. I jak już ono jest na tym padole, to dobrze, by stało się bytem odrębnym. Bo ludzi trzeba kochać indywidualnie .
I tu się zaczyna powód, dla którego chciałabym mieć dziecko, gdybym tę trudną do podjęcia decyzję miała już za sobą. Nie jestem z tych co mówią "kocham dzieci!", ale wiem, że kochałabym swoje. Że byłoby dla mnie najcudowniejszą, najbardziej fascynującą istotą na ziemi. Jedyną, którą mogłabym poznać od samego początku, a nawet mieć jakiś wpływ na to, kim się stanie. Cieszyłoby mnie pokazywanie mojemu dziecku świata - i odkrywanie go z nim na nowo, bo czasem myślę, że tak naprawdę od dzieci możemy się nauczyć o wiele więcej niż one od nas. Cieszyłoby mnie, że mogę się z moim dzieckiem podzielić całym bogactwem, które mam, i zarazem spojrzeć na wszystko z jego świeżego punktu widzenia. No i wiem, że dziecko potrafi być wspaniałym partnerem, a ja choć cenię sobie swoją samotność i ciszę, lubię spędzać czas z ciekawymi i do tego kochanymi ludźmi. Z powyższych względów myślę sobie, że jeśli jakiś psikus natury sprawi, że zostanę matką (bo dziś czarno widzę swoją świadomą decyzję), nie wpadnę w panikę i będę umiała się z tego cieszyć. I cóż, może to tak naprawdę zdrowe podejście. Dziecko nie jest mi do niczego POTRZEBNE, niczego nie chcę sobie jego posiadaniem (co za niefortunne słowo) załatwić i dlatego o nim nie marzę. A jeśli się przypadkiem pojawi (no właśnie, tu zdrowe podejście burzą współczesne skuteczne metody antykoncepcji ), to będzie moim cudem.
Tyle o moim dziecku, którego nie mam. Dzieci nie moje, ani w żaden sposób przeze mnie nie oswojone, to odrębny temat. Nie mam zwyczaju generalizować, ale najogólniej rzecz biorąc, mam kłopot w kontakcie z dziećmi (absolutnie nie mogłabym pracować jako przedszkolanka czy opiekunka!). Takimi całkiem małymi, bo 10-latek to wszak też jeszcze dziecko, ale z takim już o wiele łatwiej. Małe dzieci mają swój specyficzny język i abstrakcyjne dla mnie zainteresowania i wiem, że gdybym z takim dzieckiem spędzała dużo czasu, ten kod byłby dla mnie czytelny. Ale nie mam takich doświadczeń (zresztą, każde dziecko jest indywidualnością, i doświadczenie z jednym czy drugim pewnie na niewiele by się zdało) więc przebywanie w towarzystwie małego dziecka jest dla mnie równie krępujące jak towarzystwo obcokrajowca, który nie rozumie ani słowa po polsku (tudzież po angielsku). W dodatku z obcokrajowcem można pomilczeć, uprzejmie się pouśmiechać, a dzieckiem trzeba się zaopiekować. Potworny stres. I strata czasu. Nie cierpię sytuacji, w których tracę czas. To znaczy, nie to, żebym nie mogła poświęcić godziny czy paru godzin, nie to że nigdy nie robię rzeczy bezproduktywnych, ale męczy mnie stan, w którym jestem skazana na bezczynność, nudę. Mogę na godzinę utknąć w korku - wtedy wyciągam z torebki książkę albo, z braku książki, oddaję się rozmyślaniom. Na nudnym, rodzinny spędzie nie można sobie na to pozwolić. Ani w towarzystwie ufoludka-dwulatka, który domaga się 100% uwagi, a jeśli nie jest naszym własnym, znanym, w dodatku kochanym dwulatkiem, to za nic nie można go rozszyfrować. Z pięciolatkiem jest zresztą niewiele łatwiej. Z tego względu mam w kontaktach z dziećmi wielki dyskomfort. Ale jednocześnie uważam, że takie całkiem małe dzieci są niezwykle interesujące jeśli się zrozumie ich język. Bo patrzą na ten sam świat co my, ale bez uprzedzeń, nawyków, bez definicji poznanych w szkole, w mediach. I takie spojrzenie jest niekiedy zaskakujące. I pełne nieskażonej doświadczeniem mądrości.
No to teraz sobie podyskutuję
Kreska napisał: | Dzieckiem przestałam chyba już być, nie wiem... w sumie nim się nigdy nie przestaje być, ale ten ubiegły rok wiele pozmieniał w tej kwestii... |
"Ożywiony barwą, rozpędzony pomysłami, piękny i bezpieczny świat stopniowo ulega destrukcji, rozpada się, maleje, by wreszcie pierzchnąć, jak dobry, jasny sen, spłoszony dźwiękiem budzika w szary, listopadowy poranek. Ba, odebrane zostaje nawet przeświadczenie, że kiedyś był silny i suwerenny... Życiową mądrość spowija szereg zasłon - oto jedna spadła i choć przykro, to doświadczenie przybliża złożoność spraw dorosłego świata"... Od wielu lat towarzyszą mi te słowa i myślę, że tak właśnie wygląda dorastanie. I że dobrze gdy ten proces trwa całe życie i wciąż opadają kolejne zasłony, bo to znak, że nie przestaliśmy się uczyć. I dopóki nie przestaniemy się rozwijać, to nigdy nie będziemy tak całkiem "dorośli", ukształtowani. Czy to oznacza, że ten kto przestał, to stał się dorosły? Myślę, że wprost przeciwnie. Pozostał wiecznym dzieckiem . Ale to w pejoratywnym sensie. Kimś niedojrzałym po prostu, mimo przeświadczenia o swej dorosłości. Dziećmi pozostajemy jednak także w jak najbardziej pozytywnym sensie tego słowa. I nie mam tu na myśli potocznego "dziecka w nas", skłonności do niepoważnych zachowań, szaleństw, etc. To też, dobrze gdy się w sobie zachowa taką świeżość i "włączy" w stosownym momencie. Ale "dzieckiem" nazywam też czysty umysł, otwartość, ciekawość, wrażliwość, intuicyjną a nie "cywilizacyjną" część naszej osobowości. Może właśnie tam mamy kompas? Tak czy owak, dobrze jest nie całkiem wydorośleć
A przy okazji dojrzałości, choć to już chyba zakrawa na off-top...
Aletheia napisał: | czy to tylko moje złudzenie, czy generalnie człowiek (w każdym wieku) zachowuje się dojrzalej kiedy jest sam? W grupie rówieśników działałaby psychologia tłumu, czyli łapanie głupawki, niech kamieniem ciepnie, kto nigdy nie złapał. Ale przy rodzicach to robi raczej wrażenie instynktownej pozy "ja jeszcze jestem mały, brońcie". |
Stwierdzone naukowo, że to tak właśnie działa. I tak, nie dotyczy to wyłącznie dzieci. Niestety, stwierdzam to nawet u siebie . Kiedy mam się za kim schować, korzystam z tego dość skwapliwie, bo ja - wbrew pozorom - jestem społecznie ułomna. Mimo łatwości nawiązywania kontaktów na gruncie prywatnym, gdy w grę nie wchodzą żadne interesy, cierpię na pewien rodzaj społecznej fobii który objawia się panicznym lękiem przed załatwianiem czegokolwiek z ludźmi, przed rozmowami telefonicznymi, publicznymi wystąpieniami, etc. Mimo całej swojej życiowej mądrości, między ludźmi często czuję się jak dziecko i jeśli do tego dołączyć chroniczny brak pewności siebie i niezdrowy perfekcjonizm, często najchętniej schowałabym się w fałdach maminej spódnicy. I chowam się kiedy mogę, choć spódnicę dawno już zastąpiło silne męskie ramię. Od którego usiłuję się uniezależnić, bo zauważyłam, że gdy nie ma go w pobliżu, staję się - z konieczności - silna, a nawet przebojowa. Całkiem dorosła.
KresKa napisał: | I bardzo ubolewam nad faktem, ze nie będę mogła ich mieć z osobą, którą kocham najbardziej na świecie... |
...
Rozmawiać. Ale nie tutaj.
Aletheia napisał: | Jeśli ktoś dzieci nie ma i o nich marzy, to życzę pomyślnego rozmnożenia i generalnie szczęścia. Ale jeśli ja nie mam i żyje mi się najzupełniej szczęśliwie, bez poczucia jakiegokolwiek braku? W tej sytuacji, produkcja potomstwa "bo nie mam to sobie będę mieć", byłaby naprawianiem tego co nie zepsute. |
I bardzo słusznie. Już o tym wspominałam wyżej - kompletnie nie pojmuję tego powszechnego parcia na posiadanie dzieci, idei, że w pewnym wieku po prostu wypada mieć dziecko, a jak się go nie ma (zwłaszcza gdy chodzi o kobietę), to jest się ułomnym, niepełnowartościowym. Ja rozumiem, że naturalne jest się rozmnażać, że rasa ludzka potrzebuje (zresztą - hm?) kontynuacji, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie tego chciał, czy komu się to przydarzy, czego najlepszym dowodem są przepełnione domy dziecka. Więc po co mnożyć się na siłę? Po co wychowywać swoje żeńskie potomstwo w poczuciu, że jego życiową misją jest się rozmnożyć? Nie jest. Dzieci, jak już mówiłam, powinny się rodzić tylko z miłości i do kochania. Nie każdy musi trafić w życiu na właściwego człowieka i przeżyć prawdziwą, wzajemną miłość, nie dla każdego celem musi być założenie rodziny, nie jest to warunek szczęścia i wkurza mnie ta cała demagogia, pranie ludziom mózgu. Zwłaszcza gdy słucham swoich koleżanek, które zadręczają się brakiem męża i brakiem perspektyw na potomstwo, czują się niepełnowartościowe i nieszczęśliwe, choć mają fajną pracę, pasje, marzenia, przyjaciół. Nie nie jestem feministką, ale dla psychicznego zdrowia kobiet (bo mężczyźni chyba nie mają z tym problemu) dobrze by było jakoś wykorzenić ten macierzyński etos. I dla szczęścia dzieci, bo te, które się rodzą pod presją posiadania potomstwa, z reguły szczęśliwe nie są.
Aletheia napisał: | Całe szczęście, że cały świat nie składa się tylko z takich matek [dla których dzieci są całym światem], jeszcze z kimś znajdę wspólny język. Zresztą to działa w obie strony, a nawet bardziej w drugą - te matki zamykając się na resztę świata nie zawierającą ich dziecka, muszą się liczyć z tym, że same sobie ten (kiedyś swój) świat ograniczają. W dodatku, nie wiem, nie znam się, psychologiem rozwojowym ani pedagogiem nie jestem, ale czy one w ten sposób poza sobą nie krzywdzą przede wszystkim tego swojego dziecka? Po pierwsze, każdemu człowiekowi potrzebna czasem chwila oddechu i nie uwierzę, że taki dzieciak też nie marzy czasem, aby się nadopiekuńczej mamuśce na chwilę wyrwać i pobyć sam ze sobą. Po drugie, co dobrego przyjdzie dziecku z matki, która, mówiąc brutalnie, głupieje? Bo człowiek zawsze głupieje, jeśli się zamknie tylko i wyłącznie w jednym kręgu doświadczeń, myśli i pragnień. I nie ma znaczenia, czy tym kręgiem jest partia polityczna, Warhammer, gra na giełdzie albo własne dziecko. |
No całe szczęście, bo to wykastrowałoby świat z całej jego różnorodności, o postępie nie wspominając. I muszę się zgodzić, że matka zapatrzona we własne dziecko prędzej czy później stanie się toksyczną matka i sfrustrowaną kobietą. Znam takich aż za dużo.
Aletheia napisał: | Podobnie jak KresKa, nie mam pojęcia jak rozmawiać z dziećmi. O ile zauważyłam, chcą by je traktować serio, co jest całkiem zrozumiałe, ale jak to zrobić w praktyce...? Mnie nawet z dorosłymi ciężko się rozmawia... |
Marta napisał: | Myślę, że wystarczy po prostu pozwolić im mówić |
Moje skromne doświadczenie i bogate obserwacje wskazują na to, że z dziećmi należy rozmawiać dokładnie tak jak z dorosłymi. Oczywiście jeśli ktoś ma problem w komunikacji z dorosłymi, to wciąż jest to ignotum per ignotum , ale już chyba brzmi jaśniej. Wystarczy sobie przypomnieć, jak nas do szewskiej pasji doprowadzały pochylające się nad nami ciotki szczebioczące "no cio? ciuciu?". Albo "jaka ty juz duzia jesteś!". Zresztą, naukowo zostało stwierdzone, że dzieci szybciej i lepiej się rozwijają, gdy się mówi do nich normalnie. Nigdy nie próbuję do dzieci "kucać" i czuję, że sobie to cenią, że traktuję je poważnie. I wbrew powszechnemu mniemaniu, wszystko doskonale rozumieją. To tylko ja nie zawsze rozumiem dzieci . Muszę się też zgodzić z Martą - dzieciom często wystarczy pozwolić mówić. Jak dorosłym . Sztuka dialogu polega w dużej mierze na zadawaniu pytań i umiejętności słuchania. Zarówno dziecko jak i dorosły okazują się o wiele ciekawszym partnerem do rozmowy gdy przestajemy się skupiać wyłącznie na sobie...
No to jeszcze o tych nieznośnych rozwydrzonych dzieciakach, które wszystkiego dotykają i łamią miecze (och! też mi cię brakowało, Eddie! ). Znów muszę się zgodzić z Martą - dzieci są o wiele milszymi i ciekawszymi istotami gdy są całkiem małe. Wydaje się, że przeczę sobie, bo wolę pogadać z 10-latkiem, ale jakkolwiek łatwiej mi się z nastolatkami porozumieć, to na takich często włącza mi się agresor, podczas gdy w przypadku kilkuletnich dzieci pozbijać mam chęć tylko rodziców. Niedojrzałych, niemądrych, nieodpowiedzialnych. Małe dzieci zachowują się źle tylko wówczas gdy mają złych rodziców. Małe dzieci są skazane na swoich rodziców, niezdolne do krytycznej refleksji. Trzeba je chronić przed głupotą, a nie o głupotę oskarżać.
A swoją drogą, Eddie, wydajesz się mówić z pozycji osoby która urodziła się w wieku 12 lat . Myślę, że przede wszystkim sami nigdy nie powinniśmy zapominać, że byliśmy kiedyś dziećmi, oraz tego, jak się wówczas czuliśmy. Wówczas relacje z dzieciakami stają się o wiele prostsze...
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pią 16:19, 05 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|