Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marta
Oficer
Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z własnego świata w D.G. Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 17:16, 28 Gru 2008 Temat postu: POTC 4 według naszych userów |
|
Z radością przedstawiam nową zabawę rocznicową, która, mam nadzieję, będzie trwała dłużej niż nasze święto W dziale filmowym najwięcej emocji budził ostatnio temat z informacjami o powstaniu czwartej części POTC. Wszyscy zastanawialiśmy się, jak ten film mógłby wyglądać. GTS wraz z Lordami proponują więc Wam napisanie pirackiego opowiadania, właśnie kontynuacji POTC. Lekkiej, zabawnej historii, w tworzeniu której weźmie udział jak najwięcej członków naszej Załogi, a najlepiej wszyscy
Zasady:
1. Fanfik piszemy w ten sposób, że jedna osoba (tzn. moja skromna Lordowska Mość ) zaczyna opowieść, urywa wątek w pewnym momencie i kolejna pisze dalej, następny fragment kolejna osoba i tak dalej. Nie ma ustalonej kolejki, bawi się ten, kto ma ochotę i czas.
2. Jesteśmy narratorami, a nie występującymi postaciami, choć możemy oczywiście opisywać ich myśli i uczucia.
3. Nie ma ani dolnej, ani górnej granicy długości dodawanego fragmentu.
4. Nie dbamy szczególnie o prawdopodobieństwo (Elliot&Rossio też się nim zbytnio nie przejmowali ), ale zachowujemy logikę wydarzeń.
5. Można wprowadzać postacie spoza POTC i jest to mile widziane, bo ubarwia historię
To luźna opowieść mająca na celu głównie dobrą zabawę, dlatego zachęcam do udzielania się. Dajmy się ponieść fantazji i przeżyjmy jeszcze jedną przygodę z Jackiem Sparrowem i innymi bohaterami naszego ulubionego filmu
So... let's start!
Gdzieś na Karaibach...
Gdzieś na Karaibach, w jednej z tawern, siedział Jack Sparrow, popijając rum. Nie wiedział, która to butelka, zresztą nie było to ważne, bo czuł się odprężony i zrelaksowany. Wyciągnął się na krześle tak, że teraz zajmował wygodną pozycję półleżącą, nasunął na czoło kapelusz i kątem oka obserwował bójkę, która toczyła się kilkanaście metrów od niego. Towarzyszyły temu zwykłe w takich miejscach niecenzuralne okrzyki. Na razie nikt z obecnych w tawernie się nie przyłączał (a trzeba wiedzieć, że pijanych piratów do lania się po pyskach zachęcać specjalnie nie trzeba i często zdarza się, że rozwiązanie prywatnego konfliktu zamienia się w lokalny koniec świata), więc nie było powodu do przedwczesnego opuszczenia lokalu. Jeszcze trochę posiedzi, a potem może porozmawia z tą śliczną kelnerką, która zerka za niego zalotnie...
Wtedy właśnie zauważył, że do jego stolika ktoś się zbliża. Chłopak, nie więcej niż dwudziestoletni, nieporządnie ubrany i tylko trochę wstawiony, szedł, choć niepewnym krokiem, wyraźnie do niego, dzierżąc w dłoniach dwa kufle wypełnione rumem. Kapitan rozejrzał się po tawernie. Było jeszcze parę wolnych stolików, najwyraźniej więc chłopak szukał towarzystwa do picia. Skinął głową na pytanie, czy może się dosiąść. Zaraz jednak tego pożałował, bo ledwo usiadł, jego towarzysz zaczął coś opowiadać. Wyrzucał z siebie słowa z taką prędkością, jakby nie zależało mu na tym, żeby rozmówca go zrozumiał, byle tylko mówić.
- I widzi pan, wtedy ona powiedziała, że już nie chce mieć więcej ze mną do czynienia, a potem rzuciła we mnie pierścionkiem i kazała się wynosić. A ten skarb, cośmy po niego płynęli, to się okazało, że to lipa, ta mapa, znaczy się… O , i prawie mnie zastrzelili, bo uciekałem kiedyś…
Jack uważnie obserwował młodzieńca. Dziwnie się zachowywał. Był jakiś niespokojny, choć starał się to ukryć, kręcił się, sprawiał wrażenie, jakby na coś czekał. To kazało kapitanowi dyskretnie rozejrzeć się dookoła. Zauważył kilku mężczyzn, którzy wydali mu się podejrzani. Również w nich wyczuwał niepokój i… groźbę? Uznał, że czas wizyty dobiegł końca. Wstał.
- To szalenie zajmujące, jednakże muszę pilnie wyjść… Obowiązki kapitana, rozumie pan…
I już go nie było. Rzucił się do drzwi, płynnie lawirując pomiędzy stolikami. Tamci zaczęli go gonić, wyciągając broń. Więc jednak miał rację, instynkt go nie zawiódł. Wybiegł na zewnątrz. Błyskawiczna decyzja co do kierunku ucieczki, skręt za róg. Ale za rogiem ktoś był. Trzask rozbijanej butelki i… ciemność. Jack osunął się na podłogę.
-Musiałeś go walić po łbie? I to jeszcze pełną butelką? Takie marnotrawstwo!
- Nie miałem pustej! Nie zdążyłem wypić! A w ogóle to miało być inaczej. To wyście go mieli złapać, nie ja!
- Mieliśmy, ale zwiał. Młody miał zająć jego uwagę, ale widać za nerwowy był. Facet się skapnął i wybiegł, zanim zastawiliśmy wejście. Dobrze, że kapitan pomyślał, żeby was postawić na zewnątrz, bo nic by z tego nie wyszło!
- Może i dobrze, że jest nieprzytomny, przynajmniej teraz nic nie odwinie.
- Idziemy panowie, idziemy, kapitan czeka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Anajulia
Kapitan
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Drogi Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 18:13, 28 Gru 2008 Temat postu: |
|
"Znów kłopoty" - pomyślał półprzytomnie Jack i mimo, że przeszywający ból głowy nie nastrajał go do refleksji, skonstatował (bez większego zdumienia), że uśmiecha się do tej myśli. Uśmiecha w duchu, bo w rzeczywistości nie miał siły poruszyć choćby wargami. Leżał nieruchomo na twardym podłożu, które mogło być zarówno podłogą tawerny, wybrukowaną drogą, pomostem jak i pokładem okrętu. Nie był w stanie tego stwierdzić. Ręce i nogi miał starannie związane, usta zakneblowane, a światło z trudem przebijało się przez zapuchnięte powieki. Wolał ich zresztą nie podnosić. "Niech myślą, że jestem nieprzytomny" pomyślał już trzeźwiej i postanowił poczekać na rozwój wydarzeń, nie mogąc i tak nic zdziałać w swoim położeniu. Wytężył pozostałe zmysły i stwierdził, że ponad wszelką wątpliwość znajduje się na świeżym powietrzu. Po chwili dobiegł go odgłos kroków. Zbliżało się do niego trzech, może czterech ludzi, najprawdopodobniej mężczyzn.
Na razie asekurancko, ale tylko taki kawałek wizji mi się wyświetlił . Niemniej przyglądam się nadal i nasłuchuję...
Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 18:17, 28 Gru 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savvy
Piracki Lord
Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: from Desolation Row Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 2:07, 12 Sty 2009 Temat postu: |
|
- No i po coście ich jak świniaki związali? - żachnął się jeden z nadchodzących.
- No… mogli zwiać… uciec… - bąkali trzej pozostali mężczyźni, kiedy przerwał im pierwszy:
- Jak, do cholery, wyobrażacie sobie ucieczkę kogokolwiek ze statku na pełnym morzu?! - fuknął. Jack odnotował w pamięci "kogokolwiek" (z oburzeniem), „pełne morze” i awarię swojego błędnika, który wcześniej bez problemu rozszyfrowałby gdzie jest. Nikt wśród stojących najwyraźniej nie odważył się odpowiedzieć, więc ten sam władczy bas zadał kolejne pytanie:
- Który to?
- Ten z lewej, panie bosman.
- Ocucić, rozwiązać, zaprowadzić do mesy i mieć na oku do momentu kiedy pojawi się tam kapitan.
- Taaa-jes! - odkrzyknęli wszyscy chórem. Jack usłyszał tylko plusk, głuche uderzenie czegoś drewnianego po prawej stronie (najpewniej o reling) i już po chwili czuł jak słona woda szczypie go w rozcięte wargi. Próbował, z niepowodzeniem, parskać i uchylić oczy szerzej niż na kilka milimetrów. Przez szparki dojrzał jednak nad sobą kontur krępej sylwetki. Mężczyzna trzymał wiadro i uśmiechał się głupio.
- Hej, Joe! Zawsze chciałem to zrobić - chlusnąć w twarz kapitanowi.- Joe zarechotał, wyrwał krępemu wiadro i ponownie zarzucił aby nabrać wody.
- Za marynarkę! - krzyknął i wylał kolejny strumień na twarz kapitana.
- Za galery! - Chlust!
- Za Kompanię! - Chlust!
- Za francuską chorobę! - Chlust!
- Za tureckie więzienia! - Chlust!
- Za kaca! - Chlust! W tym momencie Joe uchwycił wzrok odchodzącego bosmana, zastygł w bezruchu, a z twarzy spełzł mu uśmiech. Schylił się, zaczął rozwiązywać śliskie węzły, wyciągnął nasiąknięty wodą knebel.
- Panowie…! - Jack zrobił teatralną pauzę - Mnie też dotknęły kiedyś te plagi - uśmiechnął się zawadiacko.
Joe speszył się jeszcze bardziej niż po spojrzeniu bosmana i pokrzykując gniewnie zaciągnął kapitana pod pokład. Karłowaty mściciel zwrócił się teraz do trzeciego marynarza, który do tej pory z dystansu obserwował wydarzenia.
- A co z tym drugim, Jolly?
- Nie wiem, niech leży. - wymamrotał Roger, po czym obydwaj zniknęli w zejściówce. Słońce prażyło niemiłosiernie, wylana na pokład woda zdążyła już wyparować, a sól wymalować na nim płaskie fale. Skóra „Młodego”, który leżał teraz samotnie na deku, zaczerwieniła się niebezpiecznie.
Też impresja, śródnocna.
Ostatnio zmieniony przez Savvy dnia Pon 2:19, 12 Sty 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|