Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 12:49, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
hah ja za niedługo będe kończyć kurs teoretyczny a za miesiąc bede dopiero "oficjalnie" jeździć. Autem jeźdze po polnych z tatą czasami Na razie z równej drogi umiem ruszać i póki co maksymalnie do trójki wbić
a słyszałam ze egzaminatorzy w opolskim wordzie są najgorsi w kraju.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Stasia
Piracki Lord
Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 1283
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tarnów
|
Wysłany: Śro 9:06, 15 Lip 2009 Temat postu: |
|
Ja się nie chwaliłam, ale z dniem 13 maja zdałam egzamin na prawo jazdy! Nie będę się chwalić, za którym podejściem, ale ważny jest sam fakt xD. Teraz pomykam po mieście, z obawą co prawda, ale już sama. W ogóle mama jechała ze mną tylko jeden raz, kolejne już musiałam na mieście sama...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 0:33, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
Nooo! Stasia! Gratuluję! Mocno po fakcie, ale pewnie nadal jeszcze jesteś z siebie dumna . Mam na myśli tę samodzielną jazdę, o zdaniu egzaminu nie wspominając. Ja trochę dłużej potrzebowałam asysty, choć i tak jestem z siebie dumna, bo już po kilku kursach wypuściłam się sama w - niedługą, bo nie długą, ale zawsze - trasę.
No ale po kolei. Muszę przyznać, że ten samochodowy dramat, to jeden z powodów mojej długiej nieobecności, albowiem robienie prawa jazdy zajęło mi mnóstwo czasu w związku z dojazdami 100 km do Szczecina (ergo - cały dzień wypada z życiorysu z powodu 2 godzin jazdy). Do tego stres, zniechęcenie... noo, w połączeniu z pracą i corocznym nalotem krewnych i znajomych (bo jakoś latem wszyscy przypominają sobie, że nad dalekim Bałtykiem mają mnie ), nie zostało już czasu na nic, prócz szybkiego zerknięcia, by się upewnić, że Perła nie tonie bez kapitana .
Egzamin zdawałam 4 razy. Gdzieś tam w lesie pisałam o pierwszym czy drugim, ale dla potomności i ku pokrzepieniu zdającym, przypomnę...
1. Zimno, marzec, blady świt. Stres ogromny. Poszłam z postanowieniem, że zaliczę teorię, ale praktycznego to nie zdam , tylko się rozejrzę, przełamię lody. Byle się nie zblamować i wyjechać z placu. Jak postanowiłam, tak robiłam . Potem myślałam sobie "głupia, trzeba było postanowić, że zdasz". Ale z perspektywy czasu widzę, że dobrze się stało. Potrzebowałam jeszcze trochę jazd, by nabrać więcej pewności siebie, wyeliminować błędy. Bo błąd popełniłam karygodny - zajechałam komuś drogę przy zmianie pasa. Oczywiście nie bezmyślnie. Spojrzałam w lusterko, włączyłam kierunkowskaz, spojrzałam raz jeszcze, nikogo nie było. Samochód albo był w polu martwym, albo za mną i szybciej niż ja wykonał ten sam manewr. Po tej wpadce nauczyłam się odwracać przez ramię i szybciej podejmować decyzje. Niezbędne. Egzaminator - wbrew mitom - był miły i ewidentnie nie chciał mnie oblać, bo wcześniej pojechałam źle przez skrzyżowanie (wjechałam częściowo na pas jadących z przeciwka) i powiedział tylko "spokojnie, ten błąd nie przerywa egzaminu, jedziemy dalej"... Całą drogę rozmawiał do mnie o głupotach, co rozluźniło atmosferę. Nie miał jednak innego wyjścia jak tylko przerwać egzamin gdy stworzyłam zagrożenie. Ciekawostka, która sprawiła mi potem wiele radości - przy odpowiedzi na pierwsze pytanie o płyny pod maską, wskazałam zbiornik na płyn do spryskiwaczy, tak go nazywając. "Płyn do czego?" zapytał podejrzliwie mój miły egzaminator. Wystraszyłam się, że pomyliłam z hamulcowym czy chłodzącym, pierwsze pytanie, no ładnie. Niepewnie rzekłam więc "no, do wycieraczek?", co również nie spotkało się z aprobatą. Otóż, mili moi, dowiedziałam się, że to płyn do mycia szyb!
2. Połowa maja. Lało. Trzęsłam się z zimna, ale nie ze strachu. Już się tak nie denerwowałam. Pierwszy raz jest najgorszy, no bo tylko raz można zdać za pierwszym razem. Potem to już nie robi większej różnicy, tylko coraz bardziej szkoda czasu i pieniędzy. O tym jednak wówczas nie myślałam. Byłam przekonana, że zdam. Miesiąc pracy nie zmarnowany. Wyeliminowałam błędy. Czułam, że doszłam do granicy, za którą na kursie już się więcej nie nauczę i przyszedł czas, by szlifować umiejętności wyjeżdżając kilometry własnym autem. Egzaminator był kobietą . Podobno kobiety w tej roli są mniej humanitarne od mężczyzn. U mnie się to sprawdziło. Nie była niemiła czy złośliwa, ale bez kontaktu. Czasem rzucała tylko suche "proszę o bardziej dynamiczną jazdę", etc. Czułam, że jadę za słabo by zdać w związku z tym, ale nie traciłam nadziei. Jechałam, jechałam... prawie 40 minut (a było to przed wprowadzeniem nowych przepisów). Utknęłam za autobusem, który zatrzymał się na przystanku. Bez zatoczki. Morał dla wszystkich - nie kombinować na egzaminie! Pomijając jakieś szczególne wypadki (pojazd na awaryjnych, roboty drogowe), zatrzymać się i cierpliwie poczekać, aż przeszkoda sama zejdzie/zjedzie z drogi. Ja postanowiłam ominąć autobus. Nauczona poprzednim egzaminem, rozejrzałam się bardzo uważnie, czy nikomu nie zajadę drogi zmieniając pas. Pech chciał, że gdy już ruszyłam, niemal pod koła wyszedł mi pieszy, i to w dozwolonym miejscu, bo stałam przed pasami. Zdążyłabym zahamować, ale egzaminatorka zareagowała pierwsza . Zagrożenie. Znów. Ale to był - jak się okazało - jedyny błąd (pomijając te drobiazgi, których się czepiała, czyli dynamikę jazdy - no deszcz padał! - czy to, że za długo trzymam nogę na sprzęgle po zmianie biegu). Powiedziała mi, że dobrze jechałam. Alleluja! No to nie mogła mi tak mówić całą drogę, żebym się tak nie denerwowała!? Niemniej, byłam pierwszą chyba w historii osobą zadowoloną z oblanego egzaminu... Z ciekawostek - zapytana o płyny, odparłam rezolutnie, że tu się wlewa płyn do mycia szyb. Egzaminatorka spojrzała na mnie z ironicznym uśmieszkiem "do spryskiwaczy, proszę pani, do spryskiwaczy"...
3. Zimno, a miało być gorąco. W końcu połowa czerwca. Znów źle się ubrałam, kupiłam po drodze sweter. W WORDzie zła atmosfera. Parę dni wcześniej weszły nowe przepisy. Wszyscy byli podekscytowani możliwością skończenia egzaminu po 25 minutach, a tymczasem na pogadance na temat nowych zasad egzaminowania było o tym, że będziemy długo czekać, bo straszna dezorganizacja, że na placu wcale nie prościej, lecz trudniej, no ale sami chcieliśmy. Ktoś po "czy są jakieś pytania?" wychylił się nieśmiało: "a co z tymi 25 minutami?". "Och, proszę pana!" - przyklasnął niemal z radością nasz mówca - "pan by musiał jeździć jak Hołowczyc, żeby w 25 minut zrealizować wszystkie zadania egzaminacyjne. Te 25 minut to minimalny czas - niech się państwo cieszą jak się zmieszczą w dawnych 40...". No pięknie. Jakoś mi było wszystko jedno z jednej strony, ale z drugiej - denerwowałam się bardziej niż za drugim razem. Coś złego wisiało w powietrzu, a dzień wcześniej ćwiczyłam łuk po długiej przerwie, z nowym instruktorem, który mi ogromnie namieszał w głowie. Tak więc, pojechawszy według jego wskazówek, zatrzymałam się trochę za wcześnie. Powtórka. Postanowiłam pojechać po swojemu, sprawdzoną na poprzednich egzaminach metodą. Jak po sznurku. Egzaminator znów byłą kobietą . Tak przemiłą, że aż ociekającą obłudą. "Proszę wysiąść i popatrzeć. Obrys się pani nie zmieścił". Zderzak wystawał może dwa centymetry na linię. Pusty śmiech mnie ogarnął. W kolejce do kasy spotkałam wszystkich ze swojej grupy, których twarze zdążyłam zapamiętać. Tylko nieliczni wyjechali z placu. Wydaje się, że tego dnia postanowili oblać 100%, pod byle pretekstem - na dowód, że w 25 minut to tylko Hołowczyc. Ale naprawdę pusty śmiech to mnie ogarnął dopiero wtedy, gdy zapłaciwszy za kolejny egzamin, odczekałam godzinę w kolejce, by wyznaczyć jego termin. Że też nikt wcześniej nie informuje, że po każdym niezdanym egzaminie, którego numer jest podzielny przez 3, należy wyjeździć minimum 5 godzin jazd, ponownie zdać wewnętrzny i dopiero z zaświadczeniem ze szkoły jazdy można zapisać się na kolejny egzamin!!! No cóż, odprawiono mnie z kwitkiem. A raczej - bez kwitka. Wyszłam z WORDa z refleksją, że skoro w mojej szkole nie nauczyli mnie jeździć (oczywiście nauczyli, ale nie w sposób umożliwiający zdanie tego cholernego egzaminu) w około 70 godzin (sic! ), to czas zmienić szkołę... Nie poszłam po stempelek. Postanowiłam naprawdę zdać ten wewnętrzny. Pojeździć z innym instruktorem. Wybrałam szkołę brama w bramę z WORDem omalże, z nadzieją, że jeśli na kogoś spływa geniusz kierowców egzaminujących w tej placówce (ach! widziałam jak egzaminator ustawiając auto na łuku, potrącił słupek ), to z pewnością na nich. No to chwila zasłużonej reklamy - polecam w Szczecinie Auto Progress z przemiłą Pauliną w biurze i instruktorem Przemkiem o anielskiej cierpliwości i fajnym poczuciu humoru . Zdałam wewnętrzny. Jeździłam jeszcze kilkanaście godzin. Myślałam, że już się niczego na kursie nie nauczę, a jednak... Przede wszystkim nauczyłam się... wrzucać na luz .
4. Lipiec. Upał. Luz. Śmiałam się, że już rozumiem, czemu trzeba zdawać tyle razy. Przy czwartym człowiek już się zupełnie nie przejmuje, więc jakże spokojny musi być przy ósmym . A gdy ujrzałam znajomego egzaminatora z pierwszej próby, to z radości prawie rzuciłam się mu na szyję . "Miło mi znów pana widzieć!", nie powstrzymałam się, czym chyba sprawiłam mu przyjemność. Opowiedział mi, jaką trasą pojedziemy! I że to będzie niedługa trasa, bo czas egzaminu został skrócony. Zamiast płynów - klakson. Nawet nie podnosiłam maski. Jakieś światła - banał. Rzecz w tym, że zostałam wywołana jako jedna z ostatnich, więc staliśmy na parkingu pod placem i czekaliśmy aż rozjadą się pozostałe samochody, bo nie było przejazdu. Kiedy chciałam się po tym klaksonie przesiąść na siedzenie pasażera, egzaminator powiedział "ależ niech już tam pani zostanie! niech się pani przyzwyczaja do miejsca za kierownicą, bo to po tej stronie będzie pani niebawem podróżować autem". Budujące Kazał mi niniejszym samej wjechać na plac i ustawić się na łuku. Wpadłam w lekką panikę, bo jeszcze nie zdążyłam przygotować się do jazdy. "Spokojnie, ja pani pomogę" zapewnił i uprzejmie spuścił mi hamulec gdy próbowałam ruszyć na ręcznym . "No proszę, poradziła pani sobie" powiedział gdy już stanęłam na początku łuku. Powtarzał to potem cały czas. "Bardzo dobrze, kolejne zadanie zaliczone". Znów rozmawialiśmy o wojsku, studiach, gospodarce... Jechałam cudownie prostą trasą, szerokim łukiem omijając centrum. Poprzednio miałam z 5 rond. Teraz tylko jedno, i to banalne "no proszę, rondo zaliczone, jedziemy dalej"... "No dobrze, to w sumie możemy już kończyć... czy może ma pani ochotę jeszcze sobie trochę pojeździć?". Nie miałam . Stanęłam pod napisem "koniec egzaminu" i rozpłakałam się nie wierząc własnym oczom. 23 minuty. "O rrany, tak szybko?" - zdziwiłam się. "A po cóż mam jeździć dłużej z dobrym kierowcą"- odparł egzaminator i życzył mi szerokich dróg...
W połowie sierpnia odebrałam prawo jazdy. Szczęśliwa, ale bez perspektyw na te szerokie drogi. Ale kiedy się czegoś bardzo pragnie (i wierzy w spełnienie), to los zaczyna sprzyjać. Reni ktoś wjechał w drzwi i właściciel - szczęśliwie elektronik samochodowy, więc poza drzwiami auto jest w idealnym stanie - pozbył się jej za bezcen, skoro ubezpieczenie pokryło stratę z nawiązką. Dwa tygodnie temu dostałam kluczyki. Renia nie jest Twingo, lecz Megane. Renia nie jest zielona, lecz czerwona z lepszej strony, a z gorszej uroczo trójkolorowa . Renia jest moja . Jak już kupię sobie wymarzone Twingo, to chyba jej nie oddam. Będę zbierać Renówki .
Początkowo z duszą na ramieniu i wieloletnim kierowcą na siedzeniu pasażera rozwijałam dozwolone prędkości. W dodatku ta moja brama! Nic nie jest równie ekstremalne jak wjazd w nią. Biedna Renia - dobrze, że i tak jest do malowania Po tygodniu wybrałam się na pierwszą samodzielną przejażdżkę do Kamienia, 10 km drogi ode mnie. Potem zawiozłam znajomych do Międzyzdrojów - 27 km, krętą drogą. Dziś wprawdzie nie jechałam sama, bo z pasażerem - kierowcą, ale był głównie pilotem, czasem tylko - na moją prośbę - zwracając mi uwagę na błędy, które popełniam. Przejechałam z 300 km, z czego ponad 100 przez Niemcy i tyleż po zmroku, z czego znaczną część drogą ekspresową (110-120 km/h). Parkowań na trasie nie zliczę. AAA! Jechałam! No i mieszczę się w bramie . Jeszcze parę dni temu miałam stare koszmary - że muszę jechać, a nie potrafię. Myślę, że dziś będę mieć spokojne sny ...
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Sob 0:56, 19 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 18:24, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
No to jesteś Hołowczyc.
Bardzo interesujący reportaż. Gratulacje. Za Renię też.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 18:46, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
Gratuluję zdanego egzaminu
"Spryskiwacze"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 21:58, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
Aletheia napisał: | No to jesteś Hołowczyc. |
A wiesz? Nie zwróciłam uwagi! Faktycznie Hołowczyc był dziś sam w Kamieniu na zakupach, nieźle przy tym pobłądził, ale nie stracił głowy .
Dziękuję za gratulacje. Napracowałam się .
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Sob 17:38, 02 Sty 2010 Temat postu: |
|
Ja podchodziłam trzy razy razy.
1. 14 październik. Też straszny stres, dzień przed miałam egzamin teoretyczny. Było zimno i lał deszcz. Czekałam prawie godz. Trafiłam na stanowisko nr. 2. i Forda Fiestę.Egzaminator był w miarę miły. Wylosowałam wlew& bagnet do oleju i światła przeciwmgielne. Trochę pomieszałam i się poprawiłam. Na łuku zaczęły się kłopoty, najpierw tak mi się noga trzęsła na sprzęgle, że samochód jadąc do tyłu na chwilę się zatrzymał. No to druga próba. Na drugiej próbie cofając najechałam na linię. "No niestety pani Sabino, egzamin przerwany".
Za pierwszym razem wiedziałam, że nie zdam. Jeszcze dzień wcześniej robiłam łuk, ale słupki poprzestawiali.
2. 13 listopad, słońce i w miarę ciepławo. Stres trochę mniejszy. Dzień prędzej wzięłam sobie jeszcze godz. jazdy na łuku. Czekałam niecałe 20 minut. Znowu wylosowałam 2 i tym razem Reno Clio. Idąc na plac cały czas powtarzałam sobie, że zdam. Tym razem egzaminator był jeszcze milszy niż poprzedni. Wylosowałam płyn hamulcowy i światło cofania. Z płynem miałam problem bo nigdy nie umiałam dojrzeć gdzie jest min/max. Widziałam jednak, że coś tam było i powiedziałam mu, że jest tak "w miarę" . Światła cofania zrobiłam bez problemu. Łuk też, chociaż już mi się wydawało, że samochód znowu się chce zatrzymać. Ale wszystko ok, górka też. Z ulga wyjechałam na miasto. I tu zrobiłam błąd. Bo myślałam, że skoro wyjechałam na miasto, to na pewno zdam, byłam juz zbyt pewna siebie. Ruchu zbyt dużego nie było. I miałam skrzyżowanie, ja wyjeżdżałam z drogi podporządkowanej na główną i nie zatrzymałam się na STOPIE tzn. podjechałam i zwolniłam tak, że samochód prawie się zatrzymał, ale się nie zatrzymał.
"No niestety Sabinko, musimy przerwać egzamin".
I tutaj musze dodać, że egzaminator był bardzo miły w drodze powrotnej był bardzo miły, m.in interesował się kto mi takie ładne imię dał i czy rodzice mają już dla mnie samochód xD
3.8 grudzień, też w miarę bezdeszczowo i ciepławo. NIe wykupywałam już żadnych jazd. W Wordzie przez egzaminem spotkałam przypadkiem dobrego kolegę, który prawie na mnie nawrzeszczał jak usłyszał ode mnie że nie zdam. Trochę, że tak powiem mnie podbudował . Czekałam ponad 15 minut i wylosowałam wyśnione stanowisko nr. 3. I znowu Reno Clio. Egzaminator był lajtowy i też dało się z nim pogadać. Wylosowałam ten sam zestaw co na 1 egz. Nieomal spartaczyłam łuk (wydawało mi się, że prawie najechałam na linię) ale było ok. Górka też.
W mieście nie było zbyt dużego ruchu a poza tym przez połowę czasu gadał przez telefon, ale na jednym skrzyżowaniu przeżyłam chwilę grozy. A mianowicie na światłach zapomniałam o migaczach.
"Na tym skrzyżowaniu popełniła pani błąd"
Miałam już prawie serce w gardle, bo bałam się, że znowu nie zdam. Ale egzaminator coś tam powiedział, że jedziemy dalej. Następnie przy zawracaniu przy użyciu bramy samochód mi zgasł. A reszta poszła w miarę dobrze. Jeździłam niecałe 27 minut. Zdziwiłam się kiedy powiedział mi, zeby skręcać na prawo do ośrodka.
"Co już?"
"No wszystko już zrobiliśmy"
Chyba trzy razy mu dziękowałam za egzamin xD
Plastki odebrałam 22 grudnia i teraz jeżdżę od czasu do czasu starym polonezem ojca, właściwie to jest juz prawie mój do nowego samochodu wolę się nawet nie zbliżać xD
ale sądze, że na 2gim dobrze że mnie oblał, bo teraz zatrzymuję się na każdym stopie, bo tak pewnie bym wymuszała i bym się nie zatrzymywała xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 2:28, 04 Sty 2010 Temat postu: |
|
Gratuluję, Sabinsien! Jakże miło się czyta takie historie już PO!
Cieszyłam się już gdzieś w Lesie, ale ponieważ temat bardziej adekwatny, pragnę zapisać tu dla potomności, że AAA! przejechałam sama 800 km w trasie!!! Trzy tygodnie jeździłam w przedświątecznym ferworze (i przy 15-stopniowych mrozach) po Łodzi, a teraz ćwiczę Wrocław . Jestem wielka! Jednak za największy sukces uznaję to, że przestałam się bać. Jeszcze przed tą eskapadą - choć przez pół roku jeździłam z instruktorem, a potem 3 miesiące sama - serce podchodziło mi do gardła ilekroć siadałam za kierownicą. Potrzebowała dobrego kwadransa, by się uspokoić. A teraz odczuwam już wyłącznie radość ilekroć wita mnie za kółkiem swojski warkot silnika . Nie to, że straciłam czujność i ponosi mnie nonszalancja - jeżdżę wciąż ostrożnie i mam nadzieję, że tak zostanie. Ale już nie czuję tego paraliżującego strachu, już uwierzyłam w siebie. To mój największy sukces w pokonywaniu strachu od jakiegoś czasu .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 15:29, 04 Sty 2010 Temat postu: |
|
O, właśnie, nie napisałam od razu i jakoś mi umknęło. Gratulacje dla sabinsien i dzięki za tak detaliczny opis! Niby mnie temat nie dotyczy, ale interesująco się czyta takie rzeczy.
Anajulia napisał: | Trzy tygodnie jeździłam w przedświątecznym ferworze (i przy 15-stopniowych mrozach) po Łodzi, a teraz ćwiczę Wrocław . |
Parę tygodni temu, w zamarzającym autobusie, moją dominującą myślą była: "dzisiaj najlepiej ubrać się w auto..."
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamal
Majtek
Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Caribbean / Barbados Płeć: pirat
|
Wysłany: Pon 23:50, 15 Wrz 2014 Temat postu: |
|
Ja to mam chyba nie fart! Podchodziłem do prawka z 10 razy, ze skutkiem negatywnym. Ostatni raz podszedłem około rok temu. A teraz jeszcze testy się pozmieniały na trudniejsze. ;( A tu mam zamiar niedługo podejść i spróbować, może w końcu by się udało.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
Oficer
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 0:56, 16 Wrz 2014 Temat postu: |
|
No cóż, powodzenia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 21:40, 06 Mar 2017 Temat postu: |
|
Marta napisał: | Też zamierzam w przyszłości zrobić |
Osiem lat później, Marta zrobiła
Jak fajnie się czytało ten temat, mając już doświadczenie jako kursantka. Nic tylko głową kiwać w odpowiednich fragmentach Jakoś do mnie nie dociera, że do elki więcej nie wsiądę, ciągnie mnie do relacji z jazd i egzaminów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamal
Majtek
Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Caribbean / Barbados Płeć: pirat
|
Wysłany: Nie 7:59, 12 Mar 2017 Temat postu: |
|
No to gratuluję
Teraz tylko ostrożnie jeździj. Ja już miałem stłuczkę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
sabinsien
Cieśla
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z południa Płeć: piratka
|
Wysłany: Czw 19:08, 20 Kwi 2017 Temat postu: |
|
Tak sobie przeczytałam ten post sprzed 7 (!!!) lat i teraz mało mi do tamtego bojaźliwego kierowcy bliżej do pirata
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamal
Majtek
Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Caribbean / Barbados Płeć: pirat
|
Wysłany: Śro 13:20, 26 Kwi 2017 Temat postu: |
|
Pirata drogowego czyli jak mi
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|