Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 18:26, 03 Lut 2008 Temat postu: POTC IV według Karottki |
|
Jak wiecie, zaczęłam pisać ,,kontynuację" POTC. Ja i Scarlett ustaliłyśmy, że rozdziałó będzie 35 xD. A więc oto pierwsze 8:
Stary przyjaciel
Tortuga, tawerna. Jack siedział z nogami na stoliku i popijając rum ze swojej buteleczki, patrzył na busolę. Wszędzie było słychać krzyki, rozmowy, a także szable obijające się o siebie podczas - typowych tutaj - bijatyk. Załoga równierz brała udział w tych ,,zabawach".
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Jak szaleni, wbiegli piraci. Wszedł kapitan. Smukły (bo grubych raczej nie było) mężczyzna, wysoki, łudząco podobny do Barbossy. Za nim weszła dziewczyna. Obdarowana dość zwykłą urodą.
Ubrana w czarne buty na niskim obcasie z nawiniętą, szarą cholewką, ciemne spodnie, czerwony pasek na biodrach, białą bluzkę z dużym dekoltem i kołnierzem. Rękawy kończyły się na łokciu, skąd zaczyna się ,,rozciągnięcie" na jakieś 15cm. Złote pierścionki na lewym kciuku i dużym oraz prawym wskazującym i serdecznym. Kolczyki duże, złote (biżuteria oczywiście skradziona). Na głowie fioletowo-biała chustka, ciemno-brązowe loki i powieki lekko zaznaczone czarnym ,,cieniem". Kapelusz nieco ciemniejszy od włosów. Gdy podeszli bliżej do stołu, Jack zauważył duże, piwne oczy o długich rzęsach. Panienki nie rozpoznał, ale od razu zauważył starego przyjaciela - Cutlera Crane'a.
Jack: Cutler, jakże miło cię widzieć. (wstaje, aż krzesło spada)
Cutler: Witaj, Jack.
Jack: To... (wskazuje lekko na nieznajomą) To znaczy... Kto to jest? (pyta nieco zmieszany sytuacją)
Dziewczyna lekko uśmiecha się do Cutlera i mówi szeptem.
Dziewczyna: On jest zabawny...
Jack: Coś o mnie?! (zapytał stanowczo, bo nie znosi, gdy ktoś się z niego śmieje)
Cutler: (bez pewności) Nie... Do rzeczy. Jack, to jest moja córka, Lizbeth. Płynę na wyspę ludożerców, by tam odnaleźc skarb. Nie chcę, by cos jej się stało, dlatego ufając TOBIE, przekazuję ją pod opiekę TOBIE. Włos ma jej z głowy nie spaść, bo TOBIE spadnie cała głowa. Jasne? (stanowczo)
Jack podpija z flaszki.
Jack: Dosyć brutalne słowa w ustach przyjaciela, a słowo TOBIE zaznaczone i powtórzone trzy razy. Czyżby pewność, że stary Jack przestanie być piratem na jakiś czas? (lekki uśmiech)
Lizbeth: Pozwólcie, że się wtrącę. (weszła pomiędzy kapitanów. Odwróciła sie przodem do ojca) Tato, sugerujesz, że ja sobie nie dam rady? (lekkie obużenie)
Cutler: Cóż, córciu. Co jak co, ale czasami sama ze sobą możesz umrzeć... (śmiech obydwu)
Lizbeth: Tato, proszę. Tylko nie córciu! (,,zzieleniała" ze złości)
Cutler: Mniejsza. Pamiętaj, nie zrób kłopotu kapitanowi.
Poszedł w pośpiechu krzycząc ,,kurs na wyspę ludożerców!". Lizbeth odprowadziła ojca na fort. Jack szedł za nimi, co chwilę podpijając rum. Gdy Otchłań odpłynęła, Lizbeth i Jack stali naprzeciw siebie. Ta, po chwili ciszy nieśmiało powiedziała.
Lizbeth: To... Gdzie jest twój statek?
Jack: Nie widzisz? (lekki uśmiech) Za tobą.
Lizbeth odwróciła się i stanęła jak wryta, gdy ujrzała Czarną Perłę. Wyglądała pięknie i dumnie z siebie w świetle zachodzącego słońca.
Lizbeth: Do cholery! (zachwycona) Gdzie ci się udało zdobyć taki statek?
Jack: (lekki uśmiech i pewny siebie ton głosu) Kochanie, czyżbyś nie znała kapitana Jacka Sparrowa, który przez wszystkie morza pływa na najsłynniejszej, najszybszej Czarnej Perle?
Lizbeth: Ty jesteś Jack Sparrow? (zdziwienie)
Jack: Jest tylko jeden Jack Sparrow i to nie jest bynajmniej bylejaki pirat...
Lizbeth: No tak. (ironiczny uśmiech)
Jack: Nie przypominam w 100% Jacka Sparrowa tj. siebie? (zdziwienie zmieszane z obużeniem)
Lizbeth: Nie, znaczy tak. (zmieszanie) Myślałam tylko, że jesteś... Młodszy, przy...
Jack przerwał jej, podnosząc butelkę rumu, podpił i podszedł bliżej.
Jack: Wszystko jasne, pojąłem. Może parę lat mi ubyło, ale nadal słyszę od miejscowych panienek, że jestem przystojny jak zawsze.
Lizbeth: (ukrywa śmiech) Wiesz, być może to zakochane w tobie, byłe kobiety, od których tak po prostu odszedłeś dla Perły, hę?
Jack: Czyżbyś wątpiła w urok osobisty piratów?
Wolnymi krokami podchodził do Lizbeth, próbuje ją przynajmniej dotknąć, ale ona cofa się za każdym razem.
Lizbeth: Nie godzi, by zaufany przyjaciel dotykał córkę jego przyjaciela...
Wystarczy jeden krok i dziewczyna wpadłaby do wody. Jack, nie zważając na jej słowa, łapie za ręce i przystawia do siebie. Lizbeth przestraszona patrzy na wodę.
Lizbeth: Ty... (zdrętwiała z przerażenia) Ty mnie uratowałeś. Dziękuję, gdyby nie ty, utonęłabym.
Jack: Wiesz, jestem... Co? (zdziwienie)
Lizbeth: Może to się wydawać dziwne, ale nie umiem pływać.
Ukazała ironiczny uśmiech, po czym poszła na pokład Perły.
Kurs na Isla de Pelegostos!
Jack wszedł na pokład za Lizbeth. Zdziwił się gdy ujrzał Gibbsa bladego ze strachu.
Jack: Coś nie tak, Gibbs?
Gibbs powoli pokazał ręką na stojącą przy prawej burcie dziewczynę.
Gibbs: Pech... (szepnął) Pech na pokładzie! (wrzasnął z przerażenia)
Jack spojrzał na Lizbeth, która trzyma coś w rękach i po cichu śpiewa.
Jack: To długa historia, poza tym Tia Dalma może być na pokładzie... (podpija rum)
Gibbs: Ale to...
Jack: Calypso, wiem. (podpija rum)
Gibbs: To co ona tu robi? (lekkie oburzenie)
Jack: Mówiłem... Długa historia. Kurs na Isla de Pelegostos!
Gibbs: Tak jest.
Poszedł do kapitańskiej kajuty. Wieczorem cała załoga spała, we śnie obejmując butelki rumu. Jack zobaczył przez okno, że Lizbeth wciąż stoi. Okno było otwarte i melodyjny głos śpiewał.
Lizbeth: Dalej, kamraci! Ciągnijmy szoty razem!
Mroczną Otchłanią płyńmy przez wody nasze.
Dalej, Otchłanio! Oświeć nas swym wielkim blaskiem!
Ustal kurs na Tortugę, szanowny kapitanie.
Dalej, kamraci! Na na na na na na na!
Mroczną Otchłanią na na na na na na na.
Dalej... Otchłanio! Na na na na na na na!
Ustal kurs... Na Tortugę... Na na na... Na na... Na... Na.
Jack wyszedł z kajuty, podpił rumu i podszedł do dziewczyny. Po jej rumianych, ale widocznie jasnych policzkach spływały łzy. Zauważył otwarty wisiorek w kształcie wisiorka krabowego Tia Dalmy. W nim były schowane dwa zdjęcia: jej ojca i matki. Lizbeth poczuła na prawym ramieniu rękę. Automatycznie przerwała śpiewanie, zamknęła wisiorek i odwróciła głowę w lewo. Lekko się przestraszyła.
Jack: Nie bój się. To twoja matka? (wskazał butelką w wisiorek)
Lizbeth: Tak... (otworzyła go) Odeszła na dno morza Karaibskiego z naszym pierwszym statkiem - Legendarną Damą. Oddała swoje życie, bym ja przeżyła.
Jack: A to fakt. Czego matki nie robią dla swoich dzieci? (podpija rum) Mogą się nawet zatrudnić w Tawernie na Tortudze jako kelnerki, żeby zarobić coś na utrzymanie... Ta matczyna intuicja... Przypomina mi się moja matka.
Lizbeth: Twoja matka też umarła?
Jack: Szczerze nie pamiętam. Ojciec mówił, że dopadła ją Kompania wschodnioindyjska, ale co on na prawdę chce przez to powiedzieć... Nie wiem. (podpija rum)
Lizbeth: Twój ojciec żyje?
Jack: A jakże? Kobiety rzadko przeżywają ataki wrogów... Jeszcze jedno pytanie... Usłyszałem przez okno twój śpiew. Co to za piosenka?
Lizbeth: Matka ją napisała. Nosi tytuł: Mroczna Otchłani. Stworzyła ją dla taty.
Chwila milczenia. Jack postawił 3 kroki w stronę kajuty, odwrócił się.
Jack: Zamierzasz całą noc spędzić na pokładzie?
Lizbeth otarła łzy i zamknęła wisiorek.
Jack: Masz zły dzień czy mi wreszcie odpowiesz? (ciągle łagodnie, popijając rum)
Lizbeth: Każdy miewa złe dni... (odwracając głowę w stronę Jacka)
Jack: A to też fakt. Ja np. wybrałem poniedziałek...
Lizbeth: Jack! (przerwała mu)
Jack: Wiem, to ciągłe gadanie nie ma aż tak wielkiego sensu. (podpija rum, zatrzymuje się na progu) Może zechcesz wejść do kajuty na odrobinę rumu?
Lizbeth bez słowa idzie do kajuty. Siada na łóżku i cały czas trzyma wisiorek.
Jack: Więc... Może opowiesz o sobie coś jeszcze? (staje na przeciw niej i podaje butelkę rumu) Np. Skąd wzięłaś się na statku ojca? Ile ty w ogóle masz lat, że cię tak okrutnie potraktował, dając opiekuna?
Lizbeth: Ile mam lat? 27. Czemu to ma być okrutne traktowanie? (zdziwienie)
Jack: Duże dziewczynki raczej nie potrzebują opiekunów...
Lizbeth: (podnosi głowę w stronę Jacka) A ojciec raczej nie chce mnie wydać za mąż... Czemu się dopytujesz?
Jack: (siada obok i obejmuje ją ręką) Widzisz, skarbie. Kapitan powinien znać swoją załogę...
Lizbeth zerwała się, stanęła i zaczęła mówić.
Lizbeth: Nie jestem załogantką. (lekkie oburzenie)
Jack: Wiem, to tylko przenośnia... (spokojnie)
Lizbeth: A za kogo mnie uważasz? (spokojniej, ale z niepokojem)
Jack podszedł do dziewczyny, trzymał ręce na jej biodrach i mówił.
To mój statek!
Jack: Sam nie wiem. Jednakże coś musi w tym być. Rzadko kiedy pirat zdaje sobie sprawę, o czym mówi. (lekki uśmiech)
Lizbeth odeszła trzy kroki i poszła do swojej kajuty spać. Następnego dnia Perła przybiła do Isla de Pelegostos. Powstała tam nowa tawerna, więc załoga postanowiła sprawdzić, jaka jest. Załoga zjechała po linach i poszła rozmawiając. Lizbeth zaniepokoił styl chodzenia Jacka.
Lizbeth: Czemu tak chodzisz?
Jack odwrócił się, podpił rumu i wziął wdech.
Jack: Mój ,,specyficzny" sposób chodzenia wynika z regularnego ,,specyficznego" picia rumu. Gdybym nie pił regularnie ,,specyficznie" rumu, to bym nie miał tego ,,specyficznego" stylu chodzenia. A że regularnie ,,specyficznie" piję rum, to mam taki właśnie ,,specyficzny" styl chodzenia. Rozumiesz?
Lizbeth nie zrozumiała tego, co powiedział Jack.
Lizbeth: Nie bardzo. (zmieszanie)
Jack: Po prostu chodzę tak, bo piję rum.
Lizbeth: To czemu wcześniej tak nie powiedziałeś?
Jack: Musiałem coś wymyślić, byś przestała mi zadawać pytania.
I z zadowoloną z siebie miną poszedł do tawerny. Nie spodziewał się, że spotka tam starego znajomego. Otóż czekał na niego znajomy, który nie specjalnie lubił cwanego kapitana. Przestraszył się lekko i powiedział.
Jack: Barbossa! Co ty tu... O jaka ładna tawerna!
Barbossa: Nie wywiniesz się. Gdzie mój statek?
Jack: Wiesz... (podpił rumu) Nie pamiętam, byś przekazywał mi jakiś statek. Może to jakaś łupinka?
Barbossa: A może Czarna Perła?
Jack: Nie, Czarna Perła jest moja.
Barbossa: Nie, bo moja.
Jack: Na statku rządzi kapitan.
Barbossa: Kapitan jest jeden.
Jack: Kapitan jest niebyle jaki.
Barbossę zatkało. Musiał coś wymyślić, żeby przebić niebylejakiego kapitana.
Barbossa: Kapitan nie pije masowo rumu!
Lizbeth weszła pomiędzy nich.
Lizbeth: Uspokójcie się! Na pewno jest jakiś kompromis, który możecie uzyskać między sobą, jak piraci.
Jack: Pozwól, że ci coś wyjaśnię, Lizzie. Co możesz wiedzieć o potyczkach kapitanów?
Lizbeth: Mój ojciec jest kapitanem.
Jack: Który to pies zapchlony?
Lizbeth: Cutler Crane. (oburzenie)
Jack: Aaaa... Wróćmy do BYŁEGO kapitana.
Barbossa: Nadal jestem kapitanem.
Jack: Nie.
Barbossa: Tak.
Lizbeth: Cisza.
Jack: To ja poprosiłem Jonesa, żeby wydobył Perłę.
Barbossa: To była jeszcze Wiedźma.
Jack: Nie twój rum.
Lizbeth: Skoro Jack, to znaczy KAPITAN odważył się temu omackowanemu potworowi stawić i poprosić, by wydobył statek, jest kapitanem.
Jack zaczął dokazywać Barbossie, gdy ten patrzył na niego jak na kogoś, kogo chce zabić.
Lizbeth: Ale Barbossa ma prawo być w załodze.
Świat stracił swoje barwy. Teraz Barbossa dokazywał Jackowi.
Jack: Czemu mam brać tą nieudaną, dziwaczną namiastkę pirata na Perłę?
Lizbeth: Bo ma prawo.
Jack: Ale na czyściciela zęz.
Lizbeth: Twoja decyzja.
I usiedli przy stole. Drzwi otworzyły się. Wszedł - długo oczekiwany - Cutler. Gdy Jack poczuł na ramieniu jego rękę, tak się przestraszył, że wstał, kopiąc przy stym w stół, co wywróciło wszystkie kufle.
Jack: A co... To znaczy jak... To znaczy... Witaj.
Cutler: Włos jej z głowy nie spadł?
Jack: Nieee... Chyba, że nie myła ich.
Lizbeth: Tato, to ostatni raz, jak dajesz mi opiekuna.
Jack: A miałaś wcześniej jeszcze jakiegoś?
Lizbeth: Nie i sądząc po tobie - nie chcę.
Cutler: Cór... Lizbeth! Jak mówię...
Lizbeth: Pamiętaj tato. Nie jestem jedną z tych typu ,,oczywiście, zrobię wszystko, co każesz". Ja nie dam sobą pomiatać jak jakimś psem.
Cutler: Ale pamiętaj, że to tobie przypisuję Otchłań.
Lizbeth: Rozumiem!
I wyszła z tawerny. Nie obchodził ją nawet kierunek. Weszła na Perłę i skierowała się ku kajucie kapitańskiej. Zasnęła. Tymczasem Jack podpijając rum, mówił do Cutlera.
Jack: Kłótnie w rodzinie...
Poszedł jej szukać.
Kipiące uczucie
Znalazł dziewczynę zapłakaną na swoim łóżku. Przykrył kocem i zasnął obok niej. Wschód słońca. Perła płynie w niewiadomym kierunku, jakby dryfowała. Lizbeth budzi się i odwraca. Na widok Jacka spada z łóżka. Jack też się budzi.
Jack: Nic ci nie jest?
Lizbeth: Nieee... (podnosi się i łapie za głowę) Robisz powalające wrażenie.
Jack: Aż tak ci się podobam? Dosyć o mnie. Pomówmy o tobie. Czemu płakałaś?
Lizbeth siada na łóżku, a Jack bawi się kosmykiem jej włosów.
Lizbeth: Bo widzisz... Chciałabym, żeby wszystko było, jak dawniej. Ja, tata, mama, Davy...
Jack: Kto to jest Davy?
Lizbeth: Mój pies z dzieciństwa. Teraz gdzieś zginął...
Zaczyna płakać - po raz pierwszy przed publicznością. Jack przytula ją i próbuje uspokoić. Wie, że jeśli Cutler to zauważy, zabije go.
Jack: No, nie płacz już. Szabla mi zamoknie albo rum rozcieńczy.
Lizbeth ociera łzy, ale potem znów popada w rozpacz.
Lizbeth: Oh, Jack. Gdybyś umiał cofnąć czas, wyszłabym za ciebie.
Jack zdrętwiał. Widzi Cutlera wściekłego u progu drzwi.
Cutler: Ty zdrajco! Nie rób krzywdy mojej córce!
Jack: Cutler, to nie tak, jak myślisz... To znaczy tak, ale... Posłuchaj wreszcie!
Lizbeth wstaje i pospiesznie próbuje odsunąć ojca.
Lizbeth: Tato, odejdź! To nie Jack zawinił! To przeze mnie!
Cutler: Co ty mówisz? (zdziwienie)
Lizbeth: To ja wtedy wpadłam w romans z tym piratem. To ja zawiniłam, zdradzając go. Nie jestem godna miana ,,człowieka".
Jack: Ale pirata - jak najbardziej. Masz u mnie dużego plusa, mała.
I z uśmiechem podpił rum.
Lizbeth: Ukarz mnie, nie jego. Jest tylko moim opiekunem. Poza tym to ty dałeś mi go jako opiekuna.
Cutler: To czemu płakałaś?
Lizbeth: Wyżaliłam mu się. Chciałam, żeby znów było, jak dawniej.
Cutler: (lekkie zdziwienie) Przecież jest, jak dawniej.
Lizbeth: Wcale nie. Jack nie jest moją matką.
Po czym otarła łzy i wyszła. Cutler poszedł na Otchłań, by kontynuować swoją podróż. Jack tylko podpił rum i zajrzał w busolę. Wskazywała jakiś kierunek. Wyszedł z kajuty i szedł za kierunkiem. Tymczasem nadeszła noc. Jack stanął i rozglądał się za kierunkiem. Wskazówka kierowała się ku Lizbeth. Patrzyła na morze i mówiła do niego z otwartym wisiorkiem.
Lizbeth: Mamo, ja już nie chcę nigdzie płynąć. Wiem, że muszę znaleźc gdzieś swoje miejsce, ale wydaje mi się, że już je znalazłam. Chciałabym być z kimś, kto mnie zrozumie.
Dalej, kamraci! Ciągnijmy szoty razem.
Mroczną Otchłanią płyńmy przez wody nasze.
Dalej, Otchłanio! Oświeć nas swym wielkim blaskiem.
Ustal kurs na Tortugę, szanowny kapitanie.
Pewien pirat zakochał się,
W młodej, bardzo slicznej panience.
Kochał ją bardziej niż załogę,
Teraz są razem, płyną na Tortugę.
Dalej, kamraci! Ciągnijmy szoty razem.
Mroczną Otchłanią płyńmy przez wody nasze.
Dalej, Otchłanio! Oświeć nas swym wielkim blaskiem.
Ustal kurs na Tortugę, szanowny kapitanie.
Chciałabym być z kimś innym.
Kto zrozumie moje problemy.
Znalazłam i wiem już, że
Najlepiej będzie mi na Czarnej Perle.
Dalej, kamraci! Ciągnijmy szoty razem.
Czarną Perłą płyńmy przez wielkie wody nasze.
Dalej, Perełko! Oświeć nas swym wielkim blaskiem.
Ustal kurs na Tortugę, szanowny kapitanie...
Jack podszedł od tyłu i po chwili Lizbeth czuła na włosach dotyk.
Jack: Kończysz piosenkę mamy?
Podpił rum. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć.
Lizbeth: (bez przekonania) Tak... Można to tak ująć.
Jack: Czyżby kolejna zwrotka była o mnie?
Lizbeth: Nie wiem.
Jack: To czemu w refrenie słyszałem Czarną Perłą?
Lizbeth odwróciła się energicznie. Ten zmierzył ją wzrokiem.
Lizbeth: Po co ci busola?
Jack popatrzył na busolę, która wyraźnie wskazywała na Lizbeth. Zamknął ją szybko.
Jack: N-nie ważne.
Wiatr zaczął mocniej wiać. Dało się słychać cichy szept ,,Busola wskaże ci przyszłość". Lizbeth i Jack mieli się pocałować, gdy przybiegł Gibbs.
Gibbs: Kapitanie!
Jack: Co się dzieje? Nie powiesz mi chyba, że Lizbeth przyniosła ze sobą pech, który wzamocnił wiatr? (niedowierzając)
Gibbs: Nadciąga burza. Musimy wrócić do tawerny.
Jack: Ty idź pierwszy. Ja będę iść za tobą.
Gibbs: Tak jest.
Pobiegł do tawerny. Nim Jack zdążył coś powiedzieć, Lizbeth szybko go pocałowała i idąc do tawerny, mówiła, oddalając się.
Lizbeth: Chodźmy już do tawerny.
Widać było uśmiech na jej twarzy. Jack musiał zrobić coś, by nie było widać tego zadowolenia. Podpił rum i szedł do tawerny.
Kocha nawet najtwardszy
W tawernie na Tortudze, jak zwykle, panowała hałas. Przeważali załoganci, którzy nie mieli, co robić. Lizbeth i Jack siedzieli przy stole, rozmawiając (też jak zwykle). Nagle zerwała się ze stolika i wyszła z tawerny. Poszła na fort, a za nią Jack. Usiadła na końcu i bardzo mocno nad czymś rozmyślała. Jack usiadł obok niej i podpijając rum zaczął rozmowę. Odstawił butelkę na bok i pogładził jej włosy.
Jack: To, że pocałowałaś przyjaciela swojego ojca nie oznacza jeszcze czegoś, co mogłoby być złe i czego oboje byśmy żałowali.
Lizbeth tylko pokręciła głową ,,na nie".
Lizbeth: Jack, nie o to chodzi... Nie wiem, jak powiedzieć to tobie, a co gorsza - mojemu ojcu.
Jack: Skarbie, stary Jack ci pomoże. Zależy tylko, co chcesz powiedzieć.
Lizbeth: Nie mogę ci tego teraz powiedzieć. Tylko bym cię zraniła.
Jack upił duży łyk rumu.
Jack: Powiedz, co chcesz powiedzieć. A jesli by ci ulżyło, możesz się nawet rozpłakać. Wszak jestem opiekunem... Porozmawiam, pocieszę.
Lizbeth odwróciła do niego głowę. Jej oczy świeciły wtedy piękniej, niż ,,rum w świetle słońca" (cytat Jacka w rozdziale 6 ,,Wakacje według piratów").
Lizbeth: Bo wiesz, Jack. Jesteś tylko moim opiekunem, ale ja myślę, że jednak kimś więcej...
Jack: Czyli tym kimś, kto cię rozumie?
Podpił rum. Lizbeth lekko się zawstydziła. Spojrzała w dół. Jack ujął jej brodę i powiedział coś, czego na pewno nie chciałby usłyszeć Cutler albo Gibbs (od razu zepsułby sytuację).
Jack: Ty dla mnie też jesteś kimś więcej i mimo, że w jakikolwiek sposób zraniłabyś mnie, nie zawaham ci się tego powiedzieć w tej odpowiedniej chwili, bo innej może już nie być... Ko...
W tejże chwili wszedł Cutler. Poraz pierwszy w historii zepsuł tą jedyną, odpowiednią chwilę. Przerwał Jackowi.
Cutler: Lizbeth, musimy płynąć na Isla de Pelegostos. Tam znajdziemy ci nowego opiekuna albo opiekunkę.
Lizbeth: Mogę się przynajmniej pożegnać z kapitanem?
Cutler: To coś ważnego?
Jack wstał i podszedł do Cutlera. Podpił rum.
Jack: To jest sprawa nie cierpiąca zwłoki. Raczysz skierować swój piracki pysk w stronę statku i pójść tam? Odprowadzę ją, jak opiekun.
Cutler zastanawiał się.
Cutler: Czekam na Otchłani.
Jack znów usiadł obok Lizbeth.
Lizbeth: To... Co chciałeś mi powiedzieć?
Jack: A ty nie chcesz?
Lizbeth: (bez przekonania) ... Nie.
Jack: Na pewno?
Lizbeth: Głowy nie daję.
Jack: A więc powiedz. Jestem przekonany, że to ma coś wspólnego z tym, co ja chcę powiedzieć.
Lizbeth: To może zaczniesz? (ironiczny uśmiech) Jesteś kapitanem i - bądź co bądź - moim opiekunem.
Jack wziął głęboki wdech.
Jack: (w myślach) Oby tylko nikt nie zepsuł sytuacji. Bo, jak wiem, Gibbs ma do tego wprawę... (na głos) Kocham cię.
Po czym szybko ujął butelkę rumu i wypił dwa razy taki łyk, jaki zwykle nabiera.
Lizbeth: Ja... Ja też cię kocham. (uśmiech) Ale to chyba nie przetrwa. (smutek) W końcu płynę na Isla de Pelegostos. Będziemy się widzieć tylko służbowo.
I ze łzami w oczach szybkim krokiem poszła na pokład Otchłani. Jack patrzył, jak szczupła sylwetka oddala się z każdym krokiem. Czuł w sobie dziwną pustkę. Jakiś żal, który przenika jego duszę. Jednak nie uronił ani łzy. Wiedział, że kiedyś uda się spotkać z Lizbeth. Głęboko wierzył, że tą pustkę wypełni tylko ona.
Wakacje według piratów
Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Jack z załogą równierz przypłynęli na Isla de Pelegostos.Lizbeth, szczęśliwa przybiegła do niego i rzuciła mu się na szyję (nie dosłownie).
Lizbeth: Jack, skąd się tu wziąłeś?
Jack - jak zwykle zresztą - podpił rumu.
Jack: Skoro jest tak dużo czasu, nie lepiej go wykorzystać na ,,wakacje"?
Lizbeth zauważyła ojca, który w oddali obserwuje jej poczynania. Odeszła krok dalej.
Lizbeth: Miło cię widzieć.
Jack: Co to za nieprzyjemność nie widzieć twoich oczu. Jeszcze tego nie mówiłem, ale świecą równie pięknie, jak rum w świetle słońca. Może nawet trochę ładniej? Nie wiem, trudny wybór.
Lizbeth uśmiechnęła się. Przyszedł Cutler.
Cutler: Jack Sparrow, a co ty tutaj robisz, hm?
Jack się przestraszył.
Jack: Piracki pysk... To znaczy Cut... Cutler Crane, a co ty tutaj robisz, hm?
Cutler: Ja przyjechałem na ,,wakacje".
Jack: Ja też.
Cutler: Wakacje od ciebie.
Jack: Ja też. (uśmiech)
Cutler: Rozbawiasz mnie. (ironia)
Jack nie miał, co powiedzieć. Kontynuował więc bełkoty.
Jack: Ty też.
Cutler: Zechcesz powiedzieć coś jeszcze?
Jack: Nic.
Podpił rumu, a Cutler poszedł na pokład Otchłani.
Lizbeth: Przykro mi, że tak wyszło.
Jack: (zmieszanie) Mi trochę też.
Odwrócił się do Czarnej Perły.
Lizbeth: Większość ludzi odchodzi i już nigdy nie wraca... (cicho)
Jack najpierw odwrócił głowę w jej stronę, potem znów w stronę Perły i zaczął iść. Nagle się zatrzymał i znów zwrócił głowę w stronę cierpliwie czekającej na odpowiedź piratki. Podszedł do niej i zapytał zaniepokojonym głosem.
Jack: To nie było na poważnie?
Lizbeth: Ale co?
Jack: Pocałunek...
Lizbeth wzięła butelkę Jacka, upiła rumu i odeszła o 5 kroków. Wydawała się tłumić śmiech.
Lizbeth: Trudno mi w to uwierzyć, ale tak...
Jack zwrócił się w stronę Perły i zaczął iść. Nie zauważył wystającego korzenia (w pobliżu były drzewa). Potknął się i wywalił. Lizbeth pękła ze śmiechu. Jack wstał i zaczął się otrzepywać.
Jack: Takie to śmieszne?
Lizbeth pokiwała ,,na tak". Jej śmiech był zaraźliwy, bo po chwili Jack o mało nie zachłysnął się rumem, którym próbował tłumić śmiech. Po dłuższej chwili Lizbeth powoli przestawała się śmiać. Pomachała i pobiegła do miejsca Otchłani. Jack z zadowoloną z siebie miną obserwował oddalającą się dziewczynę. Chodziła wokół Otchłani z dużym kundlem. W tej chwili przypomniał sobie, że miała w dzieciństwie psa, Davy'ego. Pomyślał, że pewnie go znalazła. Poszedł więc do miejsca Perły.
Następnego dnia Davy coś wyczuł. Zaczął iść po tropie, a za nim Lizbeth. Ślad doprowadził ich do Jacka śpiącego na piasku. Davy podszedł i zaczął wąchać go, a następnie chodzić po nim. Jack obudził się i przestraszył się widząc psie zęby nad swoją głową. Lizbeth wzięła go i zaczęła go odciągać od ,,znalezionego skarbu".
Jack: Zazwyczaj nie pozwalam się traktować jak podłogę...
Lizbeth: Nic ci nie jest?
Davy, obserwując swoją panią, przywarował.
Jack: Nie. A co cię tu sprowadza?
Lizbeth usiadła obok Jacka.
Lizbeth: Szłam na spacer z Davym. Szukamy tego i owego.
Jack: Ja jestem ,,to" czy ,,i owo"?
Lizbeth: (uśmiech) Chyba bardziej ,,to". Może pójdziesz z nami? Idziemy w głąb wyspy.
Jack wstał i podpił rumu. Davy też wstał. Lizbeth popatrzyła na Jacka.
Jack: Kto wie, kogo znajdziemy w buszu, ale przy mnie...
Davy zaszczekał.
Jack: To znaczy przy NAS...
Pies usiadł i podniósł lewą łapę. Jack mówił, przykucając obok Davy'ego i podając mu prawą rękę.
Jack: ... Nic ci nie grozi.
Poszli za Perłę i próbowali wejść od tyłu lasu.
Noc pod gołym niebem
Gęsiego szli: Davy, Lizbeth i Jack. W pewnym momencie Davy zaczął biec. Doszli na skałę. Był tam widok na Morze Karaibskie. Zachód słońca na horyzoncie wyglądał pięknie i bardzo romantycznie. Z drugiej strony odsłaniały się gwiazdy. Davy położył się i sapał ze zmęczenia.
Lizbeth: (wdech z zachwytu) Do cholery! Pięknie tu.
Jack myślał, że to najlepszy sposób na rozmowę. Wszędzie pięknie, cicho. Podszedł do Lizbeth i objął ją w pasie.
Jack: To odpowiednie miejsce, żebyśmy mogli sobie o wszystkim powiedzieć...
Lizbeth Spojrzała na Davy'ego. Spał już. Postanowiła sobie w duchu, że jednak porozmawia.
Lizbeth: Przecież jesteśmy sami, jak będą nas szukać?
Jack: Ale to najlepsza chwila. Ty i ja, ja i ty. Sam na sam. Tak się najlepiej rozmawia. Poza tym, mnie szukać nie będą, bo jestem kapitanem, a ciebie, bo...
Lizbeth: Bo jestem tu z tobą?
Jack: Tak. Więc w czym problem?
Lizbeth: W moim ojcu.
Jack: To sobie szybko porozmawiamy i wrócimy do statków.
Lizbeth wzięła wdech.
Lizbeth: O czym chcesz rozmawiać?
Jack: No... O nas. Warto porozmawiać, skoro będziemy tak daleko od siebie...
Lizbeth: To znaczy?
Jack: Czy na prawdę zamierzacie być jak najdalej od Tortugi?
Lizbeth: Ojciec - jak najbardziej. Przyznał, że za bardzo ci nie ufa. Dlatego na dłuższy czas bierze opiekunkę.
Jack: Zawsze był taki jakiś inny. A skoro to było na poważnie, to coś musi z tego być.
Lizbeth: Jack, nic z tego nie będzie. Chyba, że ucieknę na Perłę.
Jack: To dobry pomysł. Ucieknij.
Lizbeth: Ale ja nie chcę sprawiać ojcu zawodu. Żałuję, że tak to wyszło.
Jack: Ja nie żałuję. Pierwszy raz byłem opiekunem córki mojego przyjaciela, którą potem pokochałem.
Lizbeth: Właśnie. Jack, ja cię ranię. Przecież wolisz wolność, beztroskę...
Jack: Kochanie, ja też jestem człowiekiem. Zrozumiem. Nie jestem jak Davy Jones i nie wytnę sobie serca, żeby nie czuć przyziemnych emocji. Choć bycie nieśmiertelnym jest kuszące...
Lizbeth: To co chcesz zrobić?
Jack: Coś na pewno się wymyśli. Na przykład nacieszyć się dzisiaj, a jutro niech zostaną wspomnienia.
Lizbeth: Co?
Wydawała się lekko zirytowana, ale wiedziała, że dla takiego pirata trzeba odrobinę cierpliwości. Gdyby jego załoga nie była cierpliwa, już dawno kapitan zostałby sam na pokładzie.
Jack: Nie brałem tego dosłownie, chodziło mi tylko o obecność.
Lizbeth: Aha.
Mimo, że Jack cały czas ją trzymał, odwróciła się ku zachodowi słońca.
Jack: Wrócisz kiedyś na Perłę?
Lizbeth: Nie wiem, ale mam nadzieję. Dobrze, że myślimy o sobie tak samo.
Dalszą część każdy powinien znać. Następnego dnia, po upojnej nocy (szybko się ubrali) Jack poczuł nieprzyjemny ucisk w pewnym miejscu. Po chwili usłyszał nad uchem szczekanie. Zerwał się jak oparzony, a niedaleko Lizbeth bierze swój kapelusz. Jack wstaje i otrzepuje się, bo Davy miał brudne łapy (jak to pies, a zwłaszcza piracki).
Jack: I co? Nie mów, że mój plan się nie udał.
Lizbeth: Udał się. (spogląda na Davyego) Widocznie, Davy też coś do ciebie czuje. (śmiech)
Jack nic nie mówił. Podpił rumu i - biorąc szablę oraz pistolet - trzymał się jak najdalej od psa podskakującego z radości.
Wyszli na plażę. Cutler podbiegł przestraszony i przytulił córkę.
Cutler: Lizbeth, gdzieś ty była?
Drobna tajemnica
Lizbeth popatrzyła na Jacka.
Lizbeth: Byłam z Jackiem w głębi wyspy. Ale gwarantuję, że nic nie było z tego, co było wczoraj.
Cutler wyciągnął szablę.
Cutler: Jeśli zrobiłeś coś mojej córce...
Jack: ... To cię zabiję. Wiem, słyszałem do kiedyś. Mogę obiecać to samo, co Lizbeth, ale nie tego, że coś jej zrobiłem. Nie martw się. A właśnie - zastanawiałeś się kiedyś nad zmianą pseudonim? Na przykład... Piracki pysk Cutler Crane? Pasuje do ciebie, to znaczy do imienia i nazwiska.
Cutler schował szablę.
Cutler: Chodź, Lizbeth, pójdziesz do kajuty i się rozgrzejesz. W nocy jest zimno.
Jack spojrzał na Davy'ego jak na coś strasznego.
Jack: Możecie zabrać ze sobą... Davyego?
Lizbeth: Davy, chodź już.
Davy pomerdał ogonem i poszedł. Przyszedł Gibbs.
Gibbs: Kapitanie, gdzie byłeś?
Jack: Gibbs, Gibbs, Gibbs...
Gibbs: Kapitanie, kapitanie, kapitanie?
Jack: Są sprawy, które trzeba zachować. To... (podpija rum) Na Perłę. Ustawiajcie kurs na Tortugę.
Gibbs: Tak jest.
Pobiegł na pokład. W tym czasie Przybiegła Lizbeth, a z nią Davy.
Lizbeth: Mogę z tobą popłynąć?
Jack: Zawsze.
Na pokładzie Perły, Jack wprowadził Lizbeth do swojej kajuty.
Jack: Cóż za przebieg wydarzeń sprowadził cię na pokład mojego statku?
Lizbeth usiadła na łózku. Davy zaś przywarował pod nim.
Lizbeth: Pokłóciłam się z ojcem.
Jack: Co ci powiedział?
Lizbeth: Po prostu rozmawialiśmy o tym, co zaszło.
Jack: Ale nic z tego nie wyjdzie.
Lizbeth: Wiem. Jednak ojciec nie daje mi spokoju. Zapytał, czy nie chcę mieć kłopotów. Odpytałam, czy mi nie ufa, potem powiedział, że nie mogę się z toba nigdzie zapuszczać. Straciłam cierpliwość i przyszłam do ciebie.
Jack: Ojcowie są dobrzy, ale czasami przesadzają. W końcu kapitan Jack Sparrow jest uważny nawet przy tak dogłębnych sprawach.
Jednak uważny przy dogłębnych sytuacjach kapitan nie zauważył, że wylano tu coś śliskiego. Miał szczęście, że kajuta była duża, bo inaczej byłoby źle. Rozległ się ogromny hałas. Ten huk słychać było na całym statku. Cała załoga się zbiegła. Jack próbował wstać, ale to było za śliskie.
Jack: Kto śmiał wylać do mojej kajuty olej? I skąd go wzieliście?
Pintel: Sam kapitan chciał, żebyśmy dali kapitanowi olej.
Jack: Do steru, nie do kajuty!
Pintel: Musiałem się przesłyszeć... Chodź, Marty.
Wyszli z kajuty.
Jack: Wszystko w porządku, panowie. Trochę mnie boli głowa, ale to od ściany. Drewno jest bardzo, ale to bardzo twarde.
Wszyscy wyszli. Jack usiadł, a Lizbeth tłumiła śmiech.
Lizbeth: Kapitan Jack Sparrow uważa przy najdrobniejszych sytuacjach, a nie uważa nawet na śliskich powierzchniach. Tego jeszcze nie było.
Jack: Jest ci do śmiechu, kiedy ukochany cierpi? (złośliwie)
Lizbeth: Jaki ukochany?
Jack: Pamiętam dobrze. Kochasz mnie.
Lizbeth: To wcale nie nowość.
Jack: To wcale nie jest nienowość. Jestem jedyny kapitan Jack Sparrow.
Lizbeth: Przecież cię znam.
Jack: Jakbyś mnie nie znała, to byś nie kochała.
Macie komentarze, koncepcje, pomysły - piszcie.
Czekam na opinie
Ostatnio zmieniony przez Karottka dnia Wto 13:24, 05 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Nie 18:28, 03 Lut 2008 Temat postu: |
|
Moje opinie już znasz ja poprostu kocham to co piszesz ubawiam się zawsze przy czytaniu tego Czekam na reszte
|
|
Powrót do góry |
|
|
black rose
Kanaka
Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z mrocznej otchłani
|
Wysłany: Pon 9:03, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
oo fajnie piszesz =) =)=)=)=)
Czekam na reszte i mam nadzieje że nie zabraknie ci pomysłów do tego 35 rozdziału
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beh.
Majtek
Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ze skrzynki bez klamki
|
Wysłany: Pon 10:56, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
Widzę, że na forum zaczynają się nam pojawiać fanfiki - dobrze, bardzo dobrze. Prawdę mówiąc, tego mi w tym naszym fandomie brakowało najbardziej. Jeśli ma być tego więcej, proponuję stworzyć oddzielny dział ;)
Co do twórczości Karottki, mam jedną uwagę: nie jest to absolutnie "książka"; no bo jaka książka składa się z samych dialogów? Książka powinna mieć bardziej rozbudowane elementy opisowe, i to nie tylko te dotyczące wyglądu bohaterów czy miejsc, także czynności i przeżyć wewnętrznych, inaczej łatwo o powstanie takich błędów jak ten w pierwszym akapicie, gdzie akcja najpierw rozgrywa się wewnątrz tawerny, a potem następuje przeskok do portu, zupełnie niezapowiedziany - nigdzie nie zostało wspomniane, że Jack i Lizbeth z tej tawerny wyszli.
Chyba, że twoim, Karottko, zamiarem było rzeczywiście napisanie dramatu (o czym świadczyłyby imiona przy kolejnych kwestiach). Popraw, jeśli się mylę.
Poza tym całkiem pozytywnie oceniam całość, dialogi pełne humoru, oddające charakter postaci, żywa akcja itd. Czekam na następne rozdziały.
:)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 17:47, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
Beh. wiem, że to nie jest właściwe określenie tego dramatu, jak to ładnie opisałaś , ale prawda jest taka, że zanim powiedziałam Scarlett, że to książka, nie umiałam nic innego wymyśleć. I wiesz co? Masz rację. Zapomniałam napisać, że wyszli z tej tawerny. Dzięki za przypomnienie
Poza tym dzięki wam za dobrą ocenę . To mój pierwszy dramat i... No, trochę się spieszyłam. A Scarlett to już nie lubi, a kocha to, co piszę Uważa, że mam główkę do humoru, zwłaszcza kwestii Jacka z pirackim pyskiem xD
To teraz napiszę rozdział 9, a potem go wyślę i poprawię 1 .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 17:49, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
NO NARESZCIE!! PRZECIEZ JA JUż TU NIE WYTRZYMAM DłUżEJ BEZ TWOJEGO POCZUCIA HUMORU W TYM DRAMACIE
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 17:51, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
Aż tak tęsknisz? xD No to jak skończę, to wyśle xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 18:02, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
No koniecznie!!!!!!!!!!!!!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 18:05, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
Ale niestety nie dzisiaj. Może jutro? Dzisiaj jeszcze muszę odrobić lekcje i zaopiekować się szczuraskiem. Tę część dnia zajmuje mama xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Pon 18:21, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
NIEEEEE nie zgadzam sieeee ja chce juzzzz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 14:21, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Ok, napisałam 9 rozdział. Jeśli coś pominęłam lub źle napisałam - piszcie .
Oto rozdział 9:
Miejsce w wisiorku, to miejsce w sercu
Lizbeth: A ja nie wiem...
Gibbs oczywiście przerwał rozmowę.
Gibbs: Kapitanie, Mroczna Otchłań jest blisko nas.
Jack: Skąd się tu wzięła Otchłań?
Lizbeth: Przypłynęła... Ojciec mnie szuka.
Otchłań podpłynęła do Perły. Cutler podszedł do burty.
Cutler: Możemy porozmawiać?
Lizbeth: Teraz chcesz rozmawiać? Przecież mi nie ufasz, to jak mnie wysłuchasz?
Jack wszedł przed Lizbeth.
Jack: Pozwólcie, że się wtrącę! Tylko jedno pytanie. Jak Otchłań zrównała się z Perłą?
Lizbeth weszła przed Jacka. Ten podpił rumu.
Cutler: Może to wina twoich załogantów?
Kapitan obszedł wzrokiem całą załogę. Zatrzymał się na Pintelu i Marty'm. Tamci pospiesznie poszli sprawdzić przyczynę zwolnienia statku.
Cutler: Czemu uciekłaś? Zrozumiałbym, gdybyś nie chciała opiekuna.
Lizbeth: Ale ja chcę opiekuna, ale... Jednego. (cicho)
Cutler: Ale wiesz, że go nie lubię.
Tu przerwał Jack.
Jack: Kto tu kogo nie lubi? Też nie przepadam za twoją wymową i... Wszystkim. I nie narzekam. I co teraz powiesz?
Cutler spojrzał zimnym spojrzeniem na Jacka. Zwrócił się do Lizbeth.
Cutler: Dobrze, zrobimy umowę. Ja zostawię go jako... Opiekuna. Ty za to wrócisz na Otchłań.
Lizbeth: Będę mogła wchodzić na Perłę? (dla przekonania)
Cutler: (westchnienie) Tak... Ale tylko, kiedy będę musiał cię opuścić.
Lizbeth: Kiedy zechcę.
Cutler: Zgoda, kiedy zechcesz. Wrócisz na Otchłań?
Jack podpił rumu (zresztą, jak zwykle). Ta spojrzała na Jacka i przechodziła na pokład Otchłani.
Lizbeth: Dzięki za zrozumienie, Jack. (szeptem)
Jack: Przychodź, kiedy chcesz, Lizzie.
Statki odpłynęły od siebie. Przybiegli zasapani Pintel i Marty.
Jack: I co tam utkwiło?
Załoganci spojrzeli na siebie. Bali się przyznać, że niechcący wrzucili tam kamienie.
Pintel/Marty: Nic/rum.
Pintel spojrzał na Martyego.
Pintel: Rum?
Marty: Rum... Bum!
Jack spojrzał ironicznie. Zapadła cisza.
Marty: Bum, bo... Było bum. Tak... (wahanie) Takie... Wielkie. Było.
Wszyscy się rozeszli. Tymczasem na Otchłani, Lizbeth stała przy burcie i patrzyła w morze. Zaciekawiła ją butelka, w środku której coś było. Odwróciła się do Cutlera.
Lizbeth: Tato, tam jest butelka!
Cutler: Jaka butelka?
Lizbeth: Pokażę ci.
Zaprowadziła ojca do burty i wskazała butelkę.
Lizbeth: Tam jest. Wyciągniemy ją?
Cutler powoli odwrócił się i mówił do najwyższego załoganta.
Cutler: Becketton, wyciągnij butelkę.
Ten trzymał się burty i wyciągnął z wody niewielką flaszkę, do której nalało się już trochę wody. Podał Cutlerowi, a ten sprawdził, co jest tu napisane.
Cutler: To jakaś mapa.
Lizbeth: Mapa?
Podeszła bliżej, ciekawsko próbując ujrzeć to, co tam było.
Cutler: Spójrz, ta wyspa wygląda znajomo.
Wskazał na wyspę kształtem podobną do Isla de Cruces. Była podpisana niewyraźnymi literami.
Lizbeth: Bou... Le... Guard. Bouleguard!
Cutler: Znów nieprzebyta wyspa? (podpił rum)
Lizbeth odwróciła kartkę.
Lizbeth: ,,Przybij do wyspy i wykonaj:
1. 15 kroków na północ
2. 3 na północny-wschód
3. 27 kroków na północny-zachód
4. 7 kroków na północ
5. 1 krok na wschód.
Zobaczysz wielki kamień. Pójdź tam, gdzie kamień ma tył i zacznij kopać."
Tato, tam jest zakopany skarb. Płyniemy?
Cutler nie mógł znieść błagalnego spojrzenia Lizbeth.
Cutler: Kurs na... Gdzie jest ta wyspa?
Lizbeth: (biegnie palcem po mapie) Jeśli my jesteśmy tu, to... Na zachodzie.
Cutler: Kurs na zachód. Płyniemy, aż nie zobaczymy wyspy.
Tak więc Otchłań płynęła pełną parą. Mimo myśli o wielkim, zakopanym skarbie, Lizbeth wciąż myślała o Jacku. Otworzyła więc wisiorek.
Lizbeth: Masz w moim sercu miejsce. Cały czas wolne, póki nie przybędziesz.
I jak? xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
Kuk
Dołączył: 12 Gru 2007
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z krańca Świata Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 15:26, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Świetnie... Wspaniały miałaś pomysł z tą mapą w butelce Ciekawa jestem co oni tam wykopią. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i rozwiązanie butelkowej zagadki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 16:51, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Noo cuudowny rozdzialik!! Moje gratulacje
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 16:54, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
No to się doczekacie Jeszcze dzisiaj dowiecie się, co tam takiego odkopali. Powiem jedno - będzie na prawdę więcej akcji, niż zwykle xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 16:56, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Uoooo już się niee moge doczekać
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 17:02, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Zobaczysz... Będzie ciekawie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 17:04, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
No w to nie wątpie, ale ty już tu nie gadaj, a pisz!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 17:15, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
ok XD Ide pisac xD
PO KILKU GODZINACH... XD
Napisałam! Oto rozdzial 10 xD
Trochę o Otchłani, czyli poszukiwanie skarbu
Zamknęła go i zaczęła chodzić po pokładzie. Davy posłusznie chodził za panią. Najwyraźniej nudziło jej się.
Lizbeth: Ile będziemy płynąć?
Cutler: Tego nie wiem... (sprawdza mapę) Ale to ty chciałaś płynąć.
Lizbeth: Jasne.
Dopłynęli na wyspę. Lizbeth i Davy zeszli z Otchłani. Reszta załogi zeszła za nią. Cutler podał szablę z jej kajuty.
Cutler: Przyda ci się.
Sprawdził mapę jeszcze raz.
Cutler: To idziemy 15 kroków na północ. Gdzie jest północ?
Lizbeth stała i patrzyła gdzieś. Rozglądała się i rozmyślała. Wiatr wiał od strony morza w stronę wyspy.
Lizbeth: Wiatry południowe. Północ jest w głębi wyspy. Idziemy.
Wszyscy odliczali 15 kroków.
Cutler: Teraz 3 kroki na północny-wschód.
Lizbeth wskazała prawie na lewo od siebie, dokąd wszyscy poszli w 3 krokach.
Lizbeth: Co teraz?
Cutler: 27 kroków na północny-zachód.
Poszli, tym razem na prawo. Davy miejscami węszył, a czasami biegał jak szalony wokół załogi.
Cutler: 7 kroków na północ.
Postawili 7 kroków na północ.
Cutler: Teraz 1 krok na wschód.
Mieli zamiar iść, ale zgubili kierunek. Lizbeth (nie było opisane) - wyuczona u Jacka, myślała.
Lizbeth: (w myślach) Skoro północny-wschód jest tam, to wschód... (na głos) Wschód jest tam.
Poszli więc za kierunkiem dziewczyny. Ujrzęli wielką skałę, jak w opisie. Była zarośnięta mchem, więc niektórzy mieli wątpliwości co do 100% kamieniowości tego kamienia.
Becketton: Czy to... Na pewno kamień?
Lizbeth: (ironia) Nie, wielka, zarośnięta butelka rumu. Jasne, że kamień! Jesteś wysoki, ale niezbyt inteligentny.
Becketton: A ty gdzie się uczyłaś?
Lizbeth: ... Nie podnoś głosu na córkę kapitana. Gdzie teraz?
Cutler sprawdził napis.
Cutler: Teraz idziemy tam, gdzie kamień ma tył.
Lizbeth: Chodźmy.
Poszli tam, a Davy biegał jak szalony. Nagle stanął. Pomerdał ogonem, potem warczał i zaczął szczekać.
Lizbeth: Davy, co się dzieje?
Ujrzała przed nim stojących piratów. Było ich 125. Rzucili się na załogę. Lizbeth pospiesznie wzięła szablę i zaczęła walczyć. Gdy ten próbował dźgnąć ją od lewej, ta odsuwała się w prawo, a gdy ten chciał ją dźgnąć od prawej, odsuwała się na lewo. Pirat próbował więc wbić jej szablę w głowę. Ale Lizbeth schyliła się. Pirat wbił szablę w drzewo. Gdy próbował ją wyciągnąć, ona wzięła kapelusz, włożyła na głowę i pobiegła do innego pirata. Akcja toczyła się i toczyła. Lizbeth przybiegła do Cutlera i wzięła z nim skrzynię ze skarbem. Zaczęli biec w stronę statku. Gdy pojawiał się jakiś pirat - zabijali go. Załoga biegła za nimi. Lizbeth pierwsza weszła na statek. Cutler przywiązał skrzynię do liny, po której zjechał.
Cutler: Możesz wciągać!
Niestety, skrzynia była za ciężka, a resztki załogi biegły małymi grupkami.
Lizbeth: Niech wejdzie tu ktoś z załogi! Na przykład Becketton!
Becketton czym prędzej wszedł po linie na statek i razem wciągnęli skarb. Gdy piraci byli na plaży, Otchłań odpływała już na Isla de Pelegostos. Lizbeth przeliczała funty.
Lizbeth: 1001, 1002, 1003... Dużo. I co z tym zrobimy?
Cutler: Jak to co? (podpił rum) Zostawimy. W końcu po co rozdawać, skoro można być najbogatszą załogą na świecie?
Lizbeth: Wiem, ale dla mnie to nie ma znaczenia... Dla mnie droższa jest Perła.
Cutler wypluł do wody cały łyk.
Cutler: Widzę, że zdążyłaś się już związać z... Jackiem?
Lizbeth: Wiesz, tato, że on wcale nie jest bylejaki?
Cutler: Skoro tak mówisz...
Załoga załadowała skarb. Lizbeth wciąż na burcie. Patrzyła w otwarty wisiorek i znów cicho śpiewała. Wszyscy zasnęli od kojących dźwięków morza połączonego z melodyjnym głosem. Płynęli szybko, ale podróż trwała dziwnie długo. Lizbeth nie mogła się doczekać, gdy zobaczy się z kapitanem Czarnej Perły i opowie o wszystkim. Davy chodził tam i z powrotem. To merdał ogonem, to warczał, to szczekał, to drapał w podłogę i szalał po pokładzie. Takie buszowanie obudziłoby załogę w ułamku sekundy. Ale nie! Byli tak zmęczenie, że nie chcieli już słuchać tego wszystkiego. Więc noc zapowiadała się spokojna i bezchmurna.
Co o tym sądzicie? xD
Ostatnio zmieniony przez Karottka dnia Wto 17:44, 05 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 17:56, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
No prosze jak zwykle, strasznie mi się podoba, co już cię nie powinno dziwić
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 19:27, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Jasne, że nie dziwi Więc przesyłam 11 rozdział
Powrót
Wzeszło słońce. Otchłań była już tylko kilka metrów od wyspy Isla de Pelegostos. Lizbeth obudziła się przy burcie. Domyśliła się, że nie zdążyła pójść do kajuty. Wyszedł Cutler.
Cutler: Spałaś na pokładzie?
Lizbeth: Tak.
Cutler: I nie zmarzłaś?
Lizbeth: Może trochę...
W tej chwili podpiła rum z butelki Cutlera. Otchłań dobiła do brzegu, a Lizbeth od razu rozpoznała Jacka leżącego na piasku.
Lizbeth: Byłabym wdzięczna, gdybyś nie szedł za mną.
Cutler: To twoja sprawa. Ale pamiętaj! Ufam ci.
Lizbeth tylko uśmiechnęła się i zjechała po linie. Podkradła się do Jacka. Ten usiadł, żeby widzieć, czy Otchłań nie płynie (biedak nie ma pojęcia, co go czeka). I nagle zobaczył przed sobą Lizbeth. Tak się przestraszył, że krzyknął.
Jack: A! Lizzie! Co ty tu robisz?
Lizbeth usiadła równolegle, głową do niego.
Lizbeth: Przypłynęłam, żeby cię zobaczyć. Czemu?
Jack: Nie, nic.
Lizbeth: (uśmiech) I jak tam było beze mnie?
Jack podpił rum.
Jack: Bywało lepiej. Popłynąłem na Tortugę, potem znów tu. A jak było u ciebie?
Lizbeth: Popłynęliśmy i znaleźliśmy butelkę, w której była mapa do skarbu, o który walczyliśmy z załogą i o mało mnie nie zabili.
Jack: Widzę, że się nie nudziłaś.
Lizbeth: Jasne, że się nudziłam. Czekałam, żeby wreszcie się z tobą zobaczyć.
Jack: Tak... Ja też.
Siedzieli na plaży aż do zmierzchu. Kiedy słońce zachodziło, Jack pokazał Lizbeth to, co zwiedzili ostatnim razem. Doszli do znajomej skały. Lizbeth rozpromieniała twarz. Podeszła do Jacka i mówiła do niego tonem wzruszonym i lekko ochrypłym.
Lizbeth: Pamiętasz?
Jack: Jakże mam nie pamiętać? Cały czas chodzi mi po głowie tamten dzień.
Usiedli na skraju skały i patrzyli, jak zachodzi słońce. Każdy dzień, godzina, minuta, sekunda zbliżała do siebie Jacka i Lizbeth. Dziewczyna była tak znudzona oglądaniem zachodu, że zasnęła. Jack położył się koło niej i równierz zasnął.
Następnego dnia Jack obudził się pierwszy. Podpił rumu i poczekał, aż obudziła się Lizbeth. Gdy wyszli na plażę, Lizbeth zobaczyła Cutlera tracącego cierpliwość.
Lizbeth: Poczekaj tu, ja powiem coś ojcu.
Pobiegła i zaczęła rozmawiać. Słychać było to głośniejsze tony, to niższe, w końcu Lizbeth przyszła.
Lizbeth: Mogę być na Perle przez ten tydzień.
Jack: To gdzie płyniemy?
Lizbeth: Na Tortugę. Już dawno tam nie byłam.
Weszli na Perłę (w całości oczywiście towarzyszył im Davy) i Jack ustalił kurs na Tortugę. Płynęła, jak płynęła. Lizbeth chodziła dookoła po pokładzie, dotykając różne rzeczy na statku. Kochała Perłę bardziej niż Otchłań. Uwielbiała posąg kobiety trzymającej Perłę na dziobie.
Lizbeth: Jak to się dzieje, że wchodząc na Perłę chciałabym zostać na niej już na zawsze?
Jack: Perła cię przyciąga, kotku? Sądzę więc, że gdybyś została na Perle już na zawsze, nie żałowałabyś.
Lizbeth: Chciałabym...
Podeszła do dzioba statku i śpiewała po cichu. Za każdym razem, gdy śpiewała ,,Dalej, kamraci!", podnosiła ton. Potem nagle obniżyła i przestała śpiewać. Poszła do kajuty kapitańskiej (Jack nie pożałował jej gościnności). Oglądała ją, jak się zmieniła i przypominała stare czasy, w których jeszcze nie znała go zbyt dobrze.
A jak to wyszło? Czekam też na komenty innych
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 19:36, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
No brawo brawo
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
Kuk
Dołączył: 12 Gru 2007
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z krańca Świata Płeć: piratka
|
Wysłany: Wto 20:03, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
Jeszcze 11 rozdziału nie przeczytałam, ale stwierdzam, że masz ekspresowe tempo pisania Karottko. Niedawno zaczynałaś, a już 11 rozdziałów
|
|
Powrót do góry |
|
|
black rose
Kanaka
Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z mrocznej otchłani
|
Wysłany: Śro 9:43, 06 Lut 2008 Temat postu: |
|
No super
Podoba mi się że tak szybko to piszesz
bo nie lubie czekać xD Jestem strasznie niecierpliwa
No to czekam na rozdział 12
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karottka
Zejman
Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Lublin Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 18:07, 06 Lut 2008 Temat postu: |
|
No to czekajcie xD Bo szczerze - ja w 5 sekund piszę stronę do googli w szkole. Więc co mnie tam jakiś rozdział xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scarlett
Korsarz
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: piratka
|
Wysłany: Śro 19:33, 06 Lut 2008 Temat postu: |
|
No to weź się streszczaj i pisz ten rozdział!! Ja tu normalnie za raz osiwieje przez ciebie
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|